Pięć rumaków darował mi druh mój Lucyfer
Oraz pierścień cudowny, złoty pierścień z rubinem,
Bym w pieczary zagłębiał się chłodne i ciche,
Lice nieba o jutrzni podpatrywał niewinne.
Uderzały kopytem rumaki, wabiące
W ziemskie dale zwodnicze, w przygodę i przestrzeń,
I wierzyłem, że dla mnie zapala się słońce
Lśniąc jak rubin, gdy złoty obraca się pierścień.
W gwiezdną noc, blady świt – rozwiewały się grzywy,
Wędrowałem, nie znając ni snu, ni wytchnienia.
I bawiły mnie czarnych rumaków porywy
I rozbłyski mojego złotego pierścienia.
Hen, na szczytach poznania – szaleństwo i śnieg,
Ale spiąłem rumaki, smagnąłem je biczem
I na szczyty poznania skierowałem ich bieg,
I ujrzałem tam panią ze smutnym obliczem.
Drżał jak struna jej głos – z odpowiedzią pytanie
W zagadkowych, zielonych zlewało się oczach.
Przeto pierścień oddałem księżycowej tej pani
Za mieniącą się złudnie rozrzutność warkocza.
I wzgardziwszy mną wtedy, i drwiąc ze słabego,
Wrota w mroczne przepaście Lucyfer mi rozwarł
I darował mi druh mój rumaka szóstego,
Zaś ostatni ten rumak na imię miał Rozpacz.
Nikołaj Gumilow
przełożył Wiktor Woroszylski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.