wtorek, 31 grudnia 2013

Nasza prawdziwa śmierć


Nasza prawdziwa śmierć nie następuje dla Borgesa wraz ze zniknięciem fizycznym, to ostatnie, jak powiada wiersz Granice, zagraża nam bez przerwy, w każdej chwili. Następuje za każdym razem, kiedy, nie wiedząc o tym, otwieramy po raz ostatni książkę, której nigdy już nie weźmiemy do ręki, albo kiedy idziemy ulicą, na którą nigdy nie wrócimy. Prawdziwa śmierć, głosi wspaniała przypowieść Świadek, zdarza się, kiedy zamykają się ostatnie oczy, które nas widziały, kiedy zgaśnie ostatnia myśl kogoś, kto nas pamięta, kiedy zatrą się ślady, jakie pozostawiliśmy po sobie na ziemi – ostatni Saksończyk w Świadku umiera, zabierając ze sobą w nicość ostatnie obrazy pogańskich obrzędów, bożków i ofiar minionych czasów".


Claudio Magris, Borges albo objawienie, które nie nadchodzi, [w:] Itaka i dalej, przeł. Joanna Ugniewska, Pogranicze, Sejny 2009,

Moda na Terror


"Swoista moda na Terror skłoniła obrotnych rzemieślników do wyprodukowania całej masy związanej z nim gadżetów. Żony modne mogły więc nosić pozłacane kolczyki w kształcie zwieńczonej czapką frygijską gilotyny, z której w filuterny sposób zwisały koronowane głowy. Takie, zachowane zresztą do naszych czasów ozdoby, sprzedawane były w 1794 roku w modnych sklepach z biżuterią w Palais-Royal, gdzie do dziś notabene kupić można miniaturowe gilotynki. Podobne dzieła sztuki jubilerskiej cieszyły się też dużym wzięciem w innym centrum Terroru – Nantes. Budziły za to zgrozę w Anglii, gdzie słynny karykaturzysta Isaac Cruikshank nie zapomniał zaopatrzyć swej Republikańskiej piękności w parę «patriotycznych» kolczyków. Taki czarny humor nie był li tylko specjalnością Rewolucji Francuskiej. Niedawno Japończycy zaprotestowali przeciw sprzedaży w amerykańskim Muzeum Bomby Atomowej kolczyków w kształcie bomby Little Boy…

Paryskie butiki roku drugiego oferowały bardzo bogatą gamę wyrobów gilotynopodobnych. Modne paryżanki miały więc do wyboru broszki-gilotyny, i agrafki-gilotyny, dla mężów zaś – zegarki i tabakierki z jej zarysem. Wszyscy natomiast mogli zapinać się na efektowne guziki ozdobione jej sylwetą. Pamiętajmy jednak, że stroje, które spinały owe brosze i guziki były najczęściej strojami kolorach narodowych, gilotynomania więc powinna być rozpatrywana na tle mody republikańskiej tamtych lat. Moda ta zaś była po części narzucona odgórnie. Istniał również dekret Konwencji bezwzględnie nakazujący noszenie trójkolorowej kokardy. Obowiązywał on również kobiety, a za próbę zerwania kokardy groził sąd wojskowy. Moda rewolucyjna mogła być przez niektórych traktowana nie tylko jako spontaniczny wyraz przywiązania do nowych idei, ale również jako sposób na udowodnienie wszem i wobec owego przywiązania, na publiczne dowiedzenie swej właściwej postawy obywatelskiej. Guziki z wizerunkiem gilotyny mogłyby więc chronić od spotkania z jej oryginałem.

Symbolika Terroru była jednak zbyt rozpowszechniona, by mówić jedynie o posługiwaniu się nią z przyczyn ideologicznych lub samozachowawczych. Zresztą, czy da się w ten sposób wybronić strój á la kat Sanson?... Obok szyldów sklepowych oraz prywatnych i urzędowych pieczęci z profilem gilotyny, wyrabiano przecież także ozdobione nią woreczki na tytoń i jej miniaturowe modele. Za pomocą takich drewnianych sześćdziesięciocentymetrowych miniatur gilotynowano lalki, żywe ptaki, myszy u cygara. Służyły one też z powodzeniem jako stołowe akcesoria. «W wykwintnych salonach popisywano się uroczymi, miniaturowymi gilotynkami z mahoniu, które w czasie uczty wnoszono na stół w charakterze maszynki do krajania chleba lub owoców. Czasami na deser ścinano głowy małym laleczkom, uosabiającym czyichś wrogów. Wylewał się z nich wtedy czerwony płyn, w którym damy maczały swoje chusteczki – lalka była w rzeczywistości flaszeczką, a 'krew' perfumami lub likierem w kolorze bursztynu». Tak bawili się dorośli. A dzieci? Już wtedy zaczynano zdawać sobie sprawę z demoralizującego wpływu, jaki podobne zabawki mogą wywierać na najmłodszych. W Arras władze miejskie wydały zakaz rozpowszechniania gilotynek, uważając, że rozwijają one w dzieciach okrucieństwo i żądzę krwi. Zakaz ten jednak nie był powszechny. Gilotynkami bawiła się więc z upodobaniem cała Europa. Ich wyrobem trudnili się francuscy jeńcy, którzy odsprzedawali je niemieckim lub angielskim pośrednikom. Zachowało się wiele wyrzeźbionych w kości wyobrażeń szafotu, które wykonali francuscy żołnierze więzieni w brytyjskim obozie Normann Cross w latach 1796-1816. Swoje wyroby żołnierze sprzedawali w legalny sposób na działającym na terenie obozu targu. W Anglii musiał być znaczny popyt na gilotyny, skoro jeńcy zdecydowali się akurat na taki asortyment i – przynajmniej niektórzy – opuścili niewolę z całkiem pokaźnymi oszczędnościami. Także żołnierze wzięci do niewoli przez Prusaków trudnili się produkcją gilotynek, tym razem na rynek niemiecki. Taką zabawkę chciał sprezentować swojemu pięcioletniemu synkowi Goethem jednak matka poety, którą ten poprosił o niecodzienny zakup, zaprotestowała stanowczo: «Drogi synu, z przyjemnością spełnię każde twoje życzenie, ale kupować miniaturowy model haniebnej gilotyny dla dziecka – o nie, za nic mnie do tego nie namówisz. Gdybym to ja miała coś do powiedzenia w rządzie, posłałabym na gilotynę wszystkich produkujących te szkaradzieństwa, a samo narzędzie śmierci kazałabym publicznie spalić. Coś podobnego! – Pozwolić dzieciom bawić się czymś tak odrażającym i przyzwyczajać je, by traktowały zabijanie i rozlew krwi jako zabawę. O nie, na to się nigdy nie zgodzę». Inni Europejczycy byli jednak mniej stanowczy. Oburzali się na francuskie szaleństwo gilotynowe, zamawiając jednocześnie u Francuzów jej zminiaturyzowane wersje. Święte oburzenie było rewersem mrocznej fascynacji.

W sztuce użytkowej pojawiały się również bardziej rozbudowane przedstawienia Terroru, jak choćby sceny egzekucji Ludwika i Marii Antoniny zachowane na wyrobach z kości słoniowej. Trzonek noża do cięcia mięsa ze skrępowanym królem przytrzymywanym przez sankiulotę zdaje się wskazywać na republikańską proweniencję. Takiej pewności nie możemy już mieć w wypadku wieczek od szkatułek, na których u stóp szafotu stoi król lub królowa. Z kolei okrągła kasetka, której wieczko ozdabia sylwetka gilotyny wyrzeźbiona w masie perłowej i otoczona sześcioma medalionami, wśród których da się rozpoznać profile Ludwika i jego królewskiej małżonki, jako żywo przypomina relikwiarz – rojalistowski przedmiot kultu. W jednej materii – w kości słoniowej – można więc było zawrzeć republikańskie szyderstwo i monarchiczną dewocję."

Monika Milewska, Ocet i łzy. Terror Wielkiej Rewolucji Francuskiej jako doświadczenie traumatyczne, słowo/obraz terytoria,

Ludzie sowy


"«Kiedy piszę po zmroku – zauważył Cyril Connolly – w moją prozę wsączają się purpurowe wieczorne cienie. Dlaczego zatem nie piszę o poranku? Ponieważ ja niestety jakoś nie miewam poranków, a do tego choć ja sam nie pogardzam ludźmi, którzy chodzą spać wcześniej ode mnie, to oni wszyscy jakoś dziwnie się denerwują, że ja nie wstaję». Conolly dotyka tu sedna odwiecznego problemu człowieka sowy. Świat naturalny już dawno odkrył pożytki płynące z pracy zmianowej: łatwiej dzielić terytorium, jeśli nie wszyscy plączą się po nim w tym samym czasie. Nikt nie wini jamraja za to, że grasuje po zmroku; nikt nie oskarża nocnego motyla o dekadencję; nikt nie wyzywa lelka od leniwych wylegiwaczy dlatego, że śpi w dzień, a śpiewa po nocach – a jednak ludzie, którzy urodzili się do życia według podobnego rytmu, uważani są przez pozostałe dziewięć dziesiątych populacji za wybrakowanych w zakresie konstrukcji kręgosłupa moralnego.

«Ci, którzy dokonać mają wielkich czynów – ostrzegał osiemnastowieczny teolog Matthew Henry – muszą wstawać wcześnie». Zgodnie ze średniowiecznym horarium zakonu benedyktynów, pierwsze spośród siedmiu nabożeństw rozpoczynało się o trzeciej piętnaście nad ranem: to taka metoda zabezpieczania sobie tytułu do cnoty, zanim konkurencja zdoła złożyć lepszą ofertę. I nikogo chyba nie zdziwi, że o godzinie pół do piątej rano w roku 1660 John Milton, błyszcząc wręcz od porannej prawości, słucha Biblii po hebrajsku, którą sługa czyta mu na głos, gdy tymczasem o tej samej godzinie w roku 1890 irlandzki dziennikarz i pornograf Frank Harris (przy tych nieczęstych okazjach, kiedy sypiał sam) pada wreszcie, wycieńczony nocą spędzoną wśród niewyrażalnej rozpusty.

Reputacji sów nie da się już chyba naprawić. Kto wstaje rano? Rolnicy, piekarze, lekarze. Kto nie kładzie się do późna? Złoczyńcy, prostytutki, włamywacze. Jesteśmy przekonani, że jeśli ktoś przemyka gdzieś po północy, to na pewno ma coś do ukrycia. Noc to czas goblinów, upiorów, wampirów, żywych trupów, czarownic, czarnoksiężników, demonów, zjaw, biesów, potępieńców, poltergeistów, czarnych ludów, straszydeł i przewracających się z hukiem sprzętów. (Jest to także czas wróżek i aniołów, ale podobnie jak większość podnoszących na duchu zjawisk, one są wypchnięte z naszej wyobraźni. Koszmar wypiera słodkie sny). Noc, podobnie jak zima, jest metaforą śmierci, nikt nie mówi «śmiertelnie jasny poranek» albo «śmiertelnie ciepła wiosna». W dziwnej i mrocznej książce pod tytułem Night (Noc) (do której przeczytania, najlepiej o północy, powinno się zmusić każdego skowronka) brytyjski krytyk literacki Al Alverez zauważa nie bez goryczy, że Chrystusa nazywa się Światłością Świata, a szatana Księciem Ciemności. Mając przeciwko sobie tak potężną proskowrończą tradycję, czyżbyśmy sowy, na zawsze już byli skazani na pobyt w piekielnych rejonach, które pomimo niegasnących ogni, określane są jako ciemne?".
Anne Fadiman, Z życia sów, [w:] W ogóle i w szczególe. Eseje poufałe, przeł, Magda Heydel, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, s. 73-75.

