Czy oni liczą skrupulatnie moje kroki?
Czy doszli już do liczby, ciągnącej za sobą
Siekany przecinkami ogon zer? Czy zdążyłem
Teoretycznie i pieszo dojść do najbliższej gwiazdy?
Wskrzeście dla mnie, proszę,
Jeden z moich pierwszych kroków.
Ubranko, jakie miałem na sobie, ma być wyprasowane.
I żeby matka trzymała mnie mocno za rączkę.
To pewnie naszą babcię widać
W otwartej trumnie. Ręce ma spękane –
Tyle się naszorowała tej podłogi,
Którą zadeptujemy czarnymi butami.
Trzy kroczki, po których ktoś mnie podnosi pod pachy,
Abym ją pocałował, i trzy równie małe,
Którymi odstępuję... Czy ich gromkie echo
Ciągle rozbrzmiewa, chociaż coraz słabiej?
Czy to możliwe, żeby ten duży pies,
Siedzący jak sfinks na brzegu szarego Atlantyku,
Ciągle słyszał skrzypienie moich nowych butów
Tamtego dnia, po drugiej stronie świata?
Charles Simic
tłum. Stanisław Barańczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.