„Erdemović – powiedział – jeśli
nie chcesz tego zrobić, przejdź tam i stań razem z więźniami,
żebyśmy mogli zastrzelić i ciebie. Daj mi swój karabin maszynowy.
Drażen z pewnością natychmiast
zrozumiał, że oficer mówi serio. Był zmieszany, nie spodziewał
się takiej reakcji. Przez krótką chwilę miał nadzieję, że
będzie się mógł z tego wyplątać, jeśli po prostu powie „nie”.
Czego się spodziewał? Pamiętał opowieść o wcześniejszym
wypadku nieposłuszeństwa, kiedy to z rozkazu podpułkownika
Pelemiśa został rozstrzelany żołnierz, i zrozumiał, że jest za
późno, żeby powiedzieć „nie”. Powinien to zrobić dawno temu.
Serce biło mu tak mocno, że nie słyszał nic porucz jego walenia.
Może przez minutę, może nawet krócej, Drażen po prostu tam stał
z kałasznikowem w rękach. Przez głowę przemknęła mu myśl, żeby
uciec do lasu. Ale ujrzał przed sobą twarz żony i poczuł się
bezradny. W każdej chwili mogli się zemścić na niej i na
niemowlęciu. Odpowiadał za trzy życia. To była wymówka, fakt.
Prawda była taka, że okazał się tchórzem i wiedział o tym, ale
co jeszcze mógł zrobić? Gojković nie wahałby się przed wydaniem
rozkazu zastrzelenia go, a Pero zrobiłby to z radością, choć
Drażen nie wiedział, co Pero może mieć przeciwko niemu. Może
Drażen musiał traktować groźbę Gojkovicia poważnie, ponieważ
nie był czystej krwi Serbem?
Dowódca nie patrzył więcej na niego,
jak gdyby nie obchodziła go decyzja Drażena. Rozkazał żołnierzom
zająć pozycję, a więźniom uklęknąć. Drażen wybrał miejsce
na końcu oddziału. Serce nadał głośno mu biło, kiedy celował w
starszego mężczyznę, którego twarzy na szczęście wcześniej nie
widział. Gorączkowo rozważał, co zrobić. Oczywiście, mógłby
strzelić między dwoma więźniami. Ale jego więzień i tak
musiałby zostać zabity. W pewien sposób umierałby dwa razy. Poza
tym ich pluton egzekucyjny był niewielkim oddziałem, złożonym z
zaledwie dwunastu żołnierzy, i gdyby Drażen nie mierzył dobrze,
zostałoby to natychmiast zauważone. Dowódca dowiedziałby się i
zastrzelił go. Nie, musi dobrze mierzyć. Wtedy padł rozkaz:
„Ognia!”, i mężczyzna znikł z pola widzenia Drażena. Pamiętał
tylko, że jego pierwsza ofiara miała na sobie szarą koszulkę.
Drażen zamknął oczy i próbował się uspokoić. Ale przed nim
stali już nowi więźniowie. Jeden z nich krzyknął: „Pieprzcie
się, cholerne ...” ale już nie zdążył dokończyć zdania,
kiedy padł kolejny rozkaz: „Ognia!” Teraz już Drażen strzelał
co parę minut, nie zastanawiając się zbytnio, co robi. Jedyną
rzeczą o której pamiętał, było celowanie raczej w starszych
ludzi niż młodych – wydawało się to mniejszą stratą. Wkrótce
autobus został opróżniony. (…)
Celując w kark mężczyzny, Drażen
dostrzegł charakterystyczną plamę z tyłu spodni. Była to mokra
plama, z każdą chwilą większa. Usłyszał rozkaz i znów
strzelił. Kiedy mężczyzna upadł, Drażen zobaczył, że jeszcze
żyje i nadal oddaje ze strachu mocz. Poczuł się zakłopotany, jak
gdyby zdarzyło się to jemu. To mogłoby zdarzyć się także i
mnie, pomyślał, ale odepchnął od siebie tą nieprzyjemną wizję.
