sobota, 30 listopada 2013

Cynik Antystenes


Widząc raz uciekającego cudzołóżcę, zawołał „O nieszczęśniku! Jak wielkiego niebezpieczeństwa mogłeś uniknąć za jednego obola". Jak podaje Hekaton w Chrejach, Antystenes twierdził, że lepiej wpaść między kruki niż między pochlebców, bo kruki zjadają tylko trupy, a pochlebcy żywych. Zapytany, co jest największym szczęściem człowieka, odpowiedział: „Umrzeć szczęśliwie". Gdy pewien znajomy żalił się przed nim, że zginęły mu jego notatki, powiedział: „Należało je mieć w duszy, a nie spisywać na kartkach". „Jak rdza zjada żelazo — mówił Antystenes — tak zazdrosnych zjada ich własne usposobienie". „Ci, którzy pragną nieśmiertelności, powinni — mawiał — zbożnie i sprawiedliwie żyć". Utrzymywał, że państwa giną wtedy, kiedy nie umieją odróżnić ludzi złych (φαύλοι) od dobrych (σπουδαίοι). Kiedy go raz chwalili ludzie nikczemni, powiedział: „Boję się, czym się czegoś złego nie dopuścił". Przyjaźń braterską i zgodność poglądów uważał za najsilniejszą twierdzę. Radził przygotowywać takie zaopatrzenie na drogę, które by w razie rozbicia się okrętu uratowało się wraz z nami. Kiedy zarzucono mu, że przebywa wśród złych ludzi, odparł, że i lekarze, chociaż sami nie są chorzy, przebywają wśród chorych. Niedorzecznością jest — mawiał — wyrywać kąkol z pszenicy i w czasie wojny usuwać ludzi niezdolnych do noszenia broni, a nie usuwać od rządów złych obywateli. Kiedy go zapytano, jaką korzyść ma z filozofii, odpowiedział: „Tę, że mogę sam z sobą rozmawiać". (…) Doradzał Ateńczykom, aby uchwalili przez głosowanie, że osły mają być końmi; a kiedy mu odpowiedziano, że to niedorzeczne, odparł: „A przecie i wasi generałowie, w rzeczywistości zupełnie niekompetentni, są dowódcami tylko na mocy głosowania". Gdy ktoś mu powiedział: „Wielu ludzi cię chwali"—zapytał: „A cóż ja złego zrobiłem?"

Gdy ostentacyjnie pokazywał dziury w swoim płaszczu, Sokrates, patrząc nań, powiedział: „Przez dziury w twoim płaszczu prześwieca twoja próżność". Jak podaje Fainias w dziele O sokratykach, Antystenes, kiedy go ktoś zapytał, co robić, aby stać się moralnie doskonałym (καλός κάγαθός), odpowiedział: „Wyzbyć się swych wad, a jakie one są, dowiesz się od ludzi, którzy cię znają". Do kogoś, kto wychwalał rozwiązłość, powiedział: „Dzieci moich wrogów niechaj będą rozwiązłe". (...)

A oto jego poglądy. Twierdził, że cnoty można się nauczyć. Że jedynym szlachectwem jest cnota. Cnota wystarcza do szczęścia i nic potrzebuje niczego oprócz Sokratesowej siły woli. Cnota przejawia się w czynach, nie potrzeba jej ani wielu słów, ani nauki, Mędrzec sam sobie wystarcza, bo wszystko, co należy do innych, należy także i do niego. Niesława jest dobrem, tak samo jak trud. Mędrzec postępuje nie wedle praw stanowionych, lecz wedle prawa cnoty. Żeni się jedynie po to, by mieć dzieci, łącząc się z najpiękniejszą kobietą, i nie gardzi miłością, bo tylko mędrzec wie, kogo na leży kochać.

Diokles przypisuje mu także następujące powiedze nia: „Dla mędrca nic nie jest obce ani nic nie jest niemożliwe. Człowiek dobry zasługuje na miłość. Przyjaciół szukaj wśród ludzi uczciwych. Sprzymierzeńcami należy czynić ludzi dzielnych, a zarazem sprawiedliwych. Cnota jest niezawodnym orężem, którego nikt ani nic nie może odebrać. Lepiej z niewieloma dobrymi być przeciw wszystkim złym niż z wieloma złymi przeciw niewielu dobrym. Należy liczyć się z opinią nieprzyja ciół, bo oni pierwsi dostrzegą nasze błędy. Sprawiedliwego trzeba wyżej cenić niż krewnych. Cnota jest ta sama u mężczyzny i u kobiety. To, co jest dobre, jest piękne, a to, co złe, jest brzydkie. Za obce uważaj wszystko, co złe. Wiedza jest twierdzą najpewniejszą, której nie można zburzyć ani wziąć podstępem. Mur obronny należy stworzyć we własnym nieodpartym rozumowaniu".

*W oryginale gra słów: είς κόρακας (między kruki) oraz εις κόλακας (między pochlebców). 

za: Diogenes Laertios
Żywoty i poglądy słynnych filozofów
tłumaczenie: Irena Krońska

Sentencje Arystotelesa


Przypisują mu także przepiękne sentencje. Na pytanie, jaką korzyść odnoszą kłamcy, „Tę — odpowiedział — że kiedy mówią prawdę, nikt nie daje im wiary". Skarcony raz za to, że dał jałmużnę jakiemuś nicponiowi, odpowiedział: „Ulitowałem się nad człowiekiem, a nie nad jego charakterem"1. Zwykł był mawiać do swoich przyjaciół i tych, którzy mu towarzyszyli, kiedykolwiek i gdziekolwiek przypadkowo przebywał: „Jak wzrok przyjmuje od otaczającego powietrza światło, tak dusza je bierze od nauki". Często napominając Ateńczyków mawiał, że wynaleźli uprawę zboża i prawa, ale z pszenicy korzystają, a z praw nie. „Korzenie wychowania - mówił — są gorzkie, ale owoc jego jest słodki." Zapytany, co się szybko starzeje, odpowiedział: „Wdzięczność". Na pytanie, co to jest nadzieja, odpowiedział: „Marzenia senne na jawie".

Gdy Diogenes dał mu suszoną figę, Arystoteles widząc, że jeżeli jej nie przyjmie, to ten mu powie coś uszczy pliwego, wziął ją ze słowami, iż Diogenes stracił i figę, i okazję do żartu. A kiedy Diogenes dał mu figę po raz drugi, wziął ją, podniósł do góry, jak to robią dzieci, i zwrócił mu ją ze słowami: „O, wielki Diogenesie!" 2 Mówił, że trzy rzeczy są potrzebne w wychowaniu (παιδεία): talent wrodzony (φύσις), nauka (μάθησις), ćwiczenie (άσκησις). Słysząc, że ktoś z niego szydzi, powiedział: „W mojej nieobecności może mnie nawet chłostać". Mówił, że uroda jest więcej warta niż list polecający. Niektórzy twierdzą, że miał to powiedzieć Diogenes, Arystoteles natomiast miał nazwać piękną powierzchowność darem boga, Sokrates — krótko trwałą tyranią, Platon — przywilejem natury, Teofrast — niemym oszustwem, Teokryt — złem ubranym w kość słoniową, Karneades - władzą królewską bez siły wojskowej.

Zapytany, czym się różnią ludzie wykształceni od niewykształconych, odpowiedział: „Tym, czym żywi od umarłych. Mawiał, że wykształcenie jest w chwilach pomyślności ozdobą, a w chwilach nieszczęścia — schronieniem. Rodziców, którzy kształcili swe dzieci, uważał za godniejszych szacunku od tych, którzy je tylko spłodzili, bo ci drudzy dali im tylko życie, a ci pierwsi — piękne życie. Komuś, kto chełpił się, że pochodzi z wielkiego miasta, powiedział, że nie na to trzeba zwracać uwagę, skąd kto pochodzi, ale na to, czy jest godny swojej wielkiej ojczyzny. Zapytany, czym jest przyjaciel, odpowiedział: „Jedną duszą mieszkającą w dwóch ciałach". Mówił, że niektórzy ludzie są tak oszczędni, jakby mieli wiecznie żyć, inni tak rozrzutni, jakby mieli natychmiast umrzeć. Pytającemu, dlaczego tak wiele czasu poświęcamy rzeczom pięknym, powiedział „To pytanie ślepca". Na pytanie, co dała mu filozofia, odpowiedział: „To, że bez przymusu czynię to, co inni czynią z obawy przed prawami". Zapytany, w jaki sposób mogliby uczniowie robić postępy w nauce, odpowiedział: „Jeżeli będą szli za zdolniejszymi, nie oglądając się na słabszych". Pewnemu krzykaczowi, który już go wielu obelgami obsypał i zapytał, czy mu dość nawymyślał, odpowiedział: „Na Zeusa, nie zwracałem na ciebie uwagi". Gdy mu ktoś zarzucił, że dał wsparcie niedobremu człowiekowi — bo i w tej formie to po dają1 — odpowiedział: „Nie temu człowiekowi dałem, ale temu, co w nim ludzkie". Zapytany, jak się mamy zachowywać wobec przyjaciół, odparł: „Tak samo, jak byśmy sobie życzyli, ażeby i oni wobec nas się zachowywali". Sprawiedliwość określał jako cnotę duszy, przyznającą każdemu to, co mu się według słuszności należy. Wykształcenie uważał za najlepsze wyposażenie na starość. Favorinus podaje w drugiej księdze Pamiętników, że Arystoteles często powtarzał: „Kto ma przyjaciół, ten nie ma przyjaciela". Ta sama myśl znajduje się w siódmej księdze jego Etyki.

1 . W oryginale gra słów: τρόπος (charakter), άνθρωπος (człowiek).
2. Gra słów, imię Diogenes (∆ιογένης) znaczy: syn Zeusa, zrodzony z Zeusa, a u Homera występuje często (w mianowniku, jak tutaj, a zwłaszcza w wołaczu) jako epitet bohaterów, wskazujący na ich boskie pochodzenie.

za: Diogenes Laertios
Żywoty i poglądy słynnych filozofów
tłumaczenie: Irena Krońska

Lectio divina


Każdy ma swój własny rytm, swoje własne miejsce, a zwłaszcza swoją własną drogę uczynienia się obecnym w Bogu. Jedną z dróg używanych przez wszystkich mnichów jest „Lectio divina". Mnisi wolą tę starą łacińską nazwę od jakiejkolwiek nowej, ponieważ nowy termin „duchowe czytanie", w ogóle nie oznacza tego samego. Lectio dla mnicha znaczy czytanie Słowa Bożego w powolny, medytacyjny sposób, tak że może ono zapuścić korzenie w sercu i kiełkować tam. Pierwszym krokiem ku temu jest poświęcenie mu swojego czasu, a czas, gdy noc gwarantuje spokój i ciszę, jest po temu najlepszy. W nocy można usłyszeć nawet najlżejszy szept i najdalsze echo, najcichsze słowo jest wówczas wyraźne. Ale milczenie nocy to więcej niż zaproszenie. To także symbol tej ciszy, którą musimy stworzyć wewnątrz nas, w której Bóg przemawia, albo zachowuje milczenie, jak najbliższy z przyjaciół.

Za: André Louf, Cysterska Droga, Skoczów 2000, (Wydawnictwo Św. Bernarda), (Biblioteka duchowości cysterskiej t. 1), Przekład: Marcin Sabiniewicz

Należy się śpieszyć


Nie tylko to powinno się wziąć pod rozwagę, że co dnia zużywa się życie i pozostaje coraz mniejsza jego cząstka, ale i to, że gdyby się miało żyć bardzo długo, to jest niepewne, czy starczy równej na dalszą przyszłość bystrości potrzebnej do zrozumienia wypadków i do zrozumienia nauki mającej na celu badanie spraw boskich i ludzkich. Gdy się bowiem zacznie dziecinnieć, pozostanie wprawdzie zdolność oddychania i karmienia się, i tworzenia wyobrażeń, i pożądanie itd., ale gaśnie zdolność władania sobą samym i umiejętnego zdawania sobie sprawy z obowiązków, i porządkowania zjawisk, i zdolność osądzania, czy już należy stąd wynieść się samemu, i to wszystko, co w wysokim stopniu wymaga umysłu wyćwiczonego. Należy się więc spieszyć, i to nie tylko dlatego, że każdej chwili bliżsi stajemy się śmierci, ale i dlatego, że ustaje zdolność wnikania w zdarzenia i ich zrozumienia.

