Cóż można napisać o tekście, który
od piętnastu wieków tak pod względem kulturalnym,
jak i
historycznym – nie mówiąc o duchowym
– nie przestaje wywierać
wpływu na tożsamość
Europy i świata? A jeśli jest on bardziej
wyrazem doświadczenia życiowego, niż czystego natchnienia
pisarskiego, jeśli jego celem jest bardziej praktyka, niż sama
lektura? Tym bardziej
słowa dotknięte głębszą refleksją
rozsypują się
– a i ona okazuje się miałka wobec życia.
Spotkaniu z Regułą Świętego
Benedykta musi
towarzyszyć poczucie domagającej się
przezwyciężenia bezradności, jakkolwiek od początku
swego
istnienia dokument ten pozostaje zarazem czcigodny i bliski, surowy i
bezpieczny. Jest
pewnym sensie światem – gościnnym, ale
przyprawiającym o zawrót głowy, jako że niezmiennie stoi on na
pograniczu życia i słów, historii
i kultury, doświadczenia i
teorii.
Reguła Św. Benedykta nie jest – i
nigdy chyba nie była – samym tekstem. Jest raczej imperatywem do
działania, przyjaźnie goszczącym
rozmaite możliwe interpretacje.
Wystarczyło, że
na początek w pewnym sensie „wymknęła się”
najpierw swemu autorowi, który zapewne nie
przypuszczał, jaką
karierę zrobi jego „maleńka
reguła dla początkujących”.
Paradoksalnie, nie
mając żadnych związanych z nią, prócz
praktycznej potrzeby, ambicji i nie pozostawiając
w zasadzie
żadnych innych śladów po sobie, jedynie jej zawdzięcza on
wielkość i nieśmiertelność – jeśli jest to w jego przypadku
ważne. Nie
zabiegał o to, by jego Regułę przyjmowali inni,
współcześni mu mnisi. Raczej czynili to z własnej inicjatywy. Na
tyle skutecznie, że w kilka
wieków potem cesarz Karol Wielki
zdecydował
się oprzeć struktury swego imperium o zakon
benedyktyński. I tak, po dzień dzisiejszy powstają
nowe
zgromadzenia po tę Regułę sięgające. Niezależnie od tego
wszystkiego Św. Benedykt pozostaje poniekąd bezpiecznie „ukryty”
w tekście
swej Reguły, w pewnym sensie spleciony z jej
zaleceniami. Wszak wyrosły one z jego doświadczenia Boga i
człowieka – począwszy od pustelni
w Subiaco, poprzez zakończonym
próbą otrucia
go pierwszym jego podejściem do życia
wspólnotowego w Vicovaro, aż wreszcie po założenie
macierzystego
dla wszystkich klasztorów benedyktyńskich opactwa na Monte
Cassino.
Jeśli tak miałaby się sprawa z samym Św. Benedyktem,
tym bardziej musi Reguła nieustannie wymykać się swoim
czytelnikom. Czyni to
jednak w sposób uniemożliwiający
jakikolwiek
sprzeciw. Przed każdym, kto do niej sięgnie
i chce
się nią przejąć, rozwija bowiem zawrotną
panoramę – z jednej
strony wyrastającą bezpośrednio z Ewangelii, z drugiej zaś –
dotykającą
najgłębszych obszarów ludzkiej słabości. Każdego
ogarniając, każdego zarazem przekracza,
wskazując na nieosiągalne
horyzonty wartości
i postaw. Wobec tego wszystkiego staje się
oczywiste, iż nie może być ona jedynie tekstem do
czytania.
Otwarta na Boga i na człowieka domaga się wręcz zastosowania w
życiu.
Tu jednak dochodzimy do właściwej
przestrzeni bezradności. Od samego początku swego
istnienia – a
może nawet już wtedy, gdy powstawała, czyli od czasu gdy, jak to
wyżej wspomnieliśmy, zaczęła się kształtować poprzez koleje
życia św. Benedykta – Reguła na trwałe i głęboko
weszła w
szczególną relację z życiem. Próbowała
je wrazić, ująć
słowami, zatrzymać – lecz i przekazać dalej. Wyrosła z niego,
ale i chciała mu
służyć cała sobą. Rzecz jasna, nie było –
i nie jest
to łatwe. Może nawet musi to pozostać utopią,
ale
nie może jej zrazić, jako że Reguła zbytnio
ukochała życie –
to znaczy ludzi i Boga. Pokornie
więc podjęła wobec nich służebną
rolę. I trwa
to do dziś. Odtąd już nie skupia na sobie uwagi.
Pragnie raczej prowadzić ku temu, co najważniejsze. Wrażliwa w
swej narracji na wszystko,
co ludzkie – czy byłoby to życie
rodzinne, biznesowe czy polityczne – równie mocno dostrzega w tym
Boga, stając się tym samym wyrazem
troski o Niego. Dlatego też
nieustannie wymyka
się ona także sama sobie – i tyleż w tym
konieczności, co kokieterii i oddania. Chce powiedzieć
wszystko
świadoma, że to niemożliwe. Próbuje
równie jasno określić tak
ogólne podstawy, jak
i szczegóły. Ostatecznie przestaje
przejmować się
zbytnio swoją strukturą, dostosowują ją do
poruszeń łaski i Ducha. Tylko tak może być otwarta
i gotowa, by
przyjąć Jego nasiona zasiane w wrażliwych sercach, którym nie
będzie obojętna.
