Przykładów ilustrujących nagminność
błędów tego rodzaju nie należy szukać
zbyt daleko.
Przypuszczalnie każdemu z nas wpadła kiedyś w ręce Mała
encyklopedia medycyny, gdzie barwne i odpowiednio ilustrowane
opisy symptomów różnych
chorób przykuły naszą uwagę na cały
wieczór. Studiując to dzieło ze zdumieniem
zaczęliśmy
stwierdzać, że - podobnie jak bohater książeczki Jerome K. Jerome
Trzech
starszych panów w jednej łódce, nie licząc psa -
możemy się pochwalić większością
opisanych tam chorób.
Czujemy się dziwnie zmęczeni, czasami męczy nas kaszel,
mamy
jakieś podejrzane bóle w krzyżach, odczuwamy niepokojące
gniecenie
w żołądku - aż do tego momentu nie zdawaliśmy sobie
sprawy, jak bardzo jesteśmy
chorzy: anemia, zwyrodnienie
kręgosłupa, nowotwory złośliwe z przerzutami do
wszystkich
niemal narządów. Najdziwniejsze jest to, że mamy również bardzo
rzadkie choroby, nawet te tropikalne. Kładziemy się spać oblani
potem, nie bardzo ufając,
że dane nam będzie doczekać ranka.
Spotkany przypadkiem rano na ulicy przyjaciel
lekarz wytłumaczy nam
- w zdroworozsądkowych kategoriach - różnicę pomiędzy
dwoma
rodzajami probabilistycznych wniosków: między tym, że jeżeli ktoś
cierpi na
określoną chorobę, to ma również określone jej
symptomy, a tym, że jeżeli ktoś ma
określony symptom, to zapadł
również na tę chorobę. Zwyrodnienie kręgosłupa daje
oczywiście
bóle w krzyżach, ale nie każde bóle w krzyżach są objawem
zwyrodnienia kręgosłupa (mogą być równie dobrze wynikiem tego,
że wczoraj pastowaliśmy
podłogę), nie każde gniecenie w żołądku
jest objawem złośliwego nowotworu, a zmęczenie może być równie
dobrze wynikiem tego, że w tym roku właściwie nie mieliśmy
urlopu, jak i postępującej anemii. Wnioskowania z chorób o
symptomach oraz
z symptomów o tych właśnie chorobach nie są
zatem równoważne. Im choroba jest
rzadsza oraz im bardziej
powszechne w populacji, a więc i im mniej diagnostyczne,
są
symptomy (im większa dysproporcja zakresów następstw i racji), tym
mniejsze jest
oczywiście prawdopodobieństwo, że tej właśnie
choroby padliśmy ofiarą. Trzech
hipochondrycznych
czterdziestolatków z książeczki Jerome'a uleczyła z wszystkich
ich chorób wyprawa łódką po Tamizie - ich zaprzyjaźniony, a
mądry lekarz postawił
im bowiem indukcyjnie poprawną, a więc
racjonalną, diagnozę.
Nieuwzględnianie wyjściowych
prawdopodobieństw słuszności hipotez, nie
usprawiedliwione
odpowiednio wysokimi wartościami diagnostyczności posiadanych
dowodów, prowadzi do błędu zwanego błędem nieregresyjnych
przewidywań.
Z opartej na regule Bayesa teorii
przewidywań wynika, że wówczas, gdy
wskaźniki, na których
opieramy nasze przewidywania, są mało diagnostyczne, tzn.
są mało
jednoznacznymi predyktorami określonych zdarzeń, rozsądne
(racjonalne)
jest kwalifikowanie treści tych przewidywań na
podstawie wiedzy dotyczącej wyjściowych prawdopodobieństw
przewidywanych zdarzeń. Innymi słowy, im mniej
jednoznacznym
predyktorem dysponujemy, w tym większym stopniu powinniśmy
przewidywać, że wystąpi zdarzenie najczęstsze lub też mające
średnią wartość
w populacji innych zdarzeń. Przykładowo,
meteorolog dysponujący mało rzetelnymi narzędziami prognozy
warunków atmosferycznych w danym regionie powinien
przewidywać na
kolejny miesiąc pogodę skądinąd typową dla danego miesiąca,
nie
zaś taką, jaką sugerują mu jego zawodne przyrządy. Na to,
że ludzie wymogu tego
nie spełniają, wskazują kolejne badania.
