poniedziałek, 18 listopada 2013

Piekło po śmierci


W swym bestsellerze „Życie po życiu” i następnych pracach dr Raymond Moody zrelacjonował kilkadziesiąt przypadków osób, które znalazły się na granicy życia i śmierci, po czym wróciły i zdały nam relacje ze swych przeżyć. Z ich opowieści wynika, iż prawie wszyscy opuszczając ciało pokonywali ciemny tunel, a potem doświadczali obecności jakiejś świetlistej istoty, jak też swoich bliskich zmarłych. Maurice Rawlings, emerytowany lekarz z kliniki Uniwersytetu Tennessee w Chattanooga uważał, że w tych opisach brakuje doświadczeń negatywnych, jako żywo przypominających wizyty w piekle. Wizja stanów na granicy śmierci, upowszechniana przez Moody`ego i jego naśladowców – twierdził Rawlings – jest stanowczo zbyt sielankowa. ____________________

To przekonanie zapuściło w nim korzenie, gdy reanimował pewnego 48-letniego listonosza. Człowiek ów w chwilach powrotu do życia krzyczał, że jest w piekle. Ilekroć Rawlings przerywał reanimację, pacjent błagał go, by go stamtąd wyrwał. Sam przerażony, lekarz widział zwierzęcy strach w oczach umierającego.

Co ciekawe, wizyta w piekle nie była jedynym przeżyciem z pogranicza śmierci, jakiego doświadczył ten pacjent. Pamiętał także opuszczenie ciała, tunel, raj, w którym spotkał swą nieżyjącą matkę – a więc klasyczne wątki opisane przez Moody’ego. Wkrótce miało się okazać, że pobyt w piekle został całkowicie wymazany z jego pamięci. Zbyt traumatyczne doświadczenie, żeby sobie z nim poradzić? – pytał Rawlings. A może podobny mechanizm spychania do podświadomości występuje także w innych przypadkach. Może też pacjenci Moody’ego wizytowali piekło, ale tego nie pamiętają?

Piekło w opowiadaniach tych, którzy nie zapomnieli swoich w nim pobytów, jawi się jako miejsce bardzo niejednorodne. Zupełnie, jakby raj był dla każdego taki sam, piekło zaś – na miarę wyobraźni.

Niektóre wizje z takich podróży nie ustępują inferno odmalowanemu przez Dantego; są opisy zaczerpnięte z natchnionych dzieł Swedenborga, jest w końcu piekło chrześcijańskie, jakby żywcem wyjęte z ikonografii.

Na przykład Thomas Welch, pracownik fizyczny z Oregonu, który z dużej wysokości spadł do rzeki – po śmierci stanął nad bezkresnym oceanem ognia. Była to wizja jak z Apokalipsy św. Jana; tylko siarka i ogień. Welch miał przegląd całego swojego wcześniejszego życia, rozmawiał też z Chrystusem. Gdy powrócił do ciała, uwierzył w piekło. Jego świadectwo w książce Oregon`s Amazing Miracle rzeczywiście jest przejmujące.

Kobieta, która miała zawał serca, a po reanimacji wróciła do życia, stwierdziła:

- Pamiętam, że zabrakło mi powietrza, a następnie zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Wydostałam się z ciała i znalazłam się w jakimś mrocznym pomieszczeniu. W jednym z okien stał wielki groteskowy potwór. Obserwował mnie. (...) Gigant skinął na mnie, abym z nim poszła. Nie chciałam, ale musiałam. Na zewnątrz było ciemno. Wszędzie wokół słyszałam jęczących ludzi (...). Gdy znów znalazłam się w szpitalnym łóżku, lekarz chciał wiedzieć, czy piłam alkohol albo brałam narkotyki (...). To przeżycie odmieniło całe moje życie.

Inna pacjentka znalazła się w tunelu prowadzącym do ukrytej jaskini. Panował tam charakterystyczny, zjełczały odór. Odrażające człekopodobne istoty otaczały ją zewsząd, naigrywając się. Po reanimacji koszmar zniknął bez śladu.

