czwartek, 12 marca 2015

Pierwszym językiem Boga jest milczenie


A zatem modlitwa, niezależnie od tego jaką formę przyjmuje, stanowi wyraz naszej zwyczajowej relacji z Bogiem. Przełożenie tej relacji na praktykę modlitwy zależy od jej charakteru. Boże zaproszenie można wyra­zić takimi słowami: Jeśli pragniesz głębszego poznania Boga i jeśli chcesz zainicjować w sobie proces prowa­dzący do zjednoczenia z Bogiem, wówczas pierwszym krokiem, jaki musisz uczynić jest wejście do twej „«izdebki»".

Pierwszy krok

  Słowo «izdebka» odnosi się do miejsca duchowego, a nie do konkretnego pomieszczenia. Tak fragment ten interpretowali egipscy ojcowie i matki pustyni z czwar­tego wieku. Oznacza ono, że mamy uwolnić naszą świadomość od spraw dnia powszedniego z całym jego zgiełkiem, hałasem i zmartwieniami a także ze wszyst­kimi komentarzami na temat ludzi, wydarzeń i naszych emocjonalnych reakcji na nie, krążących w naszej gło­wie. Niereagowanie na bodźce zmuszające nas do my­ślenia o czymkolwiek, pozwoli nam wejść w duchowy wymiar naszej osoby, którego symbolem jest „izdebka". Przebywając w tym wymiarze intuicyjnie szukamy ci­szy. Wejście w ten wymiar przybliża nas ku najgłębszemu ośrodkowi naszego istnienia, które jest naszym prawdziwym „ja", a także ku Trójcy, Źródłu naszego ist­nienia cielesnego, psychicznego i duchowego.

  Jezus zaleca nam, byśmy zrezygnowali z dotychcza­sowego podejścia do rzeczywistości na rzecz innego, które ma charakter wyzwalający i jednoczący zarazem. Kiedy pozostajemy zamknięci w granicach świadomo­ści, jesteśmy zdominowani przez nasze doświadczenia — przez wydarzenia i ludzi pojawiających się w naszym życiu oraz przez nasze reakcje na tych ludzi i na te wy­darzenia, i dlatego nie możemy odnieść się do rzeczy­wistości w całej pełni ani ocenić ją obiektywnie. Oprócz tego ciągły wpływ wywiera na nas kultura, w której ży­jemy i to, co ludzie o nas myślą, a nawet to, czego nie myślą. Tyrania nadmiernego utożsamiania się z tym, co się dzieje na powierzchni naszej świadomości uniemoż­liwia nam doświadczanie poziomu intuicyjnego, któ­ry z samej swej natury cechuje się większym spokojem i wyciszeniem i jest otwarty na obecność i prowadzenie przez Boga.

Zwróćmy uwagę, że twierdzenie Jezusa zakłada ko­nieczność uwolnienia się od rozproszeń, których źró­dłem są nasze zmysły, pamięć, wyobraźnia i władze umysłowe — aż do ich całkowitego ignorowania. Inny­mi słowy, w czasie modlitwy mamy nie zwracać uwagi na jakiekolwiek myśli.

Termin „myśl" posiada w głębo­kiej modlitwie bardzo szerokie znaczenie; oznacza każ­dy akt percepcji: doznania cielesne, odczucia zmysło­we, wyobrażenia, wspomnienia, plany, pomysły, refleksje i emocje. Jeśli chcemy wejść do „izdebki", wszystkie te „myśli" należy świadomie zostawić za sobą. W głębo­kiej modlitwie nie stawiamy oporu strumieniowi świa­domości, ale równocześnie nie skupiamy się na naszych myślach i nie reagujemy na nie emocjonalnie. Kiedy za­uważymy, że nasz umysł angażuje się w jakieś myśli, za­wsze powinniśmy łagodnie wrócić do Słowa.

