«Cóż więc? Czyż nie ma niższych
stopni mądrości? Czyż zaraz trzeba się do niej spieszyć na
złamanie karku?» Nie, tego nie twierdzę. Bo ten, kto zdąża, do
niej, wprawdzie nie należy jeszcze do mędrców, lecz od głupców
przedziela go już znaczny odstęp. Wielkie różnice zachodzą też
między samymi rwącymi się naprzód. Zdaniem niektórych można ich
podzielić na trzy klasy. Do pierwszej wchodzą ci, którzy,
jakkolwiek nie zdobyli jeszcze mądrości, dotarli już w jej
pobliże — choć przecież i to, co jest blisko, znajduje się
wciąż poza nami. Pytasz, kto tutaj należy? Ci, którzy wyzbyli się
już wszystkich namiętności i przywar, którzy dobrze nauczyli się
tego, czego powinno się było nauczyć, ale nie, nabrali jeszcze
pewności siebie. Nie korzystają jeszcze ze swojego dobra, acz nie
mogą już popaść z powrotem w to, od czego uciekli. Znajdują się
już tam, skąd nie można ześliznąć się do tyłu, lecz tego
jeszcze sobie jasno nie uświadamiają. Jakem to, pamiętam, napisał
w pewnym liście, «Nie wiedzą, że już wiedzą». Zdarza im się
używać swego dobra, ale jeszcze nie polegają na nim. Omawiany
tutaj przeze mnie rodzaj dążących do mądrości niektórzy
określają w ten sposób, iż twierdzą, że pozbyli się oni już
chorób duszy, lecz jeszcze nie wyzwolili się z namiętności i
wciąż stoją na śliskim miejscu; jako że poza niebezpieczeństwem
wpadnięcia w zło jest tylko ten, kto je odrzucił całkowicie; a
nie odrzucił go nikt, jeno ten, kto na miejsce zła przyswoił sobie
mądrość. Jaka jest różnica pomiędzy chorobami duszy a
namiętnościami, często już to wyjaśniałem. Teraz jeszcze raz ci
przypomnę. Chorobami są głęboko zakorzenione i ciężkie
przywary, jak na przykład skąpstwo i próżność, gdy już zbyt
mocno duszę uwikłały i przekształciły się w stałe jej wady.
Aby ująć to krótko, chorobą jest zacięte trzymanie się
opacznego mniemania, jakoby należało ze wszystkich sił dążyć do
tego, do czego w istocie powinniśmy przywiązywać małe znaczenie.
Lub, jeśli wolisz, określę tak: zbyt pożądliwie czyhać na to,
czego pragnienie powinno mieć dla nas wartość niewielką lub czego
w ogóle pragnąć nie trzeba; albo: wysoko cenić to, co powinniśmy
cenić nisko lub czemu zgoła nie można przyznawać żadnej
wartości. Namiętności zaś — to naganne, niespodziewane i
jątrzące popędy duszy, które—jeśli są częste i zaniedbane —
stają się przyczyną choroby. Podobnie jednorazowy i niezadawniony
katar może pociągnąć za sobą kaszel, ale nieprzerwany i
zastarzały powoduje zwykle gruźlicę. Ci więc, którzy najdalej
postąpili naprzód i wyzwolili się już z chorób, choć jeszcze
odczuwają namiętności, są najbliżsi doskonałego stanu. Do
drugiej klasy należą ci, którzy pozbyli się zarówno najcięższych
niemocy ducha, jak i namiętności, ale w ten sposób, iż osiągnięta
przez nich wolność od trosk nie jest pewna . Mogą bowiem znów
stoczyć się tam, gdzie byli poprzednio. Trzeci rodzaj wreszcie
zupełnie przezwyciężył wiele poważnych wad, ale jeszcze nie
wszystkie. Uwolnił się od skąpstwa, lecz nadal wpada w gniew. Już
nie daje się ponieść chuci, lecz wciąż ulega próżności. Już
nic nie pożąda, lecz boi się, by nic nie stracić. A co się tyczy
samego strachu, to w niektórych wypadkach człowiek taki okazuje się
dosyć mocny, ale w pewnych innych się cofa. Gardzi śmiercią, lecz
wzdryga się przed bólem. Zastanówmy się trochę nad tym trzecim
rodzajem, bo dobrze byłoby, gdyby i nas tu zaliczono. Przy
nadzwyczaj szczęśliwej naturze, przy wielkich i nieustannie
wytężonych staraniach osiąga się drugi stopień, lecz także i ta
trzecia odmiana nie zasługuje na pogardę. Pomyśl, jak wiele zła
widzisz dokoła siebie, zwróć uwagę, iż żadna niegodziwość nie
jest bez przykładu, popatrz, jak wielkie postępy czyni codziennie
nikczemność, jak wiele grzechów popełnia się w życiu publicznym
i prywatnym, a zrozumiesz, że dość zyskujemy, jeśli nie
znajdujemy się pośród najgorszych. «Lecz ja — powiadasz — mam
nadzieję, że zdołam wspiąć się do wyższego rzędu». Życzyłbym
nam tego raczej, niż zapowiadał: zbyt wcześnie zostaliśmy
opanowani przez zło. Zdążamy do cnoty rozszarpywani przez różne
przywary. Wstyd się przyznać: zajmujemy się cnotą o tyle, o ile
jesteśmy wolni od innych zajęć. Lecz jakże wielka nagroda nas
czeka, jeśli zajęciom naszym i mocno zakorzenionym przywarom
położymy kres. Nie pobudzi nas do niczego ani pożądanie, ani
strach. Nie dręczeni przez lęk i trwogę, nie zepsuci przez
rozkosz, nie przerazimy się ani śmierci, ani bóstw. Będziemy
wiedzieli, że śmierć nie jest złem i że bogowie nie przyczyniają
zła; że to, co szkodzi, jest równie słabe, jak ten, komu szkodzi;
że wszystko, co najlepsze, pozbawione jest zdolności szkodzenia.
Jeśli kiedyś wydostaniemy się z tych dołów i wejdziemy na ów
wspaniały i wyniosły szczyt, czeka tam nas zupełny spokój ducha i
całkowite wyzwolenie z odrzuconych błędów. Pytasz, na czym polega
to wyzwolenie? Na tym, by nie lękać się ani ludzi, ani bogów; nie
pragnąć nic nieprzystojnego i nic zbędnego; w jak najwyższym
stopniu panować nad sobą samym. Władztwo bowiem nad sobą samym —
to nieocenione wprost dobro.
Seneka,
Listy moralne do Lucyliusza
Tłumaczenie:
Wiktor Kornatowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.