Spływał nocy cień... Drwa się dopalały.
Z gorzkich jego ust słowa mu spływały.
Nieruchomy wzrok utkwił w ciemnej dali
i nad sobą sam tak się smutno żalił:
”Przeniknąłem w głąb nieznajomych lądów,
osiemdziesiąt dni sunął tren wielbłądów.
Łańcuch groźnych gór, las, rozlane wody
i w dalekiej mgle czyjeś dziwne grody.
Nieraz stamtąd w noc pod namiotów krycie
dolatało nas tajemnicze wycie.
Las rąbaliśmy, rowyśmy kopali,
podchodziły lwy, myśmy się nie bali.
Żaden bowiem tchórz pośród nas nie kroczył,
trafiał celny strzał między ich złe oczy.
Odkopaliśmy z piasku tam świątynię,
jedna z tamtych rzek mym imieniem słynie.
I w krainie wód zza jeziornej strony
wielkich plemion pięć biło mi pokłony.
Teraz zbyłem sił, jestem jakby we śnie,
chora dusza ma ciężko i boleśnie.
I poznałem strach po raz pierwszy w życiu
pogrzebany tu, w czterech ścian ukryciu.
Nawet strzelby błysk, nawet cios obucha
nie są w stanie już zerwać mi łańcucha''.
A kobieta zła w pysze swego ciała
wparta w ciemny kąt jego słów słuchała.
Nikołaj Gumiłow
przekład Kazimierz Andrzej Jaworski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.