  Należy podkreślić jeszcze raz, że praktykując głę­boką modlitwę musimy wyzwolić się od nacisku ze­wnętrznych bodźców. „Izdebka" to — jak widzieliśmy — nie tyle miejsce, co wewnętrzna dyspozycja cechują­ca się otwartością na Boga i poddaniem się Bogu. Głę­boką modlitwę można praktykować wszędzie i zawsze, nawet w hałaśliwym otoczeniu. Na początku jednak ci­sza zewnętrzna i samotność są bardzo pomocne, ponie­waż pomagają rozwinąć w sobie zwyczaj wsłuchiwania się w Boską obecność pośród hałasu i codziennej krzą­taniny, w konkretnym miejscu, w którym się znajduje­my. Z czasem, gdy nabierzemy wprawy, nauczymy się włączać hałasy zewnętrzne do naszej modlitwy, nie sta­wiając im oporu ani nie zwracając na nie uwagi.

Drugi krok

  Gdy uczynimy pierwszy krok, Jezus kieruje do nas ko­leiny nakaz: „Zamknij drzwi". Zalecenie Jezusa wią­że się oczywiście z koniecznością dokonania wyboru. Oznacza ono, że przynajmniej na poziomie wolitywnym rezygnujemy na cały czas modlitwy z uświadamia­nia sobie codziennych spraw. Myśli, które nieuchronnie będą płynęły strumieniem świadomości, nie zaniepoko­ją nas, po prostu je zignorujemy. Z czasem szybkość, z jaką pozwalamy im opuścić umysł, zmieni stopnio­wo nasze dotychczasowe nawyki myślowe. Na począt­ku każda myśl, jaką przyniesie ze sobą strumień świa­domości, wyzwoli najpewniej reakcję będącą pochodną naszych potrzeb instynktownych: potrzeby bezpieczeń­stwa i przetrwania, potrzeby szacunku i miłości, wła­dzy i kontroli nad otoczeniem. Bez regularnego prak­tykowania cichej modlitwy nie uświadomimy sobie, ile energii wkładamy w tego rodzaju reakcje. U niektórych ludzi chęć zaspokojenia którejś z tych emocjonalnych potrzeb zmienia się w żądanie. W takiej sytuacji ocze­kujemy, że inni uszanują nasze zaskakujące oczekiwania lub plany zaspokojenia naszych potrzeb emocjonalnych. Nasze   pragnienia  zaspokojenia  instynktownych   po­trzeb nie są czymś złym; są one koniecznym warunkiem przeżycia człowieka we wczesnym dzieciństwie. Nasz błąd polega na tym, że zbyt wiele się spodziewamy po ich zaspokojeniu i szukamy szczęścia przez zaspokajanie tych dziecięcych potrzeb w życiu dorosłym, co w żaden sposób nie zdaje egzaminu. Gdy zmniejsza się ogromna ilość energii, którą inwestowaliśmy dotąd w zaspokaja­nie tych instynktownych potrzeb, mamy jej o wiele wię­cej do tego, by kontynuować naszą wędrówkę duchową i by służyć innym.

  Pierwszym językiem Boga jest milczenie. Z chwilą gdy próbujemy ubrać w słowa „głębsze poznanie Boga", natychmiast dokonujemy jego interpretacji. Każde tłu­maczenie to do pewnego stopnia interpretacja. Tajem­nica, do której się zbliżamy dostępna jest nam taka, jaką jest, nie taka, jak nam się wydaje, że jest, ani taka, jaką chcielibyśmy ją mieć.

Dialog wewnętrzny

  Zalecenie, by zamknąć drzwi do naszej „izdebki" to równocześnie zaproszenie do tego, by przerwać nasz wewnętrzny dialog z samym sobą. Oznacza to, że po­winniśmy przestać myśleć o wszystkim, co przechodzi przez nasze zmysły lub czym zajmuje się nasz umysł.

