Dzień przypominam pierwszej mej
niedoli,
Gdym pierwszą poczuł miłość i
syknąłem...
Jeśli to miłość ma być, jakże
boli!
I ja, z tem wiecznie pochylonem czołem
Spojrzałem na nią, co przyjęła w
gości
Serce me, i być mogła mu aniołem.
0 jakże źle mną rządziłaś,
miłości!
Czemu uczucie tak lubej natury
Wiodło tęsknicy tyle i żałości ?
Czemu nie czysty, jasny ja k lazury,
Ale się w serce czar ten boski wkradał
Pośród boleści i pośród tortury?
Powiedz mi myśli, jaki cię napadał
Lęk wynurzony z myśli w tym momencie
Rozkoszy, że cię nagle ból owładał?
Myśli w śródnocnych zeszłej mar
poczęcie,
Gdy wszechstworzenie spało ukojone
Ciszą na ziemi i na firmamencie,—
Że niespokojne, nędzne, przelęknione
Tłukłoś w mej piersi wnętrze, ja k
kowadło,
W którą-bądź łoża rzuciłem się
stronę;
1 gdy znękany, smutny, z twarzą
zbladła
Snem chciałem oczy ukoić febryczne,
Rozmajaczenie nerwów sen mi kradło.
A w cieniach widmo jawiło się
śliczne,
Na które oczy moje z pod zbolałych
Patrzyły powiek. Jakie chaotyczne
Pełzły mi wtedy po członkach
omdlałych
Ale lubieżne i rozkoszne mary;
Ile rozpierzchłych, niechwytnych,
nieśmiałych
Myśli się snuło! Tak gdy przez
konary
Wiatr zaszeleszcze prastarego boru,
Długo w nich szumią niewyraźne
gwary. -
A gdym bezsilny zaprzestał oporu,
Ktoć doniósł, serce, że już ta,
dla której '
Bijesz, ujeżdża z ojcowskiego dworu?
Nie wprzód miłosne poczułem tortury,
Aż wiatr, co w piersi mojej tę
ogniową
Wzdął łunę, precz uleciał
lekkopióry.
Żeby mi jedno rzekli byli słowo L.
A już przed gankiem czekające konie
Uwieść ją, ziemię grzebały
podkową.
Ja cichy, zlękły stałem na balkonie
I próżno w ciemność prężyłem
źrenice
I wytężałem wzrok ku owej stronie,
Czy choć jednego słowa nie zachwycę,
Głos jej na serce nie spuści mi rosy
Gdy mi odbiera raj. Wj pustą ulice
Mieszczańskich rozmów doszły mię
odgłosy:
Cierpnąłem nagle, jakby mrozem
ścięty,
Serce mi jak młot zadawało ciosy.
Gdym w końcu schwytał głosu jej
zaklęty
W moc czarodziejską dźwięk, i kiedy
cwałem
Puszczonych koni doszły mię tętenty
I gdy zostałem sam,—drgający ciałem
W łóżka cisnąłem się kąt w tej
katuszy
I serce ręką ścisnąwszy, jęczałem.
A potem ciężko, ja k bydlę bez duszy
Po pustej izbie nogi włócząc chore —
„Jest-że co jeszcze”— pytam—„co
mię wzruszy
I każdym razem czułem wspomnień
zmorę
Jak pierś mą gryzła, ledwo mi
zadzwonił
Taki głos, błysła twarz jak w owe
porę.
I długo ból ten odetchnąć mi bronił
Siekąc ja k chłodny deszcz siecze w
dolinie
Gdy się złośliwie na pola wyronił.
Jeszczem cię nie znał, chłopcze, w
tej godzinie,
Innych mieszkańcze światów
niełaskawy,
Gdym pierwszych zaznał
żarów—Kupidynie!
Już ja unikam uciechy i wrzawy
Gwiazd niemych rzeszy, zorzy, co się
śmiała
Dawniej tak mile; zieleni, murawy;
Już mię przestaje kusić nawet
chwała,
Którą kochałem przedtem
najgoręcej...
W piersi mej jedna piękność
zamieszkała.
Już mię najmilszych widok ksiąg nie
nęci
I nadaremnym zda się trud codzienny,
Próżnemi wszystkie wydają się
chęci.
Jakże od siebie stałem się odmienny!
Wyparłem miłość miłości
widziadłem
I pytam: Czemże jest nasz żywot
senny?
Więc zatem w miłość samolubną
wpadłem
I z sercem w wiecznej rozprawie na
straży
Własnej boleści zrozpaczony siadłem.
Wzrok mój ku ziemi wbity, ni się waży
Wznieść, by go cudze nie zeszło
wejrzenie;
Brzydkiej czy pięknej nienawistny
twarzy;
I by się pod niem to cudne widzenie
Nie zamąciło, ja k się mąci łono
Wód, kiedy po nich przejdzie wiatru
tchnienie.
I myśl mię ciśnie, żem uciechy pono
Nie zażył w pełni; więc serce mi
pęka
W jad przemieniając uciechę minioną.
To znowu druga pierś mą dławi męka,
Zgryzoty kłując żądłem
niespokojnym,
Że już wstyd serca mojego nie nęka.
Wam, o niebiosa, wara, duchom dostojnym
Przysięgam, że mię nie splamiła
niska
Chuć nigdy, ogniem żem gorzał
przystojnym.
Żyje uczucie to i ogień błyska
I trwa w mych myślach ta urocza
postać,
Po której nic mię w świecie nie
pozyska,
I z którą pragnę na wieki sam
zostać.
Tłumaczenie: Edward Porębowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.