Marek Aureliusz, Rozmyślania
Przełożył Marian Reiter

Jestem przed stworzonym światem


Pismo Święte mówi: „Jestem przed stworzonym światem" (Syr24,14). Mówi on: „jestem przed". Znaczy to, że kiedy człowiek zostaje wyniesiony ponad czas, ku wieczności, dokonuje wraz z Bogiem jednego dzieła. Niektórzy nie rozumieją tego i pytają, jak to możliwe, żeby człowiek spełniał te dzieła, których Bóg dokonał przed tysiącem lat, i te których dokona po upływie następnego tysiąca. W wieczności nie ma „przed" ani „po". Dlatego to co się dokonało przed tysiącem lat, co się dokona za tysiąc i co teraz się dokonuje, w wieczności jest jednym. Stąd to co Bóg uczynił i stworzył tysiąc lat temu, czego dokona za lat tysiąc i co teraz czyni, jest jednym i tym samym dziełem. Z tej też racji człowiek wyniesiony ponad czas, ku wieczności, dokonuje wraz z Bogiem, tego czego On dokonał przed tysiącem lat i czego dokona za drugie tyle. Również to dla mądrych jest "przedmiotem wiedzy, prości natomiast muszą w to wierzyć.

Mistrz Eckhart

Musisz stać się niczym


Sprawiedliwy niczego nie szuka przez uczynki, ci bowiem którzy szukają czegoś z pomocą uczynków albo tacy którzy robią coś ze względu na jakieś „dlaczego", są sługami i najemnikami. Jeśli zatem chcesz się ukształtować i przekształcić w sprawiedliwości, nie dąż do niczego przez uczynki i żadnego „dlaczego" za cel sobie nie stawiaj, ani w tym życiu, ani w wieczności: ani nagrody, ani szczęśliwości, ani tego, ani czegoś innego. Wszystkie bowiem takie uczynki są martwe. Tak, nawet jeśli samego Boga stawiasz sobie za cel, wszystkie twoje czyny pełnione ze względu na to „dlaczego" są martwe i niweczysz dobre uczynki. Zresztą nie tylko że niweczysz dobre uczynki, popełniasz nadto grzech, postępujesz bowiem niczym ogrodnik, który w celu założenia parku, wyciąłby wszystkie drzewa i jeszcze by się domagał za to zapłaty. Tak samo i ty niweczysz dobre uczynki. Dlatego też jeśli pragniesz żyć i chcesz, by żyły twoje uczynki, musisz dla wszystkich rzeczy umrzeć i stać się niczym. Zgodnie ze swą naturą stworzenie czyni coś z czegoś, Bóg natomiast — coś z niczego. Jeśli więc Bóg ma dokonać czegoś w tobie lub wraz z tobą, musisz przedtem stać się niczym. Dlatego też zstąp do swojej własnej głębi i tam działaj; uczynki, które tam spełniasz, są żywe. Z tej racji mówi on: „Sprawiedliwy żyje". Jest on sprawiedliwy i dlatego właśnie działa, a jego uczynki żyją.

Mistrz Eckhart

Pragnienie


Nisargadatta Maharaj: To co nazywasz przeznaczeniem, jest tylko rezultatem twojej woli życia. Jak mocna ona jest, możesz osądzić na podstawie uniwersalnej trwogi przed śmiercią.

Pytający: Ludzie dość często chętnie umierają.

M: Tylko gdy alternatywa jest gorsza niż śmierć. Ale taka gotowość by umrzeć wypływa z tego samego źródła co wola życia, źródła głębszego nawet niż samo życie. Bycie żyjącą istotą nie jest stanem ostatecznym; jest coś ponad, znacznie bardziej cudownego, co nie jest ani istnieniem ani nie-istnieniem, ani żyjącym, ani nieżyjącym. To stan czystej przytomności, poza ograniczeniami czasu i przestrzeni. Wraz z porzuceniem iluzji, że ciało-umysł jest tobą, śmierć traci swój terror, staje się częścią życia.

Teodor jak miecz


Imię Teodor, podobnie jak Makary, było tak częste, że zawsze do odróżnienia jednego Teodora od drugiego potrzebny był przydomek. Ten, o którym tu mowa, nazywany jest tradycyjnie Teodorem z Ferme, od miejscowości, w której zamieszkał dopiero na starość i w której umarł; za życia musiano go więc nazywać jakoś inaczej. Może był znany jako Teodor-Miecz? Bo zapisano o nim, że bardziej niż ktokolwiek znienawidził ludzką chwałę i że wprawdzie spotykał się z ludźmi, nie usuwając się całkowicie na ubocze, ale był dla nich „jak miecz”. A także, niezbyt konsekwentnie, że trzy rzeczy uważał za najważniejsze: ubóstwo, ascezę i ucieczkę od ludzi. Widocznie tę ucieczkę uprawiał nie w kilometrach, tylko w ostrych słowach.

Był uczniem Makarego, a więc pierwotnie musiał mieszkać w Sketis, jako samodzielny mnich jednakże osiadł w Celach. Ubóstwa nauczył go Makary, ale zdaje się, że ta nauka trafiła w Teodorze na grunt wyjątkowo podatny. Był on człowiekiem piśmiennym i miał trzy książki, które z pożytkiem duchowym czytał sam i pożyczał innym umiejącym czytać. Widział, że przynoszą one pożytek, a mimo to fakt ich posiadania leżał mu na sumieniu; toteż poszedł z tym problemem do Makarego, a dowiedziawszy się, że wprawdzie robi dobrze, ale ubóstwo jest jeszcze lepsze — natychmiast sprzedał książki, a uzyskaną zapłatę rozdał ubogim. Niewątpliwie mistrz rozwiązał ten problem zgodnie z jego najgłębszą tęsknotą serca.

Miłość do samotności także miał wrodzoną, miłości bliźniego zaś musiał dopracowywać się z trudem. Nic dziwnego, że bywał jak miecz! Wielcy starcy usiłowali to jego skrzywienie korygować. Pambo, proszony o „słowo", powiedział mu kiedyś: Idź, okazuj litość każdemu, bo litość ma swobodny przystęp do Boga. Ale ani autorytet Pambo, ani przykład Makarego czy Antoniego nie potrafiły skłonić Teodora, żeby miał litość na przy kład dla czyjejś próżnej chwały. A miał nos wyżła na wszelkie jej przejawy, choćby najstaranniej uszminkowane na cnotę. Jakiemuś gościowi, który pokornie prosił go o pouczenie, nie odpowiedział ani słowem przez trzy dni, a kiedy tamten wreszcie odszedł zawiedziony, Teodor mruknął do ucznia: To handlarz; chce się potem popisywać cudzymi słowami. Innym razem młody mnich przyszedł po radę, czyby na jakiś czas nie wstrzymać się od jedzenia chleba, zastępując go grochem. Teodor zamiar pochwalił, ale gdy tylko się okazało, że ów brat chce groch zmielić w piekarni, w której bracia mielili ziarno na mąkę i piekli sobie chleb — wycofał aprobatę i zganił ucznia za chęć publicznego demonstrowania swojej ascezy. Niejeden pustynny mądrala przekonał się kosztem upokorzenia, że swoich pięknych teorii lepiej nie rozwijać przed Teodorem, który absolutnie słów nie ceni. Chyba potrzebny był im taki piołun, taki miecz, choć nie ogłosili go świętym.

Trzeba mu przyznać, że tę nienawiść próżnej chwały równie konsekwentnie stosował wobec samego siebie. Wyświęcony mimo swych protestów na diakona, nigdy nie zgodził się pełnić tego urzędu, uważając się za niegodnego. Nauczać także czuł się niegodny, skoro sam grzeszny i w niebezpieczeństwie. Z początku nie chciał w ogóle mieć uczniów, uważając ich za pokusę i troskę, nawet gdyby mieli się uczyć od niego tylko rękodzieła. Później przyjął jednego; uczeń ten, Izaak, w przyszłości jeden z pustynnych świętych, wspomina, jak był zdezorientowany, kiedy starzec mu usługiwał, a na prośby wydawania poleceń w ogóle nie odpowiadał. Izaak w końcu przedstawił ten problem innym starcom, cieszącym się w Celach autorytetem, a ci przyznali mu rację i przyszli upomnieć Teodora: — Abba, ten brat przyłączył się do ciebie, żeby ci służyć: dlaczego nie dajesz mu żadnych poleceń? Odpowiedź była błyskawiczna: — Czy to ja jestem opat klasztoru, żebym mu rozkazywał? Jeśli chce, niech się uczy z mojego przykładu.

Ryzykowne stwierdzenie, bo przykład mógł objąć także i te cechy Teodora, których przekazywać raczej nie należało; ale jemu chodziło nie o postawę wewnętrzną, tylko o czynności służebne, w których gotów był przyjąć pomoc, ale nie całkowitą wyrękę. Absolutnie też nie pozwalał na żadne pobożne krętactwa wobec gości; gdyby przyszli, podczas kiedy śpi albo je, mają się dowiedzieć, co robi. Żeby zrozumieć sens tego polecenia, trzeba pamiętać, ze uczniowie słynnych starców miewali w takich wypadkach pokusę powiedzieć: „On się teraz modli", zamiast przyznać, że mistrz, nawet bardzo stary, mógłby spać albo jeść w ciągu dnia, kiedy zjawiali się goście: na pustyni jadło się przecież dopiero wieczorem, spało się tylko w nocy albo wcale. Ponieważ jednak goście, którzy odważyli się do niego przyjść, mogli się z góry spodziewać ostrego przyjęcia, było kwestią prostej sprawiedliwości, żeby upokorzenie spotykało także samego gospodarza. Na taką sprawiedliwość było Teodora stać. Może dlatego odwiedzano go pomimo wszystko?

Nie był na pewno pogodny ani tym bardziej radosny. Pod koniec długiego życia przyznał, że nosi habit już przez siedemdziesiąt lat, ale dotąd ani przez jeden dzień nie zaznał wewnętrznego pokoju; z drugiej strony jednak gotów był obywać się raczej bez niego do śmierci i prowadzić przez całe życie wewnętrzną walkę, niż znaleźć pokój ludzki tylko, niepełny i sztuczny. Wielu w naszych czasach znajduje pokój, jeszcze zanim Bóg im go ześle — powiedział kiedyś, i właśnie takiego pokoju nie chciał. Nic dziwnego, że wolny był od strachu: czego jeszcze mógł się bać człowiek, który zgodził się cierpieć? Chwilami Teodor wydaje się jakby poskładany w całość z elementów ze sobą sprzecznych: ten człowiek, który był dla bliźnich jak miecz, głosił jednocześnie i wierzył, że nie ma innej cnoty prócz tej jednej: nie gardzić. Ten człowiek, który przez całe życie nie zaznał słodyczy pokoju Bożego i mógłby mieć tysiączne wymówki, żeby szukać sobie ludzkich pociech — głosił jednocześnie i wierzył, że kto poznał, jak dobrze jest żyć w pustelniczej celi, ucieka od ludzi nie z powodu pogardy. Są ludzie bardziej lub mniej zdolni do radości, po prostu z natury; Teodor znajdował w samotności tyle szczęścia, ile go zaznać potrafił. Nie miał jednak złudzeń co do natury tego szczęścia, wiedział doskonale, że może być tak głębokie, iż właściwie nieodczuwalne; i że szukając go gdzieś płyciej, łatwo zniechęcić się i odejść. Chyba on jeden na pustyni potrafił powiedzieć, iż większy to dziw, kiedy ktoś wytrwa w życiu mniszym, niż kiedy odchodzi.


