środa, 4 grudnia 2013

Abba Józef


We wschodniej części delty Nilu znajdował się okręg zwany Panefisis. Była to niegdyś niezwykle żyzna okolica, leżąca tuż nad Morzem Śródziemnym i zdolna ponoć wyżywić cały dwór królewski; w IV wieku jednakże, po trzęsieniu ziemi i zalaniu dużej części okręgu przez morze, było tam już niewiele terenów uprawnych, a głównie słone bagna. Gdzie nie mogli żyć zwykli ludzie, tam osiadali asceci; wykorzystując pozostałe na wzgórzach ruiny dawnych wiosek, mieszkali tam jak na wyspach. Kasjan, mnich-pielgrzym, a później pisarz, w swojej wędrówce odwiedził trzech takich ascetów; z tych trzech najlepiej znany jest Józef.

Był Koptem z miasta Thmuis, ale znał doskonale grekę i najwyraźniej był wykształcony. Został, jak się zdaje, z początku uczniem miejscowego wyspiarza, abba Nisteroosa, do którego miał około sześciu mil drogi. Wśród apoftegmatów tego ostatniego znajdujemy udzieloną Józefowi naukę co do opanowania języka. Dialog wyglądał tak:

Abba, co mam robić z językiem, bo nie umiem go opanować? A kiedy już mówisz, czy to cię zaspokaja? (Nisteroos doskonale przewidział odpowiedź na to pytanie, bo wiedział, że potrzeba mówienia rośnie w człowieku w miarę jej zaspokajania). -Nie... Skoro nie, to po cóż mówisz? Milcz raczej, a jeśli zdarzy się rozmowa, więcej słuchaj, niż gadaj.

Logika nie do odparcia — praktyka trudna! Ale Józefa to przekonało. Jak skutecznie, dowodzi tego inna anegdota. Kilku braci wraz z Józefem odwiedziło św. Antoniego, a ten zadał im pytanie dotyczące sensu jakiegoś zdania z Biblii. Każdy z obecnych dawał swoją wykładnię, i tylko Józef powiedział krótko: Nie wiem. I Antoni uznał jego odpowiedź za najzdrowszą... Józef nie był już wtedy nowicjuszem, liczył się do mnichów dojrzałych; widocznie zebrał już owoce narzuconego sobie siłą milczenia i stracił przynajmniej ochotę do tego, żeby się mądrzyć. Przyjaźnił się z milczkiem Teodorem: to jego zapragnął widzieć, kiedy był już śmiertelnie chory. Widać, że między osadami mniszymi na pustyni zachodniej a Deltą kontakty były częste; widać to zresztą także i po tym, że wśród przychodzących do Józefa po „słowo" znajdujemy Pojmena ze Sketis i Lota z Fajum w centralnym Egipcie czy Eulogiusza z Enaton koło Aleksandrii. Jest także anegdota o dwóch nieznanych z imienia starcach, którzy mieli wędrować razem do abba Józefa, wioząc bagaże na ośle; niewątpliwie nie mieli więc blisko.

Kasjan, który dotarł do Panefisis około roku 385, przypisuje Józefowi dwie konferencje: o przyjaźni oraz o postanowieniach; relacjonuje ponadto, że on i jego towarzysz przedstawili mu ważny problem, który ich właśnie dręczył. Dali bowiem słowo swoim współbraciom w Palestynie, że wrócą do nich szybko, ale dali je, nie znając warunków podróżowania po Egipcie; gdyby go chcieli dotrzymać, musieliby zawrócić już teraz, na samym początku podróży, a tym samym wyrzec się osiągnięcia celu, w którym tu przybyli, czyli zebrania nauk wielu słynnych starców. Abba Józef rozstrzygnął tę trudność, zachęcając ich do pozostania w Egipcie tak długo, aż spełnią rzeczywisty cel swojej podróży; moralnym kwestiom związanym z tym problemem poświęcona jest jego druga konferencja. Tak więc to Józefowi zawdzięczamy ostatecznie powstanie dzieła Kasjana, bezcennego zarówno dla rozwoju duchowości monastycznej, jak i dla historii.

