Są tacy, mówi Epikur, którzy
wznieśli się do prawdy bez niczyjej pomocy i sami utorowali sobie
drogę . Najwięcej chwali tych, którzy pęd swój zawdzięczali
sobie, którzy dźwignęli się w górę sami. Niektórzy jednak —
prawi — potrzebują cudzej pomocy, nie pójdą, jeśli ich nikt nie
poprzedza, lecz pod czyimś przewodem idą dobrze. Do tych zalicza
Metrodora, uznając i tę umysłowość za znakomitą, choć należącą
do drugiego rzędu. My nie jesteśmy spod owego pierwszego znaku:
dobrze nam się powiedzie, jeśli zostaniemy przyjęci pod znak
drugi. Nie pogardzisz wszak i takim człowiekiem, który może się
uratować korzystając z przysługi drugiego: wielką rzeczą jest
już sama chęć uratowania się. Prócz tego znajdziesz jeszcze
innego pokroju łudzi, także nie zasługujących na wzgardę,
których do prawości można przymusić czy napędzić, którzy
potrzebują nie tylko przewodnika, lecz i poplecznika czy — że tak
powiem — poganiacza. I to jest trzeci poczet. Jeśli i tutaj chcesz
mieć przykład, to Epikur powiada, że taki był Hermarchus. Z
pierwszego tedy więcej się cieszy, lecz drugiego więcej szanuje.
Jakkolwiek bowiem obaj doszli do tego samego celu, wszelako bardziej
chwalebne jest osiągnięcie tegoż wyniku przez kogoś będącego w
położeniu trudniejszym. Oto wzniesiono na przykład dwa budynki w
najniższej części różne, lecz jednako wysokie i wspaniałe.
Jeden trafił na dobre podłoże i budowla wyrosła tam szybko.
Fundamenty drugiego okazały się zbyt słabe, jako założone w
miękkiej i błotnistej ziemi; toteż włożono tam wiele pracy,
zanim dotarto do twardego gruntu. Dla patrzącego na obydwa te
budynki wszystko, co zrobiono przy pierwszym, jest widoczne, podczas
gdy znaczna część drugiego, i to trudniejsza do wykonania, jest
ukryta. Podobnież niektóre talenty rozwijają się łatwo i szybko,
niektóre zaś trzeba, jak to mówią, dopiero wypracować i osadzić
na fundamentach. Tamtego zatem, który nie miał z sobą żadnych
kłopotów, nazwałbym szczęśliwszym, lecz ten, który
przezwyciężył złą cechę swego przyrodzenia i nie tyle przywiódł
sam siebie do mądrości, ile przywlókł, doprawdy więcej się
zasłużył w moich oczach. Wypada, iżbyś wiedział, że i my
zostaliśmy obdarzeni takimi ociężałymi i wymagającymi dużego
trudu zdolnościami. Idziemy poprzez przeszkody. Walczmy więc,
wezwijmy kogoś na pomoc. «Kogóż wezwę?» — zapytasz. Tego oto
albo tamtego. Zaiste, możesz powrócić nawet do nieżyjących już,
którzy są wolni od zajęć: potrafią wspomóc nas nie tylko ci, co
żyją, ale i ci, co kiedyś żyli. Spośród żyjących wszelako
wybierzmy nie tych, którzy z nadzwyczajną szybkością wyrzucają
słowa lub w kółko powtarzają wyświechtane zwroty zbierając się
gromadnie w domu, lecz tych, którzy uczą swym życiem, którzy
wskazawszy słowy, co należy czynić, dowodzą tego swym
postępowaniem, którzy pouczają, czego trzeba unikać, i nigdy na
tym, co określili jako godne odrzucenia, nie są przyłapywani.
Obierz sobie na pomocnika tego, kogo bardziej podziwiasz wtedy, gdy
go widzisz, a nie wtedy, kiedy go słuchasz. Nie jest to powód, bym
zabraniał ci słuchać i tych, którzy mają zwyczaj dopuszczać
gmin do siebie i prowadzić publiczne rozprawy; byleby tylko
występowali wobec tłumu z tym zamiarem, żeby i samym się
poprawić, i innych uczynić lepszymi; byleby nie uprawiali tego dla
ubiegania się o względy ludu. Cóż bowiem mamy szpetniejszego niż
zabiegająca o poklask filozofia?
Seneka,
Listy moralne do Lucyliusza
Tłumaczenie:
Wiktor Kornatowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.