Za taką cenę zdołała związać ze sobą na
wieki
setki tysięcy mężczyzn i kobiet. Stała się płodna
malowniczymi krajobrazami słonecznych wzgórz
i cienistych dolin,
strzelistej i dostojnej architektury, niekończącymi się girlandami
ornamentów
zdobiących niezliczone kamienie, witraże, pergamin,
czy papier. Do dziś wierność jej rodzi niepowtarzalna aurę wciąż
tak wielu jeszcze miejsc
– klasztorów ożywiających w różnych
punktach
globu nadzieję i wiarę w sens ludzkiego życia.
I oto
teraz trzymamy ją w ręku my. Z właściwą sobie, narastającą
przez wieki ofiarnością na
nowo pozwoliła się wydać – a,
dokładniej mówiąc, w tej chwili sama wydaje się: naszej lekturze,
uwadze, zrozumieniu, wrażliwości, osądowi.
Każdy wyczytuje w tekście to, co nosi
w sercu. Podchodzimy bowiem do jakiejkolwiek lektury już z jakąś
wiedzą uprzednią. Bardzo często
przebija się ona poprzez motywy,
dla których
sięgamy do danego tekstu. W tym miejscu aż się
prosi pytanie – po co, Drogi Czytelniku, sięgasz
po tę książkę?
Zapewne chcesz w niej coś znaleźć, czegoś się dowiedzieć. Może
potwierdzić
jakieś mgliście rysujące się wiadomości, a może
po prostu zaspokoić ciekawość? W przypadku
tej książki być
może chcesz się dowiedzieć o życiu w klasztorze benedyktyńskim,
o benedyktyńskiej tradycji duchowej. Gdzieś usłyszałeś,
dowiedziałeś się o benedyktynach, o jakimś ich
klasztorze, o
jego działalności...
Jakiekolwiek by nie były Twoje motywy
– jeśli są szczere, wystarczą. Reszty powinna dopełnić sama
uważna lektura tekstu – pod warunkiem, że oddasz jej się
uczciwie – tak, jak ów
tekst uczciwie i szczerze oddany jest
życiu. Co
by to miało oznaczać? Przede wszystkim zachętę do
samodzielnego mierzenia się z wszelkimi
tego tekstu trudnościami i
meandrami. Nie jest
ich mało, bo to dzieło z pogranicza antyku i
średniowiecza. Może pomocne byłyby zatem jakieś
wstępne
wskazówki? Choćby nieco uwag na temat ówczesnych realiów życia;
czy uwaga formalna, że pierwszych siedem rozdziałów Reguły
określa ogólnie zasady benedyktyńskiego życia,
następnych
dziesięć opisuje układ modlitw (oficjum), pozostałe zaś
przynoszą szczegółowe przepisy dotyczące codziennego życia w
klasztorze;
albo informacja, że wiele sformułowań wprost
lub
pośrednio zaczerpniętych jest z Biblii; lub
wzmianka o pochodzeniu
Reguły Św. Benedykta
od wcześniejszej tzw. „Reguły Mistrza”?
Wygląda jednak na to, że już samo spektrum
kierunków, w którym
idą te uwagi może przyprawić o zawrót głowy. Nie da się ukryć,
iż istnieje wiele płaszczyzn odczytywania Reguły Św.
Benedykta –
tak jak wiele jest sposobów wcielania jej w życie. W pewnym sensie
jest ona universum, mikro-kosmosem, otwartą do modelowania
przestrzenią. Pełne więc z nią spotkanie
nigdy nie będzie miało
charakteru dokonanego,
gdyż musi odbywać się nieustannie, na
skrzyżowaniu wielu wątków – w stałym dynamizmie
odkrywania
nowych aspektów i syntez. Nie ma
więc monopolistów czy ekspertów
od interpretacji Reguły. Ktokolwiek po nią sięga, winien
czynić
to zawsze z pokorą – i ze wspomnianym
już powyżej poczuciem
bezradności, jednakże
twórczej i otwierającej na nadzieję:
wszak z każdym, kto zdecyduje się podjąć przygodę z nią
spotkania Reguła Św. Benedykta pragnie wejść
w niepowtarzalną
relację, przywabiona samym
pulsem życia – lub tylko za nim
tęsknotą. I nie
wiadomo już, komu bardziej zacznie zależeć na
wzajemnym kontakcie – nam, jej – a może ...samemu Bogu...?
Nie bólmy się więc rozpocząć tej
swoistej
„gry” z Regułą – może nie od razu oczywistej
i
atrakcyjnej. W pewnym sensie jest ona unikniona. Zbyt szeroki
strumień tradycji i wysiłku
duchowego wyżłobiła, zbyt wiele
zawdzięcza jej
europejska cywilizacja, kultura i historia (a więc
i my sami), aby jej tekst nie był dla nas ważny
i potrzebny. Nie
można więc nie włączyć się
w jej historię – w jej życie. A
zatem...?
o. Bernard Sawicki OSB
Wstęp do Reguły św Benedykta
Wydawnictwo Tyniec, 2010
Wydawnictwo Tyniec, 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.