niedziela, 4 listopada 2012

Ajahn Buddhadasa na Sri Lance


Na Sri Lance dzieło czcigodnego Buddhagoshy Mahathery pod tytułem Visuddhimagga jest Skarbem Narodowym. Jest to zrozumiałe, cała tradycja Theravady opiera się na komentarzach Buddhagoshy Mahathery oraz właśnie na jego pracy Visuddhimagga. Gdybyśmy w Polsce mieli dzieło literackie liczące sobie ponad tysiąc pięćset lat, też byłoby skarbem polskiej kultury. Nie trzeba chyba dodawać, że autor tego dzieła cieszy się powszechnym szacunkiem. Miliony uważają go za wielkiego mnicha, setki tysięcy czy przynajmniej tysiące coś tam praktykują zgodnie z jego wskazówkami, wierząc, że jest on w stanie im pomóc. Ale nie tylko to, bo cóż za praktykę może wykonywać świecki wyznawca? Co najwyżej parę godzin medytacji dzienne, rygorystyczne przestrzeganie zasad moralnych – pięciu wskazań – i szczodrobliwość. Są jednak na Sri Lance mnisi, którzy medytują po kilkanaście godzin dziennie, zgodnie ze wskazówkami Buddagoshy Mahathery. Chciałoby się powiedzieć, że są ich setki, ale tu boję się minąć z prawdą. Na pewno jest ich kilkudziesięciu. To bardzo zdeterminowani mnisi, poddający się różnym praktykom ascetycznym, jeden mój znajomy samanera na przykład nigdy nie śpi w pozycji leżącej ani nie siada na krześle z oparciem. I głęboko wierzy w czcigodnego Buddhagoshę.

Ci wszyscy ludzie, czują się zranieni tym jak Ajahn Buddhadasa potraktował ich bohatera narodowego. Z pewnością mają rację w jednym, czcigodny Buddagosha nie wymyślił trzy-życiowej interpretacji współzależnego powstawania, nieodpowiednim zatem jest oskarżanie go o naleciałości braminizmu. Wystarczy zajrzeć do pism wcześniejszego od Buddhagoshy Nagardżuny, u którego już spotykamy się z podziałem współzależnego powstawania na trzy życia. Czcigodny Buddhagosha tylko przekazał przyszłym pokoleniom już istniejącą interpretację. Ale mniejsza z tym – to tylko dygresja. Pojawia się jednak pytanie, czy Ajahn Buddhadasa w ogóle nie zbłądził, raniąc uczucia setek tysięcy buddystów na Sri Lance, przez nazwanie czcigodnego Buddhagoshę Mahatherę puthujjaną – przeciętniakiem bez wglądu we współzależne powstawanie? Czyż nie jest to łamanie reguł dobrego zachowania?

Bez wątpienia wszyscy jesteśmy miłośnikami prawdy i najważniejszą rzeczą w naszym życiu jest realizacja nibbany tutaj i teraz. Wszystko inne ma drugorzędne znaczenie, kontynuacja samsary jest dla nas sprawą przerażającą i możliwość ponownych narodzin spędza nam sen z powiek. Chcemy się wyzwolić i chcemy by ktoś nam doradził jak to osiągnąć. A Ajahn Buddhadasa wiedział jedno:

Cunda, nie jest możliwe by ten kto grzęźnie w ruchomych piaskach mógł wyciągnąć innego, który grzęźnie w ruchomych piaskach. Jest możliwe by ten kto nie grzęźnie w ruchomych piaskach mógł wyciągnąć innego, który grzęźnie w ruchomych piaskach. Nie jest możliwe by ten co sam nieopanowany i niezdyscyplinowany i nie wygaszony opanował innego, zdyscyplinował go i doprowadził do wygaszenia. Jest możliwe by ten co sam opanowany i zdyscyplinowany i wygaszony opanował innego, zdyscyplinował go i doprowadził do wygaszenia. M 8

