Ludzie żyją tu w złudzeniu, że
mówią po angielsku, a nawet słyszałem ubolewających nade mną,
że mówię „ z angielskim akcentem!” Człowiek, który ubolewał,
mówił, według mego zdania, złodziejskim żargonem. I wszyscy tak
samo mówią. Inaczej akcentują mowę, inaczej wymawiają wyrazy.
Amerykanie właściwie nie mają własnego języka. To jest narzecze,
żargon, prowincjonalna wymowa itd. Ale od chwili, gdym ich usłyszał
mówiących, znikło dla mnie całe piękno utworów Bret Harta, bo w
czytaniu jego płynnej, rytmicznej prozy zgrzytają mi akcenty,
używane w jego dziwacznej ojczyźnie.
Reporter zapytał mnie między innymi o to, co myślę o Kalifornii, a ja odparłem słodko, że jest to kraina uświęcona dla mnie przez to samo, że jest rodzinnym krajem Bret Harta. I mówiłem prawdę.
- No! – odparł mi reporter. – Bret Harte przyznaje się do Kalifornii, ale Kalifornia nie przyznaje się do niego. Tak długo przebywał w Anglii, że zrobił się zupełnie Anglikiem Ale czy widziałeś pan nasze fabryki sztucznych ogni i nowe budynki redakcji Examinera?
Nie potrafił tego zrozumieć, że na szerokim świecie czasami całe miasto niej waży, niż jeden jedyny człowiek…
Kipling
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.