czwartek, 6 marca 2014

Szczęście jest tylko tam, gdzie nie ma bojaźni: wśród nieustannych obaw żyje się źle


LXXIV
Seneka pozdrawia swego Lucyliusza.

List twój ucieszył mnie i wyczerpanego ożywił, a także pobudził mą pamięć, która jest już ospała i gnuśna. Dlaczegoż, mój Lucyliuszu, wątpisz jeszcze, iż najlepszym środkiem do szczęśliwego życia jest przeświadczenie, że dobrem jest tylko to, co cnotliwe? Kto bowiem uznaje jeszcze co innego za dobro, dostaje się pod władzę przypadku i przestaje być panem samego siebie; kto zaś ograniczył wszelkie dobro tylko do cnoty, czerpie szczęśliwość sam ze siebie. Ten oto boleje z powodu utraty dzieci, tamten trapi się ich chorobą, ów martwi się, że popełniły coś brzydkiego i ściągnęły na siebie niesławę; możesz zobaczyć, jak się jeden zadręcza miłością do cudzej żony, a drugi do własnej; nie zabraknie również takiego, którego męczy porażka odniesiona przy zabieganiu o urząd, a znajdą się nawet i tacy, których niepokoją dostojeństwa zdobyte. Z całego jednak tłumu śmiertelników największą gromadę nieszczęśliwców tworzą ci, którym zakłóca spokój oczekiwanie grożącej im wszędzie śmierci. Nie ma bowiem takiego miejsca, skąd nie mogłaby ona najść człowieka. Podobnie więc jak ludzie przebywający w nieprzyjacielskim kraju, muszą oni rozglądać się na wszystkie strony i zwracać głowę w kierunku każdego szmeru. I jeśli nie wypędzi się z piersi tej bojaźni, trzeba żyć z ciągłym drżeniem serca. Nawiną ci się ludzie zesłani na wygnanie i wyzuci z majątku. Nawiną ci się żyjący pośród dostatków ubodzy , która to odmiana ubóstwa daje się najbardziej we znaki. Nawiną ci się rozbitkowie lub znajdujący się w położeniu podobnym do rozbitków. Gniew albo zazdrość pospólstwa, broń zgubna nawet dla najszlachetniejszych jednostek, rozproszyła ich wszystkich, nie spodziewających się niczego i spokojnych, uderzając niby nawałnica, która zjawiać się zwykła podczas najpiękniejszej pogody, lub niby niespodziewany grom, od którego ciosu zadrżała również cała okolica. Bo tak jak każdy, kto znajdował się bliżej piorunu, stracił przytomność podobnie do porażonego piorunem, również i w przypadłościach, będących wynikiem jakiejś przemocy, jednego przygniata sama niedola, a drugich strach przed niedolą, przy czym możliwość cierpienia nabawia takiej ż trwogi, jaką budzi samo cierpienie. Cudze, zwłaszcza nagłe nieszczęścia niepokojem przejmują wszystkie dusze. Jak ptaki boją się świstu pustej nawet procy, tak też i my lękamy się nie tylko samego ciosu, lecz także i jego odgłosu. Nikt więc, kto zaufał takim mniemaniom, szczęśliwy być nie może. Bo szczęście jest tylko tam, gdzie nie ma bojaźni: wśród nieustannych obaw żyje się źle. Kto zanadto podporządkował się zrządzeniom losu, stworzył dla siebie jak największą i nie dającą się wyminąć przyczynę niepokoju. Zmierzający do uwolnienia się od niebezpieczeństw ma tylko jedną drogę: gardzić wszystkim, co jest na zewnątrz, poprzestając na samej cnocie. Kto bowiem sądzi, że jest coś lepszego od cnoty lub że istnieją jakieś dobra poza cnotą, ten jak gdyby nadstawia swą kieszeń bezładnie rozrzucanym datkom losu