I skoro na drodze głębokiego wglądu podczas medytacji w samotności w przerwach kiedy akurat nie zajmował się propagowaniem socjalizmu, czcigodny Buddhadasa rozpoznał czym jest współzależne powstawanie oraz to, że niestety setki tysięcy buddystów na Sri Lance pokłada wiarę w kimś bez wizji i wglądu, puthujjanie – przeciętniaku, to jak się wydaje, wręcz jego obowiązkiem było ogłoszenie tego, gdyż przeciętniak nie może nikomu pomóc w wyzwoleniu. Dajmy spokój tym setkom tysięcy, oprócz tego, że uraził ich uczucia, w sumie ich sytuacja tak czy tak się nie zmienia. Bądźmy szczerzy, miliony azjatyckich buddystów praktykuje, żeby osiągnąć lepsze narodziny i w tym celu nawet rady takiego przeciętniaka jak Buddhagosha Mahathera (przeciętniaka według czcigodnego Buddhadasy) mogą być pomocne. Ale co z tymi dziesiątkami mnichów medytującymi po kilkanaście godzin dziennie, co z całym systemem Pa-ok bazującym na Visuddhimadze? Zgodnie z Nauką Buddy, jeżeli czcigodny Buddhadasa ma rację, wysiłki tych ludzi są daremne, gdyż błędnie pokładają wiarę w nauczyciela przeciętniaka. Zatem wydaje się słusznym, iż kierowany współczuciem czcigodny Buddhadasa wytknął Wielkiemu Komentatorowi tradycji Theravady, że jest przeciętniakiem, nie bacząc na zasady dobrego wychowania, bo przecież nie chodziło mu o zranienie czyichś uczuć, a o to by wszyscy poznali Prawdę, tak jak ona wygląda jego oczami, po prostu chciał pomóc milionom buddystów na Sri Lance, pogrążonym w złudzeniach, że czcigodny Buddhagosha Mahatera był wielkim mnichem. I nie chodziło mu o samą dyskredytację Ojca Theravady. Ot, po prostu jako dobrze obeznanemu z Nauką Buddy, było mu wiadome, że przeciętniak nie może nikomu pomóc w osiągnięciu nibbany, a zatem kierował się współczuciem. Gdzie w grę wchodzi wolność i nieśmiertelność, reguły dobrego zachowania są drugorzędne. Jeżeli krzyknę: „Głupcze, nie idź w tamtą stronę!” to brzmi znaczne gorzej od „Przepraszam szanownego pana, ale pragnąłbym zasugerować jedną, rzecz; osobiście doradzam aby pan raczej powstrzymał się od podążania w tamtym kierunku” ale to właśnie stanowczość mojej wypowiedzi może zaniepokoić tego człowieka, podczas gdy w drugim wypadku może to zlekceważyć i wejść wprost w trzęsawisko i zatonąć. To było doskonale rozumiane przez Ajaha Buddhadasę, który zresztą oczekiwał, że jak tylko pokaże ludziom ze Sri Lanki i twórcy systemu Pa-ok jak bardzo błądzą, pokładając wiarę w przeciętniaku, zetknie się z ich strony z wyrazami wdzięczności. To, że akurat medytujący mnisi na Sri Lance odrzucili pomocną dłoń Ajahna Buddhadasy, uznając jego samego za przeciętniaka nauczającego niezgodnie z tradycją – to jest ich swobodny wybór. Kto ma rację, kto przez błędne pokładanie wiary skazuje się na kontynuację samsary? Nie przyjemność, nie chwała, nie władza – wolność, wyłączne wolność, słusznie zauważa Fernando Pessoa. Jak wielki ocean ma tylko jeden smak, smak soli, tak ta Dhamma ma tylko jeden smak, smak wolności. Kto przez błędną interpretację współzależnego powstawania odbiera ludziom wolność? Nie podejmując się w tym miejscu odpowiedzi na to pytanie, mogę zakończyć stwierdzeniem, jasno wynikającym z tego o czym tu mówiliśmy, nibbana z pewnością nie jest dla każdego, a już na pewno nie dla tego kto błędnie pokłada wiarę i chwali tego kto powinien być zganiony, oraz w jakikolwiek sposób dyskredytuje nauczającego zgodne z Dhammą. Ale jakkolwiek większość buddystów uważa Ajahna Buddhadasę za błądzącego heretyka, należy docenić jego niezależność i odwagę w ferowaniu nieortodoksyjnych poglądów. Może i błądził, ale w końcu chodziło mu o prawdę, a przecież nam wszystkim chodzi tylko o nią i nie bronimy naszych poglądów i naszych nauczycieli tylko dlatego, że są nasi, ale po gruntownej i starannej analizie porównawczej, dociekając czy słowa naszego nauczyciela są zgodne ze słowami Buddy. Bo przecież liczy się dla nas tylko Prawda, czyż nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.