niedziela, 10 sierpnia 2014

O interpretacjach monokauzalnych i nie tylko


Przykładów ilustrujących nagminność błędów tego rodzaju nie należy szukać zbyt daleko. Przypuszczalnie każdemu z nas wpadła kiedyś w ręce Mała encyklopedia medycyny, gdzie barwne i odpowiednio ilustrowane opisy symptomów różnych chorób przykuły naszą uwagę na cały wieczór. Studiując to dzieło ze zdumieniem zaczęliśmy stwierdzać, że - podobnie jak bohater książeczki Jerome K. Jerome Trzech starszych panów w jednej łódce, nie licząc psa - możemy się pochwalić większością opisanych tam chorób. Czujemy się dziwnie zmęczeni, czasami męczy nas kaszel, mamy jakieś podejrzane bóle w krzyżach, odczuwamy niepokojące gniecenie w żołądku - aż do tego momentu nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bardzo jesteśmy chorzy: anemia, zwyrodnienie kręgosłupa, nowotwory złośliwe z przerzutami do wszystkich niemal narządów. Najdziwniejsze jest to, że mamy również bardzo rzadkie choroby, nawet te tropikalne. Kładziemy się spać oblani potem, nie bardzo ufając, że dane nam będzie doczekać ranka. Spotkany przypadkiem rano na ulicy przyjaciel lekarz wytłumaczy nam - w zdroworozsądkowych kategoriach - różnicę pomiędzy dwoma rodzajami probabilistycznych wniosków: między tym, że jeżeli ktoś cierpi na określoną chorobę, to ma również określone jej symptomy, a tym, że jeżeli ktoś ma określony symptom, to zapadł również na tę chorobę. Zwyrodnienie kręgosłupa daje oczywiście bóle w krzyżach, ale nie każde bóle w krzyżach są objawem zwyrodnienia kręgosłupa (mogą być równie dobrze wynikiem tego, że wczoraj pastowaliśmy podłogę), nie każde gniecenie w żołądku jest objawem złośliwego nowotworu, a zmęczenie może być równie dobrze wynikiem tego, że w tym roku właściwie nie mieliśmy urlopu, jak i postępującej anemii. Wnioskowania z chorób o symptomach oraz z symptomów o tych właśnie chorobach nie są zatem równoważne. Im choroba jest rzadsza oraz im bardziej powszechne w populacji, a więc i im mniej diagnostyczne, są symptomy (im większa dysproporcja zakresów następstw i racji), tym mniejsze jest oczywiście prawdopodobieństwo, że tej właśnie choroby padliśmy ofiarą. Trzech hipochondrycznych czterdziestolatków z książeczki Jerome'a uleczyła z wszystkich ich chorób wyprawa łódką po Tamizie - ich zaprzyjaźniony, a mądry lekarz postawił im bowiem indukcyjnie poprawną, a więc racjonalną, diagnozę.

Nieuwzględnianie wyjściowych prawdopodobieństw słuszności hipotez, nie usprawiedliwione odpowiednio wysokimi wartościami diagnostyczności posiadanych dowodów, prowadzi do błędu zwanego błędem nieregresyjnych przewidywań.

Z opartej na regule Bayesa teorii przewidywań wynika, że wówczas, gdy wskaźniki, na których opieramy nasze przewidywania, są mało diagnostyczne, tzn. są mało jednoznacznymi predyktorami określonych zdarzeń, rozsądne (racjonalne) jest kwalifikowanie treści tych przewidywań na podstawie wiedzy dotyczącej wyjściowych prawdopodobieństw przewidywanych zdarzeń. Innymi słowy, im mniej jednoznacznym predyktorem dysponujemy, w tym większym stopniu powinniśmy przewidywać, że wystąpi zdarzenie najczęstsze lub też mające średnią wartość w populacji innych zdarzeń. Przykładowo, meteorolog dysponujący mało rzetelnymi narzędziami prognozy warunków atmosferycznych w danym regionie powinien przewidywać na kolejny miesiąc pogodę skądinąd typową dla danego miesiąca, nie zaś taką, jaką sugerują mu jego zawodne przyrządy. Na to, że ludzie wymogu tego nie spełniają, wskazują kolejne badania.

