We wschodniej części delty Nilu
znajdował się okręg zwany Panefisis. Była to niegdyś niezwykle
żyzna okolica, leżąca tuż nad Morzem Śródziemnym i zdolna ponoć
wyżywić cały dwór królewski; w IV wieku
jednakże, po trzęsieniu ziemi i zalaniu dużej części okręgu
przez morze, było tam już niewiele terenów uprawnych, a głównie
słone bagna. Gdzie nie mogli żyć zwykli ludzie, tam osiadali
asceci; wykorzystując pozostałe na wzgórzach ruiny dawnych wiosek,
mieszkali tam jak na wyspach. Kasjan, mnich-pielgrzym, a później
pisarz, w swojej wędrówce odwiedził trzech takich ascetów; z tych
trzech najlepiej znany jest Józef.
Był Koptem z miasta Thmuis, ale znał
doskonale grekę i najwyraźniej był wykształcony. Został, jak się
zdaje, z początku uczniem miejscowego wyspiarza, abba Nisteroosa, do
którego miał około sześciu mil drogi. Wśród apoftegmatów tego
ostatniego znajdujemy udzieloną Józefowi naukę co do opanowania
języka. Dialog wyglądał tak:
— Abba, co mam robić z językiem,
bo nie umiem go opanować? — A kiedy już mówisz, czy to
cię zaspokaja? (Nisteroos doskonale przewidział odpowiedź na
to pytanie, bo wiedział, że potrzeba mówienia rośnie w człowieku
w miarę jej zaspokajania). -Nie... — Skoro nie, to po
cóż mówisz? Milcz raczej, a jeśli zdarzy się rozmowa, więcej
słuchaj, niż gadaj.
Logika nie do odparcia — praktyka
trudna! Ale Józefa to przekonało. Jak skutecznie, dowodzi tego inna
anegdota. Kilku braci wraz z Józefem odwiedziło św. Antoniego, a
ten zadał im pytanie dotyczące sensu jakiegoś zdania z Biblii.
Każdy z obecnych dawał swoją wykładnię, i tylko Józef
powiedział krótko: Nie wiem. I Antoni uznał jego odpowiedź
za najzdrowszą... Józef nie był już wtedy nowicjuszem, liczył
się do mnichów dojrzałych; widocznie zebrał już owoce
narzuconego sobie siłą milczenia i stracił przynajmniej ochotę do
tego, żeby się mądrzyć. Przyjaźnił się z milczkiem Teodorem:
to jego zapragnął widzieć, kiedy był już śmiertelnie chory.
Widać, że między osadami mniszymi na pustyni zachodniej a Deltą
kontakty były częste; widać to zresztą także i po tym, że wśród
przychodzących do Józefa po „słowo" znajdujemy Pojmena ze
Sketis i Lota z Fajum w centralnym Egipcie czy Eulogiusza z Enaton
koło Aleksandrii. Jest także anegdota o dwóch nieznanych z imienia
starcach, którzy mieli wędrować razem do abba Józefa, wioząc
bagaże na ośle; niewątpliwie nie mieli więc blisko.
Kasjan, który dotarł do Panefisis
około roku 385, przypisuje Józefowi dwie konferencje: o przyjaźni
oraz o postanowieniach; relacjonuje ponadto, że on i jego towarzysz
przedstawili mu ważny problem, który ich właśnie dręczył. Dali
bowiem słowo swoim współbraciom w Palestynie, że wrócą do nich
szybko, ale dali je, nie znając warunków podróżowania po Egipcie;
gdyby go chcieli dotrzymać, musieliby zawrócić już teraz, na
samym początku podróży, a tym samym wyrzec się osiągnięcia
celu, w którym tu przybyli, czyli zebrania nauk wielu słynnych
starców. Abba Józef rozstrzygnął tę trudność, zachęcając ich
do pozostania w Egipcie tak długo, aż spełnią rzeczywisty cel
swojej podróży; moralnym kwestiom związanym z tym problemem
poświęcona jest jego druga konferencja. Tak więc to Józefowi
zawdzięczamy ostatecznie powstanie dzieła Kasjana, bezcennego
zarówno dla rozwoju duchowości monastycznej, jak i dla historii.
