wtorek, 11 marca 2014

Schopenhauer o grzechu pierworodnym


Aby zawsze mieć pod ręką niezawodny kompas do orientowania się w życiu, i aby je - nigdy nic tracąc rozeznania - widzieć stale we właściwym świetle, najstosowniej jest przyzwyczaić się do uważania tego świata za miejsce pokuty, a więc niejako za zakład karny, a penal colony - ergasierion, jak zwali go już najstarsi filozofowie (Klemens Aleksandryjski, Strom., L. III, c. 3, s. 399), a z godną pochwały odwagą wyraził to wśród Ojców chrześcijańskich Orygenes (Augustyn, De civitate Dei L. XI, c. 23). To właśnie widzenie świata znajduje też swe teoretyczne i obiektywne uzasadnienie nie tylko w mej filozofii, lecz i w mądrości wszystkich epok, mianowicie w braminizmie, buddyzmie, u Empedoklesa i Pitagorasa; jak to przytacza także Cyceron (Fragnienta de phlosophia, t. 12, s. 316, red. Bip.), mówiąc iż dawni mędrcy oraz wtajemniczający w misteria uczyli: nos ob aligua scelera suscepfa m vita superiore, poenarum iuendamm causa nalos esse. Najdobitniej wyraża to Vanini, którego łatwiej było spalić niż obalić jego tezy, głoszące: Tof, tantisque homo repletus miseriis, ut si Christianae religiom non repugnaret, dicere auderem: si daemones dantur, ipsi, m hominum corpora transmigrantes, sceleris poenas luunl (De admirandis nalurae arcanis, dial. L, s. 353). Ale nawet w autentycznym i dobrze rozumianym chrześcijaństwie ujmuje się nasze istnienie jako następstwo pewnej winy, jakiegoś błędu. Jeśli przyjmiemy ów zwyczaj, będziemy formułowali swe oczekiwania wobec życia zgodnie z rzeczywistym stanem rzeczy, i przeto nie będziemy już uważali przeciwności losu, cierpień, udręki i nędzy istnienia - w szczegółach i w całości - za coś anormalnego i nieoczekiwanego, lecz stwierdzimy, że wszystko to jest regułą, dobrze zarazem wiedząc, iż tu na ziemi każdy ponosi karę za swe istnienie, i to każdy na swój sposób. Do utrapień zakładu karnego należy bowiem także towarzystwo, które się tam zastaje.

Jak to z nim tutaj jest, będzie i beze mnie wiedział ktoś, kto skądinąd zasługiwałby na lepsze. Otóż piękna dusza, jak i geniusz, może niekiedy się w nim czuć, niczym szlachetny więzień stanu na galerze pośród pospolitych przestępców; stąd ci pierwsi, podobnie jak on, będą się starali izolować. W ogóle jednak wspomniany pogląd da nam możność rozważania tak zwanych niedoskonałości, tj. moralnie i intelektualnie - odpowiednio zaś także fizjonomicznie - podłego stanu większości ludzi, bez zdziwienia, a tym bardziej oburzenia; będziemy bowiem stale mieli na uwadze, gdzie jesteśmy, a zatem uznamy każdego najsamprzód za istotę, która istnieje tylko wskutek swej grzesznej kondycji i której życie jest odpokutowaniem winy jej urodzenia. Ta ostatnia stanowi właśnie to, co chrześcijaństwo zwie grzeszną naturą człowieka: jest ona więc podstawą istot żyjących, które spotykamy na tym świecie jako sobie podobne. Dochodzi do tego jeszcze fakt, iż przeważnie znajdują się one wskutek jakości tego świata mniej lub bardziej w stanie cierpienia i niezadowolenia - nie najodpowiedniejszym, by uczynić je bardziej współczującymi i życzliwszymi; wreszcie -zaś, iż ich intelekt jest w większości wypadków taki, że ledwo wystarcza na potrzeby służby woli. Musimy więc po temu regulować nasze wymagania co do towarzystwa w tym świecie. Kto obstaje przy tym punkcie widzenia, mógłby ów instynkt towarzyskości nazwać zgubną skłonnością.

