środa, 5 marca 2014

Jak wielkie postępy czyni codziennie nikczemność ...


«Cóż więc? Czyż nie ma niższych stopni mądrości? Czyż zaraz trzeba się do niej spieszyć na złamanie karku?» Nie, tego nie twierdzę. Bo ten, kto zdąża, do niej, wprawdzie nie należy jeszcze do mędrców, lecz od głupców przedziela go już znaczny odstęp. Wielkie różnice zachodzą też między samymi rwącymi się naprzód. Zdaniem niektórych można ich podzielić na trzy klasy. Do pierwszej wchodzą ci, którzy, jakkolwiek nie zdobyli jeszcze mądrości, dotarli już w jej pobliże — choć przecież i to, co jest blisko, znajduje się wciąż poza nami. Pytasz, kto tutaj należy? Ci, którzy wyzbyli się już wszystkich namiętności i przywar, którzy dobrze nauczyli się tego, czego powinno się było nauczyć, ale nie, nabrali jeszcze pewności siebie. Nie korzystają jeszcze ze swojego dobra, acz nie mogą już popaść z powrotem w to, od czego uciekli. Znajdują się już tam, skąd nie można ześliznąć się do tyłu, lecz tego jeszcze sobie jasno nie uświadamiają. Jakem to, pamiętam, napisał w pewnym liście, «Nie wiedzą, że już wiedzą». Zdarza im się używać swego dobra, ale jeszcze nie polegają na nim. Omawiany tutaj przeze mnie rodzaj dążących do mądrości niektórzy określają w ten sposób, iż twierdzą, że pozbyli się oni już chorób duszy, lecz jeszcze nie wyzwolili się z namiętności i wciąż stoją na śliskim miejscu; jako że poza niebezpieczeństwem wpadnięcia w zło jest tylko ten, kto je odrzucił całkowicie; a nie odrzucił go nikt, jeno ten, kto na miejsce zła przyswoił sobie mądrość. Jaka jest różnica pomiędzy chorobami duszy a namiętnościami, często już to wyjaśniałem. Teraz jeszcze raz ci przypomnę. Chorobami są głęboko zakorzenione i ciężkie przywary, jak na przykład skąpstwo i próżność, gdy już zbyt mocno duszę uwikłały i przekształciły się w stałe jej wady. Aby ująć to krótko, chorobą jest zacięte trzymanie się opacznego mniemania, jakoby należało ze wszystkich sił dążyć do tego, do czego w istocie powinniśmy przywiązywać małe znaczenie. Lub, jeśli wolisz, określę tak: zbyt pożądliwie czyhać na to, czego pragnienie powinno mieć dla nas wartość niewielką lub czego w ogóle pragnąć nie trzeba; albo: wysoko cenić to, co powinniśmy cenić nisko lub czemu zgoła nie można przyznawać żadnej wartości. Namiętności zaś — to naganne, niespodziewane i jątrzące popędy duszy, które—jeśli są częste i zaniedbane — stają się przyczyną choroby. Podobnie jednorazowy i niezadawniony katar może pociągnąć za sobą kaszel, ale nieprzerwany i zastarzały powoduje zwykle gruźlicę. Ci więc, którzy najdalej postąpili naprzód i wyzwolili się już z chorób, choć jeszcze odczuwają namiętności, są najbliżsi doskonałego stanu. Do drugiej klasy należą ci, którzy pozbyli się zarówno najcięższych niemocy ducha, jak i namiętności, ale w ten sposób, iż osiągnięta przez nich wolność od trosk nie jest pewna . Mogą bowiem znów stoczyć się tam, gdzie byli poprzednio. Trzeci rodzaj wreszcie zupełnie przezwyciężył wiele poważnych wad, ale jeszcze nie wszystkie. Uwolnił się od skąpstwa, lecz nadal wpada w gniew. Już nie daje się ponieść chuci, lecz wciąż ulega próżności. Już nic nie pożąda, lecz boi się, by nic nie stracić. A co się tyczy samego strachu, to w niektórych wypadkach człowiek taki okazuje się dosyć mocny, ale w pewnych innych się cofa. Gardzi śmiercią, lecz wzdryga się przed bólem. Zastanówmy się trochę nad tym trzecim rodzajem, bo dobrze byłoby, gdyby i nas tu zaliczono. Przy nadzwyczaj szczęśliwej naturze, przy wielkich i nieustannie wytężonych staraniach osiąga się drugi stopień, lecz także i ta trzecia odmiana nie zasługuje na pogardę. Pomyśl, jak wiele zła widzisz dokoła siebie, zwróć uwagę, iż żadna niegodziwość nie jest bez przykładu, popatrz, jak wielkie postępy czyni codziennie nikczemność, jak wiele grzechów popełnia się w życiu publicznym i prywatnym, a zrozumiesz, że dość zyskujemy, jeśli nie znajdujemy się pośród najgorszych. «Lecz ja — powiadasz — mam nadzieję, że zdołam wspiąć się do wyższego rzędu». Życzyłbym nam tego raczej, niż zapowiadał: zbyt wcześnie zostaliśmy opanowani przez zło. Zdążamy do cnoty rozszarpywani przez różne przywary. Wstyd się przyznać: zajmujemy się cnotą o tyle, o ile jesteśmy wolni od innych zajęć. Lecz jakże wielka nagroda nas czeka, jeśli zajęciom naszym i mocno zakorzenionym przywarom położymy kres. Nie pobudzi nas do niczego ani pożądanie, ani strach. Nie dręczeni przez lęk i trwogę, nie zepsuci przez rozkosz, nie przerazimy się ani śmierci, ani bóstw. Będziemy wiedzieli, że śmierć nie jest złem i że bogowie nie przyczyniają zła; że to, co szkodzi, jest równie słabe, jak ten, komu szkodzi; że wszystko, co najlepsze, pozbawione jest zdolności szkodzenia. Jeśli kiedyś wydostaniemy się z tych dołów i wejdziemy na ów wspaniały i wyniosły szczyt, czeka tam nas zupełny spokój ducha i całkowite wyzwolenie z odrzuconych błędów. Pytasz, na czym polega to wyzwolenie? Na tym, by nie lękać się ani ludzi, ani bogów; nie pragnąć nic nieprzystojnego i nic zbędnego; w jak najwyższym stopniu panować nad sobą samym. Władztwo bowiem nad sobą samym — to nieocenione wprost dobro.

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
Tłumaczenie: Wiktor Kornatowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.