„Nie chcę wolności — wyznał mi w
Paryżu pewien przybysz z Europy Wschodniej. — Boję się jej. Czuję się stary i zmęczony,
a wolność oznacza wybory, umiejętność oceniania i dokonywania selekcji. Oznacza też
ciągły wysiłek wydawania ocen i wartościowania życiowych stanowisk i postaw. Stawia
człowieka przed odwiecznym pytaniem — Kim jestem i dokąd zmierzam? — na które istnieje
tyle różnych odpowiedzi, że głowa mi pęka. W komunistycznej Europie Wschodniej
doskonale wiem, kim jestem, mam świadomość swych możliwości czy ich braku, znam zasięg
swoich funkcji i pragnień. Mój telefon jest na podsłuchu, ale ja o tym wiem; ta
błogosławiona pewność chroni mnie przed ciągotami do niestosownych wyznań. Wolność tutaj
to przyprawiająca o mdłości liczba szamponów, pomiędzy którymi muszę wybierać. A
ja nie chcę aż tylu. Chcę jednego, produkowanego pod kontrolą rządową, bardzo trudnego do
zdobycia. Wtedy moje potrzeby i życzenia mają sens. To się nazywa spokój ducha”.
Jego udręka zrobiła na mnie wrażenie.
Oczywiście, nie wspomniałem, że przy różnorodności szamponów w Ameryce
zapasy francuskie wyglądają, jakby były pod kontrolą rządową.
Tyrmand, Zapiski dyletanta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.