Jerofiejew i literatura kanadyjska


"Prawie wszyscy autorzy «Metropolu» padli ofiarą represji: konfiskowano książki (a tych, które już wyszły, nie udostępniano w bibliotekach), odwoływano spektakle, zwalniano z pracy. Moje akta osobowe pracownika Instytutu Literatury Powszechnej Akademii Nauk najpierw aresztowało KGB (przerażenie na twarzy kadrowej z loczkami), potem mnie też wyrzucili. Nie na długo; wkrótce przywrócili mnie do pracy. Najwyraźniej uznali, że lepiej nie zmieniać mnie w pasożyta. Ktoś szepnął na ulicy: «Przyjdź do Instytutu», przyszedłem, zostałem zdegradowany, otrzymałem zakaz zajmowania się literaturą francuską, koledzy spoglądali na mnie z daleka, niektórzy kłaniali się ze współczuciem, nawet rozmawiali – zostałem odesłany najpierw do kancelarii, a potem na specyficzną zsyłkę – przydzielono mi dział literatury kanadyjskiej.

Jakiś czas po pogromie «Metropolu» wezwał mnie do siebie dyrektor Instytutu Literatury Powszechnej. Ponuro rzekł, że spotyka mnie honor uczestnictwa w procesie przygotowania wielotomowej historii literatury powszechnej. Zostanę autorem rozdziałów kanadyjskich. «Proszę to potraktować poważnie». Podziękowałem i wyszedłem. Musiałem zaczynać od zera. Poszedłem do Biblioteki Literatury Obcej. A tam – pustki. Zamierzałem pójść do ambasady kanadyjskiej, ale uprzedzono mnie, żebym tego nie robił. Czas uciekał. Rozumiałem, że jeśli nie oddam w terminie rozdziału o początkach literatury kanadyjskiej, znowu zostanę usunięty z Instytutu, ale tym razem za sprawy służbowe, za niedopełnienie obowiązków. Do omówienia mojej pracy w zakładzie pozostawały dwa tygodnie – a ja nic nie miałem. Znów poszedłem do biblioteki. Wziąłem kanadyjską encyklopedię. O literaturze były tam tylko strzępy informacji: wymienione nazwiska z datami urodzin i śmierci. W rozpaczy przepisałem wszystko do zeszytu. Nie powstawał z tego żaden obraz. Przyszedłem do domu i przyznałem się do porażki. Potem wziąłem maszynę do pisania (już nie Erykę) i zacząłem pisać, «konfabulować» biografie kanadyjskich pisarzy, ich polemiki twórcze, zjadliwe recenzje krytyczne, spory religijne, walkę o ustanowienie literatury narodowej, a co najważniejsze, fabuły powieści. Wymyślałem je, jedne po drugich, tworzyłem charaktery bohaterów. Fabuły w zakamuflowanej formie nawiązywały do historii z «Metropolem», przeplatanej intrygami miłosnymi. Powieliłem swoją pracę naukową w czterech egzemplarzach, rozdałem rękopis uczonym kolegom do opinii i czekałem na omówienie. Zaproszono nań jedynego specjalistę od literatury kanadyjskiej w ZSRR, pewną uniwersytecką damę.

Na dyskusji czekała mnie niespodzianka. Koledzy filolodzy obwieścili mi, że muszą przyznać, iż nie oczekiwali po kanadyjskiej literaturze takiej barwności, wyrazistości, różnorodności. Dama potwierdziła moje kompetencje, dając kilka cennych uwag. To mi pozwoliło wymyślić cała literaturę kanadyjską od początku do końca. Ani słowa prawdy. Wydrukowano ją w tomie akademickim. Poczułem się jak Stalin kanadyjskiej literatury, który stworzył historycznoliteracką fikcję. To był mój odwet - na kim? Na czym? Chyba najbardziej na samym literaturoznawstwie. Historia każdej literatury – to fikcja, bo literatura, jeśli w ogóle można o niej mówić jak o przedmiocie, istnieje poza ramami nie tylko historii, ale i prawdopodobieństwa. W 1994 roku w Toronto, na festiwalu pisarzy, w wypchanym po brzegi teatrze (tego wieczora występował Brodski), publicznie przyznałem się do winy przed Kanadyjczykami. Kanadyjczycy zawyli z radości, żądając szczegółów. Szczerze przyznałem się, że nic już nie pamiętam: nie tylko fikcji, ale i rzeczywistych nazwisk. Ta amnezja wydała mi się ukoronowaniem mistyfikacji".

Wiktor Jerofiejew, Dobry Stalin, przeł. Agnieszka Lubomira Piotrowska, Czytelnik, Warszawa 2005, s. 265-267.

Grafomania i boska siła języka


"Grafomania Lebiadkina powstała z tęsknoty. Bezimienny karaluch, ogarnięty silniejszą od niego tęsknotą do piękna, dostęp do sfery wzniosłości ma tylko poprzez obce słowa. Jego mowa musi być stylizacją. Kiedy Lebiadkin wyraża myśl, przejmuje zespół chwytów mowy cudzej po to oczywiście, aby wyrazić swój punkt widzenia. Zespoły słów oderwane od swej naturalnej pozycji myślowej - z reguły jest to forma romantycznego indywidualizmu - mają teraz wyrazić tragizm bezimienności. Gdyby Lebiadkin nie wyrażał się 'na serio', lecz z dystansem, otrzymalibyśmy szereg wyśmienitych parodii, ale wówczas Lebiadkin byłby pełnym finezji literatem i ulotniłyby się wszystkie zagadnienia związane z tragizmem grafomana. Ponieważ jednak zarówno wierszem, jak i prozą wyraża się 'na serio', otrzymaliśmy cykl nieudanych pastiszów literackich, których śmieszność spływa nie na wzorzec stylistyczny, lecz na niefortunnego naśladowcę. Tragizm i śmieszność Lebiadkina polegają na tym, że jest to bunt źle wyrażony. Jest to w swej istocie bunt bajroniczny. Człowiek protestuje tu przeciw przypadkowemu zrządzeniu losu: został wtrącony w sytuację egzystencjalną, której nie akceptuje. I jednocześnie ten bunt jest sformułowany w idiomie poetyckim, który jest mieszaniną nieporadności i komizmu. Grafomania Lebiadkina ośmiesza jego bunt i wtrąca na powrót w bezimienność. Na tym przykładzie Dostojewski ukazał boską siłę języka. Jeśli istnieje stosowność myśli i słowa, człowiek może przezwyciężyć swój los. Każda niestosowność spotęguje jego kompleksy. [...]".

Ryszard Przybylski, "Stawrogin" [w] Ryszard Przybylski, Maria Janion, "Sprawa Stawrogina", Wydawnictwo Sic!, Warszawa 1996, s. 26-27. 

Gazeta dla Gorkiego


"Kiedy nie może już także mówić, czyta wytrwale gazetę, choćby nawet pół godziny dziennie. Aby sześćdziesięcioośmioletni pisarz na łożu śmierci nie denerwował się bez potrzeby, Gławlit otrzymuje zadanie preparowania specjalnych wydań 'Prawdy', egzemplarzy przeznaczonych wyłącznie dla Gorkiego, w których usunięto wiadomości i doniesienia mogące wyprowadzić go z równowagi. Praca ta to nie bułka z masłem. Cała wiedza i umiejętności Gławlitu nastawione są na mydlenie oczu masom, a nie tylko jednostki. To jakby aparat cenzury został poddany próbie. Czy jest on także w stanie wykonać tę robotę na miarę?

Stacjonujący w 'Prawdzie' redaktor Gławlitu przeżywa pracowite i niespokojne noce. Najpierw zabiera się za sczytywanie wszystkich manuskryptów. Czy są wśród nich szokujące doniesienia, sformułowania, których osłabione serce Gorkiego mogłoby nie znieść? A jeśli tak, czy jest w zapasie jakiś rękopis? Wyznaczono zecera, który zajmuje się tą szczególną stronicą. A w nocy, po wydrukowaniu regularnego wydania, nikt nie może pójść do domu, zanim nie zejdzie z prasy również ta strona i nie zostanie złożony egzemplarz specjalny, nadający się do pokazania Gorkiemu. Zachował się jeden z tych opracowanych egzemplarzy - artykuł z pierwszej strony wydania krajowego o zbliżającej się śmierci Gorkiego zostaje zastąpiony w jego osobistym numerze 'Prawdy' przez tak samo duży artykuł o pomyślnych prognozach żniw.

I tak 18 czerwca 1936 roku Aleksiej Maksymowicz Pieszkow - Gorki - umiera z opakowanym jako 'Prawda' kłamstwem w ręku".

Frank Westerman, "Inżynierowie dusz", tłum. S. Paszkiet, Iskry, Warszawa 2007, s. 138-139. 

Poliglota


"Eugeniusz Dmitrijewicz Poliwanow, przeczytawszy w młodości Braci Karamazow, założył się z kolegami w gimnazjum, że położy rękę pod jadący pociąg i nie cofnie jej. Pociąg odciął mu lewą rękę. To przywróciło mu rozum. Zaczął studiować. Najpierw studiował język koreański, potem chiński, następnie nauczył się języków filipińskich, poznał wszystkie języki tureckie, a pozostałą ręką wpisywał do wszelkich ankiet, że jest » zupełnym ignorantem w zakresie języka butukadskiego«. A Butukadowie – to plemię w Południowej Afryce, które przebija sobie pałeczką dolną wargę. »Jeśli wam potrzebny butukudski, to proszę zwrócić się do mnie za trzy miesiące« - wypełniał dalej ankietę."

Wiktor Szkłowski, Słowa uwalniają ściśniętą duszę (Rzecz o OPOJAZ-ie), tłum. D. Ulicka, "Twórczość" 1997, nr 5, s.72.

W bibliotece


"Dlaczego dostęp do półek jest tak ważny? Otóż jednym z nieporozumień, jakie dominują nad pojęciem biblioteki jest pogląd, idzie się tam po książkę, której tytuł się zna. Rzeczywiście, często się zdarza, że idzie się do biblioteki, bo chce się książki o znanym tytule, ale główną funkcją biblioteki, a przynajmniej funkcją biblioteki w moim domu i w domach wszystkich znajomych, jakich możemy odwiedzać, jest odkrywanie książek, których istnienia się nie podejrzewało, a które, jak się okazuje, są dla nas niezwykle ważne. Co prawda, możemy dokonać tego odkrycia przeglądając katalog, ale nie ma nic bardziej pouczającego i pasjonującego niż szperanie po półkach, na których zgromadzone zostały wszystkie książki na określony temat, czego w katalogu ułożonym według autorów nie da się odkryć, i znalezienie obok szukanej książki innej, której się nie szukało, ale która okazuje się fundamentalna. Tak więc w sytuacji idealnej biblioteka funkcjonowałaby trochę jak stragan bukinisty, jak miejsce, gdzie dokonuje się trouvailles, a tę funkcję umożliwia wyłącznie swobodny dostęp do korytarzy z półkami."


Umberto Eco, O bibliotece, przełożył Adam Szymanowski, Ossolineum,Wrocław 1990, s.19-20.

Dziwny człowiek ten Wierzyński


Jedynie kilka Polek zostaje w Rzymie, w klasztorze. To lepiej dla nich. Będą przynajmniej miały co jeść. I będą się modlić, za Polskę. Wszystkie są piękne. Niezwykłe kobiety, wtedy gdy przychodzą i odchodzą. Dzwony w Rzymie będą dzwonić na wieczorną modlitwę. Właśnie tak, po polsku, wieczorną. Jedno słowo jakiegoś języka wystarcza, żeby stać się członkiem narodu.

Pytam Polaków, jak się to wszystko stało.

Jak to możliwe, że się tak stało.

Milczą i nie odpowiadają. Pytam, czy wiedzą, gdzie jest teraz Wierzyński? Kto to? – pytają. Poeta, mówię, byliśmy w Hiszpanii, razem odwiedziliśmy Azañę. Podczas walki byków Wierzyński opuścił widownię. Był nie po stronie torreadora, lecz po stronie byka. Dziwny człowiek ten Wierzyński.


