poniedziałek, 3 marca 2014

Cnota i sława


Cnoty nie ściągnie w dół ani ogień, ani jakaś inna siła niszcząca. Tylko ta jedna czcigodna rzecz nie zna upadku. Nie może ani posunąć się naprzód poza pewną granicę, ani cofnąć się wstecz. Wielkość jej, tak jak wielkość ciał niebieskich, jest stała. Usiłujmy podciągnąć się do niej. Wykonaliśmy już wiele pracy; chociaż nie: jeżeli mam powiedzieć prawdę, to niewiele. Bo być lepszym od ludzi najgorszych — to nie jest jeszcze doskonałość. Czy ktoś, kto ledwie domyśla się dnia, będzie się chełpił swoimi oczami? Komu zaś słońce świeci niby przez mgłę, ten — choć czasem jest zadowolony, że uniknął całkowitej ślepoty — nie korzysta jednakże w pełni z dobrodziejstwa wzroku. Otóż dusza nasza będzie miała z czego radować się dopiero wtedy, gdy wyszedłszy z ciemności, w których się obraca, nie będzie widzieć jasności wzrokiem przyćmionym, lecz da przystęp do siebie całej pełni światła i powróci do należnego sobie nieba; to jest gdy znów otrzyma miejsce, które uzyskała dzięki rodzajowi swego poczęcia. W górę przyzywa ją samo jej pochodzenie. Może zaś znaleźć się tam jeszcze wcześniej, nim wyjdzie na wolność z tego więzienia, jeżeli zwalczy swoje wady oraz czysta i lekka wzniesie się ku bogomyślności. Postępowanie takie, najdroższy Lucyliuszu, i z całym zapałem podążanie do tego daje nam zadowolenie, choćby niewielu tylko o nas wiedziało lub choćby nawet nie wiedział nikt. Sława jest tylko cieniem cnoty: towarzyszy cnocie nawet wbrew jej woli. Lecz tak jak cień czasem wyprzedza, czasem zaś idzie obok albo z tyłu, podobnie i sława niekiedy wybiega przed nas i daje nam się widzieć, a niekiedy zostaje za nami i jest tym większa, im późniejsza, bo wtedy nie ma już zawiści. Jak długo za szaleńca miano Demokryta! Z trudem tylko pogodziła się opinia publiczna z Sokratesem. Jak długo społeczeństwo nie darzyło uznaniem Katona! Odrzucało go i nie rozumiało, dopóki nie straciło. Nieznana pozostałaby też cnota i prawość Rutyliusza, gdyby nie wyrządzono mu krzywdy: zabłysnął, gdy go znieważono. Czy może nie dziękował swemu losowi i nie przyjął z ochotą swego wygnania? Mówię o tych, których los okrył sławą przez to, że ich prześladował. Ileż to dokonań zyskało rozgłos dopiero po śmierci swych sprawców! Jak wielu ludzi sława nie dobyła na wierzch za życia, a odgrzebała dopiero potem! Wiesz, jak wielkim podziwem cieszy się Epikur nie tylko pośród bardziej wykształconych, lecz także w całym tym rojowisku nieuków. Tymczasem w samych Atenach, gdzie miał przytulisko, zostawał on nieznany. Dlatego też wiele lat już po odejściu swojego Metrodora, gdy w słowach pełnych wdzięczności odmalował w pewnym liście swoją z nim przyjaźń, dodał w końcu, że pośród tak wielkich dóbr nic mu i Metrodorowi nie przeszkadzało, iż owa uwielbiana Grecja nie tylko ich bliżej nie znała, lecz prawie o nich nie słyszała . Czyż jednak nie został odkryty później, kiedy już rozstał się z życiem? Czyż nauka jego nie zajaśniała? Także i Metrodor przyznaje w jakimś liście, że on sam i Epikur nie byli dostatecznie znani, lecz przepowiada, że ci, którzy po jego i Epikura śmierci zechcą pójść tymi samymi śladami, będą mieli do rozporządzenia sławne i rozgłośne imiona poprzedników. Żadna cnota nie zostaje w ukryciu, a jeśli nawet przez pewien czas zostawała, nie wychodzi to jej na szkodę: nadejdzie dzień, który cnotę, schowaną i zatajoną przez nieżyczliwość współczesnego sobie wieku, dobędzie na jaw. Dla niewielu zrodziłby się ten, kto by miał na myśli tylko ludzi swojego pokolenia. Później nadejdą jeszcze liczne tysiąclecia i liczne ludy: na nie się oglądaj. Chociażby nawet zawiść nakazała milczenie wszystkim żyjącym współcześnie z tobą, przyjdą tacy, którzy ocenią cię bez nieprzyjaźni i bez łaski. Jeśli cnota ma w rozgłosie jakąś nagrodę, to nagroda ta zginąć nie może. Wprawdzie mowa potomności nie będzie do nas dochodziła, jednakże uczci nas i nawiedzi, mimo że tego już nie odczujemy. Cnota dowiodła swej wdzięczności każdemu za życia i po śmierci, jeżeli tylko uczciwie podążał za nią, jeżeli nie przystrajał się w nią i nie używał jej jako ozdoby, lecz był jednaki niezależnie od tego, czy go ktoś zaszedł po uprzedzeniu, czy też bez przygotowania i nagle. Udawanie nie przyda się na nic. Rzadko kogo potrafią tak łatwo zwieść przybrane tylko na zewnątrz pozory cnotliwości: prawda we wszystkich swoich częściach jest ta sama. Wszystko, co zwodzi, nie ma w sobie zgoła nic trwałego. Kłamstwo jest płytkie: jeśli dokładnie się przypatrzysz, okazuje się przezroczyste.

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
Tłumaczenie: Wiktor Kornatowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.