Za: Małgorzata Borkowska OSB, Twarze Ojców Pustyni, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2001

Zaczynając dzień, powiedz sobie:


zetknę się z ludźmi natrętnymi, niewdzięcznymi, zuchwałymi, podstępnymi, złośliwymi, niespołecznymi. Wszystkie te wady powstały u nich z powodu braku rozeznania złego i dobrego. Mnie zaś, którym zbadał naturę dobra, że jest piękne, i zła, że jest brzydkie, i naturę człowieka grzeszącego, że jest mi pokrewnym, nie dlatego że ma w sobie krew i pochodzenie to samo, ale że ma i rozsądek, i boski pierwiastek, nikt nie może wyrządzić nic złego. Nikt mnie bowiem nie uwikła w brzydotę. Nie mogę też czuć gniewu wobec krewnego ani go nienawidzić. Zrodziliśmy się bowiem do wspólnej pracy, tak jak nogi, jak ręce, jak brwi, jak rzędy zębów górnych i dolnych. Wzajemne więc szkodzenie sobie jest przeciwne naturze, wzajemnym zaś szkodzeniem jest uczucie gniewu i nienawiści. 

Marek Aureliusz
Rozmyślania

Bogami jesteście


Św. Augustyn powiada: dusza upodobnia się do tego, co kocha. Jeśli kocha rzeczy ziemskie, staje się ziemska. Jeśli kocha Boga, można by się zapytać: czy zatem Nim się staje? Gdybym tak powiedział, zdałoby się to niewiarygodne tym, którzy mają zbyt słaby umysł i tego nie rozumieją. Ale św. Augustyn powiada: „To nie ja mówię. Odsyłam was do Pisma Świętego, w którym czytamy: «Rzekłem: Bogami jesteście»" (Ps81,6). Gdyby ktoś miał choć odrobinę bogactwa, o którym wyżej mówiłem, jakieś o nim pojęcie czy tylko jego nadzieję lub zapewnienie, ten dobrze by to zrozumiał. W żadnych narodzinach nie pojawiło się coś tak komuś pokrewne, podobne i zjednoczone, jak dusza Bogu w tym narodzeniu. Jeśli coś jej stanie na przeszkodzie, w następstwie czego nie będzie Mu podobna pod każdym względem, nie Bóg ponosi za to winę; On upodobnia ją do siebie w tej samej mierze, w jakiej ona wyzbywa się swoich braków. Jeżeli cieśla nie potrafi wystawić pięknego domu z robaczywego drewna, nie jego będzie to wina, lecz materiału. Tak samo się dzieje z działaniem Boga w duszy. Gdyby najniższy z aniołów mógł odtworzyć w duszy swój obraz albo się w niej narodzić, w porównaniu z tym cały świat zdałby się niczym, bo za sprawą jednej iskierki anioła wszystko na tym świecie zazielenia się, okrywa liśćmi i roztacza blask. Ale tego narodzenia dokonuje sam Bóg, anioł może tu pełnić tylko rolę sługi.
Ave znaczy „bez bólu", to jest: „bez cierpienia". Kto jest bez stworzeń, jest bez cierpienia i bez piekła, a ten w kim jest najmniej stworzenia, najmniej ma cierpień. Mówiłem nieraz: kto ma najmniej tego świata, ten ma go najwięcej. Nikt nie ma świata w większej mierze, niż ten kto się go wyrzekł całkowicie. Czy wiecie, dlaczego Bóg jest Bogiem? Dlatego że jest bez stworzeń. Nie nadał On sobie nigdy imienia związanego z czasem. W czasie są stworzenia, grzech i śmierć. Między nimi zachodzi jakieś pokrewieństwo, toteż z chwilą gdy dusza się wyzwoli z czasu, nie ma w niej już ani bólu, ani cierpienia i nawet przeciwności stają się dla niej radością. Wszelka przyjemność, radość i rozkosze miłości, jakie tylko można by sobie wyobrazić, w porównaniu ze szczęściem, jakie daje to narodzenie, nie są radością.
Mistrz Eckhart

Pełnia czasu



Św. Paweł mówi: „Gdy nastała pełnia czasu, Bóg posłał swego Syna" (Ga 4,4). Św. Augustyn wyjaśnia, na czym polega pełnia czasu. Następuje ona, wtedy kiedy czas przestał już istnieć. Dzień się dopełnia, kiedy go już nie ma. Prawda to niezbita: gdy się zaczyna to narodzenie, zniknąć musi wszelki czas, nic bowiem tak go nie wstrzymuje jak czas i stworzenia. Prawda to niewątpliwa, że z racji ich natury czas nie może dotykać Boga ani duszy. Gdyby mógł dotykać duszy, nie byłaby sobą, gdyby mógł dotknąć Boga, nie byłby On Bogiem. Gdyby czas mógł dotknąć duszy, Bóg nigdy by się nie mógł w niej narodzić, a ona też nigdy by się nie mogła w Nim narodzić. By w duszy narodził się Bóg, musi zniknąć wszelki czas; aktem woli, pragnieniem musi ona wyjść poza czas.
A oto inny sens „pełni czasu". Gdyby ktoś posiadł sztukę i moc skupiania w jednym obecnym „teraz" czasu i wszystkiego, co się dokonało przez sześć tysięcy lat i co się dokona, zanim nastąpi koniec — byłaby to „pełnia czasu". Jest to „teraz" wieczności, w którym dusza poznaje wszystkie rzeczy w Bogu jako młode, nowe i obecne w tej samej radości, jaka mnie teraz napełnia. Czytałem niedawno w pewnej książce (któż mógłby ją zgłębić do końca!), że Bóg tworzy świat teraz tak samo jak pierwszego dnia, w którym go stworzył. W tym jest On bogaty i to stanowi Jego królestwo. Z duszy, w której ma się narodzić Bóg, czas musi ustąpić, a ona ma wyjść poza czas, nabrać rozpędu i trwać w kontemplacji tego Bożego bogactwa. Tam jest rozległość bez rozległości i szerokość bez szerokości; dusza poznaje tam wszystkie rzeczy, a czyni to w sposób doskonały.
Mistrzowie twierdzą, że gdyby ktoś powiedział, jak rozległe jest niebo, wydałoby się to niewiarygodne. Otóż najmniejsza władza, która się znajduje w duszy, jest bardziej niż ono rozległa. A cóż dopiero umysł! Ten jest rozległy bez rozległości. W głowie duszy, w umyśle, jest równie bliski miejsca za morzem, odległego o tysiąc mil, co tego na którym teraz stoję. W tej rozległości Boga i Jego bogactwie dusza poznaje; nic tam nie uchodzi jej uwagi, niczego nie potrzebuje już szukać.
Mistrz Eckhart

piątek, 29 listopada 2013

Niewola czasu i przestrzeni


Nisargadatta Maharaj: Znam siebie, i nie znajduję w sobie ani życia, ani śmierci, tylko czysty byt – nie bycie tym lub tamtym, ale po prostu byt. Ale w momencie gdy umysł, przyciągnięty do zawartości swej pamięci, zaczyna wyobrażać, wypełnia się przestrzenią z obiektami i czasem z wydarzeniami. Tak jak nie znam nawet tych narodzin, jak mógłbym znać przeszłe narodziny? To umysł co sam w ruchu, widzi wszystko jako poruszające się, i stworzywszy czas, martwi się o przeszłość i przyszłość.
*
Pytający: Muszę wyeliminować ego!
M: To poczucie „jestem osobą w przestrzeni i czasie” jest trucizną. Na pewien sposób, sam czas jest trucizną. W czasie wszystkie rzeczy dochodzą do końca i nowe się rodzą, by z kolei zostać pochłonięte. Nie identyfikuj się z czasem, nie pytaj z niepokojem: „co następne, co następne?” Wyjdź poza czas i zobacz jak pożera on świat. Powiedz: „Cóż, to w naturze czasu, kłaść kres wszystkiemu. Niech tak będzie. To mnie nie dotyczy. Nie jestem materiałem palnym, ani też nie potrzebuję zbierać opału”.
*
P: Jakie jest połączenie pomiędzy czasem a bezczasowym?
M: Bezczasowe zna czas, czas nie zna bezczasowego. Wszelka świadomość jest w czasie i dla niej bezczasowe jawi się jako nieświadomość. A jednak, to jest tym co czyni świadomość możliwą. Światło lśni w ciemności. W świetle ciemność jest niewidzialna. Lub, możesz to przedstawić w inny sposób – w nieskończonym oceanie światła, pojawiają się obłoki świadomości – Ciemność i ograniczone, postrzegalne przez kontrast. To ledwie próby wyrażenia w słowach czegoś bardzo prostego, a jednak całkowicie niewyrażalnego.
*
M: W czasie i przestrzeni odbywa się odwieczny przepływ, narodziny i ponowna śmierć, wycofanie i ponowny postęp, i znów wycofanie – jawnie bez początku ani końca; rzeczywistość będąc bezczasową, niezmienną, bezcielesną, wolną od umysłu przytomnością, jest błogością.
*
M: To ty się poruszasz, nie czas. Zaprzestań ruchu i czas zniknie.
P: Co to znaczy – czas zniknie?
M: Przeszłość i przyszłość zleją się w wieczne teraz.
P: Ale co to oznacza w aktualnym doświadczeniu? Jak możesz wiedzieć, że dla ciebie czas zniknął?
M: To może oznaczać, że przeszłość i przyszłość nie mają już dłużej znaczenia. To również może oznaczać, że wszystko co się wydarzyło i się wydarzy, stanie się otwartą księgą, do wglądu na życzenie.
Wszystko zależy od ciebie. To za twoją zgodą istnieje czas. Wycofaj się z twego wierzenia w jego rzeczywistość, i rozpłynie się jak sen. czas może obalać góry; tym bardziej ty, który jesteś bezczasowym źródłem czasu. Gdyż bez pamięci i oczekiwań, nie może być czasu.
P: Mogę sobie wyobrazić jakiś rodzaj kosmicznej pamięci, dostępnej przy odpowiednim treningu. Ale jak przyszłość może być znana? Nieoczekiwane jest nie do uniknięcia.
M: Co jest nieoczekiwane na jednym poziomie, może być pewne, że się wydarzy, gdy widziane z wyższego poziomu. W końcu jesteśmy w obrębie ograniczeń umysłu.











Gdzie zasiada Chrystus? Nigdzie



Jednym ze znaków dowodzących, że człowiek prawdziwie powstał z martwych razem z Chrystusem, jest szukanie Boga ponad czasem. Ale tylko ten kto szuka Boga bez czasu, szuka Go ponad czasem.
Powiada on: „szukajcie rzeczy, które są wysoko". Gdzie szukamy? — „Tam gdzie Chrystus zasiada po prawicy Ojca". Gdzie zasiada Chrystus? Nigdzie. Kto Go szuka w jakimś miejscu, nie znajduje Go. To co w Nim najmniejsze, jest wszędzie, to co najwznioślejsze — nigdzie. Pewien mistrz mówi: „Kto poznaje coś, nie poznaje Boga. „Chrystus" znaczy „pomazaniec" — Ten którego namaścił Duch Święty. Mistrzowie powiadają: „siedzieć" znaczy „pozostawać w spoczynku", czyli „poza czasem". To co się zmienia i przekształca, nie jest w spoczynku; po drugie, spoczynek niczego nie dodaje. Pan mówi: „Jestem Bogiem i się nie zmieniam" (Ml 3,6).
Mistrz Eckhart

Dusza powinna


się całą siłą wznosić ponad siebie samą, wychodzić poza czas i przestrzeń oraz zdążać do tego bezmiaru, do tej szerokości, gdzie Bóg jest całkowicie samemu sobie obecny i bliski, gdzie nie wychodzi daleko na zewnątrz i nie dotyka niczego obcego. Św. Hieronim mówi: dla Boga równie niemożliwe jest złączenie się z czasem i przestrzenią, jak dla kamienia zdobycie mądrości anioła. Dlatego powiada on: „Pan jest blisko".

