Pod mego krzyża zegnę się ciężarem
I w rajskie – wiedzcie – już nie wejdę bramy,
I dobrowolny więzień trzech wymiarów
Nie będę nigdy wewnątrz rzeczy samych.
Lecz nie ma w duszy dumy ni nadziei,
Choć odejść z Rzymu co dzień jest gotowa:
Na cóż mi prawda, jeśli prawda nie jest
W harmonii z ptasio śpiewającym słowem?
Wzdłuż ust ogromnych wody rzek popłyną
I wzleci ogień nad pustkowia wodne.
Niech będzie człowiek ze swą pierwszą winą,
Niech mu przekleństwo ciąży pierworodne.
W czas pogód twych, w czas błysków i łoskotu,
Kiedy twą twarz prorocy widzą w blasku,
Ja na Patmosie, ja natchniony łaską,
Zanurzam zęby w jabłko złote.
Benedykt Liwszyc
przełożył Jarosław Marek Rymkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.