Miloš Crnjanski, I morti! I morti! (Fragment dziennika rzymskiego 1939-1941 Kod Hiperborejaca / U Hiperborejczyków), przeł. Jan Wierzbicki, „Literatura na Świecie” nr 9(113)/1980,

Pisać czy czytać?


"Pewnego razu, w Chinach, studentka uniwersytetu w Xi'ian spytała mnie, co traci się, pisząc. Trudne kafkowskie pytanie. A czytając? Borges powiedział kiedyś, że pozostawia innym szczycenie się napisanymi przez nich książkami, jego chwałą bowiem są książki, które przeczytał".

Claudio Magris, Alfabety, tłum. J. Ugniewska, Pogranicze, Sejny 2013, s. 12.

Miejsce gdzie mógłbym się ulokować





"W przestrzeni dzielącej Buddę od Emile'a Littré jest może miejsce, gdzie mógłbym się ulokować. Problem zbawienia (prawdziwej wiedzy) polega na tym, że trzeba się opróżnić, a ja nic tylko gonię za libertyńskimi ciekawostkami, napełniam się, pożeram przeszłość, ścigam widma w korytarzach czasu. A tylko mądrość, która zakłada umysłową kénōsis, jest prawdziwa. Cała reszta to pożądanie, szukanie rozrywki. Bóg wkracza jedynie do pustego, skupionego na nim serca, nie do serca zajętego przez słowniki. Słowniki to grzech pod drzwiami, gotów do skoku. Pisząc książki uczone, sam z kolei napełniam innych, którzy będą mnie szukać, żeby się rozerwać, w przekonaniu, że mnie szukają, żeby się dowiedzieć. Ale niepojęta historia ludzi, jej zagadki i otchłanie dają nam znaki, wskazują na coś poza ogrodzeniem, krwawe ofiary bojów w duszy i w polu błagają, abyśmy je pomścili myślącym uczynkiem, abyśmy im oddali sprawiedliwość myśleniem, abyśmy znaleźli sens ich bezużytecznego całopalenia, bo bez tego sensu cienie wyją. Tak próbuję usprawiedliwić ogromną przyjemność - zmiłujcie się nade mną. Budda odrzuca nierozszyfrowane jako rzecz bez znaczenia, posągowy Littré, cierpiący na prostatę, przykuty do fotela, zbiera słowa w ogromnej księdze znaczeń; jestem algą rzucaną to tu, to tam".

Guido Ceronetti, "Milczenie ciała: Materiały do studiów medycznych", tłum. M. Ochab, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2004, s. 90-91.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Wybiegi



niektórzy wierzą
że przyjdzie Ktoś
i da im wolność:
Napoleon Elvis Presley
Jan Paweł II

nie wiedzą
że z wolnością człowiek się rodzi
lub nie

jedni nawet w więzieniu czują się wolni
spuszczają linkę wyobraźni
i mają wybieg na cały glob

drudzy żyją na
krótkim łańcuchu
jak wiejski burek przy budzie:
z kagańcem tresury
z kneblem konwencji

2

jednym nie wystarcza
wybieg
stąd do księżyca

drugim droga
za las i z powrotem
wystarcza na całe życie

w końcu i tak
pogodzi wszystkich
ciasny horyzont
2 na 1

(pod warunkiem
iż jesteśmy jednowymiarowi
i nie mamy duszy
rozciągliwej
Stąd-Do-Wieczności)

Józef Baran

Kto nie wzgardzi wszystkim, co ziemskie, jak brudną szatą ...





177.
Jeśli jesteś człowiekiem świeckim, żyj w świecie i zajmuj się sprawami tego świata. Jeżeli jednak ze względu na Boga porzuciłaś świat i poprzez ślub służebnicy Chrystusa wyrzekłaś się wszystkiego, gorliwie czyń to, co należy do mniszki: trwaj więc zawsze w dobrym milczeniu, oddawaj się czytaniu Pisma Świętego i modlitwie. A jeśli przypadkiem nawiedzi cię myśl, że są i tacy mnisi, którzy pozostają w świecie i zajmują się codziennymi sprawami tego świata, powstrzymaj tę myśl, aby nie opanowała twego umysłu. Powiedz tej myśli: „Każdy sam zda sprawę ze swoich dzieł przed Bogiem, troszcz się raczej o swoje własne grzechy i staraj się oczyścić z nich swe serce, grzechy innych osądzi Bóg. Nie jest moim zadaniem troszczyć się o sprawy innych".


178.
Są ludzie, którzy, zdecydowawszy się porzucić ten świat dla życia mniszego, nadal zadają py­tanie: „Czy życie monastyczne może dać jakąś pociechę? Czy można prowadzić życie mnicha bez wysiłku?". Trzeba wówczas rzeczywiście popaść w zdumienie! Chciałabyś się dostać do nieba, wejść do królestwa niebieskiego, zostać współdziedziczką naszego umiłowanego Pana i Boga Jezusa Chrystusa i razem z aniołami wychwalać przez wieki najświętszego Boga - a jednocześnie pytasz, czy mnich powinien o to zabiegać! Jeśli ci, którzy należą do świata, chcą osiągnąć sukces w takich czy innych sprawach, to pokonują wszelkie trudności i nie lękają się żadnego trudu czy niebezpie­czeństwa, aby osiągnąć cel swoich pragnień. (…).

181.
Szczęśliwy człowiek, który rezygnuje z używa­nia życia, które przemija, a zabiega jedynie o to, by jako święty i nieskalany stanąć przed Bogiem.

182.
Kto ucieka przed światowymi pożądaniami (pragnieniami) i trwa w świętej cichości, ten unika sideł diabła i przezwycięża wszelki smutek.

183.
Kto marznie, nie ogrzeje się jedynie myślami o ogniu; podobnie nikt nie może posiąść cnót bez cichości i milczenia, jakkolwiek by się wy­silał.

184.
Nie kalaj swojego ciała nieczystymi myślami, wówczas pokój Boży zstąpi na ciebie i przy­niesie ci mocną miłość do Boga.

185.
Staraj się nieustannie poskramiać swoje ciało przez post i nocne czuwanie. Zachowaj ci­chość, przykładaj się do śpiewania psalmów i czytania Pisma Świętego, wykonuj tyle metanii, ile tylko możesz, a już zobaczysz wkrótce, jak łaska Boża zstępuje na ciebie.

189.
Pismo Święte mówi: „Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie" (l J 2, 15). Wszystkie rzeczy tego świata są przemijające i złudne; a ci, którzy kochają ten świat, nienawidzą ludzi światowych i cielesnych. Dlatego Pan mówi: „Mój duch nie może mieszkać w tych ludziach, ponieważ są cieleśni". Patrz jak ludzie, którzy kochają ten przemijający świat, oddalają się od Boga. Kto jednak oddala się od Boga, zostanie wraz z demonami wrzucony w ogień wieczny, przeznaczony dla diabła i jego aniołów, jeśli się rychło nie nawróci i nie wzgardzi wszystkim, co ziemskie, jak brudną szatą.

Za: Meterikon Mądrość Matek Pustyni, przekład: Bogusław Widła, „PROMIC” - Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2010

Pytanie do Nisargadatty Maharaja


Pytający: Ludzie przychodzą do ciebie po radę. Skąd wiesz jak odpowiadać?
M: Tak jak słyszę pytanie, tak i słyszę odpowiedź.
P: A skąd wiesz, że twoja odpowiedź jest prawidłowa?
M: Raz poznawszy prawdziwe źródło odpowiedzi, nie potrzebuję w nie wątpić. Z czystego źródła popłynie tylko czysta woda. Nie zajmuję się ludzkimi pragnieniami i obawami. Jestem w zgodzie z faktami, nie opiniami. Człowiek bierze swoje imię i formę za siebie, podczas gdy ja nie utożsamiam się z niczym. Gdybym myślał o sobie, że jestem ciałem, znanym ze swego imienia, nie byłbym w stanie odpowiadać na twoje pytania. Żaden prawdziwy nauczyciel nie poddaje się opiniom. Widzi on rzeczy takimi jakimi są, i ukazuje ja takimi jakimi są. Jeżeli bierzesz ludzi za będących tym czym myślą, że są, tylko ich skrzywdzisz, tak jaki i oni sami ranią się tak mocno cały czas. Ale jeżeli widzisz ich takimi jakimi są w rzeczywistości, przyniesie im to wielkie dobro.

Samoidentyfikacja


M: Nawet poczucie „jestem” nie jest ciągłe, choć jest użytecznym znakiem, pokazującym gdzie szukać, choć nie czego szukać. Tylko się temu dobrze przyjrzyj. Raz przekonawszy się, że nie możesz o sobie powiedzieć nic prawdziwego z wyjątkiem „jestem”, i nic na co można by wskazać nie jest tobą, potrzeba „jestem” jest zakończona – już dłużej nie skłaniasz się do werbalizowania czym jesteś. Wszystko czego potrzebujesz to pozbycie się tendencji do definiowania siebie.
*
M: Jest tak tylko dlatego, że identyfikujesz się z nimi. Raz rozpoznawszy, że cokolwiek pojawia się przed tobą nie może być tobą, nie możesz powiedzieć „jestem”, jesteś wolny od wszelkich twoich „osób” ich roszczeń. Poczucie „jestem” jest twoje. Nie możesz się z nim rozstać, ale możesz oddzielić je od wszystkiego, jak w powiedzeniu: „Jestem młody”, „jestem bogaty” etc. takie samo-identyfikacje są w pełni fałszywe i powodują zniewolenie.
*
M: To w porządku powiedzieć „jestem” ale powiedzieć „jestem tym”, „jestem tamtym” jest oznaką braku dociekania, mentalnej słabości czy letargu.

*
M: Zdaj sobie sprawę, że cokolwiek o sobie myślisz, że tym jesteś jest tylko strumieniem wydarzeń; że podczas gdy wszystko się dzieje, przychodzi, odchodzi, ty jedyny jesteś, niezmiennym wśród zmiennego, samo-oczywisty wśród wywnioskowanego. Odseparuj obserwowane od obserwatora i porzuć fałszywe samo-identyfikacje.

Hadot o spójności ze sobą samym


Stoicyzm to filozofia zgodności ze sobą samym. Filozofia ta opiera się na ważnym intuicyjnym uchwyceniu istoty życia. Żywa jednostka od razu, od pierwszej chwili istnienia pozostaje w instynktownej zgodności ze sobą: dąży do zachowania siebie i do miłowania własnej egzystencji i wszystkiego, co może ją podtrzymać. Ta zgodność instynktowna staje się moralną zgodnością z sobą samym, gdy człowiek własnym rozumem odkrywa, że to uświadomiony wybór zgodności ze sobą, że to sama czynność wyboru stanowi najwyższą wartość, nie stanowią jej zaś obiekty, ku jakim kieruje się instynkt zachowawczy. Jest tak dlatego, że celowa, świadoma zgodność ze sobą zbiega się z dążeniem Rozumu powszechnego, nie tylko czyniącego każdą istotę żywą bytem zgodnym z nim samym, lecz sprawiającego, że również cały świat staje się istotą żywą, zgodną z sobą samą, jak utrzymuje to Marek Aureliusz (IV, 23): „Wszystko, co zgodne z tobą, zgodne jest ze mną, o, świecie”. A społeczność ludzka, społeczność tych, co uczestniczą w tym samym logosie, w tym samym rozumie, tworzy z kolei idealne Państwo, którego zgodność z sobą samym zapewniają Rozum i Prawo. Oczywiste zatem, że Rozum każdej jednostki wymaga, przy łączeniu myśli i słów, dialektycznej i logicznej spójności ze sobą samym. Ta spójność ze sobą stanowi zatem fundamentalną zasadę stoicyzmu. Dla Seneki* wszelka mądrość zawiera się w formule: „Zawsze chcieć tego samego, zawsze odmawiać tego samego”. Zbyteczne dodawać, pisze dalej Seneka, drobne zastrzeżenie: „pod warunkiem, że to, czego się chce, jest dobre moralnie”, bo powiada: „Ta sama rzecz może podobać się powszechnie i stale, tylko gdy jest moralnie prosta”. Mamy tu dalekie echo, formuł, w jakich Zenon, twórca stoicyzmu, definiował najwyższe dobro: „Żyć w sposób spójny (homologoumenos) czyli żyć według jednej i harmonijnej reguły życiowej, bo kto żyje w niespójności, jest nieszczęśliwy”.

* Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, dz, cyt, 20, 2-5

Pierre Hadot – Twierdza wewnętrzna
ss. 83-84
tłumaczenie: Piotr Domański

Pasożytnictwo biurokratów


Zawód biurokraty jest być może bardzo potrzebny, wkrótce jednak doszedłem do pewnych wniosków, później potwierdzonych. Jest to zawód pasożyta, któremu płaci się nie za to, co robi, ale za to, że jest w tym i w tym pokoju, za tym i tym biurkiem, od rana do po popołudnia. Co miesiąc otrzymuje pobory, nie związane jednak z żadnym pełnym dokonaniem, ale z miejscem w hierarchii. Żeby utrzymać to miejsce, musi zachowywać się w sposób przepisany, jakkolwiek jego aktywność ma za przedmiot nie tyle świat otaczający, ile tryby organizmu, którego jest częścią. Na wszystkich wygniatanych przeze mnie odtąd krzesłach jednym głównych moich zadań (obarczano mnie tym jako literata) było pisanie sprawozdań dla dyrekcji. Najchętniej ograniczałbym się zwykle do dwóch zdań: «W tym miesiącu nic nie zaszło. Prosimy o pieniądze». Klnąc i śmiejąc się zapełniałem dziesiątki stron urzędniczą Bhagavad-Gitą. Podstawą wszelkiej biurokracji jest propaganda idąca od dołu do góry. Powinna ona uspokajać sumienie tych na szczytach, wytwarzając w nich pewność, że stoją na czele potężnej, sprawnie kręcącej się całości i że pieniądze są celowo wydawane. Rozkładając jednak te sumy na akty poszczególnych ludzi, okazałoby się, że przeważający procent banknotów przypada na zwiewanie, drapanie się, picie herbaty i zawieranie zaczepno-odpornych przymierzy wymierzanych przeciwko innej mafii. Nie znaczy to, że pierwsza instytucja, w jakiej zdarzyło mi się pracować, była wadliwie pomyślana. Gospodarowano w niej przestrzegając zasad oszczędności i nie angażowano personelu ponad potrzebę. Pasożytnictwo biurokratów wynika z natury ich nieprodukcyjnych zajęć nie kształtujących bezpośrednio materii i nie powinni oni bardziej szczycić się swoim finansowym bezpieczeństwem niż prostytutki i celnicy w Izraelu za czasów rzymskich".
Czesław Miłosz, Rodzinna Europa, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, s. 215-216.

Lodowata i okrutna przypowieść


"Auto da fé jest lodowatą i okrutną przypowieścią o śmiertelnej chorobie współczesności, obłędzie, który ogarnął, jak się zdaje, dwudziestowieczny rozum. Jest groteskową tragedią 'głowy bez świata', inteligencji, która ze strachu przed życiem zabarykadowuje się obsesyjnie, aby uniknąć niebezpieczeństw i uroków życia, skazując się tym samym, za sprawą własnej maniakalnej i autodestrukcyjnej chęci obrony, na śmierć. W szkicu poświęconym Karlowi Krausowi Canetti przywoływał obraz chińskiego muru, który zbudowano, aby bronić cesarstwa przed barbarzyńcami, nieustannie jednak wzmacnia się go i poszerza, w prawdziwym crescendo strachu, aż w końcu cesarstwo ginie między jego kamieniami, który miały go bronić - mur je wchłonął, pogrzebał, utożsamił z sobą samym.

Powieść jest historią, tragiczną i tragikomiczną, jednostki, która tworzy sobie podobny pancerz, aż w końcu sama staje się tylko pancerzem i ginie, niszcząc żywiołowość świata w cmentarnym porządku biblioteki, tłumiąc wszelkie pragnienia i wszelki urok życia, ponieważ obawia się, że czar miłości pozbawi ją jej pancerza, wyrwie z okopów półek i kulturowych klasyfikacji, porwie w chaotyczny i wieloraki wir rzeczywistości. Profesor Kien, bohater powieści, ćwiczy się w ślepocie, aby nie widzieć nieskończonej agresywności rzeczy, cieszy się, że ciężkie, oprawne tomy kryją pod pozornym bezruchem miliardy 'oszalałych elektronów', z których się składają; jest on śmiesznym i bolesnym portretem każdego z nas, odbiciem fobii i rytuałów, za których pomocą tracimy swoje życie w wysiłku kontrolowania trapiącego nas lęku.

Auto da fé przedstawia z absolutną konsekwencją całkowity brak miłości, wysterylizowany świat, wyzbyty obłędnie wszelkich pragnień; paranoja nie pozwala ludziom projektować własnych uczuć na otaczającą ich rzeczywistość, patrzeć na rzeczy, ciała, twarze z namiętnością, która wyposaża je w zachwycającą aurę. Lęk przed śmiercią i obsesja władzy jako reakcja na ten lęk unicestwiły całą sferę uczuć.

To przedstawienie życia pozbawionego miłości zrodziło się z głębokiej miłości pragnącej ujawnić pustkę z bezwzględnością nieznającą pobłażania ani żadnej pociechy; ta sama intencja patronuje również wspaniałym aforyzmom Canettiego i jego dramatom. Niechęć, aby złagodzić wymowę dzieła, czyni dziś jeszcze tę książkę odpychającą i nieprzyjazną dla kogoś, kto nie potrafi dostrzec, jak wielkie bogactwo życia kryje się w historii obłędu skłaniającego ludzi do umiłowania śmierci".

Claudio Magris, Pisarz, który się ukrywa [w:] Tegoż, Itaka i dalej, tłum. J. Ugniewska, Pogranicze, Sejny 2009, s. 65-67.

Fotografia i pamięć


"Austerlitz próbuje zatrzymać czas, używając żywego i plastycznego języka, ale dokonuje tego także za pomocą fotografii. Często widzimy go z aparatem fotograficznym i słyszymy komentarz narratora o wykonywaniu przezeń zdjęć. W samym tekście dużo się mówi o fotografii. Ważna jest szkolna sekwencja, w której wspomina Austerlitz swoją przyjaźń ze szkolnym kolegą i godziny spędzane w ciemni: 'Przy pracy fotograficznej szczególnie fascynował mnie moment, gdy na naświetlanym papierze cienie rzeczywistości wyłaniają się, by tak rzec, z niebytu, zupełnie jak wspomnienia, (...) które też nocą nagle się w nas wynurzają, i choć chciałoby się je zatrzymać, zaraz znowu zapadają w ciemność, nie inaczej niż odbitka, pozostawiona długo w wywoływaczu' (A, 97). W momencie rozstania Austerlitza z narratorem i przekazania mu kluczy do swojego mieszkania, również - nieprzypadkowo - pojawia się wątek fotograficzny. Narrator nie tylko dostaje pozwolenie mieszkania w nim, ale, co znaczące, może on 'studiować czarno-białe fotografie, jedyne, co pozostanie z jego życia' (A, 354). Ciekawy jest domysł jednego z interpretatorów, wedle którego to właśnie narrator ilustruje tekst swojej opowieści zdjęciami zrobionymi przez siebie, jak i tymi, które pochodzą z archiwum prywatnego Austerlitza.

Fotografia to istotna i, jak wspomniałem, z całą pewnością niedekoracyjna część książki Sebalda. Ale czym one są w istocie? Jaka jest ich rola w tekście? Posłuchajmy najpierw ciekawej uwagi pisarza na temat fotografii: 'Dziwne rzeczy zdarzają się, kiedy włóczysz się po świecie bez celu, kiedy jedziesz gdzieś i wtedy właśnie chcesz zobaczyć, co stanie się dalej. Wówczas z rzeczami dzieje się coś, w co nie jesteś w stanie później uwierzyć. To, co następuje później, jest bardzo ważne: konieczne jest, by w jakiś sposób zatrzymać je, udokumentować. Oczywiście, możesz to zrobić pisząc, ale słowo pisane nie jest przecież prawdziwym dokumentem. Fotografia jest prawdziwym dokumentem par excellence'. Sebald powtarza tu lekcję Barthesa. Fotografia może zniekształcać, deformować, ukazywać rzeczy fragmentarycznie, z jednego tylko punktu widzenia, ale zawsze poświadcza istnienie tego, co przed obiektywem. Fotografie nie tyle wskrzeszają miniony czas, ile wyposażają minione rzeczy w istnienie. Poświadczają istnienie tego, co zapisało się w światłoczułej materii. Fotografia to certyfikat obecności, barthesowskie 'to-co-było'.

Fotografię, twierdzi Sebald, łączy intymna więź z pisaniem, tym czymś jest sztuka poszukiwania (w oryginale przeprowadzonego po niemiecku wywiadu jest znaczące 'proustowskie' recherche). Poszukiwania, czyli jak rozumiem: przywoływania, ewokowania, wywoływania z niebytu, wyprowadzania rzeczy z nicości. W cytowanym wywiadzie Sebald dopowiada jeszcze: 'Sądzę, że czarno-biała fotografia, albo raczej szare strefy czarno-białej fotografii, zaznaczają to terytorium, które lokuje się między śmiercią i życiem'.

Czy zatem w przeciwieństwie do słowa, wpadającego wciąż w pułapkę autoreferencyjności, fotografia odsłania u Sebalda to, co istnieje naprawdę? Czy w tekście istnieje między nimi jakieś ostre napięcie? Nie takie to proste. Ta relacja zdaje się subtelniejsza, bardziej dialektyczna. Przecież to jasne, że i słowo, i obraz fotograficzny są zamiast. Nie są kopią rzeczywistości, ale jej lepszym czy gorszym przedstawieniem. Ale równie oczywiste jest, że fotografia ma tę przedziwną moc uobecnienia. Język, chce czy nie, grzęźnie w figuracjach, fotografia przywołuje 'naocznie' to, co było. Ale w tym wypadku, co jest przedmiotem jej uobecnienia? Rzeczywistość, o której się opowiada, przyszpila słowem w narracji? W jakiejś części tak, ale nie tylko. Gdyby to był jedynie obrazowy ekwiwalent słowa, wtedy pomieszczone w książce zdjęcia nie wykraczałyby poza funkcję ilustracyjną. Czytając, mamy przecież pewność, że jest w nich zdeponowany jakiś niedookreślony 'nadmiar'.

Rozumienie fotografii u Sebalda przypomina to, co mówił o niej Francis Bacon: 'Fotografie zawsze mnie prześladowały. (...) Sądzę, że chodzi o to niewielkie odejście od rzeczywistości, które sprawia, że rzeczywistość uderza mnie jeszcze mocniej. Obraz fotograficzny sprawia, że zastanawiam się nad rzeczywistością głębiej, niż gdybym na nią patrzył'.

Pomieszczone w książce fotografie wzmacniają więc efekt realności wywołany już za pomocą wyrafinowanej strategii narracyjnej i finezyjnego użycia słowa, ale też - co chyba ważniejsze - wywierają na czytelniku nacisk, przymus wręcz wypełniania stref niedookreślonych w samych przedstawieniach. Wydaje się, że Sebald przenosi na niego swoją własną metodę twórczą: otwiera pole wyobraźni, prowokuje do domysłów, inspiruje do kreowania własnych ciągów dalszych. Zwracając uwagę na samo medium, unika pułapki naiwności, przejawiającej się w traktowaniu znaków jako przejrzystych. Przedstawianie zawsze jest konstrukcją - sztuczną, przesłaniającą rzecz, do której się odnosi, 'nierealną' - ale użytek, jaki z niej zrobimy, może stać się dotknięciem żywej tkanki życia".

