Wyobraźmy sobie, że ktoś, na kim nam
zależy, spotykając nas, zawsze obdarza nas serdecznym uśmiechem.
Fakt ten może szybko naprowadzić nas na myśl, że
ów znajomy
darzy nas szczególną sympatią, że wyróżnia nas ze swojego
grona,
innymi słowy, że to my właśnie jesteśmy przyczyną jego
zachowań. Wniosek taki
byłby jednak w świetle normatywnych
zaleceń teorii atrybucji – psychologicznej
teorii opisującej,
jak człowiek docieka przyczyn zdarzeń – przedwczesny.
Serdeczność naszego znajomego wobec
nas może bowiem być, oprócz jego
wyjątkowo serdecznego stosunku
do nas, spowodowana jeszcze dwoma innymi czynnikami: nasz znajomy
może być po prostu człowiekiem życzliwie nastawionym do
całego
świata, a może również zdarzyć się tak, że to my swoim
sympatycznym sposobem bycia wywołujemy u większości ludzi, w tym
również u owego znajomego, życzliwe zachowania. O tym, jaka jest
faktyczna przyczyna, możemy się dopiero dowiedzieć
analizując
zachowanie znajomego pod względem aż trzech niezależnych aspektów
(por.
Kelley, 1967; Lewicka, 2000b): tego, w jakim stopniu jest ono
konsekwentne, w jakim
wybiórcze oraz w jakim jest ono powszechne.
Będzie ono konsekwentne, gdy zawsze,
niezależnie od sytuacji,
znajomy ów będzie się tak wobec nas zachowywał. Będzie
ono
wybiórcze, gdy będzie on zachowywał się w ten sposób
częściej w stosunku do nas, niż
wobec innych osób ze swojego
otoczenia. Wreszcie, będzie ono powszechne wtedy, gdy
nie tylko on,
ale i inne osoby, jakie znamy, będą się w taki sam sposób do nas
odnosiły.
Te trzy aspekty odpowiadają trzem różnym rodzajom
informacji, których kombinacja
dopiero pozwala na wyprowadzenie
poprawnego, a więc racjonalnego, indukcyjnego
wniosku o przyczynach
zachowania. Jak łatwo się domyśleć, nasza hipoteza, iż
szczególnie ów znajomy jest życzliwie ustosunkowany do nas i tylko
do nas, miałaby szczególnie wysokie prawdopodobieństwo w
porównaniu z hipotezami konkurencyjnymi,
gdyby jego życzliwe
zachowanie było konsekwentne, wybiórcze i mało powszechne,
a więc
gdyby zawsze był on wobec nas życzliwy, był bardziej życzliwy
wobec nas niż
wobec innych osób oraz gdyby jego życzliwość
wobec nas była większa niż życzliwość
innych osób, które
znamy. W przeciwnym przypadku musielibyśmy zasadnie przypuszczać,
iż albo przyczyną zachowania jest jego ogólna życzliwość wobec
świata
(zachowanie konsekwentne, mało wybiórcze i mało
powszechne), albo też że to nasza
sympatyczna natura zjednuje
sobie innych (zachowanie konsekwentne, wybiórcze oraz
powszechne).
Oczywiście ta druga interpretacja nie jest nam właściwie niemiła:
nasz
znajomy wprawdzie nie lubi nas bardziej niż lubią nas inni,
ale też lubi nas bardziej niż
innych, a o to przypuszczalnie
chodzi nam przede wszystkim. Informacja o powszechności zachowania
jest zatem z punktu widzenia interesującego nas wniosku mało
istotna, ważne okazuje się natomiast uwzględnienie dwóch jego
pozostałych aspektów: konsekwencji i wybiórczości. To one bowiem
będą decydować, podobnie jak w przypadku
czarnych kruków,
zielonych taksówek czy inżynieropodobnych osobowości, o
prawidłowym oszacowaniu wzajemnych zakresów następstw, które
staną się podstawą
naszych wniosków oraz racji, których
dopatrywać się będziemy za tymi następstwami.
Następstwem jest
tu, oczywiście, serdeczne zachowanie się znajomego, hipotetyczną
racją - to, że to właśnie my jesteśmy tego zachowania przyczyną.
Informacja o konsekwencji zachowania odpowiada częstości
serdecznego zachowania się znajomego wobec
nas (zakresowi racji),
informacja o jego wybiórczości, z kolei, to informacja o
bezwzględnej częstości życzliwych zachowań w całym repertuarze
zachowań znajomego
(o zakresie następstwa). Prawidłowe
oszacowanie tej ostatniej informacji jest gwarantem, iż nie
popełnimy błędu niedoceniania zakresu następstwa w porównaniu z
zakresem hipotetycznej racji i że będziemy w stanie znajomemu, a
nie sobie, przypisać
zasługę owego sympatycznego zachowania.
Wniosek taki, aczkolwiek uzasadniony,
nie należy do łatwo przez nas akceptowanych. Chcemy wierzyć, że
inni pozytywnie wyróżniają nas ze swojego grona, że
dostrzegają
naszą wyjątkowość, że traktują nas inaczej, lepiej, niż
pozostałych. Wiarę
tę możemy podtrzymać, gdy uda nam się
zamknąć oczy na informacje o mało wybiórczym charakterze
skierowanych na nas zachowań. Na tej właśnie skłonności ludzi
do
przymykania oczu na bezwzględne częstości interpretowanych
zachowań wiele osób
zbiło już kapitał powszechnej i -
przyznajmy - często uzasadnionej sympatii.