oraz z niepokojem wygląda, co tam wpadnie. Otóż przedstaw sobie, że los urządza igraszki z nami i wytrząsa w gromadę śmiertelników zaszczyty, dostatki i łaski, z których jedne rozszarpywane są rękami samych chwytających, drugie dzielone w ramach wiarołomnych spółek, trzecie zaś rozłapywane przez takich, którym przynoszą wielką szkodę. Niektóre z nich wpadają do rąk ludzi zajmujących się czymś zgoła odmiennym; inne, ponieważ stara się je porwać zbyt wiele osób, wymykają się i w chwili, gdy są chciwie wydzierane, przepadają. Nikt jednak, nawet ten, komu zdobycz powiodła się lepiej, nie cieszył się z uzyskanego łupu przez czas dłuższy. Toteż każdy co rozsądniejszy człowiek, skoro tylko zobaczy, że zaczynają oto rozdawać datki ludowi, uchodzi czym prędzej z teatru, wiedząc, że drobiazgi kosztują nieraz wiele. Nikt nie wszczyna wtedy kłótni z oddalającym się, nikt nie gniewa się na wychodzącego: wszystkie sprzeczki rozgrywają się wokół zdobyczy. To samo dzieje się i z tymi darami, które z góry sypie na nas los: podniecamy się biedacy, miotamy się w różne strony, radzi byśmy mieć mnóstwo rąk, oglądamy się wciąż tu i tam. Wydaje nam się, że zbyt późno dostarczane jest to, co wzbudza naszą pożądliwość, a co, choć jest upragnione przez wszystkich, dostanie się tylko niewielu. Chcemy biec ku temu, co spada. Cieszymy się, gdyśmy coś zdobyli sami i gdy złudna nadzieja zdobyczy oszukała kogo innego. Słowem, nieznaczną korzyść opłacamy jakąś wielką przykrością lub wracamy rozczarowani i zawiedzeni. A zatem uchodźmy z tego rodzaju igrzysk i ustąpmy miejsca drapieżcom: niechaj oni wypatrują tych niepewnych dóbr, niechaj sami przeżywają jeszcze bardziej niepewne nadzieje. Kto postanowi być szczęśliwym, niech za jedyne dobro uważa to, co jest cnotliwe. Bo jeśli ma za dobro coś innego, to przede wszystkim źle sądzi o Opatrzności, ponieważ wiele przykrych doświadczeń spotyka ludzi uczciwych oraz ponieważ to, czego nam udzieliła, jest w porównaniu z trwałością wszechświata znikome i ograniczone. Z naszego utyskiwania wynika, że jesteśmy niewdzięcznymi tłumaczami darów bożych: skarżymy się, że dostają nam się nie zawsze, że otrzymujemy ich mało, że są przy tym niepewne i przemijające. Stąd też pochodzi, że nie chcemy ani żyć, ani umierać: ogarnia nas nienawiść do życia i lęk przed śmiercią. Jesteśmy chwiejni we wszelkich zamiarach i nie może nas zaspokoić żadna szczęśliwość. Przyczyną zaś tego jest, żeśmy nie doszli jeszcze do owego niezmierzonego i nieprześcignionego dobra, na którym nieuniknienie zatrzymać się muszą nasze życzenia, gdyż ponad najwyższym nie ma już nic. Pytasz, dlaczego cnota nic nie potrzebuje? Cieszy się ona z tego. co jest, i nie pożąda nic takiego, czego nie ma. Wszystko, na czym poprzestaje, uważa za obfite. Porzuć mniemanie, że obowiązkowość i rzetelność nie będzie cię nic kosztowała. Pragnący bowiem wykazać się jedną i drugą musi wycierpieć wiele z tego, co się nazywa złem, oraz poświęcić wiele z tego, o co się troszczymy jako o dobro. Przepada męstwo, które może przejawiać się jedynie podczas niebezpieczeństwa; przepada wielkoduszność, która może dać