Dariusz Czaja, "Anamneza i melancholia", "Kronos" nr 2/2008, s. 308-309

niedziela, 29 grudnia 2013

Sakkaya - Osoba


Ty jako osoba wyobrażasz sobie, że Guru jest zainteresowany tobą osobiście. Wcale nie. Dla niego jesteś uciążliwością i przeszkodą do usunięcia. Tak naprawdę jego celem jest wyeliminowanie ciebie jako czynnika w świadomości.
*

Koncentrujesz się, medytujesz, torturujesz swój umysł i ciało, robisz wszelkiego rodzaju niepotrzebne rzeczy, ale przeoczasz to co istotne – mianowicie wyeliminowanie osoby.
*

M: Najpierw zrozum, że nie jesteś osobą jaką wierzysz, że jesteś. To co o sobie myślisz jest zaledwie sugestią czy imaginacją. Nie masz rodziców, nie urodziłeś się, ani nie umrzesz. Albo mi zaufaj, kiedy ci to mówię, albo dojdź do tego na drodze studiów i dociekania. Droga wiary absolutnej jest szybka, druga jest wolna ale stabilna. Obie muszą być przetestowane w działaniu. Działaj zgodnie z tym co uważasz za prawdę – to droga do prawdy.
*

Pytający: Czy osoba może stać się świadoma siebie sama z siebie?
M: Tak, to czasami się zdarza jako wynik wielkiego cierpienia. Guru chce wybawić cię od niekończącego się bólu.
*

M: Raz rozpoznawszy, że osoba jest zaledwie cieniem rzeczywistości, ale nie samą rzeczywistością, przestajesz się obawiać i martwić.
*

M: Osoba jest bardzo małą rzeczą. Właściwie jest kompozycją, nie można mówić by istniała sama z siebie. Nie postrzegana po prostu jest nieobecna. Jest tylko cieniem umysłu, totalną sumą wspomnień. Czysty byt odzwierciedla się w lustrze umysłu jako poznawanie. To co jest poznawane przybiera kształt osoby, bazując na pamięci i nawyku. Ale to tylko cień, czy projekcja poznającego na ekran umysłu.
P: Jest tam lustro, jest i odbicie. Ale gdzie jest słońce?
M: Najwyższe jest słońcem.
*

P: Co dokładnie masz na myśli, kiedy prosisz mnie bym przestał być osobą?
M: Nie proszę cię byś przestał być – tego nie potrafisz. Proszę cię byś przestał wyobrażać sobie, że się urodziłeś, masz rodziców, jesteś ciałem, umrzesz i tym podobne. Tylko spróbuj, rozpocznij – nie jest to takie trudne jak myślisz.
*

M: W wielkim zwierciadle świadomości obrazy powstają i zanikają, i tylko pamięć daje im ciągłość. A pamięć jest materialna – podlegająca destrukcji, zanikowi, przemijaniu. Na tak niepewnych podstawach budujemy poczucie osobistej egzystencji – niejasnej, nieregularnej, snopodobnej. To niejasne przekonanie: „jestem-tym-a-tym” zaciemnia stan czystej przytomności i sprawia, że wierzymy iż urodziliśmy się by cierpieć i umrzeć.
*

Miej swój byt poza tym ciałem narodzin i śmierci a wszelkie problemy zostaną rozwiązane. Istnieją one dlatego, że wierzysz iż urodziłeś się by umrzeć. Usuń to złudzenie i bądź wolny. Nie jesteś osobą.
*
M: Wzywam cię byś powrócił do siebie. Wszystko o co cię proszę to spojrzenie na siebie, ku sobie, w siebie.
P: W jakim celu?
M: Żyjesz, czujesz, myślisz. Zwracając uwagę na twe życie, czucie i myślenie, uwalniasz się od nich i wychodzisz ponadto. Twoja osobowość rozpuszcza się i tylko świadek pozostaje. Wtedy wychodzisz ponad świadka. Nie stawiaj pytań jak to się dzieje. Po prostu szukaj w głąb siebie.
*

M: Samo-ograniczenie jest dokładnie istotą osobowości.
P: Jak mogę się stać uniwersalny?
M: Ale ty jesteś uniwersalny. Nie musisz i nie możesz stać się tym czym już jesteś. Tylko przestań wyobrażać sobie siebie jako będącego poszczególnym. Co przychodzi i odchodzi, nie ma bytu. Swój przejaw zawdzięcza rzeczywistemu. Wiesz, że jest tam świat, ale czy świat zna ciebie? Wszelka wiedza płynie od ciebie, jaki wszelki byt i radość. Zdaj sobie sprawę, że jesteś wiecznym źródłem i zaakceptuj wszystko jako twoje. Taka akceptacja jest prawdziwą miłością.
P: Wszystko co mówisz brzmi bardzo pięknie. Ale jak przekształcić to w sposób życia?
M: Nigdy nie opuściwszy domu, pytasz się o drogę do domu. Pozbądź się błędnych idei, to wszystko. Kolekcjonowanie właściwych idei także donikąd cię nie doprowadzi. Po prostu zaprzestań wyobrażania.
*

M: Tak jak światło niszczy ciemność przez samą swą obecność, tak absolut niszczy wyobrażanie. Zobaczenie, że wszelka wiedza jest formą ignorancji, samo w sobie jest ruchem ku rzeczywistości. Świadek nie jest osobą. Osoba dochodzi do istnienia gdzie jest ku temu podstawa, organizm, ciało. W absolucie jest odzwierciedlona jako przytomność. Czysta przytomność staje się samo-przytomnością. Kiedy jest jaźń, przytomność-siebie-samego jest świadkiem. Kiedy nie ma jaźni, której można by być świadkiem nie ma bytowości świadka. Wszystko to bardzo proste, komplikowane jest tylko przez obecność osoby. Zobacz, że nie ma tu żadnej takiej rzeczy jak trwale odseparowana osoba a wszystko stanie się jasne.
*
P: Uprzejmie zezwól mi powrócić do mojego pierwszego pytania. W jaki sposób dochodzi do powstanie błędu bycia osobą?
M: Absolut poprzedza czas. Przytomność przychodzi pierwsza. Kłąb wspomnień i mentalnych nawyków przyciąga uwagę, przytomność staje się zogniskowana i nagle pojawia się osoba. Usuń światło przytomności, zaśnij albo zemdlij – i osoba znika. Osoba (vyakti) jest niestabilna, przytomność (vyakta) zawiera całą przestrzeń i czas, absolut (avyakta) jest.
*
Uświadom sobie, że osoba którą stałeś się przy narodzinach i przetniesz być po śmierci, jest temporalna i nieprawdziwa. Nie jesteś zmysłową, emocjonalną i intelektualną osobą, pochwyconą przez pragnienia i lęki. Odkryj swój prawdziwy byt. Czym jestem? To fundamentalne pytanie całej filozofii i psychologii. Zagłąb się w nie.
*
P: Co czyni mnie ograniczonym i sztucznym?
M: Totalne jest otwarte i osiągalne, ale ty nie weźmiesz. Jesteś przywiązany do tej małej osoby którą myślisz, że jesteś. Twoje pragnienia są wąskie, twoje ambicje – żałosne. Przede wszystkim, bez centrum percepcji gdzie byłoby zamanifestowane? Niepostrzegane, zamanifestowane jest tyle warte co niezamanifestowane. A ty jesteś tym postrzegającym punktem, bezwymiarowym źródłem wszystkich wymiarów. Poznaj siebie jako totalnego.
*
M: Nie jesteś tym, czym wydajesz się sobie być, - zapewniam cię o tym. Wizerunek jaki masz o sobie stworzony jest z pamięci i jest czysto przypadkowy.
*
P: I po osobie nie pozostanie żaden ślad?
M: Niejasna pamięć pozostanie, jak pamiętany sen, czy wczesne dzieciństwo. Bo tak poza tym, co tu jest do pamiętania? Nurt wydarzeń, w większości przypadkowych i nieistotnych. Sekwencja pragnień i lęków i głupich pomyłek. Czy jest w tym coś wartego zapamiętania? Osoba jest tylko zamykającą cię skorupą. Zniszcz ją.
P: Kogo prosisz o zniszczenie tej skorupy. Kto miałby ją zniszczyć?
M: Zniszcz więzy pamięci i samo-identyfikacji, a skorupa rozpadnie się sama. Jest tu centrum, przypisujące rzeczywistość wszystkiemu co postrzega. Wszystko co musisz zrobić to zrozumieć, że jesteś źródłem rzeczywistości, że dajesz rzeczywistość, a nie otrzymujesz ją, że nie potrzebujesz wsparcia ani potwierdzenia. Rzeczy są takie jakie są, ponieważ akceptujesz je takimi jakimi są. Zaprzestań tej akceptacji, a zanikną. To o czym myślisz pragnąc czy obawiając się, jawi się przed tobą jako realne. Spójrz na to bez pragnienia czy lęku, a straci to swoją substancję. Przyjemność i ból są chwilowe. Prościej i łatwiej na nie nie zważać niż reagować na nie.
*

Osoba może być świadoma, ale nie może uprzytamniać sobie swej świadomości. Jest całkowicie zidentyfikowana z tym co myśli i czuje i doświadcza. Ciemność która w niej jest, jest jej własną kreacją. Kiedy ta ciemność jest kwestionowana, ginie. Pragnienie zakwestionowania zasadzone jest przez Guru. Innymi słowy, różnica pomiędzy osobą a świadkiem jest różnicą pomiędzy nie znaniem a znaniem siebie.
*

P: A jak osoba dochodzi do bycia?
M: Dokładnie tak jak cień pojawia się kiedy na drodze światła stanie ciało, tak samo osoba powstaje kiedy czysta przytomność siebie jest zakłócona przez ideę „jestem-ciałem”. Tak jak cień zmienia kształt i pozycję zgodnie z położeniem lądu, tak też osoba jawi się raz cieszącą, raz smutną, w spoczynku czy aktywną, znajdującą, gubiącą, zgodnie ze wzorem przeznaczenia.
*

M: Zrób krok w tył z działania ku świadomości, pozostaw działanie ciału i umysłowi; to ich domena. Pozostań czystym świadkiem, aż do czasu, gdy bycie świadkiem rozpuści się w Najwyższym.

Wyobraź sobie gęstą dżunglę pełną drzewa. Z tego pojawiają się kłody drewna i mały ołówek do pisania. Świadek czyta pismo i wie, że podczas gdy ołówek i drewno są odlegle związane z lasem, pisanie nie ma z nim nic wspólnego. Jest całkowicie z nim nie związane i znikniecie ołówka nie ma znaczenia. Za rozpadem osobowości idzie zawsze poczucie wielkiej ulgi, tak jakby odpadło wielkie brzemię.
*

P: Jednostka ze słabą osobowością – czy jest bliżej realizacji.
M: Weź przykład młodego dziecka. Poczucie „jestem” nie jest jeszcze w pełni uformowane, osobowość jest niekompletna. Przeszkód co do samopoznania jest niewiele, ale siła i jasność przytomności, jej głębia i zasięg są nieobecne. Z biegiem lat przytomność ulegnie wzmocnieni, ale tak samo wyłoni się wyrazista osobowość, zaciemniając i komplikują. Tak jak czym twardsze drewno tym cieplejszy płomień; tak też, czym mocniejsza osobowość, tym jaśniejsze światło wynikające z jej zniszczenia.
*
M: Wszystko z tobą w porządku, ale idee jakie masz o sobie są całkowicie błędne. To nie ty jesteś tym co pragnie, obawia się i cierpi, to osoba utworzona na fundamencie twojego ciała przez okoliczności i wpływy. Nie jesteś osobą. To musi być jasno ustanowione w twoim umyśle i nigdy nie zapominane. Normalnie wymaga to długiej praktyki, lat ascetyzmu i medytacji.
P: Mój umysł jest słaby i chwiejny. Nie mam ani siły ani determinacji do praktyki. Mój przypadek jest beznadziejny.
M: Na pewien sposób twój przypadek rokuje jak największe nadzieje. Jest alternatywna praktyka która jest zaufaniem. Jeżeli nie możesz uzyskać przekonania zrodzonego z owocnych poszukiwań, skorzystaj z mojego odkrycia, którym ja, tak chętnie się z tobą dzielę. Widzę z najwyższego stopnia jasnością, że nigdy się nie urodziłeś, ani nie jesteś, ani nie będziesz wyobcowany z rzeczywistości, że jesteś pełną doskonałością tutaj i teraz, i że nic nie może pozbawić cię twego dziedzictwa, tego czym jesteś. W żaden sposób nie jesteś odmienny ode mnie, tylko ty tego nie wiesz. Nie wiesz czym jesteś, a zatem wyobrażasz siebie jako będącego tym czym nie jesteś. Stąd pragnienia i lęk i przytłaczająca rozpacz. I bezsensowna aktywność w celu ucieczki.

