sobota, 3 listopada 2012

Czy mówić prawdę?

Prawda jest zawsze terapeutyczna, mistrzowsko chirurgiczna, cudownie dobroczynna: szukając jej, staję się lekarzem, a granice tego, kto szuka prawdy, są te same co granice lekarza, który uprawia medycynę i błądzi po omacku wśród wyczerpujących pozorów życia i śmierci, niezliczonych masek naszych nakładających się na siebie rzeczywistości …
Ceronetti, Milczenie Ciała

No tak. Zgadza się, prawda jest terapeutyczna … głoszący prawdę jest lekarzem, chirurgiem … I tu wydaje się tkwić problem, bo jak wiemy zabiegi chirurgiczne wykonywane bez znieczulenia – a tym jest mówienie otwarcie prawdy – bolą. I o ile pacjent jest świadomy, że dokonuje się na nim zabiegu dla jego dobra, wszystko jest OK, inaczej będzie się po prostu bronił przed nożem chirurga. Dlatego to co powiedział Ceronetti wymaga uzupełnienia Leca:

Nienawidzą mnie, myśląc, że wygarniam im prawdę. Głupcy, ukrywam ją przed nimi, nie chcąc by ich uzdrowiła.

Ludzie akceptują kłamstwo z różnych powodów, najoczywistszym z nich jest to, że tak jest im wygodniej. Jakiekolwiek by tego nie były powody, ten kto mówi im prawdę, będzie traktowany jako agresor.

Zatem, czy mówić Prawdę? Odpowiedź na to pytanie będzie zależała od innej odpowiedzi. Jeżeli w ankiecie na pytania „Jak bardzo zależy ci na spokoju” i „Czy bardzo zależy ci na przeżyciu w tym świecie?” podkreślasz: „Nie zależy mi”, wtedy śmiało możesz mówić prawdę, pamiętając o tym, że głosiciele prawdy na tym świecie przeważnie kończą na krzyżu, jako przymusowi degustatorzy cykuty, służą jako opał pod ogniska, a w najlepszym razie są wyśmiewani i pogardzani przez tak zwaną „większość”.

Jak pisze Ortega y Gasset: Być może mylę się, ale wydaje mi się, że obecnie pisarz, kiedy bierze do ręki pióro, by napisać coś na gruntownie znany mu temat, powinien pamiętać o tym, że przeciętny czytelnik, dotąd tym problemem niezainteresowany, nie będzie czytał dla poszerzenia własnej wiedzy, lecz odwrotnie – po to, by wydać na autora wyrok skazujący, jeśli treść jego dzieła nie będzie zbieżna z banalną przeciętnością umysłu owego czytelnika.

Jednak, jeżeli opinia motłochu nas nie wzrusza i nie przeraża nas możliwość bycia niepopularnym i nie lękamy się, bądź jesteśmy zabezpieczeni przed eksterminacją, śmiało możemy zabierać głos, by dotrzeć do tych nielicznych w tłumie, którzy nie zatracili jeszcze umiejętności samodzielnego myślenia, i dla których Prawda może mieć moc uzdrawiającą. Problem leży jednak gdzie indziej, co z mówieniem prawdy bliskim, z którymi żyjemy na co dzień. O tym pisze czcigodny Nanamoli w historyjce Tragedia:

Człowiek musiał pójść i żyć na samotnej polanie – blisko głębokiego bagniska, latem, pełnym kwiatów. Nie był żonaty. Miał dwóch przyjaciół. Jeden przyszedł go odwiedzić. Gdy spacerował z nim po skałach za bagniskiem, przyjaciel zdecydował się na zrywanie kwiatów. Człowiek ostrzegł go, by nie wchodził na bagnisko. Ten się roześmiał i zamierzał weń wejść: „Czemu? To dobry stały grunt”, rzekł. Człowiek, by go powstrzymać, w ostatniej chwili przewrócił swego przyjaciela. Przyjaciel tak bardzo się obraził, że od razu odszedł i od tej pory unikał tego człowieka. W pewien sposób, człowiekowi było przykro. Wkrótce drugi przyjaciel przyszedł. Ta sama rzecz się zdarzyła, ale tym razem człowiek zdecydował, że być może lepiej nie obrażać przyjaciela niż ratować mu życie. Zatem kiedy przyjaciel zszedł ze skał w bagnisko, nic nie powiedział i nic nie zrobił. Przyjaciel pogrążył się i utonął. W pewien sposób, człowiekowi było przykro. Teraz nie ma przyjaciół. Wkrótce przyszli i wypełnili bagnisko i zbudowali wokół niego miasto i zamienili polanę na kopalnię. Człowiek stał się znudzony i umarł, ale dopiero po dłuższym czasie, w późnej starości, po wykonaniu wielu prac.