Mistrz Eckhart

Mistrz Eckhart o św. Elżbiecie


Szczęśliwość Boga opiera się na trzech rzeczach, a mianowicie: na wyczerpującym poznaniu siebie samego, na wolności, dzięki której trwa On niepojmowany i nieprzymuszany przez żadne stworzenie, wreszcie na pełnym zadowoleniu płynącym z tego, że wystarcza On zarówno sobie samemu, jak i wszystkim stworzeniom. Na tym też opiera się doskonałość duszy: na poznaniu i świadomości posiadania Boga oraz na zjednoczeniu z Nim w doskonałej miłości. Chcecie wiedzieć, czym jest grzech? Źródło wszystkich grzechów stanowi odwrócenie się od szczęśliwości i cnoty.
Każda szczęśliwa dusza powinna też mieć przed oczami te ścieżki. „Nie lęka się ona zimy, dlatego że również służba ubrana jest w podwójne szaty", jak mówi o św. Elżbiecie Pismo Święte. Odziana ona była w moc przeciwstawienia się wszelkim niedoskonałościom, przyozdobiona zaś prawdą (Prz 31,25-26). Kobieta ta, na zewnątrz i w oczach świata, żyła w bogactwie i zaszczytach, wewnątrz natomiast uwielbiała prawdziwe ubóstwo. A gdy została pozbawiona zewnętrznych pociech, wzgardziła światem i sobą oraz pobiegła ku Temu, ku któremu biegną wszystkie stworzenia. Dlatego wzniosła się ponad siebie samą i za nic miała ludzką wzgardę, nie przejmując się nią i z jej powodu nie wyrzekając się doskonałości. Czystym swym sercem pragnęła tylko jednego: by mogła obmywać i pielęgnować ludzi chorych i brudnych.
Niech nam Bóg dopomoże, byśmy i my również oświetlili ścieżki naszego domu i nie jedli chleba nie zapracowanego. Amen.

Symboliczne nauczanie Pitagorasa


Takie rzeczy nakazywał, lecz przede wszystkim dążenie do prawdy. Tylko to bowiem może ludzi uczynić podobnymi do boga. Sam bóg bowiem, jak dowiedział się od Magów, którzy nazywają go Oromasdes, podobny jest z ciała do światła, z duszy zaś do prawdy. Uczył i innych tego rodzaju rzeczy, o których powiadał, że usłyszał je w Delfach od [kapłanki] Aristoklei. Niektóre z nauk wypowiadał w sposób symbolicz- ny, z nich to wiele zapisał Arystoteles, a mianowicie Pitagoras powiadał, że morze jest łzą, konstelacje Niedźwiedzic — rękami Rei, Plejady — lirą Muz, planety — łzami Persefony, dźwięk wydobywający się z uderzone- go spiżu — głosem dajmona zamkniętego w owym spiżu. Była i inna postać owych symboli, a mianowicie: „Nie przekraczać jarzma", to znaczy unikać chciwości; „ognia nie gasić nożem", co znaczyło: wzburzonego i gniewnego nie podniecać ostrymi słowami; „nie obrywać wieńca", to znaczy nie gwałcić praw, które są wieńcem-koroną miasta. I jeszcze inne, takie jak: „serca nie zjadać", to znaczy nie pogrążać się w smutku; „nie siadać na beczce", to znaczy nie żyć w bezczynności; „nie zawracać w chwili odjazdu", to jest przy nad- chodzącej śmierci nie czepiać się życia; „nie chodzić po ulicach", przez co zakazywał przyjmowania sądów i opinii ogółu, a nakazywał uznawanie poglądów nielicznych i wykształconych; „nie przyjmować do domu jaskółek", to znaczy nie mieszkać pod jednym dachem z ludźmi gadatliwymi i odznaczającymi się niepowściągliwym językiem; „pomagać ludziom w dźwiganiu ciężarów, nie zaś w ich zrzucaniu", przez co nakazywał sprzyjać nie gnuśności i lenistwu, lecz dążeniu do trudów i dzielności; „nie nosić na pierścieniach wizerunków bogów", to jest wiedzy o bogach nie ujawniać ani nie pospolitować; „ofiary dla bogów czynić przez ucha pucharów", przez co pouczał, iż bogów trzeba czcić muzyką, ona bowiem przenika przez uszy.

Porfiriusz Żywot Pitagorasa
Tłumaczyła Janina Gajda - Krynicka

Menedemos


Swego zwyczaju mówienia otwarcie tego, co myślał, bez względu na osobę, kiedyś nieomal nie przypłacił życiem. Z przyjacielem swoim Asklepiadesem przyjechał na Cypr na dwór Nikokreonta, z okazji urządzanego tam raz w miesiącu święta, na które tyran zaprosił wszystkich filozofów, a więc także ich obu. W czasie uroczystości Menedemos powiedział, że jeżeli zgromadzenie tak wybitnych ludzi jest czymś pięknym, to święto należa łoby urządzać nie co miesiąc, ale co dzień, jeżeli zaś nie jest — to i obecne zgromadzenie jest niepotrzebne. Władca odpowiedział na to, że tylko w takie dnie świąteczne ma czas na słuchanie filozofów, i uroczystość toczyła się dalej. Ale Menedemos nie zadowolił się tą odpowiedzią i oświadczył, w tonie jeszcze bardziej nieprzyjemnym, że filozofów należy słuchać zawsze, a nie tylko przy specjalnych okazjach. Gdyby nie piękna gra na flecie jednego z muzykantów, która pozwoliła przyjaciołom niepostrzeżenie opuścić zebranie, byliby obaj to odezwanie się Menedemosa przypłacili życiem. (…)

Słysząc, jak ktoś dowodzi, że największym dobrem jest osiągnąć wszystko, czego się pragnie, zauważył: „Znacznie większym dobrem jest pragnąć tego, czego powinno się pragnąć".

za: Diogenes Laertios
Żywoty i poglądy słynnych filozofów
tłumaczenie: Irena Krońska

Stilpon


Jego córkę, odznaczającą się obyczajami nader swobodnymi, poślubił jeden z przyjaciół filozofa, Simmias z Syrakuz. Kiedy ktoś powiedział mu kiedyś, że córka swoim rozwiązłym trybem życia przynosi mu wstyd, Stilpon odparł: „Na pewno wstyd mniejszy od zaszczytu, jaki ja jej przynoszę". Podobno bardzo go cenił Ptolemeusz Soter; kiedy zdobył Megarę, ofiarował filozofowi znaczną sumę pieniędzy i zaprosił go na swój-dwór do Egiptu. Stilpon przyjął tylko niewielką część ofiarowanych pieniędzy, wyjazdu zaś odmówił i udał się do Eginy, gdzie przebywał dopóty, dopóki Ptolemeusz nie opuścił Megary. Kiedy Megarę zdobył Demetrios, syn Antigonosa, on także okazywał względy Stilponowi: rozkazał, aby chroniono jego dom i zwrócono mu wszystkie rzeczy, które stracił wskutek grabieży wojennej. Kiedy jednak Demetrios chciał dostać od filozofa spis strat, jakie poniósł, Stilpon oświadczył, że nie stracił nic z tych rzeczy, które stanowią jego własność, bo nikt mu nie zabrał jego wykształcenia, a jego mądrość i wiedza są nienaruszone.

za: Diogenes Laertios
Żywoty i poglądy słynnych filozofów
tłumaczenie: Irena Krońska

Niekonsekwentny Hieronim czyli humor Diogenesa Laertiosa


Fedon z Elidy, z rodu arystokratycznego, po upadku swego miasta rodzinnego dostał się do niewoli i musiał pełnić obowiązki odźwiernego w domu rozpusty. Po zamknięciu drzwi wymykał się stamtąd, by brać udział w rozmowach Sokratesa. Trwało to tak długo, póki Sokratesowi nie udało się skłonie Alkibiadesa (czy też Kritona) do wykupienia młodzieńca z niewoli. Odtąd Fedon swobodnie mógł zajmować się filozofią. Hieronim w piśmie O powstrzymywaniu się od wydawania sądów pisze o nim z pogardą i nazywa go niewolnikiem.

za: Diogenes Laertios
Żywoty i poglądy słynnych filozofów
tłumaczenie: Irena Krońska

czwartek, 28 listopada 2013

Ciało to nie-ja


Pytający: To oczywiste, że nie jestem wszystko-przenikającym i wiecznym. Jestem tylko tutaj i teraz.
Nisargadatta Maharaj: To wystarczy. „Tutaj” jest w każdym miejscu i „teraz” – zawsze. Wyjdź poza ideę „Jestem-ciałem” i odkryjesz, że przestrzeń i czas są w tobie, a nie ty w czasie i przestrzeni. Raz to zrozumiawszy, główna przeszkoda w realizacji jest usunięta.
*

M: Czy to nie jest dla ciebie ważne by wiedzieć, czy jesteś tylko ciałem, czy czymś jeszcze? Lub, niczym w ogóle? Czy nie widzisz, że wszystkie twoje problemy są problemami ciała – jedzenie, ubranie, schronienie, rodzina, przyjaciele, nazwisko, sława, bezpieczeństwo, przetrwanie – wszystko to traci swe znaczenie w momencie realizacji możliwości, że nie jesteś ledwie ciałem.
*

P: W obrębie pola twojej świadomości znajduje się również ciało.
M: Oczywiście. Ale idea „moje ciało” jako inne od innych ciał, jest nieobecna. Dla mnie, to jest ”ciało” a nie „moje ciało”, „umysł”, nie „mój umysł”. Umysł troszczy się o zdrowie ciała, nie potrzebuję się w to mieszać. Co trzeba zrobić, robi się w normalny i naturalny sposób.

*
M: Dla ciebie, jakim teraz jesteś, to osobowość jest jedyną przeszkodą. Samo-identyfikacja z ciałem może być dobra dla dziecka, ale prawdziwa dorosłość zależy od usunięcia ciała z drogi.
*

P: W ten sam sposób, czy ciało i przebywający w ciele nie są jednym?
M: Wydarzenia w czasie i przestrzeni – narodziny i śmierć, przyczyna i skutek – te mogą być brane za jedno; ale ciało i ucieleśniony nie należą w rzeczywistości do tego samego porządku rzeczy. Ciało istnieje w czasie i przestrzeni, jest nietrwałe, i ograniczone, podczas gdy przebywający jest bezczasowy i bez-przestrzenny, wieczny i wszystko przenikający. Identyfikowanie tych dwóch rzeczy to popełnianie poważnego błędu i przyczyną niekończącego się cierpienia.
*

P: To co chcę powiedzieć, jest proste. Tak długo jak wierzę: „Jestem ciałem”, nie mogę powiedzieć: „Bóg zatroszczy się o moje ciało”. Nie zrobi tego. Pozwoli mu głodować, chorować i umrzeć.
M: Czegóż więcej oczekujesz po ledwie ciele? Dlaczego jesteś o nie tak niespokojny? Ponieważ myślisz, że jesteś ciałem, pragniesz by było niezniszczalne. Możesz znacząco przedłużyć jego życie przez odpowiednie praktyki, ale dla jakiego ostatecznego celu?
P: Lepiej jest żyć długo i zdrowo. Daje to nam szansę uniknięcia błędów dzieciństwa i młodości, frustracji dojrzewania i dorosłości, cierpień i ogłupienia starości.
M: Jak najbardziej, żyj długo. Ale nie jesteś mistrzem. Czy możesz zadecydować o dniu twoich narodzin i śmierci?
*

P: wyobraź sobie, że jesteś chory, wysoka gorączka, bóle, dreszcze. Lekarz mówi, że twój stan jest poważny, pozostało ci już tylko parę dni życia. Jaka byłaby twoja reakcja?
M: Żadnej reakcji. Tak jak wypalenie jest naturalne dla palącego się kadzidełka, tak samo naturalną jest śmierć ciała. Naprawdę, to sprawa o bardzo małym znaczeniu. To co się liczy to fakt, że nie jestem ani ciałem ani umysłem.
*

M: Jak najbardziej, pozwalaj funkcjonować twemu ciału i umysłowi, ale nie pozwól im by cię ograniczały.
*

M: Po prostu przestańcie myśleć o sobie, że jesteście ciałami i problemy miłości i seksu stracą swe znaczenie. Z odejściem wszelkiego poczucia ograniczenia, lęk, ból i poszukiwanie przyjemności – wszystko to znika. Pozostaje tylko przytomność.
*

P: Ale urodziłem się jako ciało, w ciele i umrę z ciałem, jako ciało.
M: To twoje błędne pojmowanie. Dociekaj, badaj, wątp w siebie i innych. By odkryć prawdę, musisz nie trzymać się swych przekonań; jeżeli jesteś pewny bezpośredniego, nigdy nie osiągniesz ostatecznego.

