Według
Paula Riceura tożsamość człowieka to po pierwsze różnica
względem innych, a po drugie identyczność względem siebie w
czasie. Przypomina to sposób, w jaki Arystoteles definiował słowa:
przez różnicę gatunkową i przynależność rodzajową. Można
więc tożsamość rozumieć jako samozdefiniowanie
się.
Uzdolniony
do takiego samozdefiniowania jest podmiot,
czyli
ktoś, kto może z sensem użyć zaimka „ja”. Bez pojęcia
tożsamości pozbawione znaczenia stałyby się między innymi
pojęcia wolności i odpowiedzialności, co zdaje się zagroziłoby
ładowi i sensowi ludzkiego świata.
chciałem
zostać motylem / ale powiedziano mi że / muszę być nosorożcem //
potem chciałem być / skowronkiem bocianem / ale powiedziano mi że
to niemożliwe // pytałem dlaczego – odpowiedziano / bo jesteś
nosorożcem
Dawno
dawno temu sądzono, że życie dzieli się na dwie
części o nierównej wartości: człowiek to najpierw dziecko, czyli
człowiek niezupełny, potem dorosły, to znaczy pełnowartościowy.
A potem się umiera. W epoce romantyzmu dodano do tego etap trzeci
– między dzieciństwem a dorosłością pojawiła się młodość
i od razu zaczęła się panoszyć: pisano ody na jej cześć, a
wyrażenie „stary romantyk” wydawało się wewnętrznie
sprzeczne. W Księdze
dżungli
znajdziemy hinduski pogląd, że życie mężczyzny składa się z
czterech
etapów (każdy po 20 lat): dziecka, wojownika, głowy rodziny i
mędrca. Czarodziej z Wiednia, twórca psychoanalizy Zygmunt Freud,
również dokonał podziału człowieczej biografii (na fazę oralną,
analną i genitalną – ale nie wdawajmy się w szczegóły). A
uczeń Freuda Erik Erikson wymyślił teorię faz cyklu życia, w
której proces rozwojowy człowieka składa się z ośmiu
części, pozostających ze sobą w zawiłych współzależnościach.
Fazę piątą cyklu życia, odpowiadającą temu, co potocznie nazywa
się wiekiem dojrzewania, nazwał fazą
kryzysu tożsamości.
budzę
się rano / w jakimś kryminale / bez krat // gdzie jestem pytam /
gdzie ja jestem
Piąta
faza to dialektyczne napięcie między intensywnym wewnętrznym
poczuciem buntu a równie silnie doświadczaną potrzebą wierności.
Młody człowiek pragnie demolować zastany świat i jednocześnie
gotów jest życie złożyć na takim czy innym ołtarzu. Napięcie
to może prowadzić do niebezpiecznych skutków: od ugrzęźnięcia w
negacji, w mówieniu „nie” wszystkiemu, co oferuje świat
dorosłych, przez histeryczne miotanie się i zadawanie ciosów na
oślep, aż po uległość takiej czy owakiej ideologicznej
manipulacji. Erikson, idąc tropem wiedeńskiego szamana, ze swej
hipotezy psychologicznej uczynił także teorię kultury. Nie chcę
tu oceniać, czy odnoszenie faz cyklu życia do całej historii
ludzkości jest teorią naukową (raczej nie) czy raczej tylko
zręczną metaforą. Ważne, że opisując współczesną
rzeczywistość, Erikson umieszcza ją właśnie w piątej fazie
cyklu rozwojowego. Świat grzęźnie w negacji, miota się od
ideologii do ideologii, manipuluje i poddaje manipulacji. Kryzys
tożsamości jest więc własnością, stanem rzeczy dzisiejszych
czasów. A polega to na nieumiejętności samozdefiniowania podmiotu,
czy, prościej mówiąc, na trudności, jaką sprawia pytanie: „Kim
jestem?”.
ze
ściany / patrzy na mnie / maska // twardym / pustym / okiem
Wiele opisów
kryzysu tożsamości sprowadza się do wyliczania jego przyczyn i
objawów „na zewnątrz” podmiotu – w zjawiskach
cywilizacyjnych, historycznych, społecznych, kulturowych. Nic już
nie jest tym, czym było. Znikające, powstające, przesuwające się
po mapie państwa. Spójrz, jak się w ciągu ostatniego pokolenia
namieszało wzdłuż naszych granic. Masowe migracje, wpływające na
kłopoty z tożsamością nie tylko tych, którzy migrują (Tamilów
w Norwegii czy Chińczyków na Litwie), ale także tych, którzy
pozostają „u siebie” (tych Szwedów czy Bułgarów, którzy na
parterze własnej kamienicy widzą afgańską restaurację czy
wietnamski sklep). Do tego konwulsyjne zmiany klimatyczne,
wyrafinowane wirusy, tyrania politycznej poprawności i coraz większy
popyt na środki psychoaktywne. Rewolucja medialna, nielicząca się
z granicami telewizja i Internet, prowadzą do popkulturowej
unifikacji: dziecko Aborygena i dziecko Polaka jednocześnie są
dziećmi Cartoon Networków, Simsów i Disneylandów.
