Tego że te tajemnicze i
fantastyczne stworzenia rzeczywiście istnieją, choć normalnie są
dla nas niewidoczne, możemy się dowiedzieć z raportów (w Suttach
na przykład, patrz Lakkhana Samy) ludzi którzy praktykowali
medytację i wyrobili sobie dibbacakkhu czy „boskie oko”.
Ale te wszystkie rozliczne
stworzenia, niezależnie czy istnieją na swych własnych prawach –
tj są świadomie niezależne – czy nie (i te rozróżnienie nie
jest zawsze łatwe do uczynienia przez proste patrzenie na nie) są
obiektami zainteresowania tylko dla miłośników różnorodności,
zbieraczy dziwnych obiektów. Przypuszczać, jak to robi Huxley (i to
ta jego wierność naukowej metodzie skazuje go nie być nigdy niczym
więcej jak tylko drugorzędnym myślicielem), że przez zbieranie i
egzaminowanie rozlicznych obiektów umysłu można się nauczyć
czegoś esencjonalnego o naturze umysłu, jest w dużym stopniu takim
samym założeniem jak przypuszczenie, że można się czegoś
dowiedzieć o strukturze teleskopu przez stworzenie listy wielkiej
różnorodności obiektów jakie można przezeń dostrzec. (…). Czcigodny Sariputta mimo całej swojej perfekcji w praktykowaniu
jhan, nie rozwinął dibbacakkhu (Thag, 996) A mimo to był
wiodącym uczniem Buddy, pierwszym w pańńa czy zrozumieniu.
Po samym Buddzie nie było nikogo kto rozumiałby Dhammę tak dobrze
jak on – a jednak, jak sam przyznawał, nie był w stanie zobaczyć
„nawet goblina” (Udana 40). Ewidentnie, zatem, widzenie dziwnych
stworzeń, w normalnym czy abnormalnym stanie umysłu, nie przynosi
postępu w mądrości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.