Był zmęczony i zły na siebie, na Gojkovicia, na wszystkich. To nie
w porządku zabijać tych wszystkich ludzi. Gdyby byli żołnierzami,
byliby więźniami wojennymi, ale są cywilami i to, co z nimi
robiono, było tym bardziej niesprawiedliwe. On i jego towarzysze
robili coś złego, tyle wiedział na pewno. Gdyby istniała
jakakolwiek sprawiedliwość, to ci ludzie nie byliby w taki sposób
rozstrzeliwani, bez procesu, bez żadnego dowodu winy. Setki mężczyzn
nie może tak po prostu zniknąć. Krewni będą ich szukać i w
końcu oddział Drażena odpowie za ich śmierć. Jeżeli Gojković
nie chciał świadków, to co z jego własnymi żołnierzami? Czyż
nie byli świadkami zbrodni? Skąd wiadomo, że nikt nie będzie
mówić? (…)
Ivan, zauważywszy może, że Drażenowi
robi się niedobrze, zaproponował mu mocną, domową śliwowicę. Po
paru łykach Drażen poczuł się lepiej. Poddając się działaniu
alkoholu, był w stanie nadal strzelać, przez pewien czas nie
myśląc. Kiedy kolejny raz pociągnął łyk śliwowicy, dostrzegł
kątem oka chłopca wysiadającego z autobusu. Chłopiec nie miał
przewiązanych oczu i Drażen zobaczył jego twarz, choć obiecywał
sobie, że nie będzie patrzeć na twarze więźniów, bo utrudniało
to strzelanie. Chłopiec mógł mieć piętnaście lat, może mniej.
Był bez koszulki i w słońcu jego skóra wydawała się blada.
Chłopiec spojrzał na żołnierzy, a potem na rząd zwłok na polu.
Oczy robiły mu się coraz większe i większe, jak gdyby nie mógł
zrozumieć tego, co widzi. „Ależ on jest chłopcem, tylko
chłopcem” - szepnął Drażen do siebie, starając się nie stanąć
za nim. Kiedy więźniowie uklękli przed plutonem egzekucyjnym,
moment wcześniej, niż padł rozkaz, żeby strzelać, Drażen
usłyszał głos chłopca. „Mamo – szeptał - Mamo!” Tamtego
dnia Drażen słyszał mężczyzn błagających o darowanie życia,
dorosłych mężczyzn płaczących jak dzieci, słyszał jak
więźniowie obiecywali żołnierzom pieniądze, samochody, a nawet
domy. Wielu przeklinało, niektórzy szlochali. Ale ten chłopiec po
prostu wołał matkę, jak wzywają ją czasem dzieci obudzone ze
złego snu, kiedy potrzebują jedynie matczynej ręki na czole.
Minutę później chłopiec już nie żył, ale Drażen był pewien,
że dalej słyszy jego głos. Zaczynam mieć halucynacje, pomyślał.
Po raz drugi tego dnia poczuł tak silne mdłości, że musiał pójść
w krzaki, aby zwymiotować. Wymiotował żółtawą cieczą cuchnącą
alkoholem. (…)
O trzeciej po południu było po
wszystkim. Gojković oznajmił, że więcej autobusów nie będzie, i
żołnierze szybko wsiedli do swojego. Słonce wciąż stało wysoko
na niebie, odór unoszący się w powietrzu był nie do zniesienia.
Drażen znów chciał wskoczyć do wody lub wziąć prysznic i
spłukać z siebie woń śmierci. Gdyby przynajmniej mógł umyć
ręce! Starannie je obejrzał. Nie było na nich krwi, jedynie
pęcherz na prawym palcu wskazującym. Okrągły, różowy pęcherz.
Jakie to dziwne, pomyślał Drażen, mieć pęcherz od zabijania
ludzi. Ocenił, że musiał strzelać około siedemdziesięciu razy.
Zabił być może siedemdziesięciu ludzi i miał pęcherz! Nagle
wydało mu się to tak zabawne, że zaczął się histerycznie śmiać.
Slavenka Drakulić
Oni nie skrzywdziliby nawet muchy …
fragmenty z rozdziału Jeden dzień
z życia Drażena Erdemovicia
Tłumaczenie: Jakub Szacki
Wydawnictwo W.A.B
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.