Poproszono badanych (Kahneman i
Tversky, 1973) o odgadnięcie oceny, jaką
otrzymał na egzaminie
student, który bądź (w jednej grapie) uzyskał pewien wynik
w
teście koncentracji umysłowej, odpowiadającym treścią
charakterowi egzaminu,
bądź (w grapie drugiej) uzyskał
odpowiednio wysoki wynik w teście poczucia
humoru (którego treść
- jak łatwo się domyśleć - niewiele miała wspólnego z treścią
egzaminu). Równocześnie poinformowano badanych o średnim wyniku
egzaminu w całej grupie studentów. Zgodnie z przewidywaniami,
aczkolwiek zupełnie
niezgodnie z normatywnymi zaleceniami teorii,
badani jednakowo poważnie traktowali informację o wyniku w jednym i
drugim teście, dokonując na ich podstawie
dalekosiężnych
przewidywań (przewidywano zatem, iż student, który dobrze wypada w
teście poczucia humoru, wypadnie równie dobrze na egzaminie, choć
ze
względu na niską predyktywność tego kryterium powinno się
raczej przewidywać,
że student ten uzyska wynik zbliżony do
średniej grupowej).
Wyglądało zatem na to, iż wbrew
staraniom eksperymentatorów, aby przynajmniej
niektóre z
podawanych informacji uczynić mało wiarygodnymi i mało
diagnostycznymi dla badanych, ci skłonni byli doszukiwać się nawet
bardzo daleko idących związków
przyczynowych pomiędzy treścią
tej informacji a przewidywanym zdarzeniem.
„Wpisywanie" przyczynowości w
skądinąd losowy charakter przewidywanych
zdarzeń wydaje się
jednym z najbardziej charakterystycznych rysów ludzkiego umysłu.
Należy przy tym zwrócić uwagę na fakt, że przewidywane zdarzenia
mogą być losowe
ze swej natury (jak np. w przypadku rzutu kostką,
różnych gier loteryjnych czy specjalnie w tym celu spreparowanych
przez badaczy warunków eksperymentalnych), bądź też
założenie
o ich losowym, a ściślej rzecz biorąc - statystycznym -
charakterze jest,
z braku informacji pozwalających na wnioskowanie
przyczynowe, niezbędne. Ta ostatnia sytuacja miała miejsce w
eksperymentach referowanych przez nas na poprzednich
stronach.
Wypadek samochodowy jest, oczywiście, spowodowany określonym
zbiorem
przyczyn i nie ma charakteru zdarzenia zupełnie
przypadkowego. Zdanie egzaminu
niewątpliwie zależy od splotu
czynników, z których wszystkie pozostają w związku
przyczynowym
z otrzymanym stopniem. Wybór zawodu nie dokonuje się bez związku
z cechami osobowości i zainteresowaniami kandydata do tego zawodu
itp. Nacisk
położony przez badaczy na konieczność uwzględniania
w przewidywaniach tego typu
zdarzeń czynników natury statystycznej
(średnich grupowych, bezwzględnych częstości przewidywanych
zdarzeń itp.) wynika zatem nie z niedoceniania roli czynników
przyczynowych w ich genezie, ale z faktu, iż żadna z osób, które
przewidywań owych miały
dokonywać, nie dysponowała dostatecznie
wiarygodnymi informacjami i diagnostycznymi kryteriami, aby możliwe
było wyprowadzenie wniosków dostatecznie pewnych.
Ryzyko błędu
było tu - w mniemaniu badaczy - tak duże, że skompensować je
mogło
wyłącznie odpowiednio poważne uwzględnienie czynników
natury statystycznej. Jak
widzieliśmy, badani z szansy owej
bynajmniej nie mieli ochoty skorzystać.
Wspólną cechą odpowiedzi, których
udzielali badani w omówionych dotąd eksperymentach, było
niedocenianie faktu, że zjawiska, które są przedmiotem hipotez,
mają na ogół naturę złożoną, a ich kształt może być
wyznaczony przez duży zbiór
czynników, których dokładnej liczby
i hierarchii ważności nie tylko człowiek z ulicy,
ale również
profesjonalny badacz nie jest często w stanie określić. Zapobiec
pochopnymi uproszczonym wnioskom może zastosowanie rachunku
prawdopodobieństwa,
umożliwiające ocenę względnego udziału
hipotetycznego czynnika w przewidywanym przez nas zjawisku. Nie tyle
zatem nieuzasadniona skłonność do deterministycznej interpretacji
zdarzeń przyczynia się do nieracjonalności stosowanych schematów
wnioskowania, ile nieuzasadniona preferencja analizy przyczyn owych
zdarzeń
w kategoriach pojedynczych, wykluczających się wzajem,
czynników.