54-letnia kobieta, która przedawkowała relanium zeznała:

- Po przejściu przez czarną dziurę zobaczyłam świecącą ognisto-czerwoną plamę, która stawała się coraz większa i większa. Znalazłam się w miejscu, które było czerwone i gorące, całe jakby w płomieniach. Moje stopy grzęzły w roztopionym gruncie. Ciężko było się poruszać.

Czy ludzie ci naprawdę znaleźli się w piekle?

Doktor Michael Sabom z Uniwersytetu w Emory w Atlancie uważa, iż obserwacje Rawlingsa są raczej odosobnione i źle udokumentowane. Koledze po fachu ma za złe, że opierał się na relacjach z drugiej ręki.

– To dziwna kombinacja medycznych faktów, religijnych poglądów i słabo udokumentowanych doświadczeń – mówi Sabom. Ciekawe, iż podobne zarzuty stawiano swego czasu doktorowi Moody’emu.

Zmarły w 2010 roku dr Maurice Rawlings był kardiologiem, specjalistą od chorób sercowo-naczyniowych w Centrum Diagnostycznym w szpitalu w Chattanooga (USA) i wykładowcą uniwersyteckim. Wcześniej pracował w jednym ze szpitali we Frankfurcie nad Menem, a w czasie II wojny światowej został zatrudniony w Pentagonie jako osobisty lekarz generałów: Marshalla, Pattona i Eisenhowera. W świecie medycznym był to więc człowiek uznawany za profesjonalistę i budził zasłużony szacunek.

Rawlings opublikował cztery książki podsumowujące jego badania nad NDE, w których oświadczył, że negatywnych doświadczeń stanów bliskich śmierci pojawia się tak samo dużo, jak pozytywnych. W pierwszej z nich, „Beyond Death's Door" („Za drzwiami śmierci"), lekarz przedstawia szereg przypadków osób, które podczas doznań bliskich śmierci przeżywały wizje piekła. Pełno tam groteskowych ludzkich i zwierzęcych postaci, przemocy, wyszukanych tortur oraz cierpienia. Rawlings stawia tezę, że najważniejszym elementem badań tego typu doświadczeń powinna być rozmowa z pacjentem, przeprowadzona zaraz po odzyskaniu przez niego przytomności, gdyż później wspomnienia o infernalnym incydencie w większości przypadków zanikają.

W kolejnych dwóch książkach, „Before Death Comes" („Nim przychodzi śmierć") oraz „To Hell and Back" („Do piekła i z powrotem"), Rawlings skupił się na zagadnieniu, jak żyć, by uchronić się przed wizytowaniem piekła po śmierci. Są to prace pisane przez człowieka nawróconego na chrześcijaństwo, który pragnie podzielić się z innymi swym donośnym odkryciem.

Stwierdzenia Rawlingsa nie robią jednak wrażenia na innych badaczach NDE, którzy przede wszystkim podnoszą problem zbyt wąskiego pola obserwacji prowadzonych przez kardiologa. Wynik jego doświadczeń mógł zostać zafałszowany, ponieważ nie zajmował się on osobami przeżywającymi negatywne NDE w innych obszarach kulturowych, a głębokie wierzenia religijne – o czym dobrze wiadomo – mogą wpływać na interpretację doznawanych przeżyć.

Zapytany o tę kwestię w jednym z wywiadów dr Keneth Ring oświadczył, że poznał Rawlingsa osobiście i że jego zdaniem był on fundamentalistą – konserwatywnym chrześcijaninem, dla którego drogowskazem w życiu stała się Biblia.

