sobota, 3 listopada 2012

Muzyka i spokój


Ortega y Gasset: „Mallarmé, mówiąc o niewielkiej grupce ludzi, którzy przyszli posłuchać koncertu wybitnego, ale trudnego muzyka, powiada, że obecność tej małej liczebnie publiczności podkreśla nieobecność nieskończenie liczniejszego motłochu”.
*
Nie możemy jednak zapominać o nieobecności jeszcze mniejszej grupy absolutnej elity, pogrążonej w ciszy, na tle której nawet najbardziej wysublimowana muzyka jest niepożądanym zakłóceniem spokoju.

Tathagata wie, że rozmiłowanie jest korzeniem cierpienia a z tego byciem są narodziny i starość i śmierć tego cokolwiek jest, a zatem powiadam, że z wyczerpaniem pragnienia, zanikiem, wstrzymaniem, rezygnacją i uwolnieniem się na wszelki sposób, odkrył on najwyższe Całkowite Przebudzenie. M1

Słuchanie muzyki, to nic innego jak rozmiłowanie się, co oznacza upadana, w tym wypadku trzymanie się zmysłowych przyjemności. Bez porzucenia tego przywiązania nie da się zrealizować wygaszenia.

Świeckiemu wyznawcy, któremu specjalnie nie zależy na wygaszeniu, a znajdującemu sporą przyjemność w słuchaniu muzyki i nie widziącemu potrzeby by z niej rezygnować, sugeruję by zapoznał się z Suttą SN 35: 235, gdzie można znaleźć taki oto fragment:

Byłoby lepiej, mnisi, dla organu ucha być przebitym przez ostry żelazny pręt, płonący, palący i żarzący się, niż dla kogoś kto uchwycił się znaku przez cechy dźwięku poznawane przez ucho. Gdyż jeżeliby świadomość ustanowiła się przywiązana do gratyfikacji w znaku czy w cechach, i jeżeli przy tej okazji ten ktoś by umarł, jest możliwe, że poszedłby do jednej z dwóch destynacji: piekła czy królestwa zwierząt. Po dostrzeżeniu tego niebezpieczeństwa, mówię w ten sposób”.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.