Niestety,
samotność mnicha w ostatnim roku jego życia zaczęła się
rozpadać. Ludzie dowiedzieli się, gdzie jest pustelnia, i coraz
częściej tę samotność naruszali. Zmienił zupełnie swój
rozkład dnia. Nie chciał być turystyczną atrakcją. Oczywiście,
byli ludzie, którzy mieli rzeczywisty powód zobaczenia się z
nim. Lecz gdy nie było w planie żadnych odwiedzin, Merton rano
pracował, a popołudnia spędzał w lesie. Wracał późnym
wieczorem, drogą niewidoczną z pustelni. Rozglądał się, czy
w pobliżu nie stoi samochód. Często dostrzegał intruza i czekał,
aż rozczarowany odjedzie. To kłopotliwe położenie sprawiło, że
zaczął myśleć o znalezieniu jakiegoś miejsca, gdzie mógłby żyć
w niezakłóconej ciszy i odosobnieniu.
To właśnie wtedy Merton dowiedział się od swego dawnego
przyjaciela, ojca Jeana Leclercąa, uczonego benedyktyna z
Luksemburga, że jest zaproszony do uczestnictwa w spotkaniu
azjatyckich opatów w Bangkoku, w Tajlandii. Był to oficjalny cel
podróży. Lecz tak naprawdę chodziło o to, żeby Merton
odwiedził duchowych przywódców w Indiach i na Wschodzie, biorąc
także pod uwagę możliwość znalezienia miejsca, w którym
opactwo Gethsemani mogłoby miałoby szansę założyć pustelnię,
dokąd mnisi mogliby wyjeżdżać na część roku.
Za:
John Howard Griffin, Za głosem ekstazy. Pustelnicze lata Tomasza
Mertona, redakcja: Robert Bonazzi, tytuł oryginału: Follow
the Ecstasy. The Hermitage of Thomas Merton, przekład: Maciej
Bielawski, Wydawnictwo Homini S.C., Kraków 2004
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.