Na Sri Lance dzieło czcigodnego
Buddhagoshy Mahathery pod tytułem Visuddhimagga jest Skarbem
Narodowym. Jest to zrozumiałe, cała tradycja Theravady opiera się
na komentarzach Buddhagoshy Mahathery oraz właśnie na jego pracy
Visuddhimagga. Gdybyśmy w Polsce mieli dzieło literackie
liczące sobie ponad tysiąc pięćset lat, też byłoby skarbem
polskiej kultury. Nie trzeba chyba dodawać, że autor tego dzieła
cieszy się powszechnym szacunkiem. Miliony uważają go za wielkiego
mnicha, setki tysięcy czy przynajmniej tysiące coś tam praktykują
zgodnie z jego wskazówkami, wierząc, że jest on w stanie im pomóc.
Ale nie tylko to, bo cóż za praktykę może wykonywać świecki
wyznawca? Co najwyżej parę godzin medytacji dzienne, rygorystyczne
przestrzeganie zasad moralnych – pięciu wskazań – i
szczodrobliwość. Są jednak na Sri Lance mnisi, którzy medytują
po kilkanaście godzin dziennie, zgodnie ze wskazówkami Buddagoshy
Mahathery. Chciałoby się powiedzieć, że są ich setki, ale tu
boję się minąć z prawdą. Na pewno jest ich kilkudziesięciu. To
bardzo zdeterminowani mnisi, poddający się różnym praktykom
ascetycznym, jeden mój znajomy samanera na przykład nigdy nie śpi
w pozycji leżącej ani nie siada na krześle z oparciem. I głęboko
wierzy w czcigodnego Buddhagoshę.
Ci wszyscy ludzie, czują się zranieni
tym jak Ajahn Buddhadasa potraktował ich bohatera narodowego. Z
pewnością mają rację w jednym, czcigodny Buddagosha nie wymyślił
trzy-życiowej interpretacji współzależnego powstawania,
nieodpowiednim zatem jest oskarżanie go o naleciałości braminizmu.
Wystarczy zajrzeć do pism wcześniejszego od Buddhagoshy Nagardżuny,
u którego już spotykamy się z podziałem współzależnego
powstawania na trzy życia. Czcigodny Buddhagosha tylko przekazał
przyszłym pokoleniom już istniejącą interpretację. Ale mniejsza
z tym – to tylko dygresja. Pojawia się jednak pytanie, czy Ajahn
Buddhadasa w ogóle nie zbłądził, raniąc uczucia setek tysięcy
buddystów na Sri Lance, przez nazwanie czcigodnego Buddhagoshę
Mahatherę puthujjaną – przeciętniakiem bez wglądu we
współzależne powstawanie? Czyż nie jest to łamanie reguł
dobrego zachowania?
Bez wątpienia wszyscy jesteśmy
miłośnikami prawdy i najważniejszą rzeczą w naszym życiu jest
realizacja nibbany tutaj i teraz. Wszystko inne ma drugorzędne
znaczenie, kontynuacja samsary jest dla nas sprawą przerażającą i
możliwość ponownych narodzin spędza nam sen z powiek. Chcemy się
wyzwolić i chcemy by ktoś nam doradził jak to osiągnąć. A Ajahn
Buddhadasa wiedział jedno:
Cunda, nie jest możliwe by ten kto
grzęźnie w ruchomych piaskach mógł wyciągnąć innego, który
grzęźnie w ruchomych piaskach. Jest możliwe by ten kto nie
grzęźnie w ruchomych piaskach mógł wyciągnąć innego, który
grzęźnie w ruchomych piaskach. Nie jest możliwe by ten co sam
nieopanowany i niezdyscyplinowany i nie wygaszony opanował innego,
zdyscyplinował go i doprowadził do wygaszenia. Jest możliwe by ten
co sam opanowany i zdyscyplinowany i wygaszony opanował innego,
zdyscyplinował go i doprowadził do wygaszenia. M 8
I skoro na drodze głębokiego wglądu
podczas medytacji w samotności w przerwach kiedy akurat nie zajmował
się propagowaniem socjalizmu, czcigodny Buddhadasa rozpoznał czym
jest współzależne powstawanie oraz to, że niestety setki tysięcy
buddystów na Sri Lance pokłada wiarę w kimś bez wizji i wglądu,
puthujjanie – przeciętniaku, to jak się wydaje, wręcz jego
obowiązkiem było ogłoszenie tego, gdyż przeciętniak nie może
nikomu pomóc w wyzwoleniu. Dajmy spokój tym setkom tysięcy, oprócz