rzeczywistość
/ którą oglądałem / przez brudną szybę / w poczekalni //
ujrzałem / twarzą w twarz
Były
prezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, a potem działacz na
rzecz stworzenia rządu światowego (prawda, jaki miły pomysł?)
Jacques Attali, w książce Linie horyzontu twierdzi, że
człowiek nowoczesny będzie – już jest – typem nowego
koczownika, pozostającego w nieustannym ruchu, wyposażonego w
protezy indywidualności: telefon komórkowy z dostępem do
Internetu i plastykowe karty, otwierające drzwi sklepów, banków i
instytucji w całej globalnej wiosce. Niedobory uczuciowe takiego
życia, spowodowane brakiem bliskich związków z innymi ludźmi, ma
zdaniem Attaliego rekompensować religia narcyzmu, kult przyjemności.
Jeśli tożsamość rozumieć jako zakorzenienie w rodzinie, miejscu
pracy, w obyczaju, języku, historii, wspólnocie – a więc w
czymś, co Simone Weil nazywa środowiskiem naturalnym, to
kłopot polega na tym, że trudno połapać się w mnogości
naturalnych i wirtualnych środowisk współczesnego świata, zbyt
płytkich, by dało się w nich zakorzenić.
Narcyz
zerknął / w zwierciadło / zobaczył głowę / drapieżnego ptaka
Ponieważ wszystko
płynie, hodowcy koczowników, czyli twórcy nowoczesnych
projektów edukacyjnych, za podstawowy cel kształcenia w dzisiejszej
szkole uznają umiejętność nieustannego bycia w ruchu: częstego
przenoszenia się z pracy do pracy, z miejsca na miejsce,
przekwalifikowywania się, zmieniania środowiska, a więc – w
pewnym sensie – modyfikowania płynnej tożsamości. Nie mogę
wejść dwa razy do tej samej rzeki nie tylko dlatego, że rzeka
płynie, ale też dlatego, że wstępuję w nią coraz
bardziej inny (Herbert).
Typowy
zachodni konsument (tak tak, to ja) umieszcza część swojej
tożsamości (o ile tożsamość ma części) w rzeczach, a rzeczy te
podlegają coraz szybszej wymianie na „nowe lepsze” rzeczy. W
warunkach nowoczesnego rynku konsument jest w coraz mniejszym stopniu
podmiotem, a w coraz większym – przedmiotem. Rynkowa rzeczywistość
kwestionuje Kantowski imperatyw moralny: dla producenta (który
zresztą rzadko bywa osobą, częściej bezosobową korporacją)
człowiek jest tylko środkiem (do celu: Władzy i Zysku), a nie
zarazem celem. A rynek zagarnia wszystko, wszystko poddaje
regułom podaży i popytu: towary, usługi, gazy cieplarniane,
embriony, idee, holocaust i terror, miłosierdzie i śmierć.
wielka
czarna mucha / uderza w szybę / w słońcu jest lazurowa / uderza w
szybę / jestem więc zamknięty
Można też opisać
historię kryzysu podmiotu „od wewnątrz”, pozostać na gruncie
historii filozofii.
jestem
Nikt / czy znacie Nikta
Nowożytne myślenie
zaczęło się od Kartezjusza, który w swoich poszukiwaniach wiedzy
pewnej odrzucił to, co w średniowiecznej filozofii było
niepodważalne: autorytet (Objawienia i dogmatów). Jak wiadomo,
Kartezjusz wiedzę pewną znalazł: fundamentem poznania i bytu jest
res cogitans, rzecz myśląca, ja. Kartezjusz zbudował na tym
fundamencie cały gmach racjonalistycznego systemu. Swoim cogito
ergo sum ustanowił królestwo podmiotu. Podmiot – poznająca
świadomość – stał się sceną, na której rozgrywa się
poznanie.