Tylko mi zaufaj i żyj tą ufnością. Nie wprowadzę cie w błąd. Jesteś Najwyższą Rzeczywistością ponad światem i jego kreatorem, ponad świadomością i jej świadkiem, ponad wszelkimi twierdzeniami i zaprzeczeniami. Pamiętaj o tym, myśl o tym, działaj zgodnie z tym. Porzuć wszelkie poczucie separacji, zobacz siebie we wszystkim i działaj odpowiednio. Za działaniem przyjdzie błogość, z błogością przekonanie. Przede wszystkim, wątpisz w siebie bo cierpisz. Szczęścia, naturalnego, spontanicznego i trwałego, nie da się wyobrazić. Albo jest obecne albo nie. Raz doświadczywszy spokoju, miłości i szczęścia, które nie potrzebują zewnętrznej przyczyny, stracisz swe wątpliwości. Tylko uchwyć się tego co ci powiedziałem i żyj według tego.
P: Mówisz mi, bym żył pamięcią?
M: Tak czy tak żyjesz pamięcią. Ja tylko proszę cię byś zamienił stare wspomnienia nowymi. Nie obawiaj się. Przez jakiś czas wywoła to konflikt pomiędzy starym a nowym, ale jeżeli przyłożysz się do tego rezolutnie, stawiając na nowe, zmagania wkrótce dojdą do końca i zrealizujesz bezwysiłkowy stan bycia sobą, nie bycia zwodzonym przez pragnienia i lęki zrodzone z iluzji.
*

P: Zatem nie ma potrzeby oddawania czci, modlenia się, praktykowania Jogi?
M: Trochę codziennego zamiatania, pranie i kąpiel nie zaszkodzą. Uprzytomnienie samego siebie powie ci na każdym kroku co trzeba wykonać. Kiedy wszystko zostało zrobione, umysł pozostaje cichym.

Teraz jesteś w przebudzonym stanie, osobą z imieniem i kształtem, ciesząca się i cierpiącą. Tej osoby nie było przed twoimi urodzinami, ani nie będzie po twojej śmierci. Zamiast zmagać się z osobą sprawiając by stała się tym czym nie jest, dlaczego nie wyjść poza przebudzony stan i całkowicie pozostawić osobiste życie?
*
M: Wolność jest od czegoś. Od czego masz być wolny? Oczywiście, musisz się uwolnić od osoby, za którą się bierzesz, gdyż to ta idea którą masz o sobie utrzymuje się w zniewoleniu.
P: Jak usuwa się osobę?
M: Przez determinację. Zrozum, że musi ona odejść i chciej jej odejścia -odejdzie jeżeli okażesz się co do tego zdecydowanym. Ktoś, ktokolwiek powie ci, że jesteś czystą świadomością, nie ciałem-umysłem. Zaakceptuj to jako możliwość i dociekaj z powagą. Może odkryjesz, że tak nie jest, że nie jesteś osobą uwięzioną w czasie i przestrzeni. Pomyśl o różnicy jaką to sprawia!
P: Jeżeli nie jestem osobą, to w takim razie czym jestem?
M: Mokre ubranie wygląda, jest odczuwane, i pachnie odmiennie, tak długo jak jest wilgotne. Gdy wysuszone, znów staje się normalnym ubraniem. Woda je opuściła i kto zgadnie, że było mokre? Twoja rzeczywista natura nie jest taką jak to się tobie jawi.. Zrezygnuj z idei bycia osobą, to wszystko. Nie musisz się stawać tym czym tak i tak jesteś. (…)
P: Jak to jest, że pytanie „kim jestem” zbytnio mnie nie pociąga? Wolę spędzić czas w słodkim towarzystwie świętych.
M: Przebywanie wraz ze swym bytem jest również świętym towarzystwem. Jeżeli nie masz problemu z cierpieniem i uwolnieniem się od cierpienia, nie odnajdziesz energii i wytrwałości dla samo-dociekania. Nie możesz wytworzyć kryzysu. Musi być on autentyczny.
P: Jak dochodzi do autentycznego kryzysu?
M: Przydarza się on w każdym momencie, ale nie jesteś wystarczająco czujny. Cień na twarzy twojego sąsiada, głęboki i wszechogarniający ból egzystencjalny jest stałym czynnikiem w twoim życiu, ale ty odmawiasz zauważenia tego. Cierpisz i widzisz jak inni cierpią, ale nie reagujesz.
*

M: osoba powinna być wnikliwie przebadana i jej fałsz zobaczony; wtedy jej władza nad tobą się skończy. Poza tym, zanika ona za każdym razem gdy idziesz spać. W głębokim śnie nie jesteś samo-świadomą osobą, a jednak jesteś żywy. Kiedy jesteś żywy i świadomy, ale już nie świadomy swego „ja”, nie jesteś już dłużej osobą. Podczas swych przebudzonych godzin jesteś, jak gdyby na scenie, odgrywając rolę, ale czym jesteś, gdy sztuka się skończyła? Jesteś tym czym jesteś; tym czym byłeś przed rozpoczęciem widowiska i czym pozostaniesz po jego zakończeniu. Patrz na siebie jako grającego na scenie życia. To przedstawienie może być wspaniałe lub mało urokliwe, ale ty nie jesteś w tym, ledwie je obserwujesz; oczywiście z zainteresowaniem i sympatią, ale zachowując cały czas w pamięci że tylko obserwujesz podczas gdy sztuka – życie – się kontynuuje.
*

Tak długa jak bierzesz się za osobę, ciało-umysł, odseparowaną od strumienia życia, mającą własną niezależną wolę, podążającą za swymi celami, żyjesz ledwie na powierzchni i cokolwiek zrobisz będzie krótkotrwałe, o małej wartości, ledwie słomą wzmacniającą płomienie próżności. Musisz wyznaczyć sobie prawdziwą wartość, zanim zaczniesz oczekiwać czegoś realnego. Co jest twoją wartością?
P: Jaką miarą maj ją zmierzyć?
M: Spójrz na zawartość swojego umysłu. Jesteś tym o czym myślisz. Czyż nie jesteś przez większość czasu zajęty swą małą osobą i jej codziennymi potrzebami?

Wartość systematycznej medytacji leży w tym, że zabiera cię od zwyczajności codziennej rutyny i przypomina ci, że nie jesteś tym czym wierzysz, że jesteś. Ale takie przypominanie nie jest wystarczające – za działaniem musi podążać przekonanie. Nie bądź jak bogaty człowiek, który sporządził szczegółowy testament, ale nie chce umrzeć.
P: Czyż stopniowość nie jest życiowym prawem?
M: Och nie. Tylko przygotowania są stopniowe, zmiana sama w sobie jest nagła i kompletna. Stopniowa zmiana nie zabierze cię na nowy poziom świadomego bytu. Potrzebujesz odwagi by puścić.
*
M: Wszystkie atrybuty są personalne. Rzeczywiste jest poza wszelkimi atrybutami.


Wielu głupców pyta tych, którzy chcą porzu­cić ten świat:


„Jaki jest sens monastycyzmu? Jakie korzyści przynosi bycie mnichem? Czy rzeczywiście nie można również czynić dobra, modlić się a zarazem pozostawać w świecie?". - Ci głupcy nie rozumieją jednak, że nie wszy­scy, którzy okazują pomoc ubogim, są jedno­cześnie ludźmi czystego serca i że Bóg nie za­wsze zaszczyca ludzi swoimi darami ze wzglę­du na ich pobożność. Czasem Pan użycza, lu­dziom swoich darów, ponieważ taka jest pilna potrzeba. „W potrzebie nawet kamienie wołać będą, a usta oślicy zostaną otwarte i przemó­wią ludzkim głosem" (por. Łk 19, 40; 2 P 2, 16 w związku z Lb 22, 28 nn.). „Starajcie się raczej o królestwo niebieskie" (por. Łk 12, 31), zdoby­wając swoją duszę przez cichość i cierpliwość.

Za: Meterikon Mądrość Matek Pustyni, przekład: Bogusław Widła, „PROMIC” - Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2010

"W duszy człowieka milczenia,



który rozważa boskie pisma, obiera sobie mieszkanie Duch Święty. Taka dusza ma niewiele trosk, gdyż z całej siły wierzy w Chrystusa, trwa w mil­czeniu, z miłości do Niego czyta owe pisma i płacze nad nimi. Natomiast kto szuka przy­jemności, używa jedzenia i picia, ten swoją duszę naraża na wielkie niebezpieczeństwo. Chce czy nie chce, nie uniknie brudnych pożądań. Są one, moja pani, owocem obżarstwa, a owoc cichości i ćwiczeń ascetycznych całko­wicie się od nich różni.

172.
Bądźmy mądrzy i naśladujmy świętych ojców, którzy żyli przed nami. Bądźmy przezorni, abyśmy nie pośliznęli się i nie ulegli pożądliwościom ciała. Bądźmy cierpliwi i pośćmy, znośmy też inne trudy życia mniszego, aby­śmy z powodu szybko przemijającej przyjem­ności nie zostali skazani na ogień wieczny, lecz mogli przebywać z Chrystusem w króle­stwie niebieskim.

173.
Okazuj swemu nieprzyjacielowi cierpliwość i powściągliwość, aby nie żywił nadziei, że cię w czymkolwiek pokona. W tym celu wybierz właściwe środki: trwaj w cichości, w milczeniu, zachowuj post, praktykuj czuwania nocne i śpiew Psalmów.

Za: Meterikon Mądrość Matek Pustyni, przekład: Bogusław Widła, „PROMIC” - Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2010

Wspólne dla wszystkich szkół


W Rozmyślaniach spotykamy również teksty Epikura i maksymy epikurejskie. Marek Aureliusz cytuje je przeredagowane i sformułowane w leksyce stoickiej, biorąc z nich rady, jakich stoik ma pełne prawo posłuchać: cieszyć się chwilą obecną, nie żałując tego, czego nie mamy, choć moglibyśmy mieć (VII, 27); ból nie może być jednocześnie nie do zniesienia i wieczny (VII, 33 i VII, 64); mieć zawsze przed oczyma cnoty ludzi dawnych epok; w każdych okolicznościach pozostawać wiernym filozoficznemu punktowi widzenia, nie dać się zwieść antropomorficznej optyce tych, co nie uprawiają filozofii (IX, 41). Komentarz Marka Aureliusza do ostatniego z przytoczonych tekstów – listu Epikura napisanego w chorobie czy wręcz w dniu śmierci – pozwala nam zrozumieć, jak stoicy, Seneka czy Epiktet, mogli z epikureizmu czerpać maksymy inspirujące ich własne myślenie. Nie należy sądzić, że byli oni eklektykami, a nie przekonanymi stoikami. Bardzo dobrze zdawali sobie sprawę z istnienia zasadniczej opozycji między doktryną stoicką a doktryną epikurejską, jak też między postawą życiową stoika a postawą epikurejczyka. Wiedzieli jednak również, że epikureizm, stoicyzm, platonizm czy arystotelizm były tylko różnymi, choćby i przeciwstawnymi pod pewnymi względami formami tego samego sposobu życia, sposobu życia filozoficznego, w ramach którego mogły istnieć wspólne dla wielu czy wręcz dla wszystkich szkół obszary. Marek Aureliusz mówi o tym wprost, nawiązując do listu Epikura (IX, 41):

„Wspólne jest dla wszystkich szkół nie wyrzekać się filozofii w żadnych okolicznościach i nie dawać się się zwieść gadaninie profana, kogoś, kto nie praktykuje wiedzy o Naturze”.