Józef jako dojrzały abba miał oczywiście i stałych uczniów, a nie tylko przygodnych słuchaczy. W udzielaniu nauk jednym i drugim posługiwał się chętnie znakami zewnętrznymi, nawet czymś w rodzaju pantomimy. Co bardzo ciekawe i ważne, traktował uczniów indywidualnie i nawet jeśli przedstawiali mu taki sam problem, potrafił go rozstrzygać w sposób zależny od ich aktualnego poziomu duchowego i zdolności. Młody Pojmen miał nawet o to żal do Józefa, kiedy stwierdził niezgodność między odpowiedzią udzieloną jakiemuś bratu Tebańczykowi a tą, którą sam otrzymał. Widocznie bracia dyskutowali między sobą otrzymane od mistrza „słowa" i przy tej okazji wyszła na jaw różnica. Józef, który widział u Pojmena więcej siły duchowej niż u Tebańczyka, musiał mu wówczas wyjaśnić zasadę, którą się kierował, a my przy tej okazji otrzymujemy jedną z najciekawszych lekcji jednego z tych mistrzów pustyni, którzy rozumieli słowa św. Pawła, że każdy ma własny dar od Boga.

Inny ciekawy epizod dotyczy Eulogiusza, kapłana z wielkiego klasztoru w Enaton i sławnego postnika, który zjawił się w Panefisis z gromadką uczniów i któremu Józef dał poglądową lekcję ukrywania swoich praktyk zarówno pobożnych, jak i ascetycznych. Lekcja musiała być skuteczna, skoro Eulogiusz został później uznany za świętego; miałby chyba na to małe szanse bez interwencji abba Józefa... Było tak. Eulogiusz przyszedł ze swymi uczniami w odwiedziny do sławnego starca w nadziei zbudowania się jeszcze surowszymi postami, jeszcze dłuższymi czuwaniami i nabożeństwami. Józef z racji przybycia gości kazał braciom, by podali lepsze niż zwykle jedzenie — a wtedy, niewątpliwie zgodnie ze stałym zwyczajem przybyłej grupy, jeden z uczniów (nie sam Eulogiusz oczywiście!) zaprotestował, ogłaszając, że jego mistrz jada wyłącznie chleb z solą. Abba Józef nic nie odpowiedział, gdyż nie do niego należało pouczanie gościa i cytowanie mu zasady, że lepiej jest jeść mięso i pić wino, niż opowiadać o swoich postach, ale po cichu wydał rozkaz braciom, żeby aż do odejścia Eulogiusza nic z normalnych praktyk nie działo się na widoku. Bracia tej nocy modlili się więc w ukryciu, a rano Eulogiusz, zgorszony wieczorną ucztą i nocnym brakiem pobożności, zabrał swoich towarzyszy i odszedł. Zabłądzili jednak (może nie zdołali znaleźć ścieżki przez bagna) i musieli wrócić, a zjawiając się znienacka, zastali już zgoła inne porządki. Eulogiusz poprosił o wyjaśnienie i wtedy Józef nauczył go rozróżniania pobudek i wykorzenił z jego serca wszelkie ludzkie względy. Odtąd Eulogiusz nabrał umiaru, jadał wszystko, co mu podawano — i tak doszedł do świętości.

Czy więc Józef był wyznawcą programu minimum? Abba Lot przyszedł do abba Józefa i powiedział: „Abba, jak umiem, tak wypełniam moją małą regułę co do oficjum, postu, modlitwy, rozmyślania, milczenia... Jak umiem, tak się staram o czystość myśli... Co mam jeszcze robić ponadto?" A starzec powstał i wyciągnął ręce do nieba, i jego palce (zapewne na tle zachodzącego słońca) stały się jakby dziesięć pochodni. I rzekł: Jeśli chcesz, cały stań się jak płomień".

To nie był program minimum: to była tylko znajomość rzeczywistej drogi do maksimum.

Za: Małgorzata Borkowska OSB, Twarze Ojców Pustyni, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.