Niewiele
może od „racjonalnego” różni się „podmiot empiryczny” –
tabula rasa, czysta tablica, na której dzięki pięciu
zmysłom rysują się obrazy świata, a może nie tylko obrazy, ale i
samo istnienie. Esse est percipi, być to być postrzeganym. W
jakiś więc sposób podmiot – postrzegająca świadomość –
powołuje świat do istnienia, przy czym samo istnienie polega na
obecności – pod postacią zmysłowych wrażeń – na „scenie
podmiotu”. Ale fajnie: myślące albo postrzegające „ja” to
fundament i ostateczna instancja bytu, sensu i prawdy.
zapatrzony
w siebie / powiedz co widzisz // nie wiem
Jak się okazuje,
nie ma żadnej „sceny”. Świadomość jest zawsze świadomością
czegoś, świadomość „czysta”, czy „pusta” – jest
niestwierdzalna. Właściwie trudno uchwycić różnicę (poza
językową) między świadomością, uświadamianiem sobie i tym, co
uświadamiane. Podmiotem, aktem i treścią. Więc podmiot „upłynnia
się”, skoro płynne (zmienne, z samymi sobą sprzed chwili
nietożsame) są akt i treść świadomości. Więc gdzie tożsamość?
Co jest tożsame? Być może „ja” jest tylko daremną próbą
językowego zawładnięcia, zapanowania nad strumieniem świadomości.
na
granicy snu / i jawy / pomyślałem / poczułem / że to ja jestem /
biegnę w stronę cmentarza
Kropkę nad „i”
stawiają dwaj dwudziestowieczni filozofowie francuscy, Michel
Foucault i Jacques Derrida, którzy ogłosili kres człowieka.
Derrida w eseju pod tym właśnie tytułem powraca do tekstów Hegla,
Husserla i Heideggera. Tym, co oprócz inicjału łączy trzech
filozofów, jest stosowane przez nich (przez każdego inaczej)
pojęcie fenomenologii. Derrida dowodzi, że ich teksty odczytywane
były dotąd błędnie jako teksty humanistyczne, sprowadzające
ontologię do antropologii filozoficznej. (Przez „sprowadzanie
ontologii do antropologii” należy rozumieć pogląd, że myślenie
o bycie tak naprawdę jest myśleniem o człowieku). Okazuje się, że
fenomenologia w wersji każdego z tych trzech filozofów w istocie
jest krytyką antropologizmu. W ujęciu fenomenologicznym Edmunda
Husserla podmiot: poznająca świadomość, nie wydaje się „kimś”
ani nawet „czymś”. Świadomość jest raczej aktem,
dzianiem się, w którym to, co poznawane i samo poznawanie stają
się jednym i tym samym. Znika identyczność względem siebie w
czasie – która jest koniecznym warunkiem tożsamości. Z kolei
Heideggerowskie bycie, uprzednie wobec jakiegokolwiek bytu,
jako „podstawa” albo „fundament” jest też uprzednie wobec
podmiotu czy człowieka. Człowiek? Po co nam człowiek?
pusty
pokój // pusty? / przecież ja w nim jestem
Natomiast Michel
Foucault pokazuje, że coś takiego jak „człowiek” jest owocem
kulturowych i społecznych uwarunkowań, których ukrytym mechanizmem
jest terror, władza i zniewolenie. W ten sposób człowiek okazuje
się raczej produktem niż podmiotem.
Rozpad podmiotu po
pierwsze jest skutkiem przemian cywilizacyjnych: „ja” pęka i
pryska pod ciśnieniem świata, miażdżone walcem modernizacji. Po
drugie podmiot – człowiek, wnikając w głąb własnych podstaw,
dociekając sedna, odkrywa własną „nicość” czy „fikcyjność”.
Człowiek (…) to wynalazek, którego pochodzenie jest
niedawne, a kres być może bliski (Foucault). „Podmiot” i
„tożsamość” mogą okazać się pustymi dźwiękami. Tym mniej
tu miejsca na „innych”. Zaratustra (pod koniec filozoficznego
poematu Fryderyka Nietzschego) odwraca się tyłem do innych i wraca
w góry, do swojej samotności.
…twarz
/ w zamglonym lustrze / spływa jak deszcz // a ty / kiedy patrzysz
na siebie / co widzisz
2. TY
Teraz
będzie o egzystencjalnych wymiotach. Filozofem, który „zbieranie
się na wymioty” umieścił w akademickim dyskursie, był Jean-Paul
Sartre. Jak wynika z rozważań Jean-Paula Sartre’a, Inny jest
groźny, Inny jest brzydki, Inny jest zły.