M: Ci którzy ogłaszają, że wybrali swojego ojca i matkę, i zadecydowali jak będą żyć swe następne życie, może to sami dla siebie wiedzą. Ja wiem swoje. Nigdy się nie urodziłem.
P: Widzę ciebie siedzącego i odpowiadającego na moje pytania.
M: Widzisz tylko ciało, które, oczywiście, urodziło się i umrze.
P: Powiedziałeś, że ciało definiuje zewnętrzne „ja”. Skoro masz ciało, czy masz również zewnętrzne „ja”?
M: Miałbym, gdybym przywiązał się do ciała i brał je za siebie.
P: Jesteś jego świadomy i dbasz o jego potrzeby.
M: Przeciwne jest bliżej prawdy – ciało zna mnie i jest świadome moich potrzeb. Ale ani to ani to nie jest naprawdę takie. Te ciało jawi się w twoim umyśle; w moim umyśle nie ma nic.
P: Czy chcesz powiedzieć, że jesteś całkiem nieświadomy tego, że masz ciało?
M: Przeciwnie. Jestem świadomy, że nie mam ciała.
P: Widzę cię palącego!
M: Właśnie tak. Widzisz mnie palącego. Odkryj dla siebie samego, jak doszedłeś do idei widzenia mnie palącego, a łatwo zrealizujesz, że to twój stan umysłu: „Jestem-ciałem”, jest odpowiedzialny z tą idę: „Widzę-cię-palacego”.
P: Jest tu ciało i jestem ja. Znam ciało. Poza nim, czym jestem?
M: Nie ma „ja” poza ciałem ani światem. Te trzy rzeczy pojawiają się i znikają razem. U korzenia tego leży poczucie „jestem”. Wyjdź poza to. Idea: „nie-jestem-ciałem” jest ledwie antidotum na ideę „jestem ciałem”, która jest fałszywa. Czym jest to czym „jestem”? Jeżeli nie znasz siebie samego, cóż innego mógłbyś poznać?
*

M: Wystarczy byś nie wyobrażał sobie siebie jako będącego ciałem. To idea „jestem-ciałem” jest tak katastrofalna. Oślepia cię całkowicie, nie pozwalając dojrzeć twej rzeczywistej natury, nawet na moment nie myśl, że jesteś ciałem. Nie nadawaj sobie imienia ani kształtu. W ciemności i milczeniu rzeczywistość jest do odnalezienia.
P: Czy nie muszę myśleć z pewnym przekonaniem, że nie jestem ciałem? Gdzie odnajdę takie przekonanie?
M: Zachowuj się tak jakbyś był całkowicie o tym przekonany i pewność się pojawi. Jaki pożytek z ledwie samych słów? Formuła, mentalny wzór ci nie pomogą. Ale nieegoistyczne działanie, wolne od wszelkiej troski o ciało i jego sprawy, doprowadzą cię do samego serca rzeczywistości.
*

P: Możesz być samym Bogiem, ale potrzebujesz dobrze odżywionego ciała by do nas mówić.
M: To wy potrzebujecie mojego ciała by do was mówiło. Nie jestem moim ciałem, ani go nie potrzebuję. Jestem tylko świadkiem. Nie ma własnego kształtu. Jesteście tak przyzwyczajeni do myślenia o sobie jako o ciałach posiadających świadomość, że nie potraficie sobie wyobrazić świadomości posiadającej ciała. Raz rozpoznawszy, że cielesna egzystencja jest tylko stanem umysłu, ruchem w świadomości, że ocean świadomości jest nieskończony i wieczny, i że, gdy w kontakcie ze świadomością, jesteście tylko świadkiem, będziecie zdolni do zupełnego wyjścia poza świadomość.
*

M: Weź ideę: „Urodziłem się”. Możesz ją brać za prawdziwą. Nie jest taką. Nigdy się nie urodziłeś, ani nigdy nie umrzesz. To ta idea, się urodziła i umrze, nie ty. Przez identyfikowanie się z nią, stałeś się śmiertelny. Tak jak w kinie wszystko jest światłem, tak też świadomość staje się przepastnym światem.
*

P: Czuję, że moje uchwycenie się ciała jest tak mocne, że nie potrafię zrezygnować z idei bycia ciałem. Będzie ona się mnie trzymać tak długo jak trwać będzie ciało. Są ludzie, którzy utrzymują, że realizacja jest niemożliwa podczas gdy się żyje, i odczuwam skłonność zgodzenia się z nimi.
M: Zanim się zgodzisz czy nie zgodzisz, dlaczego nie przebadasz samej idei o ciele. Czy umysł pojawia się w ciele, czy ciało w umyśle? Z pewnością, musi istnieć umysł by wyobrazić sobie ideę „jestem ciałem”. Ciało bez umysłu nie może być „moim ciałem”. „Moje ciało” jest stale nieobecne, kiedy umysł jest czasowo zawieszony. Jest również nieobecne, gdy umysł jest głęboko zaangażowany w myśli i uczucia. Raz rozpoznawszy, że ciało zależy od umysłu, a umysł od świadomości, a świadomość od przytomności, a nie odwrotnie, twoje pytanie o czekanie na samo-realizację aż do czasu śmierci zostaje odpowiedziane. To nie tak, że musisz być wpierw wolny od idei „jestem ciałem”, a potem dopiero realizujesz siebie. Zdecydowanie jest na odwrót – chwytasz się się fałszywego, ponieważ nie znasz tego co prawdziwe.

*
P: Obawiam się umierania, nie samej śmierci. Wyobrażam sobie, proces umierania jako bolesny i brzydki.
M: Skąd wiesz? Nie musi takim być. Może być piękny i spokojny. Raz poznawszy, że śmierć wydarza się ciału, a nie tobie, obserwujesz twe umierające ciało jak zrzucone ubranie.

*
M: Kiedy jesteś zniewolony przez iluzję: „jestem tym ciałem”, jesteś ledwie punktem w przestrzeni i momentem w czasie. Kiedy ta samo-identyfikacja z ciałem jest już dłużej nieobecna, cała przestrzeń i czas jest w twoim umyśle, (…) Przytomność i materia są aktywnym i pasywnym aspektem czystego bytu, który jest oboma nimi i ponad nimi. Przestrzeń i czas są ciałem i umysłem uniwersalnej egzystencji.
*

P: Kontynuujesz powtarzanie, że nigdy się nie urodziłem, i nigdy nie umrę, Skoro tak, jak to jest, że widzę świat jako ten kto się urodził i z pewnością umrze?
M: Wierzysz w to, ponieważ nigdy nie zakwestionowałeś swojego wierzenia, że jesteś ciałem, które, co oczywiste, urodziło się i umrze. Podczas gdy żywe, przyciąga uwagę i fascynuje tak kompletnie, że rzadko postrzega się jego prawdziwą naturę. To jak widzenie powierzchni oceanu i zupełne zapomnienie o olbrzymiej głębi. Świat jet tylko powierzchnią umysłu, a umysł jest nieskończony. To co nazywamy myślami to tylko fale w umyśle. Kiedy umysł jest cichy, odzwierciedla naturę. Kiedy jest bez ruchu, rozpuszcza się i pozostaje tylko rzeczywistość. Ta rzeczywistość jest tak konkretna, tak aktualna, tak znacznie bardziej dotykalna niż umysł i materia, że w porównaniu z nią nawet diament jest jak masło. Ta przemożna aktualność czyni świat podobnym sennemu marzeniu, zamglonym, bez znaczenia.
*

P: Wydajesz się radzić mi abym skoncentrował się na sobie do granicy egoizmu. Czy nie mogę okazać swego zainteresowania innymi ludźmi?
M: To twoje zainteresowanie jest egoistyczne, skoncentrowane na sobie, ukierunkowane na „ja”. Nie interesujesz się innymi ludźmi jako osobami, ale tylko na tyle na ile wzbogacają oni czy uszlachetniają twój własny wizerunek. I w końcu egoizm jest dbaniem o ochronę, zachowanie, i rozmnożenie swego własnego ciała. Przez ciało rozumiem wszystko to co jest związane z imieniem i materią – twoją rodzinę, plemię, kraj, rasę, etc. Być przywiązanym do własnego imienia-i-materii, to być egoistycznym. Człowiek który wie, że nie jest ani ciałem ani umysłem, nie może być egoistyczny, gdyż nie ma nic wspierającego egoizm.

Ten poryw ku szlachetności


Czy trudno nam tedy zrozumieć ten poryw ku szlachetności, skoro żyjemy w czasie równie nędznym i gnębią nas podobne lęki; skoro państwo, w którym zamiast komunistów rządzi teraz bank, na dodatek bardzo podejrzany, jest jak zawsze nienasycone i żarłoczne; skoro życie codzienne jest jak zawsze ogłupiające, a Kościół, jak zawsze uplatany w groźne sprawy doczesności, nie potrafi wybrnąć z kryzysu, w jaki zepchnęły go nasze nieszczęsne dzieje.

Historia tego świętego szaleństwa, niezwykle ciekawa i poruszająca, została opisana w wielu uczonych rozprawach i dobrze by było, aby mój łaskawy Czytelnik, jeśli do tej pory nie wziął ich do ręki, spojrzał do małej bibliografii zamieszczonej na końcu tego eseju i wybrał chociażby jedno z tych opracowań. Mnie bowiem pociągnęły tylko pozostałości po tym niezwykłym ruchu: apoftegmaty, czyli spisane później wypowiedzi mni­chów, ich dzieła ascetyczne i biograficzne, ich korespondencja. A więc — używając przenośni św. Hieronima — wielki koncert nocnych świerszczy. Brałem też do ręki każdy tekst Ojców, który rozświetlał mi tajemnicę tego fenomenu.

Większa część tych dzieł została już przetłumaczona na nasz język ojczysty, możemy więc teraz wspólnie wertować te księgi, co napawa mnie radością, ponieważ jeszcze trzydzieści lat temu Orygenesa, na przykład, zmuszony byłem czytać w przekładach francuskich czy rosyjskich. Od­rodzenie duchowe, jeśli tylko okażemy się zdolni do oczyszczenia swych umysłów, zawdzięczać tedy będziemy w dużej mierze wspaniałej plejadzie naszych uczonych patrologów i tłumaczy, którzy podarowali nam kil­kadziesiąt tomów wielkich dzieł literatury wczesnochrześcijańskiej.

Ryszard Przybylski Pustelnicy i demony

wydawnictwo Znak

Pomiędzy wiecznością a czasem


Jeden z dawnych mistrzów mówi, że dusza została stworzona między „jednym" a „dwoma". Jedno to wieczność, zawsze jedyna i prosta. Dwa to czas zmieniający się i przybierający różne postaci. Chce on powiedzieć, że dusza swoimi wyższymi władzami dotyka wieczności, to jest Boga, niższymi natomiast dotyka czasu i dlatego podlega zmienności oraz skłania się ku rzeczom materialnym, tracąc przy tym szlachetność. Gdyby mogła, jak aniołowie, w pełni poznać Boga, nigdy by się nie połączyła z ciałem.