Józef jako dojrzały abba miał
oczywiście i stałych uczniów, a nie tylko przygodnych słuchaczy.
W udzielaniu nauk jednym i drugim posługiwał się chętnie znakami
zewnętrznymi, nawet czymś w rodzaju pantomimy. Co bardzo ciekawe i
ważne, traktował uczniów indywidualnie i nawet jeśli
przedstawiali mu taki sam problem, potrafił go rozstrzygać w sposób
zależny od ich aktualnego poziomu duchowego i zdolności. Młody
Pojmen miał nawet o to żal do Józefa, kiedy stwierdził
niezgodność między odpowiedzią udzieloną jakiemuś bratu
Tebańczykowi a tą, którą sam otrzymał. Widocznie bracia
dyskutowali między sobą otrzymane od mistrza „słowa" i przy
tej okazji wyszła na jaw różnica. Józef, który widział u
Pojmena więcej siły duchowej niż u Tebańczyka, musiał mu wówczas
wyjaśnić zasadę, którą się kierował, a my przy tej okazji
otrzymujemy jedną z najciekawszych lekcji jednego z tych mistrzów
pustyni, którzy rozumieli słowa św. Pawła, że każdy ma własny
dar od Boga.
Inny ciekawy epizod dotyczy Eulogiusza,
kapłana z wielkiego klasztoru w Enaton i sławnego postnika, który
zjawił się w Panefisis z gromadką uczniów i któremu Józef dał
poglądową lekcję ukrywania swoich praktyk zarówno pobożnych, jak
i ascetycznych. Lekcja musiała być skuteczna, skoro Eulogiusz
został później uznany za świętego; miałby chyba na to małe
szanse bez interwencji abba Józefa... Było tak. Eulogiusz przyszedł
ze swymi uczniami w odwiedziny do sławnego starca w nadziei
zbudowania się jeszcze surowszymi postami, jeszcze dłuższymi
czuwaniami i nabożeństwami. Józef z racji przybycia gości kazał
braciom, by podali lepsze niż zwykle jedzenie — a wtedy,
niewątpliwie zgodnie ze stałym zwyczajem przybyłej grupy, jeden z
uczniów (nie sam Eulogiusz oczywiście!) zaprotestował, ogłaszając,
że jego mistrz jada wyłącznie chleb z solą. Abba Józef nic nie
odpowiedział, gdyż nie do niego należało pouczanie gościa i
cytowanie mu zasady, że lepiej jest jeść mięso i pić wino,
niż opowiadać o swoich postach, ale po cichu wydał rozkaz
braciom, żeby aż do odejścia Eulogiusza nic z normalnych praktyk
nie działo się na widoku. Bracia tej nocy modlili się więc w
ukryciu, a rano Eulogiusz, zgorszony wieczorną ucztą i nocnym
brakiem pobożności, zabrał swoich towarzyszy i odszedł.
Zabłądzili jednak (może nie zdołali znaleźć ścieżki przez
bagna) i musieli wrócić, a zjawiając się znienacka, zastali już
zgoła inne porządki. Eulogiusz poprosił o wyjaśnienie i wtedy
Józef nauczył go rozróżniania pobudek i wykorzenił z jego
serca wszelkie ludzkie względy. Odtąd Eulogiusz nabrał umiaru,
jadał wszystko, co mu podawano — i tak doszedł do świętości.
Czy więc Józef był wyznawcą
programu minimum? Abba Lot przyszedł do abba Józefa i powiedział:
„Abba, jak umiem, tak wypełniam moją małą regułę co do
oficjum, postu, modlitwy, rozmyślania, milczenia... Jak umiem, tak
się staram o czystość myśli... Co mam jeszcze robić ponadto?"
A starzec powstał i wyciągnął ręce do nieba, i jego palce
(zapewne na tle zachodzącego słońca) stały się jakby
dziesięć pochodni. I rzekł: „Jeśli chcesz, cały stań
się jak płomień".
To nie był program minimum: to była
tylko znajomość rzeczywistej drogi do maksimum.
Za:
Małgorzata Borkowska OSB, Twarze Ojców Pustyni, Wydawnictwo
ZNAK, Kraków 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.