– Rawlings nie prezentuje danych liczbowych w tym zakresie, ale przedstawia własną opinię, zgodnie z którą doświadczenia stanów bliskich śmierci stanowią potwierdzenie chrześcijańskiej teologii – tłumaczy Ring. – Oznacza to, że dobrzy chrześcijanie doświadczają dobrych przeżyć, a źli chrześcijanie – złych. Według danych ogłoszonych przez G. Gallupa, a także według moich własnych - ok. 1 - 5 procent badanych przypadków stanów bliskich śmierci ma charakter negatywny. A więc tylko w tym względzie Rawlings miał rację stwierdzając, że obok pozytywnych istnieją również negatywne NDE…

Zdaniem Kenetha Ringa, póki co odnotowano zbyt mało przypadków negatywnych, by można je było rzetelnie przebadać. Przypuszcza on, że rzecz dotyka głównie tych osób, u których wyobrażenia piekła i czyśćca są prymitywne i przesadnie dosłowne. Osoby te w chwili zbliżającej się śmierci boją się znacznie bardziej od innych ludzi.

– Według mnie przeżycie stanu bliskiej śmierci składa się z elementów osobowych Ja oraz z elementów karmicznych – kontynuuje Ring. – Ja nie chce umrzeć i broni się, a jednocześnie stanowi niejako zbiornik spostrzeżeń, z którymi człowiek wchodzi w stan bliski śmierci. W niektórych przypadkach na początku stanu bliskiej śmierci mogą wystąpić przeżycia negatywne. Potem, gdy Ja się wyzwala, występuje na ogół doznawania światła i miłości – kończy dr Ring.

Jednak po obserwacjach, których dokonał Rawlings, jego wnioski zaczęli nieoczekiwanie potwierdzać inni badacze, w tym Phyllis Atwater i Nancy Evans Bush z Międzynarodowego Towarzystwa Badań Przeżyć Na Granicy Śmierci (ang.: Association for Near-Death Studies – IANDS), która sama doświadczyła negatywnego NDE. Podczas porodu swego drugiego dziecka, Nancy przeżyła śmierć kliniczną: znalazła się w przerażającej otchłani, gdzie szydercze głosy przekonywały ją, że świat, jaki zna, nigdy nie istniał. Przerażona, na granicy obłędu uświadomiła sobie, że musi być chyba w piekle!

– Moja rozpacz wynikała z absolutnego przekonania, że poznałam właśnie prawdziwe życie pozagrobowe, o którym nigdy dotąd nie myślałam jako o piekle – stwierdziła po dojściu do siebie. To sugestywne doświadczenie sprawiło, że zrezygnowała ze stanowiska dyrektora administracyjnego pewnej wyższej uczelni i rozpoczęła pracę w organizacji analizującej podobne przeżycia.

Według Nancy Bush nazywanie takiego doświadczenia negatywnym sugeruje, że nie ma ono wartości i nie może przynieść człowiekowi żadnych korzyści. Jest to jednak wniosek chybiony. Doświadczenia piekielne bliskie śmierci mają bowiem tak samo duży potencjał przemiany ludzkiego życia, jak doświadczenia niebiańskie. Dlatego – podkreśla Nancy – właściwiej byłoby nazywać je doświadczeniami wywołującymi lęk.


– Badania Rawlingsa idealnie pasują do moich własnych – wyznaje z kolei Phyllis Atwater – gdyż ja także odkryłam setki piekielnych przypadków, jeden na siedem w mojej bazie badawczej. Choć uniwersalny schemat doznania z pogranicza śmierci pozostaje taki sam niezależnie od rodzaju doświadczenia, w piekielnych epizodach zauważyłam pewne różnice: lęk przed oderwaniem się od ciała fizycznego; przedłużające się okresy ciemności; spotkanie w tunelu demonów albo czarnych istot; światło, które szybko przygasa lub staje się przyćmione, gdy przejdzie się przez nie; obrazy groźnej pustki lub otchłani, piekielnego czyśćca lub gwałtownych ataków (a nawet prześladowań z przeszłości danej osoby); złowrogie lub obojętne istoty, które wywołują postawę obronną albo konieczność walki o przetrwanie...

