Cnoty nie ściągnie w dół ani ogień,
ani jakaś inna siła niszcząca. Tylko ta jedna czcigodna rzecz nie
zna upadku. Nie może ani posunąć się naprzód poza pewną
granicę, ani cofnąć się wstecz. Wielkość jej, tak jak wielkość
ciał niebieskich, jest stała. Usiłujmy podciągnąć się do niej.
Wykonaliśmy już wiele pracy; chociaż nie: jeżeli mam powiedzieć
prawdę, to niewiele. Bo być lepszym od ludzi najgorszych — to nie
jest jeszcze doskonałość. Czy ktoś, kto ledwie domyśla się
dnia, będzie się chełpił swoimi oczami? Komu zaś słońce świeci
niby przez mgłę, ten — choć czasem jest zadowolony, że uniknął
całkowitej ślepoty — nie korzysta jednakże w pełni z
dobrodziejstwa wzroku. Otóż dusza nasza będzie miała z czego
radować się dopiero wtedy, gdy wyszedłszy z ciemności, w których
się obraca, nie będzie widzieć jasności wzrokiem przyćmionym,
lecz da przystęp do siebie całej pełni światła i powróci do
należnego sobie nieba; to jest gdy znów otrzyma miejsce, które
uzyskała dzięki rodzajowi swego poczęcia. W górę przyzywa ją
samo jej pochodzenie. Może zaś znaleźć się tam jeszcze
wcześniej, nim wyjdzie na wolność z tego więzienia, jeżeli
zwalczy swoje wady oraz czysta i lekka wzniesie się ku
bogomyślności. Postępowanie takie, najdroższy Lucyliuszu, i z
całym zapałem podążanie do tego daje nam zadowolenie, choćby
niewielu tylko o nas wiedziało lub choćby nawet nie wiedział nikt.
Sława jest tylko cieniem cnoty: towarzyszy cnocie nawet wbrew jej
woli. Lecz tak jak cień czasem wyprzedza, czasem zaś idzie obok
albo z tyłu, podobnie i sława niekiedy wybiega przed nas i daje nam
się widzieć, a niekiedy zostaje za nami i jest tym większa, im
późniejsza, bo wtedy nie ma już zawiści. Jak długo za szaleńca
miano Demokryta! Z trudem tylko pogodziła się opinia publiczna z
Sokratesem. Jak długo społeczeństwo nie darzyło uznaniem Katona!
Odrzucało go i nie rozumiało, dopóki nie straciło. Nieznana
pozostałaby też cnota i prawość Rutyliusza, gdyby nie wyrządzono
mu krzywdy: zabłysnął, gdy go znieważono. Czy może nie dziękował
swemu losowi i nie przyjął z ochotą swego wygnania? Mówię o
tych, których los okrył sławą przez to, że ich prześladował.
Ileż to dokonań zyskało rozgłos dopiero po śmierci swych
sprawców! Jak wielu ludzi sława nie dobyła na wierzch za życia, a
odgrzebała dopiero potem! Wiesz, jak wielkim podziwem cieszy się
Epikur nie tylko pośród bardziej wykształconych, lecz także w
całym tym rojowisku nieuków. Tymczasem w samych Atenach, gdzie miał
przytulisko, zostawał on nieznany. Dlatego też wiele lat już po
odejściu swojego Metrodora, gdy w słowach pełnych wdzięczności
odmalował w pewnym liście swoją z nim przyjaźń, dodał w końcu,
że pośród tak wielkich dóbr nic mu i Metrodorowi nie
przeszkadzało, iż owa uwielbiana Grecja nie tylko ich bliżej nie
znała, lecz prawie o nich nie słyszała . Czyż jednak nie został
odkryty później, kiedy już rozstał się z życiem? Czyż nauka
jego nie zajaśniała? Także i Metrodor przyznaje w jakimś liście,
że on sam i Epikur nie byli dostatecznie znani, lecz przepowiada, że
ci, którzy po jego i Epikura śmierci zechcą pójść tymi samymi
śladami, będą mieli do rozporządzenia sławne i rozgłośne
imiona poprzedników. Żadna cnota nie zostaje w ukryciu, a jeśli
nawet przez pewien czas zostawała, nie wychodzi to jej na szkodę:
nadejdzie dzień, który cnotę, schowaną i zatajoną przez
nieżyczliwość współczesnego sobie wieku, dobędzie na jaw. Dla
niewielu zrodziłby się ten, kto by miał na myśli tylko ludzi
swojego pokolenia. Później nadejdą jeszcze liczne tysiąclecia i
liczne ludy: na nie się oglądaj. Chociażby nawet zawiść nakazała
milczenie wszystkim żyjącym współcześnie z tobą, przyjdą tacy,
którzy ocenią cię bez nieprzyjaźni i bez łaski. Jeśli cnota ma
w rozgłosie jakąś nagrodę, to nagroda ta zginąć nie może.
Wprawdzie mowa potomności nie będzie do nas dochodziła, jednakże
uczci nas i nawiedzi, mimo że tego już nie odczujemy. Cnota
dowiodła swej wdzięczności każdemu za życia i po śmierci,
jeżeli tylko uczciwie podążał za nią, jeżeli nie przystrajał
się w nią i nie używał jej jako ozdoby, lecz był jednaki
niezależnie od tego, czy go ktoś zaszedł po uprzedzeniu, czy też
bez przygotowania i nagle. Udawanie nie przyda się na nic. Rzadko
kogo potrafią tak łatwo zwieść przybrane tylko na zewnątrz
pozory cnotliwości: prawda we wszystkich swoich częściach jest ta
sama. Wszystko, co zwodzi, nie ma w sobie zgoła nic trwałego.
Kłamstwo jest płytkie: jeśli dokładnie się przypatrzysz, okazuje
się przezroczyste.
Seneka,
Listy moralne do Lucyliusza
Tłumaczenie:
Wiktor Kornatowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.