sobota, 10 listopada 2012

Spokój po acedii

 
Wszystkie te leczące acedię środki mogą wielu wy­dawać się niezbyt ponętne, gdyż wszystkie, w mniej­szym lub większym stopniu, polegają na wyrzeczeniu się wszelkiego rodzaju zastępczych przyjemności, roz­maitych „rekompensat". Może ktoś postawi zarzut: „Wyrzeczenie?! Czy to aby nie jest najlepsza droga do jeszcze większego nasilenia uczuć frustracji i agresji?" Otóż z pewnością tak, o ile rezygnacja byłaby pozba­wiona dalszego horyzontu, perspektywy, jakiejkol­wiek nadziei wykraczającej poza zwykłe przerwanie tego uciążliwego i przewlekłego stanu.

Acedia najczęściej objawia się czysto negatywnie, jako rodzaj martwego punktu w duchowym życiu; w każdym razie tak właśnie doświadcza jej ktoś, kto cierpi na nią. Człowiek nie jest w stanie sobie wyob­razić, że kiedykolwiek mógłby się wydostać z jej ot­chłani. Wiele jednak tekstów zaznacza, że po tej po­zornej martwocie zupełnie niespodziewanie otwiera się i rozszerza horyzont. Ewagriusz powołuje się najwidoczniej na konkretne doświadczenie, ślada­mi którego mamy teraz podążać. Początkowo mówi całkiem ogólnie o ciszy.
Duch acedii wypędza mnicha z jego celi, kto zaś posiadł wytrwałość, zawsze przebywa w spo­koju.

  Dalej Ewagriusz zaznacza, że bezpośrednio po tym najuciążliwszym ze wszystkich demonów nie nadchodzi żaden inny. Po jego wypędzeniu następu­je raczej „stan pełen pokoju i niewypowiedziana ra­dość".

Gabriel Bunge OSB, Acedia, duchowa depresja. Nauka duchowa Ewagriusza z Pontu o acedii, tłumaczenie: Jerzy Bednarek, Arkadiusz Ziernicki, Wydawnictwo Benedyktynów - TYNIEC, Kraków- Tyniec 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.