Wspólna stoikom i epikurejczykom była w szczególności pewna postawa wobec czasu, skupianie się na teraźniejszości, pozwalające jednostce docenić nierównaną wartość chwili obecnej i zmniejszyć natężenie bólu, uświadamiając sobie, że czuje się go i przeżywa tylko w chwili obecnej.

Pierre Hadot, Twierdza Wewnętrzna
ss. 66-67
tłumaczenie: Piotr Domański

Czy umie pani coś robić?


"- Mam do pana, Siergieju Wasiljewiczu, niewielką prośbę.
Olga z lekkim, niezwykłym u niej zdenerwowaniem opowiada o swoim pragnieniu, żeby «być pożyteczną dla światowej rewolucji».
- Hmm... Różowe piętno na policzku Siergieja purpurowieje zakłopotane.
- Noo, właśnie mówię...
I niczego nie powiedziawszy, uśmiecha się.
- O co chciał mnie pan zapytać, Siergieju Wasiljewiczu?
Podrapał się za uchem.
- Zapytać?...
Herbata w szklankach jest blada jak grudniowa zorza.
- Tak...
Łyżeczka w szklance jest szara, aluminiowa.
- No, chciałem zapytać...
Podrapał się za drugim uchem:
- A czy umie pani cokolwiek robić?
- Oczywiście, że nie.
- Taak...
Zmarszczył w skupieniu brwi.
- W takim razie będzie trzeba ulokować panią na stanowisku kierowniczym".
Anatolij Marienhof, Cynicy, przeł. Henryk Chłystowski, PIW, Warszawa 2011, s. 36.

Postać tragiczna :)


- "Wiecie co, towarzyszu Łopatkin, gdybym był pisarzem, napisałbym o tobie powieść. Bo jesteś postacią naprawdę tragiczną... Uosabiasz sobą - tu Drozdow odwrócił się ku Łopatkinowi i z żartobliwym uśmieszkiem założył rękę za brzeg kitla - całą epokę... która bezpowrotnie runęła w przeszłość. Jesteś bohaterem, ale jesteś samotny. - Powiedziawszy to, umilkł i przeszedł się krzywymi zakolami po dywanie. - My ciebie widzimy jak na dłoni, a ty nas nie rozumiesz. Nie rozumiesz, na przykład, że możemy się obejść bez twojego wynalazku nawet jeśliby to był prawdziwy, wielki wynalazek. Obejdziemy się - i wyobraź sobie! - nie poniesiemy żadnej szkody. Tak, towarzyszu Łopatkin, nie poniesiemy szkody na mocy ścisłego rachunku i planowania, które zabezpiecza nam stopniowy pochód naprzód. Przypuśćmy nawet, że twój wynalazek jest genialny! Kiedy według planów państwowych znajdzie się na porządku dziennym zadanie...

- Znajduje się już dawno - powiedział Łopatkin.

- ... które ty z taką pasją usiłujesz rozwiązać - ciągnął Drozdow - nasze konstruktorskie i techniczne kolektywy znajdą rozwiązanie. I będzie to rozwiązanie lepsze od twojego, bo poszukiwania kolektywne zawsze prowadzą do najszybszego i najlepszego rozwiązania problemu. Kolektyw jest genialniejszy od każdego geniusza. I zdarza się, towarzyszu Łopatkin, niepojęta dla was rzecz. My jesteśmy budującymi mrówkami... - Kiedy wypowiedział to słowo, na dnie jego wesołych oczu zamigotał zimny odbłysk wrogości. - Tak... my jesteśmy budującymi mrówkami potrzebnymi...
- Jedna z tych mrówek... - przerwał mu Łopatkin, ale Drozdow nie dał mu skończyć i podniósł głos.
- A ty jesteś samotny geniusz niepotrzebny nikomu ze swoją gigantyczną ideą, która opiera się na cienkich nóżkach. Nie ma kapitalisty, który by kupił tę ideę, a narodowi na nic te szarpiące gospodarkę żywiołowe pasje. My do koniecznego rozwiązania dojdziemy stopniowo, bez paniki, w właściwy dzień i o właściwej godzinie.

- Jedna z tych mrówek - podjął monotonnie Łopatkin, opanowując się i czując, że zawrzała w nim nienawiść - jedna z tych mrówek wlazła mimo to na brzozę, byle wyżej, i pozwala sobie myśleć za wszystkich, decyduje, co narodowi potrzebne, a co niepotrzebne... Ja też jestem mrówką! - zawyło w nim coś nagle. - I nie lezę przy tym na brzozę, ale taszczę do mrowiska gąsienicę dziesięć razy cięższą ode mnie... Pozwólcie...

- Napisać wam formalną odpowiedź? - Drozdow usiadł za biurkiem i zamilkł, pocierając głowę palcami i wyczekując. - Czy też wystarczy wam ta rozmówka od s-serca?

- Napiszcie formalną odpowiedź - powiedział Łopatkin.
- Chcecie powalczyć o swoją g-gąsienicę? - jego głos był teraz chłodny. - No, świetnie. Powalczymy".

W. Dudincew, Nie samym chlebem, cyt. za Herling - Grudziński , "Upiory rewolucji", s. 34-35).

***


Witkacy uważał dotyk za
najważniejszy ze zmysłów
według W. …
dotyk potwierdzał świat realny
i był wysuniętym w rzeczywistość
narzędziem (ramieniem)
jego „duszy”
(naszego ja)
ale to wszystko było
bardzo bardzo dawno
za siedmioma górami
za siedmioma rzekami
kiedy toczyły się spory
o istnienie świata
kiedy słodko i chwalebnie
było umierać za ojczyznę
nie za baryłkę
ropy za czarne złoto
za złotą cegłę
za złotego cielca który się wściekł
i zdycha z przeżarcia

Tadeusz Różewicz

w młodości


dotykiem widziałem
lepiej niż wzrokiem
formy
i powierzchnię materii

wzrokiem dotykałem
kolorów w ciemności

Tadeusz Różewicz

Życie, o, życie


Dlaczego je chwalę
i skwapliwie zbieram argumenty
na jego korzyść
choć wiem że mnie oszuka
że porzuci jak wyssaną do szpiku kość
jak wypalony papieros jak zgraną płytę
z której coraz trudnej odsłuchać słowa
Czy robię to z przymusu czy dla wygody
i uspokojenia
Czy chwalę jak się chwali dziecko
oczekując że pochwalone
odłoży trzymany w ręce nóż
Chwalę je wbrew wszystkiemu
wbrew jego zdradzieckiej naturze

Nie bojaźń to ale męstwo
które dalibóg nie jest moją zasługą
ale tej niewiadomej siły
która przeobraża nas w bojowników
w straconej sprawie

Miłości moja gdzie jesteś
za kim tęskniłaś i za czym tęsknisz jeszcze
jakiego pragniesz ukojenia

Julia Hartwig

Kołysanka nas ludzi śmiertelnych


Chciałbym przytulić Cię do milczenia,
chciałbym przytulić Cię do ciszy,
bo cisza jest czuła i tkliwa
nie mówi lecz patrzy i słyszy.

Matczyne ręce Cię uniosą,
wspomoże Ojca ręka,
aniołowie Cię hojnie obstąpią
i dotknie Cię zdrój piękna.

Leszek Aleksander Moczulski

Samotność


Trzystu na obiad prosisz gości
i dziwisz się, że nie przybywam,
narzekasz na mnie, spory wszczynasz.
A przecież prosta jest przyczyna:
nie lubię jadać w samotności.

Marcjalis
przełożył Tadeusz Bocheński

sobota, 28 grudnia 2013

Ból - przyjemność


Nisargadatta Maharaj: Kierowany pamięcią podążałeś za przyjemnym i unikałeś nieprzyjemnego. Czy osiągnąłeś w tym powodzenie?
Pytający: Nie, nie udało mi się. Przyjemność nie jest trwała. Ponownie pojawia się ból.
M: Jaki ból?
P: Pragnienie przyjemności, obawa przed bólem, oba to stany niepokoju. Czy jest stan czystej przyjemności?
M: Każda przyjemność, fizyczna czy mentalna, wymaga instrumentu. Zarówno fizyczny jak i mentalny instrument są materialne, zużywają się i niszczeją. Przyjemność którą zapewniają jest z konieczności ograniczona w intensywności i trwaniu. Ból jest tłem wszystkich twoich przyjemności. Pragniesz ich bo cierpisz. Z drugiej strony, samo poszukiwanie przyjemności jest przyczyną bólu. To zaklęty krąg.
*

M: Moje doświadczenie jest takie, że wszystko jest błogością. Ale pragnienie błogości staje się nasieniem bólu. Cały wszechświat bólu zrodzony jest z pragnienia. Zrezygnuj z pragnienia przyjemności a nie będziesz wiedział co to ból.
P: Dlaczego przyjemność maiłaby być nasieniem bólu?
M: Ponieważ w imię przyjemności popełniasz wiele grzechów. A owocami grzechu jest cierpienie i śmierć.
*

M: Z powodu pragnienia stworzyłeś świat z jego bólami i przyjemnościami.
P: Czy musi być on również bolesny?
M: Jakżeby inaczej? Z samej swej natury przyjemność jest ograniczona i przemijająca. Z bólu rodzi się pragnienie, w bólu szuka swego spełnienia, i kończy się bólem.
*

P: Odkrywam, że jestem motywowany tylko i wyłącznie przez przyjemność i obawę przed bólem. Jakkolwiek szlachetne nie byłoby moje pragnienie i usprawiedliwiona moja obawa przed bólem, przyjemność i ból są dwoma biegunami pomiędzy którymi oscyluje moje życie.
M: Udaj się do źródła ich obu, bólu i przyjemności, pragnienia i lęku. Obserwuj, dociekaj, spróbuj zrozumieć.
P: Pragnienie i lęk to uczucia powodowane przez fizyczne bądź mentalne czynniki. Są one tam obecne. Ale dlaczego tam są? Dlaczego pragnę przyjemności i obawiam się bólu?
M: Przyjemność i ból są stanami umysłu. Tak długo jak myślisz, że jesteś umysłem, czy raczej ciałem-umysłem, jesteś skazany na zadawanie takich pytań.
P: A kiedy zdam sobie sprawę, że nie jestem ciałem, czy będę wolny od pragnienia i lęku?
M: Tak długo jak jest ciało i umysł by je chronić, będą operować atrakcja wraz z odpychaniem. Będą tam, w polu wydarzeń, ale nie będą cię dotyczyć. Skupienie twojej uwagi będzie gdzie indziej. Nie będziesz przez nie rozproszony.
*

M: Koniec bólu nie leży w przyjemności. Kiedy zdasz sobie sprawę, że jesteś ponad przyjemnością i bólem, zdystansowany i niezagrożony, wtedy poszukiwanie szczęścia znika a także wynikające z tego cierpienie. Gdyż ból kieruje się ku przyjemności a przyjemność nieprzerwanie kończy się bólem.
P: W doskonałym stanie nie może być szczęścia?
M: Ani cierpienia. Szczęście zależy od tego czy tamtego i może zostać utracone; wolność od wszystkiego nie zależy od niczego, i nie może być stracona. Wolność od cierpienia nie ma przyczyny, zatem nie może być zniszczona, urzeczywistnij taką wolność.
*