  W praktyce oznacza to, że nie zajmujemy się zamierze­niami, ani oczekiwaniami, które wiążemy z czasem mo­dlitwy, na przykład takimi, by powtarzać ciągle słowa modlitwy, by nie mieć żadnych myśli, by opróżnić cał­kowicie umysł, by cieszyć się duchowymi przeżyciami, by doświadczać pokoju lub pocieszenia. Wszystkie takie pragnienia uzyskania określonych rezultatów to także „myśli" w szerokim znaczeniu tego słowa, jakim posłu­gujemy się, kiedy mówimy o głębokiej modlitwie. Gdy znajdujemy się w „izdebce", zajmowanie się tego typu myślami w jakiejś konkretnej postaci należy uznać za rzecz niewłaściwą. W praktyce chodzi o to, że ilekroć w czasie głębokiej modlitwy w naszym umyśle pojawia się konkretna myśl angażująca naszą uwagę, powinni­śmy wówczas utwierdzić w sobie nasze pierwotne po­stanowienie, że zamykamy drzwi i powrócić za każdym razem łagodnie do Słowa.
  Z czego składa się zazwyczaj taki wewnętrzny dia­log? To rozmowa, którą prowadzimy sami ze sobą dwa­dzieścia cztery godziny na dobę, w której oceniamy i komentujemy wydarzenia, ludzi wkraczających w na­sze życie i opuszczających je i nasze reakcje emocjonal­ne na nich. Ten niekończący się strumień komentarzy, osądów i pragnień może bardziej negatywnie wpływać na naszą wewnętrzną ciszę niż zwyczajna świadomość codziennych zdarzeń, którą decydujemy się porzucić na jakiś czas, gdy zaczynamy się modlić.

Biorąc pod uwagę to, że nasze nawyki myślowe i spo­soby reagowania są w nas mocno ugruntowane i sięgają swymi korzeniami wczesnego dzieciństwa, starając się modyfikować nasz umysł, skłonny rozważać wszystko, co przychodzi nam na myśl, musimy być wobec siebie cierpliwi. Pokorne przyjęcie własnej słabości to jeden z zasadniczych wymogów głębokiej modlitwy. Jest to równocześnie relacja oparta na bezgranicznym zaufa­niu Bogu. Wierzymy w to, że Bóg jest już obecny w nas. Oznacza to, że nie ma jakiegoś jednego szczególnego miejsca, w którym możemy Go znaleźć i nie ma potrze­by, byśmy uciekali przed sobą.

Trzeci krok

  Wreszcie na koniec Jezus mówi: „Módl się do twego Abba w ukryciu". Zwróćmy uwagę na to, że recepta, któ­rą podaje nam Jezus każe nam schodzić krok po kroku w coraz głębsze poziomy wewnętrznej ciszy. Najpierw odsuwamy od siebie bodźce zewnętrzne. Następnie za­przestajemy wewnętrznego dialogu sami z sobą. Wresz­cie wchodzimy w ciszę modlitwy w ukryciu. Można ją określić jako ciszę naszego ,Ja". „Modlitwa jest dosko­nała wtedy — mówi św. Antoni Pustelnik — kiedy nie wiesz, że się modlisz". Znaczy to, że w czasie modlitwy trzeba zapomnieć o sobie samym, wyzbyć się autore­fleksji oraz — na ile to możliwe — samoświadomości.

 Zwróćmy uwagę na powód, dla którego Jezus każe modlić się w ukryciu. Jeśli mamy dotrzeć do Boga, któ­ry widzi w ukryciu i pozostaje w ukryciu, musimy wejść w ten sam rodzaj skrytości. Bóg jest tak blisko, że nie posiadamy żadnej władzy cielesnej ani umysłowej, by umieć zinterpretować Bożą obecność. Dostęp do niej ma jedynie czysta wiara wykraczająca poza myśli, uczu­cia i refleksję.

  Wejście do „izdebki" daje nam sposobność zrobienia sobie wolnego od nas samych. Nie ma nic bardziej re­laksującego. To lepsze niż wyjazd na Majorkę, Hawa­je lub w jakiekolwiek inne miejsce, ponieważ naszym największym utrapieniem są nasze myśli (w sensie opi­sanym wyżej), zwłaszcza obciążone emocjami. Są one dla nas często torturą. Nasza decyzja podjęta na począt­ku modlitwy, by przystać na Bożą obecność i działa­nie, decyzja powtarzana przez cały czas modlitwy przez powracanie do świętych znaków, stanie się dla nas na­wykiem. Wierność tej decyzji pomoże wyelimino­wać stopniowo niecierpliwość i absorbujący charakter naszych recept na szczęście przeżywane emocjonalnie. Nie będziemy już dłużej marnować energii na błahost­ki, lecz będziemy mogli ją wykorzystać do tego, by od­powiedzieć na potrzeby drugich, i by wyzwolić nasze przyrodzone zdolności twórcze.

Za: Thomas Keating, Głęboka modlitwa, przekład: Aleksander Gomola, Wydawnictwo eSPe, Kraków 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.