Skłonność do niedoceniania
wieloczynnikowego uwarunkowania zdarzeń znajduje również swój
wyraz w innym błędzie poznawczym, zwanym „pewnością
wsteczną"
(hindsight bias), opisanym przez amerykańskiego psychologa
Barucha
Fischhoffa (1982). Błąd ten polega na przecenianiu
prawdopodobieństwa, z jakim
sądzi się, iż fakt, o którym
skądinąd wiadomo, że nastąpił, miał szanse wystąpić
w
przeszłości, jeszcze zanim zaistniał. Posłużmy się przykładem:
jest piątek i planujemy na jutro wycieczkę za miasto. Obiektem
naszych probabilistycznych przewidywań staje się, oczywiście,
jutrzejsza pogoda. Zbierające się chmury nie wróżą wiele
dobrego, choć prognozy meteorologiczne są bardziej optymistyczne.
Ostatecznie oceniamy prawdopodobieństwo sprzyjającej pogody na
0,60. Budząc się rano i słysząc
monotonny plusk deszczu na
szybie, wykrzykujemy: „A nie mówiłem? Już wczoraj
wam to
prorokowałem!" Ta nadmierna „pewność wsteczna" bierze
się, według Fischhoffa, stąd, iż ludzie uważają, że jeżeli
jakaś przyczyna w danym przypadku
zadziałała, to widocznie
zadziałać ona musiała, tzn. inne możliwe przyczyny już
wtedy
nie odgrywały żadnej roli. Prowadzi to, oczywiście, do swoiście
fatalistycznej
interpretacji ludzkich dziejów: i tych w
perspektywie historycznej, i w perspektywie
naszej własnej historii
osobistej (świetnym przykładem tej ostatniej jest filozofia
życiowa Kubusia Fatalisty, dla którego - jak pamiętamy - wszystko,
co się stało, stać
się musiało). Tendencja ta okazuje się przy
tym istotnie silniejsza w odniesieniu do
zdarzeń silnie nas
emocjonalnie angażujących oraz występuje częściej u osób
o
dogmatycznej strukturze umysłu (por. Campbell i Tesser, 1983).
Omówione dotąd błędy miały jeden
wspólny mechanizm: wszystkie wynikały
z niedoceniania faktu, że
jedno i to samo następstwo może mieć więcej niż jedną
rację
jego wystąpienia. Nie są to jednak jedyne błędy wnioskowania
probabilistycznego, zarejestrowane przez psychologów. Do innych,
równie spektakularnych,
należy zaliczyć: „złudzenie
koniunkcji" (Tversky i Kahneman, 1983), polegające na
przecenianiu prawdopodobieństwa równoczesnego zajścia dwóch
zdarzeń w stosunku do prawdopodobieństwa zajścia każdego z nich
oddzielnie; „złudzenie gracza", wynikające z nieprawidłowego
rozumienia „losowości" zdarzeń jako „braku
regularności";
„błąd małych liczb", wynikający z niedoceniania faktu, że
prawa
obowiązujące w dużej próbie zdarzeń losowych nie muszą
znajdować dokładnego
odzwierciedlenia w próbach małych itp.
Opisy niektórych z tych błędów znaleźć
może Czytelnik w
pracach polskich psychologów decyzji (Kozielecki, 1974; Tyszka,
1998), a także w monografii autorki obecnego opracowania (Lewicka,
1993).
W tym miejscu należy tylko wspomnieć, że wszystkie owe
błędy mają pewien
wspólny
mechanizm:
jest
nim
tendencja
do
wpisywania
przyczynowości
w skądinąd losowy charakter zdarzeń.
Naturalna skłonność ludzkiego umysłu do
interpretacji
deterministycznych oraz - jak widzieliśmy poprzednio –
interpretacji
monokauzalnych wyjaśnia, jak można sądzić,
większość obserwowanych odchyleń
od racjonalności
probabilistycznych wnioskowań indukcyjnych u ludzi.
s. 46-49
Złudzenia które pozwalają żyć
(z: Maria Lewicka, Czy jesteśmy
racjonalni?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.