W istocie rzeczy przekonanie, że świat, a więc i człowiek, jest czymś, co właściwie nic powinno być, jest wymarzone do tego, by napełnić nas pobłażliwością względem siebie; czegóż bowiem można oczekiwać od istot o takim predykamencie? - Ba, z tego punktu widzenia można by wpaść na pomysł, iż najodpowiedniejszym sposobem zwracania się do siebie - zamiast monsieur, sir, pan etc. - byłby zwrot „towarzysz niedoli, soci malorum, compagnon dc misćrcs, my fellow-sufferer". Jakkolwiek dziwnie może to brzmieć, odpowiada przecież faktycznemu stanowi rzeczy, rzuca na innego najwłaściwsze światło, i przypomina o tym, co najniezbędniejsze: o tolerancji, cierpliwości, wyrozumiałości i miłości bliźniego, których to cnót każdy potrzebuje i które przeto jest innym dłużny.

Cechą rzeczy tego świata, zwłaszcza zaś świata ludzkiego, jest nie tyle - jak się często powiada - niedoskonałość, co raczej wypaczenie: w sferze moralnej, intelektualnej, fizycznej, we wszystkim. Przynależne często do wielu występków usprawiedliwienie: „to przecież dla człowieka naturalne", żadną miarą nie wystarcza; winno się na to odrzec: „właśnie dlatego, że złe, jest to naturalne, i właśnie dlatego, że naturalne, jest to złe". Aby to właśnie pojąć, trzeba rozpoznać sens nauki o grzechu pierworodnym. Przy ocenie jakiegoś ludzkiego indywiduum należałoby się stale trzymać punktu widzenia, że podstawą jego jest coś, co wcale nie powinno być, coś grzesznego, wypaczonego, to co rozumiano pod nazwa grzechu pierworodnego, przez co człowiek stał się pastwa śmierci; ten właśnie zły stan podstawowy charakteryzuje się nawet tym, iż nikt nie znosi, gdy się go uważnie obserwuje. Czegóż można od takiej istoty oczekiwać? Jeśli więc od tego wyjdziemy, będziemy go osadzać pobłażliwiej; nie będziemy się dziwić, gdy tkwiące w nim diabły kiedyś się ockną i ujawnią, i zdołamy lepiej ocenić dobro, które przecież - czy to mocą intelektu czy też skądinąd - w nim się uobecnia.

Po drugie zaś trzeba także przemyśleć swą sytuację i gruntownie rozważyć, iż życie jest w istocie stanem nędznym i często żałosnym, gdzie każdy musi zmagać się i walczyć o swój byt, i stąd nie zawsze może stroić miłe miny. Gdyby, wręcz przeciwnie, człowiek był tym, do czego chcą go upodobnić wszystkie optymistyczne religie i filozofie: dziełem czy nawet wcieleniem Boga, ogólnie biorąc istotą, która powinna w każdym sensie być, i to być taką, jaka jest; jakże inaczej musiałby wtedy oddziaływać pierwszy widok, bliższa znajomość oraz dalsze obcowanie każdego człowieka z nami - całkiem inaczej niż dzieje się to obecnie".

Pardon is the word to all (ostatnia scena Cymbelina). Powinniśmy być pobłażliwi dla wszelkiej ludzkiej głupoty, błędów, występków, żywiąc w pamięci, że wszystko co mamy przed sobą, to tylko nasze własne głupstwa, błędy i występki; są to bowiem błędy rodzaju ludzkiego, do którego także my należymy, a zatem nosimy w sobie jego wszystkie błędy - również i te, na które się właśnie oburzamy, po prostu dlatego, że akurat w tej chwili w nas nie występują. Nie ukazują się mianowicie na powierzchni, lecz kryją się w głębi, i przy pierwszej okazji wypływają na wierzch i się ujawniają, podobnie jak widzimy je teraz u innych; jakkolwiek u jednego ten, u owego inny błąd góruje, i chociaż nie da się zaprzeczyć, że pełna miara wszystkich złych własności jest u jednego o wiele większa niż u drugiego. Różnorodność bowiem indywidualności jest nieprzebrana.

Schopenhauer, Metafizyka życia i śmierci,
tłumaczenie Józef Marzęcki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.