to
chyba ten Sam / szpony ma wczepione / we własne obce już ciało /
podskakuje / próbuje unieść ofiarę / siebie do pustego nieba /
ale już nie odleci / na tym twardym krześle
A
rozważania Sartre’a wyglądają mniej więcej tak (uwaga, czytaj
pomału): świadomość jest świadoma siebie, nawet jeżeli nie jest
ku samej sobie zwrócona. Bo bycie świadomości polega na jej
jawieniu się samej sobie. Tak rozumiana, świadomość jest
bytem-dla-siebie. Poznanie świata jest możliwe, gdyż
świadomość może się też zwrócić ku temu, co poznaje. Tym, co
poznawane, są zjawiska, czyli sposoby jawienia się przedmiotów w
świadomości. Jednak przedmioty istnieją realnie, a nie są tylko
wytworem świadomości. Przedmiot jest bytem-w-sobie, a
doświadczenie realności tego bytu jest dla człowieka źródłem
mdłości i trwogi. Rozpoznając rzecz poznawaną jako byt-w-sobie,
egzystencjalista powiada: „rzygać mi się chce”. Świadomość
nie jest z sobą tożsama na sposób bytu-w-sobie, jest raczej
stosunkiem do samej siebie. Egzystencja poprzedza esencję –
znaczy to, że staję się kimś na drodze wyboru, niejako
wybieram siebie. W tym sensie jestem skazany na wolność:
celem mojego istnienia jest zaangażować się w tworzenie własnego
bytu i sposobu bycia. Na tej drodze Ktoś Inny, doświadczany przeze
mnie jako byt-w-sobie, a jednocześnie „domniemany”
byt-dla-siebie, zdaje się być czymś wewnętrznie
sprzecznym. A po drugie jest przeszkodą dla mojej wolności. Stąd
piekło to inni.
tak
oczywiście jesteśmy mięsem / jesteśmy potencjalną padliną /
kiedy idę do sklepu rzeźniczego / zawsze myślę jakie to
zdumiewające / że to nie ja wiszę na haku
Do
podobnych, choć mniej ugruntowanych ontologicznie wniosków doszedł
wcześniej (o jedną wojnę wcześniej) od Sartre’a Witold
Gombrowicz. Jak pokazuje m.in. Ferdydurke, inni stanowią
nieprzezwyciężalną przeszkodę dla człowieka poszukującego
autentyczności. Człowiek, jako istota społeczna czy stadna,
skazany jest na bycie z innymi, a znowuż inni, poprzez wchodzenie w
relacje, współuczestniczą w tworzeniu zniewalającej Formy, która
w przypadku osobowego podmiotu przybiera postać Gęby. Autentyczna
samorealizacja według autora Pornografii polegać by miała
na nieustannym atakowaniu Formy. Na destrukcji, negacji każdego
porządku. Niech żyje chaos. Jedyny sposób bycia Innego to bycie
antagonistą.
wygryziona
szpara / ust // jej twarz / rozpada się / w moich dłoniach
Z
tej samej co Sartre szkoły – fenomenologii Husserla i Heideggera –
wyrósł Emmanuel Lévinas. A jednak jego myśl podążyła w
zupełnie innym kierunku. Lévinas – francuskojęzyczny Żyd rodem
z Kowna – pyta, jaka filozofia jest jeszcze możliwa po Auschwitz i
Kołymie. I stara się pokazać, że cała historia filozofii, od
Platona począwszy, jest kryminałem, w którym to, co poznawane,
jest zawłaszczane przez poznający podmiot, czynione niejako
„własnością” poznającej świadomości. Mówiąc językiem
Lévinasa: to, co Inne, czynione jest częścią Tego Samego. Jeżeli
coś „upiera się” być obce, wówczas jest albo kwestionowane,
albo przemocą zniewalane (kiedy staje się „tematem”,
„przedmiotem” albo „pojęciem”). Od Platona do Hitlera: na
końcu takiego myślenia jest totalitaryzm i Zagłada.
przeszedł
człowiek / pomyślałem / i tak będziemy się mijali / do końca /
i po końcu świata
Wypada
więc zacząć filozofię od nowa, to znaczy jeszcze raz zapytać o
filozofię pierwszą. W ujęciach klasycznych taką filozofią
pierwszą była ontologia, teoria bytu. Lévinas proponuje, by
filozofią pierwszą, nową metafizyką stała się etyka. W takiej
etyce Inny jest akceptowany jako inny radykalnie, absolutnie, a więc
niemogący stać się przedmiotem rozumienia czy pojmowania. To Samo,
czyli Ja, aby Innego spotkać nie redukując go do Tego Samego, musi
zdecydować się na samoograniczenie, niejako wycofać się z siebie.