Zdaniem Atwater piekielne wersje NDE często przeistaczają się w wersje niebiańskie, szczególnie jeśli dana osoba poprosi o boskie wstawiennictwo. Zazwyczaj jednak piekielne doświadczenia kończą się w sposób gwałtowny, bez konkretnego rozwiązania. W wywiadach jakie Atwater przeprowadzała, jedynymi ludźmi, którzy opisywali piekło jako miejsce gorące i pełne ognia byli fundamentaliści religijni. Pozostali opowiadali, że było ono zimne, lodowate, twarde albo puste.

Nawet jeśli weźmie się pod uwagę nieprzyjemne czy piekielne doświadczenia, ogromna większość przeżyć z pogranicza śmierci jest mimo wszystko przyjemna i ukazuje krainy wypełnione niebiańskim światłem, rozległe łąki i lśniące miasta.

– Z moich obserwacji wynika – podsumowuje Phillis Atwater – że każdy z przypadków piekielnych stanowi wyraz konfrontacji człowieka ze swym cieniem (czyli z tym aspektem jaźni, który był dotąd tłumiony lub wypierany). Mechanizm ten wykorzystuje psychika (...) w procesie uzdrawiana i rozwoju.

Niewielu ludzi jest w stanie zdać relację ze swej wizyty w piekle. To doświadczenie niezwykle osobiste, czasem tak traumatyczne, że jedyny sposób, w jaki można sobie z nim poradzić to wyparcie ze świadomości. W tych piekielnych doświadczeniach postrzegamy siebie w ohydnym, przerażającym krajobrazie, czasami widząc grupy innych osób pogrążonych w rozpaczy. Większość dotkniętych tym przeżyciem relacjonuje potem, że byli jedynie obserwatorami infernalnych krajobrazów, a sami żadnych mąk nie przeżywali.

Czy doświadczenia te dowodzą, że niebo i piekło to miejsca rzeczywiste?

Wydaje się całkiem prawdopodobne, że kiedyś to właśnie relacje z doświadczeń bliskich śmierci doprowadziły ludzi do wiary w Niebo i Piekło. Wierzenia te w wielu kulturach świata odgrywają niezwykle istotną rolę, czego dowodem są najstarsze źródła pisane. Ponieważ oglądane oczami duszy obrazy zdają się być żywe, mogą wydawać się czymś realnym – wręcz materialnym!

Nie ma jednak żadnego dowodu na to, że ten rodzaj doświadczeń przydarza się wyłącznie osobom złym, chociaż zwykliśmy to postrzegać właśnie w ten sposób. Dlatego rzeczą ważną jest, by nie osądzać i nie oceniać poziomu moralnego człowieka, który coś podobnego przeżył. Każdy posiada zdolność doświadczania zarówno jasności, jak i tego, co straszne – i vice versa. W tradycjach z całego świata opisane są przerażające doznania świętych, które jednak w najmniejszym stopniu nie przeszkodziły im w staniu się osobami świętymi – przypomina Nancy Bush.

Dlaczego zatem niektórzy ludzie mają doświadczenia cudowne, niebiańskie, inni natomiast – przerażające? Trudno udzielić na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.

Wiele starożytnych mitów opisuje bohaterów schodzących do ponurego i przerażającego świata podziemi. Stają oni tam twarzą w twarz z potworami i niewyobrażalnymi niebezpieczeństwami, co jest częścią misji powierzonej im przez bogów. Tezeusz, który znajduje drogę w labiryncie Minotaura; Jonasz połknięty przez wielką rybę; Persefona spędzająca połowę każdego roku we wzbudzającym lęk i podziw królestwie Plutona. Ich misje polegały na przeżyciu i powrocie do świata, a także na przyniesieniu skarbu – zwykle takiego, który posłuży całej ludzkości. Odczytywane wyłącznie na poziomie materialnym, historie te jawią się jako naiwne i zupełnie nieprawdopodobne; jednak na poziomie duchowym i psychologicznym, można je odbierać jako bogate w treść mity, posiadające właściwość transformacji. Również budzące lęk doświadczenia bliskie śmierci sprawiają, że człowiek staje twarzą w twarz z najgłębszymi życiowymi sprawami.

