Kiedy
mnich milczał, w jego „ja", w jego umyśle buszowały tedy
bezgłośne słowa, czyli - jak to określał Osip Mandelsztam —
rozbrzmiewał w nim „bezdźwięczny chór nocnych ptaków". Bo
kiedy człowiek przestaje mówić do bliźniego i ginie w sobie,
zapada w nim noc i słowa zamieniają się w stado nietoperzy. Wielu
mnichów zapomniało o tym, co powiedział im ich największy mistrz.
„Święty abba Antoni, kiedy mieszkał na pustyni, popadł raz w
zniechęcenie i w wielką ciemność wewnętrzną. I powiedział do
Boga: »Panie, chcę się zbawić, ale mi myśli nie pozwalają. Co
mam robić w tym utrapieniu? Jak się zbawić?«" Milczenie było
więc dla św. Antoniego najpierw utrapieniem, potem zniechęceniem i
w końcu ciemnością wewnętrzną. Pustelnik, który zapadał w
milczenie, nie przystawiał drabiny do nieba. Spuszczał ją do
otchłani, która nazywa się mową wewnętrzną. Ginął w
szczelinie chtonicznej, którą tak serdecznie gardził.
Zamiast wywieść człowieka poza płonące koło egzystencji,
milczenie, spychając go w otchłań mowy wewnętrznej, daje mu
możliwość poznawania samego siebie. Strąca w wirujące koło
życia zapalone przez piekło. Dlatego mnicha oddanego „pracy
wewnętrznej" abba Pojmen przyrównywał do kotła
postawionego na ogniu. Milczenie jest bowiem świadomą rezygnacją
nie tylko z tego trzeciego, lecz również z tego drugiego. Milczący
człowiek wyrzeka się nie tylko relacji Ja-On, lecz również
relacji Ja—Ty. Pozostaje jedynie przy swoim „ja", przy tym,
co Charles Pierce nazywał Pierwszym, „co jest takie, jakie jest,
bez względu na cokolwiek innego". I zapada w potencjalność i
możliwość. W chaos, potocznie zwany myśleniem, aby użyć
wyrażenia Paula Valery.
Ryszard Przybylski Pustelnicy i demony
wydawnictwo
Znak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.