Mistrz Eckhart

Całkowity spoczynek


A teraz powiemy o porządku w duszy. Pewien mistrz pogański powiada: przyrodzone, transcendentne światło duszy jest tak czyste, jasne i wzniosłe, że bliskie naturze anielskiej. Władzom niższym natomiast jest ono tak obce i nieprzyjazne, że nigdy się w nich nie rozlewa, a duszę oświeca, jedynie wtedy gdy władze niższe poddane są wyższym, te zaś — najwyższej Prawdzie. Jeżeli w wojsku panuje porządek, giermek poddany jest rycerzowi, rycerz grafowi, a graf księciu. Wszyscy pragną pokoju, toteż każdy spieszy drugiemu z pomocą. Podobnie każda władza powinna być poddana drugiej i pomagać jej w walce, po to by w duszy zapanował błogi pokój i spoczynek. Mistrzowie powiadają: całkowity spoczynek polega na braku ruchu. W ten sposób dusza powinna się wznosić ponad siebie samą, ku Boskiemu porządkowi. Tam, w niczym niezakłóconym spoczynku, Ojciec daje duszy swego jedynego Syna.

Mistrz Eckhart

wtorek, 26 listopada 2013

Nisargadatta Maharaj o przytomności (II)


Pytający: Napotykam taką trudność. Tak jak potrafię to zobaczyć, każde doświadczenie ma swą rzeczywistość. Jest tu – doświadczane. W momencie gdy je kwestionuję i pytam, komu się to przytrafia, kto jest obserwatorem, itd., doświadczenie się kończy i wszystko co mogę badać jest tylko pamięcią tego. Po prostu nie mogę badać żywego momentu – teraz. Moja przytomność jest przytomnością przeszłości, nie teraźniejszego. Kiedy jestem przytomny, w rzeczywistości nie żyję w teraz, ale tylko w przeszłości. Czy naprawdę może być coś takiego jak przytomność obecnego?

Maharaj: To co opisujesz wcale nie jest przytomnością, ale tylko myśleniem o doświadczeniu. Prawdziwa przytomność (samvid), jest stanem czystej obserwacji, bez najmniejszej próby zrobienia czegokolwiek z obserwowanym wydarzeniem. Twe myśli i uczucia i działania mogą również być częścią wydarzenia, obserwujesz wszystko niezaangażowany w pełnym świetle klarowności i zrozumienia. Dokładnie rozumiesz co się dzieje, ponieważ to nie ma na ciebie wpływu. Może się to wydawać postawą chłodnego zdystansowania, ale naprawdę tak nie jest. Raz się znalazłszy w tym stanie, odkryjesz, że kochasz to co widzisz, jakakolwiek byłaby tego natura. Jeżeli ta postawa jest nieobecna, jesteś ledwo zainteresowany – z jakiś osobistych powodów.
*

M: Kiedy przytomność zwraca się ku sobie, odczute jest to jako nie-wiedzenie. Kiedy zwraca się na zewnątrz, poznawalne dochodzi do istnienia. Powiedzieć: „Znam siebie”, jest sprzecznością terminów, gdyż to co jest „znane”, nie może być „mną”.

*
P: Po jakiej stronie jest świadek? Czy jest realny czy nierealny?
M: Nikt nie może powiedzieć: „Jestem świadkiem”. „Jestem” jest zawsze obserwowane. Stan oderwanej przytomności jest świadomością-świadka, „lustrzanym-umysłem”. Powstaje i ustanawia się wraz z obiektem, a przez to nie jest w pełni realny. Ale jakikolwiek by nie był obiekt, świadek pozostaje taki sam, a przez to jest również realny. Uczestniczy w obu, realnym i nierealnym, a zatem jest łączącym je mostem.
*

M: Wszelkie doświadczenie jest iluzoryczne, ograniczone i temporalne. Nie oczekuj niczego po doświadczeniu. Realizacja sama w sobie nie jest doświadczeniem, chociaż może prowadzić do nowego wymiaru doświadczeń. Jednak nowe doświadczenia, jakkolwiek interesujące, nie są bardziej realne niż stare. Realizacja, zdecydowanie nie jest nowym doświadczeniem. Jest odkryciem bezczasowego czynnika w każdym doświadczeniu. To przytomność, która czyni doświadczenie możliwym. Tak jak we wszystkich kolorach światło jest bezbarwnym czynnikiem, tak też w każdym doświadczeniu przytomność jest obecna, a jednak nie jest doświadczeniem.
P: Jeżeli przytomność nie jest doświadczeniem, jak może być urzeczywistniona?
M: Przytomność jest zawsze obecna, nie trzeba jej urzeczywistniać. Otwórz zamknięty umysł, a przepełni się światłem.
*

P: Doświadczenie może być błędne i mylące.
M: Zgadza się, ale nie fakt doświadczenia. Jakiekolwiek może być doświadczenie, prawdziwe czy fałszywe, faktu, że doświadczenie ma miejsce, nie da się zanegować. Jest swoim własnym dowodem. Obserwuj się ściśle, a zobaczysz, że jakakolwiek by nie była zawartość świadomości, obserwowanie nie zależy od tej zawartości. Przytomność jest sama w sobie, i nie zmienia się wraz z wydarzeniem. Wydarzenie może być przyjemne bądź nieprzyjemne, nieistotne bądź ważne, przytomność jest taka sama. Zauważ tą szczególną naturę czystej przytomności, jej naturalną samo-identyczność, bez najmniejszego śladu świadomości-ja, i idź do jej korzenia, a wkrótce zrealizujesz, że ta przytomność jest twoją prawdziwą naturą, i nic czego mógłbyś być przytomny, nie możesz nazwać swym własnym.
*

M: Zatrudnij twą przytomność, nie umysł. Umysł nie jest właściwym instrumentem dla tego zadania. Bezczasowe może być osiągnięte tylko przez to co bezczasowe. Twe ciało i twój umysł są podmiotem czasu. Tylko przytomność jest bezczasowa, zawsze w teraz.
*

M: Wola, uczucie, błogość, wysiłek i cieszenie się są mocno zabarwione osobistym, dlatego nie można im ufać. Wymagana na samym początku podróży klaryfikacja i oczyszczenie, może być dana tylko przez przytomność. Miłość i wola, i na nie przyjdzie kolej, ale podstawy muszą być przygotowane. Słońce przytomności musi wpierw wzejść – wszystko inne pojawi się wraz z tym.
*

P: Co z kursem treningu w samo-przytomności?
M: Nie ma potrzeby treningu. Przytomność jest zawsze z tobą. Tą samą uwagę którą skierowujesz na zewnątrz, obracasz do wewnątrz. Nie jest potrzebny żaden nowy, specjalny rodzaj przytomności.
*

M: Ale u korzenia wszechświata znajduje się czysta przytomność, ponad przestrzenią i czasem, tutaj i teraz. Wiedz o niej jako o twym rzeczywistym bycie i działaj odpowiednio.
*

P: Bycie żywym znajduję jako stan bolesny.
M: Nie możesz być żywy, gdyż jesteś samym życiem. To osoba, którą wyobrażasz sobie, że jesteś, cierpi, nie ty. Rozpuść ją w przytomności. To zaledwie kłębowisko wspomnień i nawyków. Między przytomnością nierzeczywistego a uprzytomnieniem sobie twej rzeczywistej natury, jest przepaść, którą możesz łatwo przekroczyć, gdy tylko opanujesz sztukę czystej przytomności.



Arystyp


Kiedy razu pewnego przechodził obok Diogenesa [z Synopy], który, zajęty opłukiwaniem jarzyn, zau- ważył szyderczo: „Gdybyś umiał zadowolić się takim pożywieniem, nie musiałbyś być dworakiem tyranów", odpowiedział: „Ty zaś, gdybyś umiał żyć z ludźmi, nie płukałbyś jarzyn" 1, Na pytanie, co dała mu filozofia, odparł: „To, że mogę czuć się swobodnie w każ- dym otoczeniu". Kiedy mu wyrzucano wystawny tryb życia, odpowiedział: „Gdyby to było czymś złym, nie urządzano by z takim przepychem uroczystości na cześć bogów". Na pytanie, jaką przewagę nad innymi ludźmi mają filozofowie, odpowiedział: „Tę, że gdyby zostały zniesione wszystkie prawa, my żylibyśmy nadal tak samo, jak żyjemy teraz". Kiedy zapytał go Dionizjos, dlaczego filozofowie garną się do domów ludzi bogatych, a bogacze bynajmniej nie szukają domów filozofów, odparł: „Dlatego że pierwsi wiedzą, czego im potrzeba, drudzy zaś Ta sama anegdota opowiedziana jest w ks. II 102 jako powiedzenie Teodora do Metroklesa, a w ks. VI 58 jako powiedzenie Platona do Diogenesa.

tego nie wiedzą". Kiedy Platon wyrzucał mu wystawny tryb życia, zapytał go: „A czy cenisz Dionizjosa?", otrzymawszy zaś odpowiedź twierdzącą, zauważył: „A przecież żył on znacznie wystawniej niż ja; stąd wniosek, że zamiłowanie do przepychu w niczym nie przeszkadza cnocie". — Na pytanie, jaka jest różnica między człowiekiem wykształconym a niewykształconym, odpowiedział: „Taka sama, jak między koniem ujeżdżonym a nieujeżdżonym". (...)

Słysząc, jak
pewien człowiek chełpi się swą rozległą erudycją, zauważył: „Jak ci, którzy najobficiej jedzą, nie są zdrowsi od ludzi jedzących tylko tyle, ile im potrzeba, podobnie mądrzy nie są ci, którzy czytają wiele, ale ci, którzy czytają rzeczy użyteczne". Adwokat, który bronił go w sądzie i wygrał sprawę, chełpił się po procesie: „A co dobrego zrobił dla ciebie Sokrates?" „To — odparł Arystyp — że wszystko, co powiedziałeś w mojej obronie, jest prawdą".

Córce swojej Arete dał najlepsze podstawy wychowania: nauczył ją pogardy dla wszystkiego, co jest ponad miarę. (...)

Kiedy od człowieka, który przyprowadził doń syna na naukę, zażądał 500 drachm, a ten oburzył się mówiąc, że za taką sumę mógłby kupić niewolnika, Arystyp odpowiedział: „Kup, a będziesz miał dwóch".

Mówił, że przyjmuje od przyjaciół pieniądze nie po to, aby być bogatym, ale po to, aby ich nauczyć, jaki użytek należy czynić z pieniędzy. Kiedy ktoś robił mu wyrzuty, że mając sprawę w sądzie, wynajął sobie adwokata, odpowiedział: „A kiedy urządzam ucztę, czyż nie wynajmuję kucharza?"

Kiedy razu pewnego Dionizjos kazał mu mówić na pewien określony temat z filozofii, Arystyp odmówił tymi słowy: „Byłoby rzeczą śmieszną, gdybyś ty, ode mnie się ucząc, co należy powiedzieć, mnie uczył, kiedy należy to powiedzieć". (...)

Simos, intendent na dworze Dionizjosa, Frygijczyk z pochodzenia i skończony łajdak, oprowadzał go razu pewnego po swych wspaniałych komnatach z mozaikowymi posadzkami; w pewnej chwili Arystyp chrząknął i z całej siły napluł mu w twarz, a widząc jego oburzenie, powiedział: „Niestety, nie znalazłem tu miejsca bardziej odpowiedniego". (...)

Razu pewnego, odbywając podróż morzem, zorientował się, że statek, którym płynie, jest statkiem piratów. Wyjął wówczas wszystkie pieniądze, które miał przy sobie, przeliczył, po czym jakby nieumyślnie wrzucił je do morza, wydając głośne okrzyki rozpaczy. Wedle innych relacji miał wówczas powiedzieć: „Lepiej, żeby pieniądze zginęły przez Arystypa, niż żeby Arystyp miał zginąć przez pieniądze".

