piątek, 1 sierpnia 2014

Portret nieudacznika


Brzydzi się wszelkim działaniem i powtarza sobie: „aktywność to głupota!” Drażnią go nie tyle same wydarzenia, ile pomysł, że miałby się w nie zaangażować; jedyna aktywność, na jaką go stać, to odwrócić się od nich. Swoimi szyderstwami, obrócił życie w pył zanim zdążył wyczerpać jego soki. To przydrożny Eklezjasta, który stwierdzając, że nic nie ma znaczenia, usprawiedliwia tym swoje porażki, stara się uznawać wszystko na co natrafił, za bezwartościowe, i łatwo mu się to udaje, gdyż oczywistości tłumnie stoją po jego stronie. W potyczkach na argumenty zawsze jest zwycięzcą, podczas gdy zawsze jest pokonany w działaniu w akcji. Ma „rację”, odrzuca wszystko i wszystko odrzuca jego. Przedwcześnie zrozumiał coś, czego chcąc żyć, nie powinno się rozumieć – i ponieważ jego talent koncentrował się na samym sobie, roztrwonił go z obawy by nie rozpłynął się w jakiejś artystycznej dziecinadzie. Jak stygmaty albo aureolę nosi w sobie obraz tego, czym mógłby być, czerwieni się na myśl o swojej jałowości, i chlubi się jej doskonałością, na zawsze odporny jest na naiwne próby uwiedzenia, jedyny wyzwoleniec wśród helotów Czasu. Czerpie wolność z ogromu swego niespełnienia; jest bogiem nieskończonym i żałosnym, którego nie ogranicza żadne stworzenie, którego żadne stworzenie nie wielbi, którego nikt nie oszczędza. Pogarda, którą obdarzył innych, zostaje mu zwrócona. Cierpi pokutę tylko za czyny, których nie popełnił, a których liczba przerasta rachuby jego zranionej duszy. Ostatecznie jednak, w ramach pocieszenia, u schyłku swego pozbawionego zaszczytów życia, nosi swoją bezużyteczność jak koronę.

(„Po co?” - oto maksyma Nieudacznika, pochlebcy śmierci... Jakże pobudzająca, gdy pozwolimy, by nami zawładnęła! Śmierć, zanim jej ciężar zbyt nas przygniecie, stymuluje i wzbogaca, nasze siły wzbierają pod jej wpływem; później dopiero dokonuje swego dzieła zniszczenia. Jawna daremność wszelkiego wysiłku oraz ta wizja trupa, którym kiedyś będziemy, wznoszącego się przed nami już teraz i przesłaniającego nam horyzont czasu, w końcu paraliżuje myśli, nadzieje i układ mięśniowy, a obfitość energii, wznieconej przez nią dotychczas, przemienia się – od kiedy zadomowi się nieodwołalnie w umyśle – w zastój sił życiowych. I tak dzięki tej obsesji stajemy się zarazem wszystkim i niczym. Zazwyczaj stawia się przed nami tylko dwie możliwości: klasztor lub kabaret. Gdy jednak nie może się przed nią uciec ani w wieczność, ani w przyjemności i kiedy ponagla w samym środku życia, oddalając cię zarówno od nieba jak od pospolitości, wtedy czyni cię szczególnego rodzaju bohaterem w trakcie rozkładu, bohaterem, który obiecuje wszystko i niczego nie dotrzymuje: zasapanego próżniaka w Pustce; wertykalną padlinę, której jedyna aktywność sprowadza się do myślenia o tym, by przestać być …)

Cioran, Zarys rozkładu
s. 120-122
tłumaczenie: Magdalena Kowalska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.