W tym kraju, nawet wśród wytrawnych
specjalistów od komunizmu, panuje przekonanie, że wyższe sfery w społeczeństwie
komunistycznym to członkowie partii i rządu, wyższej rangi wojskowi i wysoka kadra przemysłowa.
Nic bardziej błędnego — ci ludzie rządzą. Zawaleni pracą prostacy, bardzo ograniczeni,
pół — lub ćwierćinteligenci, bez pretensji do wyższego standardu życia. Żyją skromnie,
pracują czternaście godzin na dobę i wcześnie lądują na kardiologii. Prawdziwe wyższe sfery to
ich lokaje — cyniczni intelektualiści, pisarze, artyści, żurnaliści, którzy za szeleszczące
papierki i zwolnienie z odpowiedzialności sprzedają swą gotowość do każdego fałszu. W kraju
komunistycznym to wcale rentowna postawa. W zamian zażywają dobrobytu, rozlicznych
wojaży na Zachód pokrywanych z państwowego portfela oraz intensywnego seksualnego dolce vita z
racji swej wyjątkowej pozycji społecznej. A najbardziej śmiechu warte, że zachodni
politolodzy od komunizmu widzą w nich ludzi o szerokich horyzontach, postępowych
sprzymierzeńców, przyszłe zagrożenie dla ortodoksji marksistowskiej; ich cynizm biorą za
liberalizm, ordynarną pogoń za dobrobytem — za intelektualną wytworność. Biedni,
naiwni mieszkańcy Zachodu! Nie mogą pojąć, że w komunizmie wyższe sfery są
najbardziej zaciekłym wrogiem wolności, Zachodu, Ameryki; z tej prostej przyczyny, że nie byłyby
w stanie żyć w świecie wolnej konkurencji.
Tyrmand, Zapiski dyletanta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.