Gdyby było możliwe odtworzyć
dokładnie owe czasy i ukazać je tym, którzy ich nie przeżyli,
dając czytelnikom prawdziwy obraz grozy wyłaniającej się na
każdym kroku, musiałoby to podziałać na ich wyobraźnię i
napełnić zdumieniem. Można śmiało powiedzieć, że Londyn tonął
we łzach; wprawdzie nie spotykało się żałobników na ulicy, nikt
bowiem nie ubierał się czarno ani nie nosił przepisowej żałoby
nawet po najbliższych przyjaciołach, lecz na ulicach rozbrzmiewał
istotnie głos żałoby.
Zawodzenia kobiet i dzieci w oknach i
drzwiach domów, gdzie ich najdrożsi krewni umierali lub właśnie może umarli w tej
chwili, słyszało się tak często przechodząc ulicą, że dość
było samego ich dźwięku, by przeszyć
najhartowniejsze serce. Łzy i lamenty widziało się w każdym domu,
zwłaszcza na początku nawiedzenia, ku końcowi bowiem serca
ludzkie twardniały, śmierć zaś tak nieustannie zaglądała im w
oczy, że nie przejmowali się już tak bardzo stratą przyjaciół,
oczekując, że wkrótce przyjdzie i ich godzina.
Daniel Defoe Dziennik roku
zarazy,
tłumaczenie Jadwiga Dmochowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.