M: Ból i przyjemność się przytrafiają, ale ból jest ceną przyjemności, przyjemność jest nagrodą za ból. W życiu również jesteś zadowolony z ranienia, i ranisz sprawiając przyjemność. Wiedzieć, że ból i przyjemność są jednym jest spokojem.
P: Bez wapienia, wszystko to jest bardzo interesujące, ale mój cel jest prostszy. Chcę więcej przyjemności i mniej bólu w życiu. Co mam robić?
M: Tak długo jak jest świadomość, muszą być obecne przyjemność i ból. To w naturze „jestem”, w naturze świadomości, identyfikować się z opozycjami.
P: Zatem jaki z tego dla mnie pożytek? To niesatysfakcjonujące.
M: Kim jesteś? Kto jest nieusatysfakcjonowany?
P: Jestem człowiekiem bólu-przyjemności.
M: Ból i przyjemność, oba są ananda (błogością). Oto siedzę tu przed tobą i mówię ci: wprost z mojego bezpośredniego i niezmiennego doświadczenia – ból i przyjemność są szczytami i dolinami w falującym oceanie błogości. Głębiej znajduje się totalna pełnia.
P: Czy to twoje stałe doświadczenie?
M: Jest bezczasowe i niezmienne.
P: Wszystko co ja znam, to pragnienie przyjemności i obawa przed bólem.
M: Oto, co o sobie myślisz. Przestań. Jeżeli nie możesz zerwać z nawykiem od razu, rozważ podobny sposób myślenia i dostrzeż jego błędność. Kwestionowanie nawykowego jest obowiązkiem umysłu. Co umysł stworzył, umysł musi zniszczyć. Albo zdaj sobie sprawę, że nie ma pragnienia poza umysłem, i pozostań na zewnątrz.
*

M: Natura nie jest ani przyjemna ani bolesna. Jest totalną inteligencją i pięknem. Ból i przyjemność są w umyśle. Zmień swą skalę wartości a wszystko ulegnie zmianie. Przyjemność i ból są ledwie zakłóceniami zmysłów; traktuj je jednako, a pozostanie tylko błogość.
*

M: Jeżeli wejrzysz w siebie w chwilach przyjemności czy bólu, niezmiennie odkryjesz, że nie sama rzecz w sobie jest przyjemna czy bolesna, ale sytuacja której jest częścią. Przyjemność leży w relacji pomiędzy cieszącym się a jego obiektem. I esencją tego jest akceptacja. Jakakolwiek by nie była sytuacja, jeżeli jest do zaakceptowania, jest przyjemna. Jeżeli nie jest akceptowalna, jest bolesna. Nie jest ważne, co czyni ją do zaakceptowania; powód może być fizyczny, czy psychologiczny, czy nie do wykrycia; akceptacja jest czynnikiem decydującym. I odwrotnie, cierpienie pojawia się z uwagi na nie-akceptację.
P: Ból jest nie do zaakceptowania.
M: Dlaczego nie? Czy kiedyś próbowałeś? Spróbuj i odkryjesz w bólu radość której nie może dostarczyć przyjemność, z prostego powodu, że akceptacja bólu zabiera cię głębiej niż przyjemność. Osobista jaźń z samej swej natury stale poszukuje przyjemności i unika bólu. Zakończenie tego wzorca, to zakończenie jaźni. Zakończenie jaźni z jej pragnieniami i lękami pozwala ci wrócić do swej prawdziwej natury, źródła wszelkiego szczęścia i spokoju. Odwieczne pragnienie przyjemności jest refleksją wewnętrznej harmonii. Jest znanym faktem, że człowiek staje się samo-świadomy tylko gdy pochwycony przez konflikt pomiędzy przyjemnością i bólem, wymagający wyboru i decyzji. Kiedy ból jest akceptowany jako to czyn jest, lekcją i ostrzeżeniem, i poddany głębokiemu wglądowi i uwadze, separacja pomiędzy bólem i przyjemnością ginie, i oba stają się doświadczeniem - bolesnym, gdy stawia się mu opór, radosnym, gdy akceptowane.
P: Czy doradzasz unikanie przyjemności i podążanie za bólem?
M: Nie, ani też podążania za przyjemnością i unikania bólu. Zaakceptuj obydwie te rzeczy, tak jak przychodzą, ciesz się nimi póki trwają, pozwól im odejść, jak to muszą zrobić.
P: Jak to możliwe bym zaakceptował ból? Fizyczny ból wzywa do działania.
M: Oczywiście, tak samo mentalny. Błogość jest w przytomności, nie we wzdraganiu się i odwracaniu się od bólu. Wszelkie szczęście pochodzi z prztyomności. Czym bardziej jesteśmy świadomi, tym głębsza radość. Akceptacja bólu, brak oporu, odwaga i wytrzymałość – te rzeczy otwierają głębokie i niewysychające źródło rzeczywistego szczęścia, prawdziwą błogość.
- Dlaczego ból miałby być bardziej efektywny niż przyjemność?
NM: Przyjemność jest łatwo akceptowana, podczas gdy jaźń ze wszystkich sił odrzuca ból. Ponieważ akceptacja bólu jest zaprzeczeniem jaźni a jaźń stoi na drodze do prawdziwego szczęścia, pełna akceptacja bólu zasila źródło szczęścia.
P: Czy zaakceptowanie cierpienia działa w ten sam sposób?
M: Fakt bólu jest łatwo wnoszony w obręb pola przytomności. Z cierpieniem nie jest tak prosto. Nie wystarczy skupić się na cierpieniu, gdyż życie mentalne, takie jakie znamy, jest jednym ciągłym strumieniem cierpienia. By osiągnąć głębsze poziomy cierpienia musisz iść do jego korzeni, i odkryć ich obszerny zasięg, gdzie strach i pragnienie są blisko splecione a nurty życiowej energii oponują, przeszkadzają i niszczą się wzajemnie.
*

P: Moje pytanie nie jest jeszcze w pełni odpowiedziane: dlaczego ludzkie przyjemności są destrukcyjne? Dlaczego człowiek znajduje tyle przyjemności w niszczeniu? Troski życiowe polegają na ochronie, utrwalaniu i ekspansji samego życia. To jest kierowane przez ból i przyjemność. W którym miejscu staje się to destrukcyjne?
M: Kiedy umysł przejmuje kontrolę, zapamiętując i antycypując, wyolbrzymia, zniekształca i przeocza. Przeszłość jest rzutowana na przyszłość, a przyszłość zdradza pokładane w niej oczekiwania. Organy zmysłowe i działanie jest stymulowane ponad swe możliwości co nieuniknienie prowadzi do ich rozpadu. Obiekty przyjemności nie mogą zapewnić tego co się po nich oczekuje, zużywają się, czy niszczą się przez błędne używanie. Wynika z tego wiele bólu, i dalej szuka się ucieczki w przyjemność.
P: Niszczymy nie tylko siebie, ale również innych!
M: Naturalnie, egoizm jest zawsze destrukcyjny. Pragnienie i lęk, obydwa są stanami skupienie na sobie. Pomiędzy pragnieniem i lekiem powstaje gniew z nienawiścią, a wraz z nią pasja destrukcji. Wojna jest nienawiścią w działaniu, zorganizowaną i wyposażoną w instrumenty śmierci.
*
M: Znam siebie takim jakim jestem – bezczasowym, bezprzestrzennym, bezprzyczynowym. Tobie przytrafiło się nie wiedzieć o tym, będąc tak zabsorbowanym jakim jesteś, w inne rzeczy.
P: Dlaczego jestem zaabsorbowany?
M: Ponieważ jesteś zainteresowany.
P: Co czyni mnie zainteresowanym?
M: Obawa przed bólem i pragnienie przyjemności. Przyjemne kończy się bólem a bolesne przyjemnością. Rotują one w nieskończonej sukcesji. Badaj ten zamkniemy krąg, aż znajdziesz poza nim.
*

P: Tak długo jak istnieją ból i przyjemność, tak długo jest się skazanym na bycie zainteresowanym.
M: Tak długo jak jest się świadomym, będą obecne ból i przyjemność. Nie możesz walczyć z bólem i przyjemnością na poziomie świadomości. By wyjść poza nie, musisz wyjść poza świadomość, co jest możliwe tylko, kiedy patrzysz na świadomość jako coś co przytrafiło się tobie a nie w tobie, coś zewnętrznego, obcego, nałożonego. Wtedy, nagle stajesz się wolny od świadomości, rzeczywiście sam, baz niczego przyłączonego. I to jest twój prawdziwy stan. Świadomość jest świerzbiącą wysypką, która powoduje, że się drapiesz. Oczywiście nie możesz wyjść poza świadomość, gdyż sama idea wyjścia poza świadomość jest w obrębie świadomości. Ale jeżeli nauczysz się patrzeć na świadomość jako rodzaj gorączki, osobistej i prywatnej, w której jesteś zamkniemy jak pisklę w skorupce, z tej postawy wyniknie kryzys, który zniszczy tą skorupę.
P: Budda powiedział, że życie to cierpienie.
M: Musiał mieć na myśli, że wszelka świadomość jest bolesna, co jest oczywistością.
*

M: Wszystko czego potrzebujesz jest już w tobie. Tylko musisz podejść do siebie z szacunkiem i miłością. Samo-skazywanie się czy brak zaufania do siebie to poważne błędy. Twoja ciągła ucieczka od bólu i poszukiwania przyjemności są znakiem miłości którą masz dla siebie, wszystko o co cię proszę to: uczyń swą miłość do siebie doskonałą. Nic sobie nie odmawiaj – przyklej do siebie nieskończoność i wieczność i odkryj że ich nie potrzebujesz, jesteś ponad.
*

P: Wiem co mnie powstrzymuje: moje ego.
M: Zatem zajmij się swoim ego – a mnie pozostaw w spokoju. Tak długo jak jesteś zamknięty w obrębie swego umysłu, mój stan jest poza zdolnością twojego pojmowania.
P: Odkrywam, że nie mam więcej pytań do zadania.
M: Gdybyś rzeczywiście toczył wojnę ze swym ego, zadałbyś znacznie więcej pytań. Brakuje ci pytań, ponieważ w tak naprawdę nie jesteś zainteresowany. Obecnie jesteś poruszany zasadą przyjemności i bólu, a to jest ego. Idziesz wraz z ego, nie walczysz z nim. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak totalnie pochłonięty jesteś przez osobiste rozważania. Człowiek powinien zawsze stawać przeciwko sobie, gdyż ego, jak krzywe zwierciadło, zawęża i zniekształca. To najgorszy ze wszystkich tyranów, zdominował cię absolutnie.
P: Kiedy nie ma „ja”, kto jest wolny.
M: Świat jest uwolniony od potężnego kłopotu. To wystarczająco dobre.
*

P: Czy przyjemność jest zawsze zła?
M: Właściwy stan i użycie ciała i umysłu są intensywnie przyjemne. To poszukiwanie przyjemności jest błędne. Nie próbuj uczynić siebie szczęśliwym, raczej zakwestionuj samo swoje poszukiwanie szczęścia. To dlatego, że jesteś nieszczęśliwy, pragniesz być szczęśliwy. Odkryj dlaczego jesteś nieszczęśliwy. Ponieważ jesteś nieszczęśliwy, szukasz szczęścia w przyjemności; przyjemność przynosi ze sobą ból, a zatem nazywasz ją światową; tęsknisz za jakimś innym rodzajem przyjemności, bez bólu, co nazywasz boskością. W rzeczywistości, przyjemność jest tylko ulgą od bólu. Szczęście jest zarówno światowe jak i ponad światowe, w obrębie i poza wszystkim co się wydarza. Nie czyń rozróżnień, nie separuj nierozerwalnego i nie czyń się obcym życiu.