Nowoczesny typ reformatora podbiega do niego w podskokach i oznajmia: "Nie widzę żadnego pożytku z tego płotu. Usuńmy go!". Bardziej inteligentny reformator powinien na to odpowiedzieć: "Jeśli nie widzisz pożytku z tego płotu, na pewno nie pozwolę ci go usunąć. Odejdź i pomyśl. Kiedy wrócisz do mnie i powiesz, że widzisz sens jego istnienia, wówczas będzie wolno ci go zniszczyć".
Ten paradoks opiera się na elementarnym zdrowym rozsądku. Płot nie wyrósł sam. Nie został ustawiony przez lunatyków w somnambulicznym śnie. Jest wysoce nieprawdopodobne, by wznieśli go zbiegli ze szpitala wariaci. Ktoś z jakiejś racji myślał, że będzie to dla kogoś dobre. Dopóki tej racji nie poznamy, nie możemy osądzić, na ile była racjonalna. Jeżeli dzieło istot ludzkich, takich jak my, wydaje się nam kompletnie bezsensowne i zagadkowe, zachodzi graniczące z pewnością prawdopodobieństwo, że przeoczyliśmy jakiś cały aspekt sprawy.
Niektórzy reformatorzy pokonują tę trudność, zakładając z góry, że ich ojcowie byli głupcami. Cóż, można tylko powiedzieć, że głupota jest widać dziedziczna. Prawda przedstawia się bowiem tak, że nikt nie powinien niszczyć żadnej instytucje życia publicznego, dopóki nie ujrzy jej w wymiarze historycznym. Jeśli wie, jak powstała i jakim zadaniom miała służyć, może uznać, że były to złe zadania, albo że stały się złe od tamtej pory, albo że instytucja już ich nie spełnia. Ale jeśli po prostu gapi się na nią jak na jakieś monstrualne malowane wrota, które ni stąd ni z owąd wyrosły mu na drodze, wówczas to on sam, nie zaś zwolennik tradycji, postrzega świat przez pryzmat złudzeń. Można by nawet powiedzieć, że postrzega świat jako koszmar senny.
Tłumaczenie:
Jaga Rydzewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.