się poznać jedynie wtedy, gdy wzgardziło się jako błahostkami wszystkim, czego jako bardzo wielkiego dobra pożąda gmin; przepada uczynność i uczucie wdzięczności, jeśli obawiamy się trudu, jeśli czemuś przypisujemy wartość większą niż uczciwości, jeśli nie zdążamy do najpiękniejszych celów. Dalej — żeby zostawić już powyższe — albo to, co nosi nazwę dóbr, nie jest dobre, albo też człowiek prześciga szczęśliwością bóstwo, skoro nie ma ono w użyciu tego, co przecież dostępne jest dla nas. Nie są bowiem udziałem bóstwa ani przyjemności cielesne, ani wystawne uczty, ani bogactwa, ani w ogóle nic z tego, co nęci i wabi człowieka tanią rozkoszą. Albo więc trzeba nieuchronnie przyjąć, że bóstwu brakuje pewnych dóbr, albo też sama okoliczność, że bóstwo ich nie ma, dowodzi, iż nie są to dobra. Dodaj jeszcze, że wiele rzeczy, które chcą uchodzić za dobre, obficiej przypadają w udziale zwierzętom aniżeli ludziom. Zwierzęta żarłoczniej zjadają pokarm, mniej się nużą miłością cielesną, rozporządzają większą i bardziej równomiernie przejawiającą się siłą. Idzie za tym, że znacznie szczęśliwsze są od człowieka. I w rzeczy samej życie ich upływa bez nikczemności i bez oszustw. Doznają rozkoszy, które potrafią zapewnić sobie w wyższym stopniu, a zarazem łatwiej korzystają z nich bez jakiegokolwiek wstydu lub obawy rozczarowania. Sam zastanów się więc, czy można nazywać dobrem to, w czym człowiek przewyższa bóstwo. Zachowujmy najwyższe dobro w duszy: traci wartość, jeśli z najlepszej naszej części przechodzi do najgorszej i usadawia się w zmysłach, które u niemych stworzeń są ostrzejsze. Nie należy najwyższej szczęśliwości naszej pokładać w ciele. Prawdziwymi dobrami są te, których udziela nam rozum. Niewzruszalne i wiecznotrwałe, nie mogą one ani całkiem zniknąć, ani nawet zmniejszyć się albo ograniczyć. Wszystkie inne — to dobra mniemane, które mają co prawda nazwę wspólną z rzeczywistymi, lecz właściwości dobra w nich nie znajdziesz. Dajmy im tedy miano wygód i — bym użył tu naszej [stoickiej] mowy — rzeczy godnych, by je przekładano nad inne. Wiedzmy poza tym, że są one naszą własnością, lecz nie stanowią części naszej jaźni. Niechaj należą do nas, ale tak, żebyśmy pamiętali, że znajdują się poza nami. Jeśli nawet są naszą własnością, zaliczajmy je do rzeczy podrzędnych i mało znaczących, z powodu których nikt nie powinien się wynosić. Bo czyż może być coś głupszego jak chełpić się tym, co nie jest naszym własnym dokonaniem? Wszystkie te rzeczy niech nam przybywają, lecz niech nie mają ściślejszego związku z nami, abyśmy—jeśli będą nam odebrane — rozstali się z nimi bez bólu. Korzystajmy z nich, lecz nie chwalmy się nimi; a korzystajmy oszczędnie jako z rzeczy nam powierzonych i mających nas kiedyś opuścić. Ktokolwiek używał ich nierozumnie, miał je w swoim ręku niedługo. Bo nawet i sama szczęśliwość, jeśli nie korzysta się z niej umiarkowanie, staje się uciążliwa. Kto zawierzył tym najbardziej pierzchliwym dobrom, bywa przez nie prędko opuszczany i wciąż kłopocze się, by go nie porzuciły. Niewielu udało się spokojnie wyrzec szczęścia. Inni padają wraz z upadkiem