Zda się, o liściach śniłem spadających,
Bezkresnych lasach i mórz ciemnych szumie,
O smutnych słowach ciągle wracających –
Ale ich sensu nie mogłem zrozumieć.
Zda się o gwiazdach śniłem spadających,
Wyblakłych oczu błagalnej zadumie
I o uśmiechu ciągle wracającym –
Lecz jego sensu nie mogłem zrozumieć.
II.
W zwierciadle ciemnym mojej duszy
Są nigdy niewidziane morza,
Tragicznie fantastyczne kraje, opuszczone
I roztopione w błękitnych przestworzach.
Dusza moja zrodziła purpurowe nieba
W słońc gigantycznych pryskającym żarze
I dziwnie żywe ogrody świetliste,
Całe w śmiertelnych rozkoszy oparze.
Stworzyło obraz strasznej nocy,
Wiedziony pieśnią bezimienną
I tchem potężnym wiecznych mocy.
Dusza moja drży w ciemności wspomnień,
Jakby znów miała się znaleźć, błądząca –
W niezgłębionych morzach i nocach,
I w tajnych pieśniach, bez początku ni końca.
III.
Widziałem miasta ogniem smagane,
Zgrozę za zgrozą pędzi ten czas,
Widziałem ludy na proch zmurszałe,
I jak to wszystko w niepamięć gna.
Widziałem Bogów, jak spadają w noce,
Bezwładne szczątki przenajświętszych harf,
I ze zniszczenia znów wzniecone,
Nowe pędy życia strzelające w blask.
W blask strzelające i ginące znów,
Wiecznie ta sama tragedia,
Którą odgrywamy nie pojmując słów,
I której mroczna i obłędna męka
Piękności łagodną glorię
Jak uśmiechnięty kosmos cierniem zwieńcza.
Georg Trakl
przełożył Andrzej Lam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.