Milion Flamingów przeleciało nade
mną, gdy szedłem wolno brzegami Jeziora Nakuru. Nie zaspokoiłem tu
mojego pragnienia, bo woda była mętna i gorzka. Wykopałem jednak
otwór na pobliskiej łące i czekałem cierpliwie, aż napełni się
świeżą wodą.
Zjadłem korę baobabu, wysoką trawę
i strąki akacji Posypałem ciało piaskiem, żeby pozbyć się
pasożytów i chronić przed słońcem. Zbadałem wiatr. Wyczułem
aromat cytrusów ukryty wśród innych zapachów. Udałem się w
kierunku jego źródła, niewielkiej wioski i zacząłem ogołacać
jej sady, gdyż mój apetyt, podobnie jak moje ciało, był wielki.
Ludzie wybiegli z dzidami i łukami, żeby mnie odegnać, ale gdy
mnie ujrzeli, pochylili głowy i zaczęli klaskać, jak gdybym był
dawno utraconym bogiem, powracającym, żeby odzyskać swoją
ojczyznę.
Pozostawałem tam przez trzy dni i nikt
mi nie przeszkadzał. Mogłem swobodnie zaspokoić swój głód i
było to ważne, bo byłem stary i zesztywniały z powodu walk
stoczonych w młodości, rany zadanej rogiem nosorożca tuż nad
kolanem i trzech kul muszkietowych, które wciąż nosiłem w swoim
ciele. Ruszyłem jednak znów na południe. Jak niedźwiedź idący w
ślad za pszczołojadem, który doprowadzi go do barci, tak ja
podążałem ogromną szczeliną w skorupie ziemskiej, żeby spotkać
się z przeznaczeniem.
Mice Resnick, Kły
tłumaczenie: Marek Rudowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.