tego, czym się wyróżniali, i przygniatani są przez to samo, co ich niegdyś wyniosło. Dlatego powinna tu dojść do głosu roztropność, która by wszczepiła w nich poczucie umiaru, tudzież oszczędność, jako że nie ulega wątpliwości, iż lekkomyślność niszczy i marnuje swoje dostatki. I nigdy nic nieumiarkowanego dłużej nie trwało, jeśli nie brał go w karby uśmierzyciel-rozsądek. Dowodzi tego los wielu miast, których wyuzdane władztwo runęło w czasie największego rozkwitu, przy czym wszystko, co zyskane było przez męstwo, stracone zostało przez brak umiaru. Otóż trzeba nam zabezpieczyć się przed takimi przypadłościami. A że od nieszczęśliwego losu nie uchroni nas żadna warownia, zbrójmy się wiec od wewnątrz. Jeżeli ta część jaźni jest bezpieczna, człowiek może być oblegany i kruszony, ale nie może być zdobyty. Chcesz wiedzieć, na czym polega to wewnętrzne uzbrojenie? Na tym, żeby nie oburzać się na nic, co się nam przytrafia, i rozumieć, że właśnie to, co wydaje nam się krzywdzące, przydatne jest do zachowania ogólnego układu rzeczy i należy do czynników, które nadają bieg światu i umożliwiają mu wypełnienie swego zadania. Niech człowiekowi podoba się to, co się podobało Bogu. Niechaj siebie i swoje właściwości podziwia tylko dlatego, że nie może być zwyciężony, że podporządkował sobie nawet niepowodzenia, że rozumem, ponad który nie masz nic silniejszego, ujarzmił nieszczęście, cierpienie i krzywdę. Kochaj więc rozum! Miłość ku niemu uzbroi cię przeciw najcięższym doświadczeniom. Ukochanie potomstwa wpędza dzikie zwierzęta na oszczepy myśliwskie, a rozwścieczenie i nierozważny popęd czyni je nieokiełznanymi. Żądza, sławy pobudziła nieraz młode umysły do lekceważenia tak miecza, jak i ognia. Pozór i sam cień cnoty pcha niektórych na dobrowolną śmierć. Im silniejszy oraz im stateczniejszy od tego wszystkiego jest rozum, tym lepiej potrafi przejść poprzez obawy i niebezpieczeństwa: «Nic nie osiągacie — powie ktoś — przez to, że przeczycie, jakoby poza cnotą było jakieś inne dobro: tego rodzaju obwarowanie nie zapewnia wam bezpieczeństwa i ochrony przez złym losem. Wszak i wy zaliczacie do dóbr posiadanie oddanych dzieci, cieszącej się pomyślnością ojczyzny, dobrych rodziców. Nie możecie więc spokojnie patrzeć, gdy znajdują się oni w niebezpieczeństwie. Zasmuci was i osaczenie przez wroga waszej ojczyzny, i śmierć dzieci, i niedola rodziców». Najprzód przytoczę to, co zazwyczaj odpowiada się z naszej strony na powyższy zarzut, a potem dorzucę jeszcze to, co sarn uważam za konieczne w odpowiedzi. Szczególne jest położenie tych rzeczy, które — gdy zostały nam odebrane — wprowadzają na swoje miejsce jakąś uciążliwość. Na przykład utrata dobrego stanu zdrowia pociąga za sobą chorobę; zgaśniecie bystrych niegdyś oczu nabawia nas ślepoty; wskutek podcięcia kolan nie tylko tracimy zwinność, lecz na jej miejsce przychodzi ułomność. Otóż w przypadkach wspomnianych poprzednio niebezpieczeństwo takie nie zagraża. Dlaczego? Jeślim stracił wiernego przyjaciela, nie muszę z tego powodu znosić kogoś wiarołomnego; a gdym pochował dobre dzieci, nie przyjdą na ich miejsce niegodziwe. Poza