A jest jeszcze inny rodzaj pokusy,
kryjący w sobie rozliczne niebezpieczeństwa. Oprócz owej
pożądliwości, która pociąga do napawania się wszelkimi
rodzajami przyjemności zmysłowych i której hołdownicy, gdy się
oddalają od Ciebie, giną — istnieje też w duszy popęd do
posługiwania się tymi samymi zmysłami już nie dla cielesnych
przyjemności, lecz dla zaspokojenia próżnej, nieuzasadnionej
ciekawości, okrytej — niby płaszczem — mianem wiedzy. Ponieważ
wynika ona z pędu do poznania, a oczy są wśród zmysłów głównymi
przewodnikami w poznawaniu. Pismo Święte ją nazywa pożądliwością
oczu. Chociaż bowiem właściwie tylko oczom przysługuje widzenie,
stosujemy to słowo również do innych zmysłów, kiedy się nimi
posługujemy dla zdobywania wiedzy. Nigdy przecież nie mówimy:
„Słuchaj, jak to się rumieni", ani: „Powąchaj, jak
błyszczy", ani: „Skosztuj, jak lśni", ani: „Dotknij,
jak się iskrzy". Za każdym razem mówi się tylko o widzeniu.
A jednocześnie mówimy nie tylko: „Zobacz, jak to świeci" —
co jest istotnie wrażeniem odbieranym przez oczy — lecz także:
„Zobacz, jak to głośno dźwięczy", albo: „Zobacz, jak to
pachnie", albo: „Zobacz, jaki to ma smak", albo: „Zobacz,
jakie to twarde". Dlatego też ogólne doświadczenie zmysłów
nazwane jest, jak się rzekło, pożądliwością oczu, ponieważ
rolę widzenia, przysługującą przede wszystkim oczom, przypisuje
się przez analogię również innym zmysłom, gdy dokonują jakiegoś
aktu poznawczego.
Można łatwo rozpoznać, kiedy zmysły
służą przyjemności, a kiedy ciekawości. W pierwszym wypadku
szukają tego, co piękne, melodyjne, tchnące błogą wonią,
smaczne, miękkie. Ciekawość zaś także rzeczy przeciwne tym chce
poznać, aby je wypróbować — nie po to, aby doznać przykrości,
lecz z żądzy badania i odkrywania. Jakąż może dać przyjemność
widok rozdartych, budzących trwogę zwłok?
A przecież ludzie się zbiegają do
trupa leżącego na ziemi, tam zaś ich ogarnia smutek i przerażenie.
Boją się nawet, że ten widok może ich sen nawiedzić. A jednak
dzieje się tak, jakby na jawie ktoś ich zmuszał do patrzenia na
to, albo jakby ich do tego miejsca przyciągnęła sława jego
piękności. To samo dotyczy innych zmysłów, ale zbyt wiele czasu
zająłby nam ten wywód. Tej samej chorobie pożądliwości służą
pokazywane w teatrach przedziwności różne. Stąd też wynika pęd
ludzi do poznawania takich tajemnic natury, które nie dotyczą
naszego życia; wiedza ta nie przynosi żadnego pożytku, ludzie chcą
ją zdobywać tylko dla niej samej. W tym samym przewrotnym celu
prowadzi się badania, którym służą sztuki magiczne. Przenika to
nawet do religii. Boga się kusi, kiedy się żąda znaków i cudów
— mających służyć nie czyjemukolwiek ocaleniu, lecz tylko
samemu ich poznaniu.
W tym lesie niezmierzonym, pełnym
zasadzek i niebezpieczeństw, jakże wiele zdołałem odciąć i
odrzucić od mego serca dzięki temu, że Ty mi dałeś łaskę, Boże
mego zbawienia. Ale dopóki tyle nade mną huczy różnych pokus
osaczających co dzień nasze życie, czyż kiedykolwiek ośmielę
się stwierdzić, że już żadna z nich nie zniewoli mojej uwagi i
nie skłoni mnie do jałowych dociekań? Z pewnością już mnie nie
pociągają widowiska teatralne ani też nie dbam o to, aby znać
układy gwiazd. Nigdy nie pragnąłem wypytywać umarłych. Mam
wstręt do wszelkich obrzędów świętokradczych. Ale ilomaż to
podstępnymi zabiegami Twój nieprzyjaciel stara się mnie skłonić,
abym się domagał jakiegoś znaku od Ciebie, Panie Boże mój,
któremu winienem szczerą i pokorną służbę. Błagam Cię przez
Chrystusa, Króla naszego, i naszą ojczyznę, Jeruzalem, szczerą,
czystą, abym — jak teraz owe podszepty odrzucani — odrzucał je
zawsze, i to coraz bardziej stanowczo. Kiedy się jednak modlę o
czyjeś cudowne ocalenie, cel i intencja mojej modlitwy są zupełnie
inne. Ty wtedy dajesz mi to, co dać chcesz, i dajesz mi — jak
zawsze będziesz dawał — łaskę, abym kroczył za Tobą z
radością.
Ale któż to zliczy, ile razy w ciągu
każdego dnia najdrobniejsze, najbłahsze sprawy kuszą naszą
ciekawość i ile razy upadamy? Ileż razy tak się zdarza, że ktoś
opowiada głupstwa, a my początkowo słuchamy go z grzeczności, aby
nie obrazić biedaka, potem zaś stopniowo zaczynamy słuchać coraz
chciwiej. Już nie chodzę do cyrku, żeby obserwować pogoń psa za
zającem. Jeśli jednak przypadkiem taką rzecz zobaczę podczas
przejażdżki przez pola, łowy takie mogą pochłonąć moją uwagę,
odrywając ja nawet od bardzo poważnych myśli. Nie skłania mnie to
do zmiany drogi, jaką ma przebiec mój koń; ale właściwie
chciałoby tego moje serce! I gdybyś mi zaraz nie uświadomił mej
słabości, upominając, abym od tego widoku wzniósł się w myślach
ku Tobie albo bym zupełnie na to, co się dzieje, nie zwracał uwagi
i obojętnie pocwałował dalej — byłbym się gapił jak głupiec.
A czym to usprawiedliwić, że nieraz,
kiedy siedzę w domu, nie mogę oderwać oczu od jaszczurki łowiącej
muchy albo od pająka oplatającego je pajęczyną? Czy stanowi jakąś
różnicę, że są to takie maleńkie żyjątka? Od ich widoku
wznoszę się potem do wysławiania Ciebie, Stwórcy, który tak
przedziwnie wszystko urządziłeś, ale inne było moje nastawienie,
gdy się zacząłem przypatrywać. Czym innym jest szybkie
podniesienie się z upadku, czym in nym — ustrzeżenie się od
niego. Takich upadków pełne jest moje życie, więc jedyna moja
nadzieja — w bezmiarze Twojego miłosierdzia. Jeśli bowiem serce
nasze jest naczyniem, w którym owe rzeczy się gromadzą, jeśli
jest aż tak zatłoczone niesłychanymi głupstwami, to przecież z
tego powodu modlitwy nasze nieraz się przerywają albo zamącają.
Kiedy, stojąc przed Twoim obliczem, wznosimy ku Tobie głos z głębi
serca, nagle nie wiadomo skąd takie niedorzeczne myśli się
wyłaniają — i oto tak wielkie u niesienie się roztrwania.
św Augustyn, Wyznania
tłumaczenie: Zygmunt Kubiak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.