Kim jestem? Co jest rzeczywiste? Czym jest to, czego tak bardzo się obawiam, a czego nie mogę nawet do siebie dopuścić? Kto kontroluje moje życie?

Oto jak podsumowują swe piekielne przeżycia osoby, które ich doświadczyły.

– To doznanie do dziś tak mnie przeraża, że muszę wszystko w moim życiu pozmieniać. To tak, jakby osoba, którą byłem wcześniej, naprawdę w tym doświadczeniu umarła. Wcześniej nie byłem złym człowiekiem, tylko trochę płytkim, dbającym o to, by odnosić sukcesy, robić duże pieniądze... Ale w doświadczeniu bliskim śmierci wszystko działo się poza moją kontrolą – byłem całkowicie bezradny. To mnie zmieniło – relacjonuje pewien mężczyzna.

– Doświadczyłem bycia wyeliminowanym, bycia niczym. Zrozumienie, że to doświadczenie nie jest czymś przerażającym, co przychodzi z zewnątrz, ale przesłaniem z jakiegoś naprawdę głębokiego miejsca, może z mojej duszy – zajęło mi połowę życia: 20 lat. Może to Bóg wówczas przemówił przez moją duszę?

– Przez wszystkie te lata walczyłem, by nie zostać wyeliminowanym, po prostu nie zgadzałem się na unicestwienie. Czasami taki sprzeciw może doprowadzić nas do zrozumienia istoty rzeczy. Mnie zmusił do myślenia na zupełnie nowym poziomie o celu i wartości życia i o tym, co jest w moim życiu realne. Znacznie głębiej rozumiem teraz cierpienie – dopowiada inny pacjent.

– Doświadczenie to było najbardziej przerażającą rzeczą, jaka kiedykolwiek mi się przytrafiła. Ale po latach zdałam sobie sprawę z tego, że mogę pokonać lęk, a po drugiej stronie odnajdę światło. Przeżycie NDE nie należało w moim przypadku do łatwych i nie rozumiałam dlaczego spotkało właśnie mnie, ale jest w tym coś niezwykle istotnego – podsumowuje swe doznanie pewna kobieta.

Charles Garfield, psycholog w Instytucie Badań nad Rakiem w San Francisco mówi:

– Liczba umierających pacjentów, którzy mieli wizje negatywne jest prawie tak duża, jak tych, którzy przekazują doświadczenia radosne...

Czy więc książka Moody’ego zafałszowała obraz życia po życiu? Dlaczego w jego relacjach nie znalazł się ani jeden przypadek negatywnego NDE?


- Psycholodzy i psychiatrzy (którzy z założenia piszą najwięcej książek na ten temat) nigdy nie natykają się na przypadki negatywne – pisał dr Maurice Rawlings. – Dlaczego tak się dzieje? Czy z powodu zbyt dużego dystansu czasowego dzielącego wydarzenie i przeprowadzony z pacjentem wywiad? (...) A może dlatego, że ich przy tym nie było? Nie przywrócili do życia żadnego ze swoich pacjentów lub mówienie o tym zwyczajnie nie jest w ich interesie? Niewykluczone też, iż istotne są wszystkie te powody razem wzięte.

Inaczej ten stan rzeczy wyjaśnia psychiatra i neurolog Bruce Greyson, od wielu lat analizujący przypadki przeżyć na granicy śmierci. Na pytanie, dlaczego takich mrocznych doświadczeń nie opisano wcześniej, odpowiada on wprost: - Nie znajdowaliśmy ich, ponieważ nie szukaliśmy.

Dziś jedno jest pewne – bez dogłębnych badań zjawiska NDE nigdy nie dowiemy się, co dzieje się z człowiekiem, który umiera. A jest to bez wątpienia najważniejszy problem przed jakim stoimy – przynajmniej w tym życiu.

Wojciech Chudziński
Źródło: Infra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.