Czcigodny Nanamoli preferował w życiu komunikację niebezpośrednią:

Na pewien sposób święty nie jest już dłużej świętym, gdy tylko jest rozpoznawany i proklamowany i czczony. Święty jest świętym na tyle na ile jego bycie wpływa na działania innych, bez ich refleksyjnej świadomości tego faktu, ku zmniejszeniu cierpienia.

Można to zrozumieć. Ariya dysponuje wglądem w pustkę, co manifestuje się jako zdolność do uwolnienia się od myśli. Ale taka wolność umysłu od myśli, w przypadku sekha jest dość niestabilna i może zostać zakłócona przez wydarzenia zewnętrzne, stąd naturalna skłonność szlachetnych do odosobnienia i nie angażowania się. Trudno się temu dziwić, świadomość dąży do przyjemności i raz rozpoznawszy doświadczenie pustki jako przyjemne, czuje do niego naturalną skłonność. To zresztą jest powodem, dla którego ariya po ponownych narodzinach choć może zapomnieć całkowicie o słowach Buddy zawartych w Suttach, ciągle prowadzi się zgodnie z Dhammą starając się instynktownie pogłębić spokój umysłu. Ba, nawet sam Budda, który był całkowicie niezależny od sytuacji zewnętrznej, wzbraniał się początkowo przed nauczaniem, widząc w tym dla siebie spore problemy.

Dostrzegając tą „hinajanistyczną” tendencję umysłu ariya do przedkładania spokoju nad pouczanie innych, Budda ogłosił odpowiednie nauki, napominając o tym, by jeżeli to możliwe, pomagać też innym:




Podczas gdy tak trenujecie w zgodzie i we wzajemnym uznaniu, bez dysput, jakiś mnich może popełnić wykroczenie lub przewinienie.

Mnisi, nie powinniście się śpieszyć z ganieniem go, raczej osoba powinna być egzaminowana w ten sposób: 'Nie będzie to dla mnie kłopotliwym i ta druga osoba nie będzie zraniona; gdyż ta druga osoba nie jest skłonna do gniewu i rewanżu, i nie jest przywiązana mocno do swojego poglądu, uwalnia się od niego z łatwością i mogę tę osobę wydobyć z niekorzystnego i ustanowić w korzystnym'. Jeżeli tak się wam mnisi wyda, jest słusznym by mówić.

Może się wam wydać: 'Nie będzie to dla mnie kłopotliwym, ale ta druga osoba będzie zraniona; gdyż ta druga osoba jest skłonna do gniewu i rewanżu. Jednakże nie jest ona przywiązana mocno do swojego poglądu, uwalnia się od niego z łatwością i mogę tę osobę wydobyć z niekorzystnego i ustanowić w korzystnym. To zaledwie drobiazg, że ta osoba będzie zraniona, ale znacznie większą rzeczą jest, że mogę tą osobę wydobyć z niekorzystnego i ustawić ją w korzystnym'. Jeżeli tak się wam mnisi wyda, jest słusznym by mówić.

Może się wam wydać: 'Będzie to dla mnie kłopotliwym, ale ta druga osoba nie będzie zraniona; gdyż ta druga osoba nie jest skłonna do gniewu i rewanżu, ale jest ona przywiązana mocno do swojego poglądu, uwalnia się od niego z trudnością, jednak mogę tę osobę wydobyć z niekorzystnego i ustanowić w korzystnym. To zaledwie drobiazg, że to będzie dla mnie kłopotliwym, ale znacznie większą rzeczą jest, że mogę tą osobę wydobyć z niekorzystnego i ustawić ją w korzystnym'. Jeżeli tak się wam mnisi wyda, jest słusznym by mówić.

Może się wam wydać: 'Będzie to dla mnie kłopotliwym i ta druga osoba będzie zraniona; gdyż ta druga osoba jest skłonna do gniewu i rewanżu, i jest mocno przywiązana do swojego poglądu, uwalnia się od niego z trudnością, jednak mogę tę osobę wydobyć z niekorzystnego i ustanowić w korzystnym. To zaledwie drobiazg, że to będzie dla mnie kłopotliwymi, i że ta osoba będzie zraniona, ale znacznie większą rzeczą jest, że mogę tą osobę wydobyć z niekorzystnego i ustawić ją w korzystnym'. Jeżeli tak się wam mnisi wyda, jest słusznym by mówić.

Może się wam wydać: 'Będzie to dla mnie kłopotliwym i ta druga osoba będzie zraniona; gdyż ta druga osoba jest skłonna do gniewu i rewanżu, i jest mocno przywiązana do swojego poglądu, uwalnia się od niego z trudnością i nie mogę tej osoby wydobyć z niekorzystnego i ustanowić ją w korzystnym'. Nie powinno się nie doceniać równowagi wobec takiej osoby. M 103

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.