tym nie jest to właściwie strata przyjaciół i dzieci, lecz wyłącznie strata ich ciał. Dobro zaś może zginąć tylko jednym sposobem: jeśli przemienia się w zło. Atoli nie zezwala na to samo przyrodzenie, ponieważ wszelka cnota i wszelkie dzieło cnoty utrzymuje się w stanie nienaruszonym. Idźmy dalej. Jeśli nawet zmarli nam przyjaciele, jeśli śmierć zabrała dzieci odpowiadające życzeniu ojca, to i tak znajdzie się coś, co miejsce ich wypełni. Pytasz, co to jest? To, co i ich też uczyniło dobrymi: cnota. Nie zostawia ona próżnym żadnego miejsca, ogarnia całą duszę, unicestwia wszelkie pragnienia i sama wystarcza sobie, gdyż w niej się zawiera istota i początek wszystkich dóbr. Jakież to ma znaczenie, że potok, spływając w dół, urywa się gdzieś albo zbacza, jeśli źródło, z którego wypływa, pozostaje nienaruszone? Nie powiesz, że gdy ma się dzieci, postępuje się w życiu sprawiedliwiej niźli po ich śmierci, że się żyje porządniej, roztropniej, szlachetniej, a przez to samo i lepiej. Przydanie komuś przyjaciół nie czyni go mądrzejszym, a odjęcie głupszym; zatem nikogo nie czyni też szczęśliwszym lub bardziej nieszczęśliwym. Póki cnota będzie nienaruszona, póty nie odczujesz boleśnie żadnej straty. «Cóż tedy? Człowiek otoczony gromadą przyjaciół i dzieci nie jest szczęśliwszy?» A dlaczegoż by miało być tak? Przecież dobro najwyższe ani nie zmniejsza się, ani nie zwiększa: utrzymuje swą miarę zawsze, niezależnie od zachowania się losu. Czy przypadnie komuś w udziale długa starość, czy też znajdzie on kres przed dojściem do starości, miara dobra najwyższego pozostaje ta sama, chociaż miara wieku jest różna. Czy nakreślisz większe koło, czy też mniejsze, dotyczy to jego rozmiarów, a nie kształtu. Choć jedno z nich pozostanie na długo, a drugie zetrzesz natychmiast i zasypiesz tymże samym piaskiem, na którym było nakreślone, jedno i drugie istniało w tejże postaci. Co jest prawe, nie mierzy się ani wielkością, ani liczbą, ani czasem swojego trwania. Nie można tego ani rozciągnąć, ani ściągnąć. Trwające przez sto lat cnotliwe życie skróć, jak tylko chcesz, a nawet zacieśnij do jednego dnia: pozostaje równie szlachetne. Raz się cnota rozpościera szerzej, rządzi państwami, miastami, prowincjami, nadaje prawa, zawiera przymierza, rozdziela między krewniaków i dzieci urzędy, a drugi raz zamyka się w ciasnym obrębie ubóstwa, wygnania i osierocenia; nie jest mniejsza wszelako, jeśli z wyższego stanowiska schodzi do życia prywatnego, jeżeli z tronu królewskiego udaje się do najniższego stanu, jeśli szerokie uprawnienia w państwie zamienia na pobyt w ciasnych granicach domu albo też jakiegoś zakątka. Jednako wielka jest, chociażby nawet, zewsząd usunięta, cofnęła się w samą siebie. Bo mimo wszystko zachowuje ona wspaniałego i wzniosłego ducha, doskonałą roztropność i nieodmienną sprawiedliwość. Jest więc jednakowo szczęśliwa. Albowiem szczęście owo, szczytne, trwałe, spokojne, którego nie można osiągnąć bez znajomości spraw boskich i ludzkich, ma swe siedlisko w jednym tylko miejscu, a mianowicie w samej duszy. Teraz z kolei nastąpi to, co przyrzekłem odpowiedzieć od