Dionizjos zapytał go kiedyś, w jakim celu do niego przybył. „Po to — odpowiedział Arystyp — by podzielić się z tobą tym, co posiadam, i otrzymać od ciebie to, czego nie posiadam". Inni twierdzą, że odpowiedź, jakiej udzielił tyranowi, brzmiała: „Kiedy potrzebo- wałem mądrości, udałem się do Sokratesa; teraz potrzebuję pieniędzy i dlatego przychodzę do ciebie". Ubolewał nad ludźmi, że kiedy chcą kupić garnek, dobrze go przedtem obejrzą i zbadają, jaki ma dźwięk, kiedy zaś chodzi o ocenę postępowania, wydają sądy lekkomyślnie, na chybił trafił (inni powiedzenie to przypisują Diogenesowi).

za: Diogenes Laertios
Żywoty i poglądy słynnych filozofów
tłumaczenie: Irena Krońska

Pora porzucić rzeczy powszechnie pożądane dla spraw niezrozumiałych i wielkich


Toteż skoro my dzisiaj nie potrafimy rozpoznać już istoty rzeczy i nawet nie wiemy, czy rzecz ma jakąś istotę; skoro „człowiek duchowy" św. Pawła jest dzisiaj znowu co najwyżej „człowiekiem wewnętrznym" Platona; skoro model religijności propagowany przez hierarchię, delikatnie mówiąc, nie zawsze jest aprobowany przez wiernych; skoro etyka sytuacyjna człowieka wewnętrznego znalazła się w konflikcie z etyką kodeksu kościelnego; skoro nie umiemy stworzyć sobie sytuacji, która przyczyniłaby się do odrodzenia duchowego wspólnoty, to — pora najwyższa przystąpić do czytania tych pozostałości po świętym szaleństwie dawnych chrześcijan, którzy zamiast tonąć, jak my, w marazmie, postanowili wziąć w cugle swoje rozbrykane myśli. Czas, co prawda, jest zawsze marny, ale przecież niekiedy bywa marniejszy. Nasza sytuacja jest doprawdy bardzo poważna, pora więc — jak ów Baruch Spinoza z apokryfu Zbigniewa Herberta - porzucić „rzeczy powszechnie pożądane dla spraw niezrozumiałych i wielkich".

Ryszard Przybylski Pustelnicy i demony
wydawnictwo Znak

Kiedy myśl staje się dziwką pracującą w domu publicznym


Podobnie jak diabeł, materia, oczywiście taka, jak ją wówczas pojmowa­no, powstała tedy z grzechu, fałszu i niewiedzy. Podobnie jak diabeł, jest w swej istocie zła. Myśl, którą mnisi utożsamiali niekiedy z duszą, w kontaktach z materią, bo przecież w ich pojęciu mogła ona istnieć bez materii, staje się dziwką pracującą w domu publicznym. Bajzeltata tego domu, pornoboskos, to naturalnie diabeł. Myśl wtrącona do burdelu materii nic nie poznaje.  Grzeszy.  Łatwo zrozumieć,  dlaczego przenośnia ta była mnichom bardzo bliska. Restrykcje wobec ciała przywiązały ich myśl do seksu, a zwielokrotniona myśl o seksie przynosi wizje nierządu. W prze­nośni tej kryło się jednak nie wypowiedziane, skądinąd całkowicie prawo­wierne, przekonanie, że grzech nie tkwi w materii, lecz w umyśle. Zresztą przenośnia ta była owocem bezwiednego przekonania, że nie ma myśli bez materii.

  Mnisi byli więc przeświadczeni, że człowiek grzeszy, ponieważ myśli w ciele. Jak ślimak swoją skorupę, tak dusza nosi ze sobą swój burdel. Jest bezustannie bezczeszczona i bezustannie musi się prostytuować, ponieważ „ma" swoje ciało. Człowiek jest grzeszny, ponieważ jest człowiekiem, i dopóki nim jest, dopóki myśl nie ucieknie z tego domu publicznego, zmuszony jest żyć we wstydzie egzystencjalnym, który był dla mnichów bardziej bolesny aniżeli nasza osławiona XX-wieczna la nausee, pogańskie mdłości dzisiejszych agnostyków.

Ryszard Przybylski Pustelnicy i demony
wydawnictwo Znak

poniedziałek, 25 listopada 2013

Nisargadatta Maharaj o przytomności


Maharj: Nie ma „jestem” w przytomności.

*
M: Przytomność jest pierwotna, to oryginalny stan, bez początku, bez końca, bez przyczyny, bez wspomagania, bez części składowych, bez zmiany. Świadomość jest nakierowana na kontakt, odzwierciedleniem, odbiciem na powierzchni, stanem dualności. Nie może być świadomości bez przytomności, ale może być przytomność bez świadomości, jak w głębokim śnie. Przytomność jest absolutna, świadomość jest w relacji do swej zawartości; świadomość jest zawsze świadomością czegoś. Świadomość jest częściowa i zmienna, przytomność totalna, niezmienna, spokojna i milcząca. I jest to wspólną matrycą każdego doświadczenia.
*

M: Przytomność nie jest związana z czasem. Czas istnieje tylko w świadomości. Ponad świadomością gdzie jest czas i przestrzeń?
*

M: Dla niego odpowiednią procedurą jest uchwycić się myśli, że jest podstawą wszelkiej wiedzy, niezmienną i wieczną przytomnością na wszystko co się wydarza zmysłom i umysłowi. Jeżeli zachowa to w umyśle cały czas, przytomny i czujny, skieruje się ku zerwaniu wszelkich więzów nie-przytomności i wejdzie w czystość życia, światło i miłość. Idea „jestem tylko świadkiem”, oczyści ciało i umysł i otworzy oko mądrości. Wtedy człowiek wychodzi poza iluzję i jego serce jest wolne od wszelkich pragnień. Tak jak lód zamienia się w wodę a woda wyparowuje, i para rozpuszcza się w powietrzu i znika w przestrzeni, tak też ciało rozpuszcza się w czystej przytomności (chidakash), dalej w czystym bycie (paramakash), który jest ponad wszelkim istnieniem i nie-istnieniem.

*
Pytający: Jaki jest cel przypominania sobie cały czas, że jest się obserwatorem?
M: Umysł musi się nauczyć, że ponad poruszającym się umysłem jest tło przytomności, które się nie zmienia. Umysł musi dojść do prawdziwej wiedzy o sobie i uszanować to i zaprzestać zakrywać ten stan, tak jak księżyc gdy przesłania słońce podczas zaćmienia słońca. Tylko zrealizuj, że nic dającego się zaobserwować, czy doświadczyć, nie jest tobą, ani cię nie wiąże. Nie zważaj na to co nie jest tobą.
P: By zrobić to co mi mówisz, muszę być nieprzerwanie przytomny.
M: Być przytomnym, to tyć przebudzonym. Bądź świadomie i rozważnie przytomny, poszerzaj i pogłębiaj pole przytomności. Jesteś zawsze świadomy umysłu, ale nie uprzytamniasz sobie siebie jako świadomego.

*
P: Każdy jest świadomy, ale nie każdy jest przytomny.
M: Nie mów: „każdy jest świadomy”. Mów: „jest świadomość”, w której wszystko się pojawia i znika. Nasze umysły są po prostu falami w oceanie świadomości. Jako fale przychodzą i odchodzą. Jako ocean są nieskończone i wieczne. Poznaj siebie jako ocean bytu, łono wszelkiej egzystencji. Oczywiście to wszystko metafory; rzeczywistość jest poza opisem. Możesz tylko ją znać będąc nią.
P: Czy warto się trudzić tymi poszukiwaniami?
M: Bez tego wszystko jest problemem. Jeżeli chcesz zdrowo żyć, kreatywnie i szczęśliwie, poszukuj tego czym jesteś. Podczas gdy umysł jest osadzony w ciele i świadomość osadzona w umyśle, przytomność jest wolna. Ciało ma swoje impulsy i umysł swe bóle i przyjemności. Przytomność jest niezwiązana i niewzruszona. Jest jasna, milcząca, spokojna, czujna i nieustraszona, bez pragnienia i lęku. Medytuj nad nią jako twoim prawdziwym bytem i staraj się być nią w codziennym życiu., a w pełni to zrealizujesz. Umysł jest zainteresowany tym co się dzieje, podczas gdy przytomność jest zainteresowana samym umysłem. Dziecko zajmuje się zabawką, ale matka obserwuje dziecko, nie zabawkę.
*

M: Przytomność staje się świadomością, gdy ma swój obiekt. Obiekt cały czas się zmienia. We świadomości jest ruch; przytomność sama w sobie jest nieruchoma i bezczasowa, tutaj i teraz.

*
P: Aby być tutaj i teraz, potrzebuję mego ciała i zmysłów. By zrozumieć, potrzebuję umysłu.
M: Ciało i umysł są symptomami ignorancji, błędnego zrozumienia. Zachowuj się tak jakbyś był czystą przytomnością, bezcielesną i bez-umysłową, bez-przestrzenną i bezczasową, ponad „gdzie” i „kiedy” i „jak”. Trwaj w tym, myśl o tym, ucz się akceptować rzeczywistość tego. Nie oponuj jej i nie neguj cały czas. Przynajmniej utrzymuj otwarty umysł. Joga jest przywiązaniem zewnętrznego do wewnętrznego. Spraw by twój umysł i ciało wyrażały rzeczywiste które jest ponad wszystkim. Czyniąc tak osiągniesz sukces, a nie sprzeczając się.
*

M: I tak, przytomność jest ważna sama w sobie, a nie jej zawartość. Pogłęb i poszerz swą przytomność a spłyną na ciebie wszelkie błogosławieństwa. Nie musisz niczego szukać, wszystko przyjdzie do ciebie najbardziej naturalnie i bez wysiłku. Pięć zmysłów i cztery funkcje umysłu – pamięć, myśl, zrozumienie i jaźń, pięć elementów – ziemia, woda, ogień, powietrze, eter; dwa aspekty kreacji – materia i duch, wszystko to jest zawarte w przytomności.
*

M: Przytomność zajmuje miejsce świadomości; w świadomości jest „ja”, które jest świadome, podczas gdy przytomność jest niepodzielna; przytomność uprzytamnia sobie samą siebie. „Jestem” jest myślą, podczas gdy przytomność nie jest myślą, nie ma „jestem przytomny” w przytomności. Świadomość jest atrybutem, podczas gdy przytomność nie; można uprzytamniać sobie bycie świadomym, ale nie świadomym przytomności. Bóg jest totalnością świadomości, ale przytomność jest ponad wszystkim istnieniem jak również nie-istnieniem.
*

M: Gdy mówię do ciebie, jestem w stanie oderwanej ale afektywnej przytomności (turiya). Kiedy ta przytomność zwraca się ku sobie, możesz to nazwać Najwyższym Stanem (turiyatita). Ale fundamentalna rzeczywistość jest ponad przytomnością, ponad trzema stanami stawania się, istnieniem i nie-istnieniem.
*

P: Podczas gdy jesteś świadomy przejawów, jak to jest, że my nie jesteśmy świadomi, że te są tylko przejawami?
M: Umysł zakrywa rzeczywistość, nie wiedząc tego. By poznać naturę umysłu, potrzebujesz inteligencji, umiejętności wglądu w umysł w milczącej i beznamiętnej przytomności.
*

P: Jakie są owoce uprzytomniania sobie siebie samego?
M: Twoja inteligencja wzrasta. W przytomności uczysz się. W uprzytomnianiu sobie siebie samego, dowiadujesz się o sobie. Oczywiście, możesz dowiedzieć się tylko tego czym nie jesteś. By wiedzieć czym jesteś, musisz wyjść ponad umysł.
P: Czy przytomność nie jest ponad umysłem?
M; Przytomność jest punktem w którym umysł sięga poza siebie w rzeczywistość. W przytomności szukasz nie tego co daje zadowolenie, ale prawdy.
P: Odnajduję, że przytomność przynosi stan wewnętrznego milczenia, stan psychicznej pustki.
M: To w porządku, ale nie jest to wystarczające. Czy nie odczułeś wszystko-obejmującej pustki w której pływa wszechświat, jak obłok na błękitnym niebie?
P: Sir, niech wpierw dojdę do dobrego poznania mojej wewnętrznej przestrzeni.
M: Zniszcz mur który separuje, ideę „jestem-ciałem” a wewnętrzne i zewnętrzne staną się jednym.
P: Czy umrę?
M: Fizyczna destrukcja nie ma znaczenia. To chwytanie się zmysłowego życia cię wiąże. Gdybyś w pełni potrafił doświadczyć wewnętrznej pustki, eksplozja w totalność byłaby blisko.