tego, że uraził ich uczucia, w sumie ich sytuacja tak czy tak się
nie zmienia. Bądźmy szczerzy, miliony azjatyckich buddystów
praktykuje, żeby osiągnąć lepsze narodziny i w tym celu nawet
rady takiego przeciętniaka jak Buddhagosha Mahathera (przeciętniaka
według czcigodnego Buddhadasy) mogą być pomocne. Ale co z tymi
dziesiątkami mnichów medytującymi po kilkanaście godzin dziennie,
co z całym systemem Pa-ok bazującym na Visuddhimadze? Zgodnie z
Nauką Buddy, jeżeli czcigodny Buddhadasa ma rację, wysiłki tych
ludzi są daremne, gdyż błędnie pokładają wiarę w nauczyciela
przeciętniaka. Zatem wydaje się słusznym, iż kierowany
współczuciem czcigodny Buddhadasa wytknął Wielkiemu Komentatorowi
tradycji Theravady, że jest przeciętniakiem, nie bacząc na zasady
dobrego wychowania, bo przecież nie chodziło mu o zranienie czyichś
uczuć, a o to by wszyscy poznali Prawdę, tak jak ona wygląda jego
oczami, po prostu chciał pomóc milionom buddystów na Sri Lance,
pogrążonym w złudzeniach, że czcigodny Buddhagosha Mahatera był
wielkim mnichem. I nie chodziło mu o samą dyskredytację Ojca
Theravady. Ot, po prostu jako dobrze obeznanemu z Nauką Buddy, było
mu wiadome, że przeciętniak nie może nikomu pomóc w osiągnięciu
nibbany, a zatem kierował się współczuciem. Gdzie w grę wchodzi
wolność i nieśmiertelność, reguły dobrego zachowania są
drugorzędne. Jeżeli krzyknę: „Głupcze, nie idź w tamtą
stronę!” to brzmi znaczne gorzej od „Przepraszam szanownego
pana, ale pragnąłbym zasugerować jedną, rzecz; osobiście
doradzam aby pan raczej powstrzymał się od podążania w tamtym
kierunku” ale to właśnie stanowczość mojej wypowiedzi może
zaniepokoić tego człowieka, podczas gdy w drugim wypadku może to
zlekceważyć i wejść wprost w trzęsawisko i zatonąć. To było
doskonale rozumiane przez Ajaha Buddhadasę, który zresztą
oczekiwał, że jak tylko pokaże ludziom ze Sri Lanki i twórcy
systemu Pa-ok jak bardzo błądzą, pokładając wiarę w
przeciętniaku, zetknie się z ich strony z wyrazami wdzięczności.
To, że akurat medytujący mnisi na Sri Lance odrzucili pomocną dłoń
Ajahna Buddhadasy, uznając jego samego za przeciętniaka
nauczającego niezgodnie z tradycją – to jest ich swobodny wybór.
Kto ma rację, kto przez błędne pokładanie wiary skazuje się na
kontynuację samsary? Nie przyjemność, nie chwała, nie władza
– wolność, wyłączne wolność,
słusznie zauważa Fernando Pessoa. Jak wielki ocean ma
tylko jeden smak, smak soli, tak ta Dhamma ma tylko jeden smak, smak
wolności. Kto przez błędną
interpretację współzależnego powstawania odbiera ludziom wolność?
Nie podejmując się w tym miejscu odpowiedzi na to pytanie,
mogę zakończyć stwierdzeniem, jasno wynikającym z tego o czym tu
mówiliśmy, nibbana z pewnością nie jest dla każdego, a już na
pewno nie dla tego kto błędnie pokłada wiarę i chwali tego kto
powinien być zganiony, oraz w jakikolwiek sposób dyskredytuje
nauczającego zgodne z Dhammą. Ale jakkolwiek większość
buddystów uważa Ajahna Buddhadasę za błądzącego heretyka,
należy docenić jego niezależność i odwagę w ferowaniu
nieortodoksyjnych poglądów. Może i błądził, ale w końcu
chodziło mu o prawdę, a przecież nam wszystkim chodzi tylko o nią
i nie bronimy naszych poglądów i naszych nauczycieli
tylko dlatego, że są nasi, ale po gruntownej i starannej
analizie porównawczej, dociekając czy słowa naszego
nauczyciela są zgodne ze słowami Buddy. Bo przecież liczy się dla
nas tylko Prawda, czyż nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.