siebie. Mędrzec nie trapi się utratą dzieci lub przyjaciół. Ich śmierć bowiem znosi z takim samym uczuciem, z jakim oczekuje swojej. Tej lęka się nie więcej, niż boleje nad tamtą. Bo wszak cnota polega na harmonii : wszystkie jej poczynania zostają w zgodzie z nią i dokładnie stosują się do niej. Zgodność ta zaś istnieć przestaje, jeśli dusza, która winna odznaczać się wzniosłością, poddaje się smutkowi lub tęsknocie. Wszelka trwoga, niepokój, opieszałość w jakimś działaniu sprzeczna jest z cnotą. Cnotliwość bowiem jest pogodna, rzutka, nieustraszona i stoi zawsze gotowa do walki. «Jakże to? Czyż człowiek cnotliwy nie dozna nawet czegoś podobnego do niepokoju? Nie zmieni się jego cera, nie zaznaczy się wzruszenie na twarzy, nie przebiegnie chłód poprzez członki? Nie nastąpią też żadne inne zmiany, które dokonują się nie z rozkazu duszy, lecz z jakiegoś nierozmyślncgo popędu samej natury?» Przyznaję, że mogą nastąpić. Lecz będzie on nadal trwał w przeświadczeniu, że żadna ze spotkanych przykrości nie jest złem, że żadna nie zasługuje na to, iżby przejmował się nią zdrowy duch. Wszystko, co trzeba będzie zrobić, zrobi odważnie i ochoczo. Każdy bowiem poczytuje za przejaw głupoty, jeśli ktoś, mając coś czynić, czyni to bojaźliwie i z oporem, gdzie indziej zwraca ciało, a gdzie indziej duszę i daje się pociągać najbardziej sprzecznym ze sobą popędom. Głupiec bowiem, wzgardzony właśnie za to, czym się szczyci i za co się podziwia, nie czyni chętnie nawet tego, co uważa za swoją chlubę. Gdy ktoś boi się jakiegoś nieszczęścia, przez samo jego oczekiwanie męczy się tak, jak gdyby ono już nadeszło, a gdy odczuwa lęk przed jakimś cierpieniem, doznaje tego cierpienia już przez samą jego obawę. Podobnie jak w ciele.... każda większa niemoc poprzedzana jest przez zapowiadające ją oznaki, występuje bowiem jakaś ospałość i brak siły, jakieś zmęczenie bez wykonywania żadnej pracy, poziewanie i przebiegające po członkach dreszcze, tak też i słaby duch zadręcza się o wiele wcześniej, niźli przygniecie go nieszczęście. Uprzedza je i upada przed czasem. A czyż może być coś bardziej nierozsądnego niż trapić się przyszłością i nie czekać na udręki do właściwej chwili, lecz sprowadzać i przybliżać swoje nieszczęścia? Najlepiej przecież odsunąć je na później, jeśli nie można ich uniknąć. Czy chcesz do końca zrozumieć, że nikt nie powinien przejmować się przyszłością? Wyobraź sobie, iż ktoś dowiedział się, że za pięćdziesiąt lat będzie musiał odcierpieć srogie katusze. Nie trwoży się on, chyba że przeskoczy przedzielający go od nieszczęścia czas i od razu wpadnie w czekające go tak nieprędko utrapienie. Podobnie dzieje się i wtedy, gdy w dobrowolnie poddających się cierpieniu umysłach, które same wyszukują sobie powody do zmartwienia, zasępienie budzą troski dawne i zapomniane. Wszystko, co przeminęło i co ma dopiero nastąpić, dziś nie istnieje. Nie odczuwamy ni jednego, ni drugiego. Boleść zaś może pochodzić tylko z tego, co odczuwasz.

Bądź zdrów!



Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
Tłumaczenie: Wiktor Kornatowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.