Wybitny amerykański menedżer i
socjotechnik, autor popularnego podręcznika Jak zdobyć przyjaciół
i zjednać sobie ludzi, Dale Carnegie, pisał: „Chcesz zdobyć
przyjaciół? Bądź życzliwy ludziom. Zapomnij o sobie. Ludzie nie
są zainteresowani Tobą. Interesują się tylko sobą - rano, w
południe i wieczór".
Jedna ze spółek telefonicznych w Nowym
Jorku przesłuchała kiedyś 500 rozmów telefonicznych, aby
sprawdzić, jakie słowo powtarza się w nich najczęściej. Najwyższą lokatę uzyskało użyte
3900 razy słowo ja. „Dlatego możesz zyskać sobie
więcej
przyjaciół w ciągu dwóch miesięcy wyrażając zainteresowanie
sprawami
innych, niż w ciągu dwóch lat, starając się
zainteresować innych swoimi własnymi
sprawami" - pisał dalej
Carnegie (1955, s. 92). Jak to osiągnąć? Ano, w najróżnorodniejszy
sposób. Jednym z nich jest pamiętanie imion i nazwisk nawet
przygodnie
spotykanych znajomych. Jeden z polityków amerykańskich,
Jim Farley, swoje sukcesy zawdzięczał, jak sam twierdził, m.in.
temu, że znał imiona ponad 50 000 ludzi,
z którymi się kiedyś
zetknął. „Pamiętaj, że własne imię jest dla człowieka
najsłodszym i najważniejszym dźwiękiem w języku" -
przypomniał Carnegie. I dlatego:
„Jeżeli będziesz pamiętał to
imię i gładko je wymawiał, będzie to potraktowane jak
najsubtelniejszy i najsłodszy komplement. Spróbuj je zapomnieć
albo źle wymówić
- a postawisz się w niezwykle niekorzystnej
sytuacji" (Carnegie, 1955, s. 95).
Jim Farley aż do 50 000 osób potrafił
zwrócić się po imieniu. Można spokojnie założyć, że każda z
tych osób uważała, że to ona właśnie została przez wybitnego
polityka wyróżniona. Socjotechniczna umiejętność skutecznego
zjednywania
sobie przyjaciół polega zresztą na tym, żeby wobec
każdej osoby indywidualizować
nieco swoje postępowanie tak, aby
miłą sercu każdego hipotezę, że to on właśnie
i jego unikalny
zbiór cech jest tego zachowania przyczyną, uczynić tym bardziej
prawdopodobną.
Ignorowanie informacji o wybiórczości
zachowania to tylko jeden z błędów
potocznego rozumowania. Drugim
jest ignorowanie informacji o jego powszechności - przyczyniające
się do powstania błędu, nazwanego podstawowym błędem
atrybucyjnym (Ross, 1977). Tendencja ta wyraża się w preferowaniu
przez ludzi takich
wyjaśnień, które odwołują się do osobowych
i konkretnych raczej aniżeli bezosobowych, czyli sytuacyjnych i
ogólnych, czynników jako przyczyn zachowania.
Błąd ten
popełniają nie tylko tzw. ludzie z ulicy, ale i publicyści, często
specjaliści od analiz społecznych. Ileż to razy w naszych
publikatorach obserwujemy
tendencję do wyjaśniania postępowania
ludzi w naszym kraju ich osobistymi predyspozycjami: złą lub dobrą
wolą, typowym dla nich lenistwem lub pracowitością,
przedsiębiorczością lub jej brakiem itp. U podstaw takiego
myślenia leży nieuwzględnienie faktu, ie każdy człowiek,
niezależnie od swoich trwałych predyspozycji osobowych, ma w
repertuarze szeroki wachlarz zachowań, które ujawnia nie
dlatego,
że ma jakąś ogólną „ skłonność " do zachowywania się
w ten sposób, ale
dlatego, że określony splot warunków
zewnętrznych: społecznych, ekonomicznych
i politycznych, jest w
stanie wyzwolić takie zachowanie niemal u każdego z nas.
Spopularyzowane również w Polsce badania laboratoryjne
amerykańskich psychologów Stanleya Milgrama (1978) i Philipa
Zimbardo (Zimbardo i in., 1978), wskazujące na możliwość
wywołania sadystycznych zachowań u losowo dobranych do
badań
studentów, nie miały demonstrować, że amerykańscy studenci mają
jakieś
szczególne predyspozycje do tych zachowań, lecz stanowić
memento dla architektów życia społecznego w każdym kraju i
przestrogę przed pochopnym obarczaniem jednostek odpowiedzialnością
za nawet bardzo naganne postępowanie*.
Maria Lewicka, Czy jesteśmy
racjonalni
w Złudzenia które pozwalają żyć
s. 49-51
* Problem jednak w tym, że każda
jednostka jest odpowiedzialna za swoje zachowanie, a to, że do swego zachowania skłania się pod wpływem określonych determinacji, społecznych,
kulturowych, psychologicznych, nie ma tu znaczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.