Ojciec John udzielał korepetycji z
nauki o cnocie z wyraźnym zażenowaniem. Wyznałem mu jednak bez
ogródek, że znaczenia tego pojęcia zapomniałem, tak jak pani z
telewizji zapomniała, czym jest Dziesięć Przykazań.
- Cnota - rozpoczął mnich z wahaniem,
jak gdyby musiał uczyć dorosłego człowieka posługiwania się
nożem i widelcem - to pewnego rodzaju skłonność do czynienia nie
tylko dobra, lecz także do robienia wszystkiego najlepiej, jak się
tylko potrafi. Oczywiście czymś nieuniknionym jest, że człowiek
nieustannie schodzi ze ścieżki cnoty, ale w ostatecznym rozrachunku
to właśnie ona stanowi niezawodną siłę, umożliwiającą nam
porządkowanie naszych uczynków i prowadzenie dobrego życia.
Mój rozmówca nie był do końca
zadowolony ze swego wyjaśnienia. Niełatwo jest wygłaszać wykłady
o rzeczach, do których dążyło się przez całe swoje życie,
przeżywając wiele trudnych doświadczeń i porażek, ale których
nie ujmowało się nigdy w teoretyczne formuły.
Cnota - kontynuował ojciec - nie jest
zasadniczo związana z żadną religią. Na przykład Konfucjusz
uważał za najważniejsze cnoty takie, jak wierność, pietyzm,
szacunek dla przeszłości, rycerskość i obyczajność. W
chrześcijaństwie najwyższe miejsce w hierarchii przyznano tak
zwanym cnotom kardynalnym, takim jak roztropność, sprawiedliwość,
męstwo i umiarkowanie. Mają one swe korzenie w Biblii. „Jeśli
kto miłuje sprawiedliwość - naucza Księga Mądrości - jej to
dziełem są cnoty: uczy bowiem umiarkowania i roztropności,
sprawiedliwości i męstwa".
Peter
Seewald, Szkoła
mnichów. Inspiracje dla naszego życia, przekład;
Kamil Markiewicz, Wydawnictwo eSPe, Kraków 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.