W praktyce oznacza to gotowość do niebaczącego na korzyść
Uczynku na rzecz Innego, do absolutnej odpowiedzialności za Innego,
do rezygnacji z siebie aż do poświęcenia życia. Wartością w
etyce Lévinasa jest Inny, właśnie jako inny – a więc
nieredukowalny do niczego zrozumianego czy pojętego. A wartość to
rzecz ważna, rzecz najważniejsza, jedyna.
jeśli
nie jesteś oślepiony / jeśli nie jesteś promiennym głupcem /
odwracasz się od siebie / wchodzisz / do gabinetu osobliwości
Myśl
Lévinasa została podjęta przez polskiego filozofa Józefa
Tischnera, który Lévinasową „filozofię dialogu” przemianował
na „filozofię dramatu”. Dramat zaczyna się w momencie spotkania
z Innym na scenie świata. Pierwszym aktem dramatu jest pytanie: „Kim
jesteś?”. W kulminacji pada odpowiedź: „Przeklęty” lub
„Błogosławiony”. Według tych dwóch możliwości oceniamy
innych i siebie. Od wyboru między nimi zależy sens i jakość
naszego życia. Ksiądz Tischner nie jest tak radykalny jak Lévinas
w odrzuceniu możliwości jakiegoś rozumienia czy pojmowania Innego,
być może dlatego, że po chrześcijańsku musi brać pod uwagę
maksymę kochaj bliźniego jak siebie samego. Ale,
podobnie jak Lévinas, etykę stawia Tischner „na początku”.
Widać to nawet w sposobie używania języka: prawda, dobro i piękno
są dla niego „żywiołami”, a więc czymś analogicznym do
podstawowych pojęć pierwotnej, przedsokratejskiej metafizyki,
filozofii pierwszej.
słyszycie
ten krzyk / o jeden łyk / o jeden łyk wody / woła cała ludzkość
/ o jeden łyk / banalnej wody
Oto między Sartrem
i Gombrowiczem z jednej strony a Lévinasem i Tischnerem z drugiej
odbywa się pojedynek na racje, spór w sprawie wartości, jaką
należy przypisać Innemu i Temu Samemu. W sprawie wyceny siebie
samego i drugiego człowieka. Serce skłania się raczej ku tej
drugiej stronie, gdyż, jak się zdaje, Lévinas i Tischner bardziej
niż Sartre i Gombrowicz reprezentują to, co w filozofii
najcenniejsze, a coraz rzadsze: jej mądrościowy wymiar. Większość
filozofów nowoczesnych odżegnuje się od roli „nauczycieli
życia”, ale jeśli filozofia żyć nie pomaga, to jakiż ma być
jej sens? Niech sczeźnie i zginie.
czego byłoby
żal // ciszy między naszymi twarzami / i słów które nie zostały
/ wypowiedziane / bo to co boskie / między ludzkimi istotami /
ciągle poszukuje / swojego wyrazu
„Skłonność
serca” to jednak nie wszystko. Wątpliwości może budzić projekt
eliminacji, ograniczenia podmiotu, samoograniczenia Ja. Projekt taki
grozić może samodestrukcją, niechcący (?) wesprzeć postępujący
kryzys tożsamości. Wygląda na to, że Ja jest co prawda
niesamowystarczalne – ale i nieuchronne. I tak dalej.
zacząłem
czytać / jeszcze raz / od początku / ale nie zrozumiałem // nie
zrozumiałem nic / tak jakbym odszedł / daleko od tego miejsca / od
tej mowy / od siebie
słucham
deszczu // tak mało potrzeba / człowiekowi / do szczęścia
------------------------------------------------------------
Esej zaczerpnięto z tomu filozoficzno-literackich „Pochwała niezrozumiałości” Wojciecha Czaplewskiego; Biblioteka „Latarni Morskiej”, Wydawnictwo KAMERA, Kołobrzeg 2013, s. 172.Wojciech Czaplewski urodził się w 1961 roku w Gliwicach. Od 1973 roku kołobrzeżanin. Absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (filologia polska). Wierny powołaniu nauczyciel, „z doskoku” dziennikarz, pisarz, ilustrator, poeta, recenzent, scenarzysta, aktor, organizator przedsięwzięć artystycznych. Szczęśliwy ojciec sześciorga dzieci. Opublikował podręcznik do filozofii Filozofia z przyległościami, (Warszawa 2000), współautor m. in. almanachów Wokół słowa (Kołobrzeg 2006, 2007, 2008), felietonista „Kulis Kołobrzeskich”, zamieszczał eseje i artykuły m. in. w „Latarni Morskiej”, „Frondzie”, „Zeszytach Literackich”, „Scenie”, prozę w „Pobrzeżu” i „Małej Fantastyce”, wiersze w wydawnictwach lokalnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.