Monachizm
zrodziło więc przekonanie, że chrześcijanin tak naprawdę jest
pojedynczy.
Toteż
wielu mnichów ceniło sobie bardziej medytację aniżeli mszę.
Anachoreza była tęsknotą za liturgią eucharystyczną, ale już
nie w świątyni, lecz - jak pisze Jerzy Nowosielski — w warunkach
raczej „wieczernikowych", których nie sposób było odtworzyć
w społeczności kościelnej. „Stare kroniki - czytamy w studium
Ucieczka na pustynię — przekazują opowieści o mnichu, do
którego po długiej nieobecności powraca jego młodszy towarzysz i
opowiada mu o wspaniałościach liturgii aleksandryjskiej. Młody
mnich urzeczony pięknem tłumnych zgromadzeń kościelnych wyraża
wątpliwości, czy oni tu na pustyni nie zaniedbali czegoś, nie
pozbawili się jakiejś istotnej wartości przez izolowanie się od
tamtych znakomitych świąt i obrzędów. Stary abba odpowiada: »Czy
po to wyszliśmy tutaj na pustkowie, aby wspólnie z ludem
wykrzykiwać, machać rękami i tupać nogami?«"
Na
obrazach Vincentai van Gogha każdy słonecznik ma swoją własną
sprawę ze Słońcem. Każdy chrześcijanin ma również swoją
własną sprawę z Bogiem. „Powiedział abba Alonios: »Jeżeli
człowiek nie założy sobie w sercu, że tylko on sam i Bóg jest na
świecie, nie znajdzie pokoju«". Ojciec ten żył w V wieku.
Część żywota spędził w Sketis i jego apoftegmat był bardzo,
ale to bardzo sławny. Komentowano go oczywiście wielokrotnie. Nic
to dziwnego, ponieważ dotykał samej istoty monachizmu. Monachos,
od którego pochodzi słowo mnich, znaczy właśnie pojedynczy,
sam jeden, samotnie żyjący. „Oczekując dziedzictwa ze świata -
pisał św. Hieronim w roku 374 w liście do mnicha Heliodora - nie
możesz być współdziedzicem Chrystusa. Przetłumacz słowo
»mnich«, to jest twoje imię. Co robisz w tłumie, »człowieku
samotny?«" Pojedynczość jest zresztą kategorią
zabezpieczającą prawdy Objawienia. Zbiorowość i oficjalność
wystawia ludzi na pokusy prawd wymyślonych i autorytarnych. Wszelka
wspólnota wytwarza hierarchię. Każda hierarchia powoli wyrodnieje.
Spaczona przez pychę i uzurpatorstwo, zawsze będzie oskarżać
samodzielną jednostkę o to, że przewróciło się jej we łbie.
Hierarchia jest władzą, nie pojmuje tedy fenomenu pojedynczości.
Pilnuje ładu w tłumie, czyli organizuje anonimową formę
bytowania ludzkiego. A przecież — jak pisze Soren Kierkegaard —
„tłum jest nieprawdą". „Pośród tej monstrualnej liczby
chrześcijanin — czytamy w Chwili Nr 2 - pośród tej ciżby
»chrześcijan«, żyją tu i tam nieliczni pojedynczy, jeden
pojedynczy. Dla niego droga jest wąska, wszyscy go nienawidzą —
por. Nowy Testament Mt 10, 22 - zabicie go traktuje się jako służbę
bożą - por. Nowy Testament J 16, 2. Ale to jest dziwna
książka ten Nowy Testament, ale i tak słuszność jest po jego
stronie; albowiem ten pojedynczy, ci pojedynczy - to byli prawdziwi
chrześcijanie".
Aby
stać się „człowiekiem wewnętrznym", mnich musiał tedy
stać się człowiekiem pojedynczym. Inny był dla niego
rozproszeniem. „Powiedział abba Pojmen, że pewien brat zwrócił
się kiedyś do abba Szymona: »Kiedy wychodzę z celi - mówił - a
zobaczę jakiegoś brata oddającego się rozproszeniu, biorę w tym
udział razem z nim; a jeśli zastanę go śmiejącego się, śmieję
się razem z nim. A potem, kiedy wracamy do celi, nie mogę już
znaleźć uspokojenia«". Każdy inny rozprasza więc nasze
„ja", ale rozmowę z Bogiem należy zacząć dopiero po
wypróbowaniu siebie przez życie wśród ludzi. Abba Longin
powiedział do abba Lucjusza, który był jego nauczycielem:
„Chcę unikać ludzi". A starzec mu odrzekł: „Jeśli się
najpierw nie nauczysz żyć dobrze wśród ludzi, to i w samotności
nie będziesz umiał żyć dobrze". Ucieczka od ludzi to
wtajemniczenie w sprawy niecielesne, asomata. „Powiedział
abba Mojżesz: »Człowiek, który ucieka od ludzi, jest jak dojrzałe
grono; ten zaś, który mieszka między ludźmi, jest jak grono
zielone»".
Wzorem
pustelnika był prorok Eliasz. Pisał o tym w swoim Poemacie
autobiograficznym św. Grzegorz z Nazjanzu. Abba Nisteroos, który
żył w V wieku i większość swych dni spędził na wysepce wśród
bagien, twierdził, że Bóg wyróżnił Eliasza za to, iż kochał
odosobnienie. Istotnie, to przywiązanie do samotności zakrawa
właściwie na znamię boskości, wynoszące go, podobnie jak inne
znaki, ponad ludzki ród. Eliasz krążył bowiem nad ziemią jak
orzeł, przepatrując panującą w świecie niesprawiedliwość.
Podobnie jak Bóg władał ogniem. Wstąpił w końcu do nieba na
ognistym rydwanie. Czyżby wrócił tam, skąd przyszedł? Carl
Gustav Jung podaje, że tu i ówdzie wierzono, iż Eliasz był ludzką
personifikacją Boga. Jego ucieczki od świata upewniały mnichów w
tym, że tylko z pustyni można wyruszyć do prawdziwej ojczyzny
człowieka. Monachizm stawał się w ten sposób jakby chrześcijańską
wersją życia „bożych i szczęsnych ludzi", o której pisał
Plotyn w Enneadach: „...poniechanie rzeczy innych,
ziemskich, życie, które się nie lubuje w ziemskich rozkoszach,
ucieczka samotnika do Samotnika". Ta samotność, która
chroniła anachoretę przez rozproszeniem jego „ja", strzegła
w istocie czystości „obrazu i podobieństwa" Boga w
człowieku. Nasza pojedynczość jest w końcu analogonem jedyności
Boga.
Z
pewnego punktu widzenia anachoretyzm był nieprzeciętnym wybrykiem.
„I tak jak ekscesy proroków [Starego Testamentu] — czytamy u
Jerzego Nowosielskiego - stanowią protest przeciwko socjologizacji
religii i sakralizacji obrzędowej kultu, tak ekscesy dawnych mnichów
i anachoretów stanowiły protest przeciwko normalizacji życia
chrześcijańskiego i życia kościelnego starożytności.
Przeciwko przywykaniu do świadomości religijnych prawd.
Przeciwko asymilacji paradoksów chrześcijaństwa przez »zdrową«
i zrównoważoną psychikę człowieka światowego". Tu nie
chodziło o nadzwyczajne formy ascezy. Dla człowieka światowego
samo opuszczenie cywilizacji nie mieściło się w granicach zdrowego
rozsądku.
Ryszard
Przybylski Pustelnicy i demony
wydawnictwo
Znak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.