Myzon


Aristoksenos pisze we Fragmentach, że Myzon niewiele się różnił od Timona i Apemantosa, bo był tak jak tamci mizantropem. Widziano go nieraz w Lacedemonie samotnie idącego na odludziu i śmiejącego się, a gdy nagle ktoś stawał i pytał, dlaczego się śmieje, choć nie ma nikogo, odpowiadał: „Właśnie dlatego".

Mędrzec Bias


Bias mówił, że nieszczęśliwy jest ten, kto nie umie znosić nieszczęścia, a chory na duszy ten, kto pragnie rzeczy niemożliwych i nie pamięta o cudzych nieszczęściach. Zapytany, co jest najtrudniejsze, odpowiedział: „Spokojnie znosić przeciwności losu". Gdy płynął raz z ludźmi bezbożnymi podczas burzy i okręt walczył z falami, a oni wzywali pomocy bogów, powiedział: „Zamilczcie, aby bogowie nie dostrzegli, że wy tu płyniecie".

Zapytany przez bezbożnego człowieka, co to jest pobożność, milczał, a kiedy tamten zapytał go o przyczynę milczenia, odpowiedział: „Milczę, bo pytasz o rzeczy, które ciebie wcale nie obchodzą". Na pytanie, co jest człowiekowi miłe, odpowiedział: „Nadzieja". Mówił, że woli rozstrzygać spory między nieprzyjaciółmi niż między przyjaciółmi, bo rozsądza jąc na rzecz jednego przyjaciela, traci drugiego, sądząc zaś nieprzyjaciół zdobywa jednego przyjaciela. Na pytanie, kiedy człowiek pracuje z przyjemnością, odparł: „Kiedy ma z tego korzyść". Mówił, że tak na leży życie mierzyć, jakby się miało żyć długo i krótko zarazem; a tak kochać przyjaciół, jakby oni mieli nas kiedyś znienawidzić, większość bowiem ludzi jest zła. Dawał także takie rady: „Zbieraj się powoli do tego, co masz czynić, ale przy tym, co czynisz, trwaj uparcie. Nie mów szybko, bo to dowodzi braku rozumu. Kochaj rozsądek. O bogach mów, że istnieją. Niego dnego męża nie chwal dla jego bogactwa. Zdobywaj perswazją, a nie przemocą. Cokolwiek zrobisz dobrego, przypisuj to bogom. Od młodości do starości zachowuj mądrość jako rzecz najniezbędniejszą: jest pewniejsza od wszelkich innych dóbr".

Jak wspomniałem, także Hipponaks mówi o Biasie, a Heraklit, którego trudno było zadowolić, chwali go, pisząc: „W Prienie urodził się Bias, syn Teutamesa, który miał więcej rozumu niż inni ludzie". Prienejczycy uczcili jego pamięć ufundowaniem świętego okręgu, który nazwali Teutameion. A oto jeszcze jedna sentencja Biasa: „Ludzie są w większości źli".

za: Diogenes Laertios
Żywoty i poglądy słynnych filozofów
tłumaczenie: Irena Krońska

Anachoreza - gra o wieczność poza czasem


W czasach Ojców odejście od świata określano słowem anachoresis. Wyraz ten znaczył odpływ, schronienie lub powrót. Czasownikiem anachoreo oznaczano takie czynności, jak taktyczne opuszczenie pola walki, powrót do domu lub wycofanie się z życia publicznego. W słowie anachoreza brzmi więc zarówno trąbka odwrotu, jak i radosny okrzyk powracającego z podróży wędrowca, którego zmęczył „natłok trosk". „Każdy dzień wschodzi - pisał św. Bazyli (329—379) do swego przyjaciela św. Grzegorza z Nazjanzu w roku 357 z pustelni w Annisach — niosąc duszy mrok swoisty, a noce, przejmując na siebie troski dnia, zwodzą umysł tymi samymi urojeniami. Jest przecież wyjście z tego, mianowicie całkowite zerwanie ze światem. Odejście zaś od świata nie na tym polega, żeby cieleśnie znaleźć się poza nim, ale na oderwaniu duszy od wspólnych doznań z ciałem i na staniu się człowiekiem bez ojczyzny, bez domu, nie szukającym swego, nie goniącym za przyjaciółmi, człowiekiem bez dobytku, bez środków do życia, bez pracy najemnej, bez znajomości, niepodatnym na pouczenia ludzkie, gotowym natomiast na rozumowe przyjęcie wskazań, jakie wywodzą się z nauk Bożych". Pustelnicy wierzyli tedy, że anachoreza to wejście do przedsionka domu Pana. Niektórzy badacze uważają, iż to uwolnienie się od zwykłej egzystencji dawało im możliwość „doświadczenia już w doczesności przedsmaku życia wiecznego". Wydawało im się, że ze swego odosobnienia, z pustyni, dzięki ascezie i modlitwie, dojrzą chociażby rąbek rzeczywistości zbawionej. Opuszczając cywilizację, eremita żywił więc przekonanie, że rozpoczyna najbardziej szaloną grę, jaką może podjąć człowiek: grę o wieczność poza czasem.

Ryszard Przybylski Pustelnicy i demony
wydawnictwo Znak

Ryk całkowitego ogłupienia


W analogii między światem a cyrkiem kryły się co najmniej dwie ważne myśli. Cyrk był dla chrześcijan instytucją, którą stworzyły demony i w której oddaje się im cześć. Po prostu był to chram diabelstwa, z którym — jak pisał Tertulian (ok. 155-220) - utożsamiano wówczas bogów pogańskich. Samo uczestniczenie w widowisku cyrkowym było więc równoznaczne z wejściem w sferę pozoru, nieautentyczności i fałszu. „Ale właściwie mówiąc - czytamy u Tertuliana - czy ci ludzie [widzowie] wyniosą stąd jakąś korzyść dla siebie, jeśli tak postępują, jakby nie należeli do siebie samych? Może tylko to, przez co nie należą do siebie — smutek z cudzego niepowodzenia, radość z cudzego sukcesu. Cokolwiek sobie życzą, czymkolwiek się brzydzą, wszystko to ich samych nie dotyczy. A więc i miłość ich jest tylko pozorna, nienawiść nieuzasadniona". Świat, jak cyrk, wydrążał więc człowieka z jego tożsamości, z jego własnego wewnętrznego bogactwa. W ten właśnie sposób indywidualny głos człowie­ka ginął w  jednym  wielkim  cyrkowym  „ryku  całkowitego  ogłupienia".

  Toteż aby zachować samego siebie dla Chrystusa, należało uciekać gdziekol­wiek, byle z dala od tego świata. Dziś giniemy wszyscy w telewizyjnym „ryku całkowitego ogłupienia", ale, niestety, wystarczają nam już tylko skargi na to ześcierwione pudło.

Ryszard Przybylski Pustelnicy i demony
wydawnictwo Znak

Dopóki do duszy może zaglądać jakaś wielość rzeczy stworzonych,


stanowi to dla niej źródło smutku. Powtórzę to, co już wiele razy mówiłem: prawda nie znajduje się tam, gdzie dusza ma swój byt naturalny, stworzony. Twierdzę, że istnieje coś, co się wznosi ponad jej stworzoną naturę. Wielu duchownych nie pojmuje jednak, że może istnieć coś tak Bogu pokrewne i jak On jedno. Nie ma ono z niczym nic wspólnego. Wszystko co stworzone i stwarzalne, jest nicością, to jednak nie ma w sobie nic stworzonego ani stwarzalnego. Jest to jedno w sobie samym, nie przyjmujące niczego spoza siebie.
Pan wstąpił do nieba, ponad wszelkie światło, rozumienie i pojmowanie. Człowiek, który w ten sposób został wyniesiony ponad wszelkie światło, mieszka w jedności. Dlatego św. Paweł mówi: „Bóg mieszka w niedostępnej światłości" (1 Tm 6,16), która sama w sobie jest czystym Jednym. Dlatego człowiek musi ulec zniszczeniu i cały umrzeć, stać się w sobie niczym i do nikogo niepodobnym. Wtedy dopiero będzie podobny do Boga. Do właściwej natury Boga należy bowiem być niepodobnym i do nikogo się nie upodabniać.
Mistrz Eckhart

Piękne to wszystko, co nam mówisz, ale ...



Uczynienie czegoś złego jest dla człowieka zjednoczonego z wolą Bożą równie niemożliwe jak chodzenie ze związanymi nogami. Powiedział ktoś: złego nie mógłbym czynić, nawet wtedy kiedy sam Bóg nakazałby czynić zło, a unikać cnoty. Cnotę bowiem może kochać tylko ten, kto sam jest cnotą. Człowiek, który się wyrzekł siebie samego i wszystkich rzeczy, który w niczym nie szuka swego, a wszystkie uczynki spełnia bez „dlaczego" i z miłości — umarł dla całego świata i żyje w Bogu, a Bóg w nim.
Niektórzy powiadają jednak: „Piękne to wszystko, co nam mówisz, ale my nic takiego nie spotykamy". Ja również nad tym ubolewam! Ten stan, mimo że tak doskonały, jest przecież tak łatwo dostępny, że nie musisz wydać jednego halerza ani nawet pół feniga, by go nabyć. Masz prawą intencję i wolną wolę? — już go posiadasz! Człowiek, który się wyrzekł wszystkich rzeczy jako przemijających i w tym, co w nich najniższe, odzyskuje je na powrót w Bogu, w którym są one prawdą. Wszystko co tutaj jest martwe, tam jest życiem, wszystko, co tu materią, tam, w Bogu jest duchem. W ten sam sposób, gdyby ktoś nalał wody do zupełnie czystego naczynia i jej nie poruszył, to ktokolwiek nachyliłby nad nią swe oblicze, ujrzałby je na dnie dokładnie takie, jakie jest samo w sobie. Dzieje się tak, dlatego że woda jest czysta, przezroczysta i nie- poruszona. Podobnie dzieje się z ludźmi, którzy żyją w wewnętrznej wolności i jedności. Jeśli przyjmują Boga w pokoju i ciszy, powinni Go przyjmować również w niepokoju i zamęcie; tak będzie dobrze. Jeśli natomiast w niepokoju i zamęcie nie przyjmują Go równie łatwo jak w pokoju i ciszy, zły to znak. Św. Augustyn tak mówi: kto się w ciągu dnia nudzi i komu się dłuży czas, niech się zwróci do Boga, w którym nie ma długiego czasu i w którym wszystkie rzeczy są w stanie spoczynku. Kto kocha sprawiedliwość, tego ona porywa i staje się on sprawiedliwością.
Pan powiedział: „Nie nazwałem was sługami, lecz przyjaciółmi, bo sługa nie wie, czego chce jego pan" (J 15,15). Mój przyjaciel też mógłby wiedzieć coś, czego ja bym nie wiedział, dopóki nie chciałby mi tego wyjawić. Ale Pan powiedział: „Wszystko co usłyszałem od mojego Ojca, objawiłem wam" (J 15,15). Dziwi mnie, że niektórzy duchowni pragnący uchodzić za wykształconych i ważnych, dają się tak łatwo zwieść i poprzestają na małym. Kiedy bowiem wyjaśniają słowa Pana: „Wszystko co usłyszałem od mojego Ojca, objawiłem wam", chcą je rozumieć w ten sposób: mówią, że objawił On nam to tylko, czego potrzebujemy „w drodze" do szczęśliwości wiecznej. Nie sądzę, że tak właśnie należy je rozumieć, nie jest to bowiem zgodne z prawdą. Dlaczego Bóg stał się człowiekiem? Dlatego żebym ja się narodził jako ten sam Bóg. Bóg umarł, po to żebym ja umarł całemu światu i wszystkim rzeczom stworzonym.
Mistrz Eckhart