Poproszono badanych (Kahneman i Tversky, 1973) o odgadnięcie oceny, jaką otrzymał na egzaminie student, który bądź (w jednej grapie) uzyskał pewien wynik w teście koncentracji umysłowej, odpowiadającym treścią charakterowi egzaminu, bądź (w grapie drugiej) uzyskał odpowiednio wysoki wynik w teście poczucia humoru (którego treść - jak łatwo się domyśleć - niewiele miała wspólnego z treścią egzaminu). Równocześnie poinformowano badanych o średnim wyniku egzaminu w całej grupie studentów. Zgodnie z przewidywaniami, aczkolwiek zupełnie niezgodnie z normatywnymi zaleceniami teorii, badani jednakowo poważnie traktowali informację o wyniku w jednym i drugim teście, dokonując na ich podstawie dalekosiężnych przewidywań (przewidywano zatem, iż student, który dobrze wypada w teście poczucia humoru, wypadnie równie dobrze na egzaminie, choć ze względu na niską predyktywność tego kryterium powinno się raczej przewidywać, że student ten uzyska wynik zbliżony do średniej grupowej).

Wyglądało zatem na to, iż wbrew staraniom eksperymentatorów, aby przynajmniej niektóre z podawanych informacji uczynić mało wiarygodnymi i mało diagnostycznymi dla badanych, ci skłonni byli doszukiwać się nawet bardzo daleko idących związków przyczynowych pomiędzy treścią tej informacji a przewidywanym zdarzeniem.

„Wpisywanie" przyczynowości w skądinąd losowy charakter przewidywanych zdarzeń wydaje się jednym z najbardziej charakterystycznych rysów ludzkiego umysłu. Należy przy tym zwrócić uwagę na fakt, że przewidywane zdarzenia mogą być losowe ze swej natury (jak np. w przypadku rzutu kostką, różnych gier loteryjnych czy specjalnie w tym celu spreparowanych przez badaczy warunków eksperymentalnych), bądź też założenie o ich losowym, a ściślej rzecz biorąc - statystycznym - charakterze jest, z braku informacji pozwalających na wnioskowanie przyczynowe, niezbędne. Ta ostatnia sytuacja miała miejsce w eksperymentach referowanych przez nas na poprzednich stronach. Wypadek samochodowy jest, oczywiście, spowodowany określonym zbiorem przyczyn i nie ma charakteru zdarzenia zupełnie przypadkowego. Zdanie egzaminu niewątpliwie zależy od splotu czynników, z których wszystkie pozostają w związku przyczynowym z otrzymanym stopniem. Wybór zawodu nie dokonuje się bez związku z cechami osobowości i zainteresowaniami kandydata do tego zawodu itp. Nacisk położony przez badaczy na konieczność uwzględniania w przewidywaniach tego typu zdarzeń czynników natury statystycznej (średnich grupowych, bezwzględnych częstości przewidywanych zdarzeń itp.) wynika zatem nie z niedoceniania roli czynników przyczynowych w ich genezie, ale z faktu, iż żadna z osób, które przewidywań owych miały dokonywać, nie dysponowała dostatecznie wiarygodnymi informacjami i diagnostycznymi kryteriami, aby możliwe było wyprowadzenie wniosków dostatecznie pewnych. Ryzyko błędu było tu - w mniemaniu badaczy - tak duże, że skompensować je mogło wyłącznie odpowiednio poważne uwzględnienie czynników natury statystycznej. Jak widzieliśmy, badani z szansy owej bynajmniej nie mieli ochoty skorzystać.

Wspólną cechą odpowiedzi, których udzielali badani w omówionych dotąd eksperymentach, było niedocenianie faktu, że zjawiska, które są przedmiotem hipotez, mają na ogół naturę złożoną, a ich kształt może być wyznaczony przez duży zbiór czynników, których dokładnej liczby i hierarchii ważności nie tylko człowiek z ulicy, ale również profesjonalny badacz nie jest często w stanie określić. Zapobiec pochopnymi uproszczonym wnioskom może zastosowanie rachunku prawdopodobieństwa, umożliwiające ocenę względnego udziału hipotetycznego czynnika w przewidywanym przez nas zjawisku. Nie tyle zatem nieuzasadniona skłonność do deterministycznej interpretacji zdarzeń przyczynia się do nieracjonalności stosowanych schematów wnioskowania, ile nieuzasadniona preferencja analizy przyczyn owych zdarzeń w kategoriach pojedynczych, wykluczających się wzajem, czynników.

Skłonność do niedoceniania wieloczynnikowego uwarunkowania zdarzeń znajduje również swój wyraz w innym błędzie poznawczym, zwanym „pewnością wsteczną" (hindsight bias), opisanym przez amerykańskiego psychologa Barucha Fischhoffa (1982). Błąd ten polega na przecenianiu prawdopodobieństwa, z jakim sądzi się, iż fakt, o którym skądinąd wiadomo, że nastąpił, miał szanse wystąpić w przeszłości, jeszcze zanim zaistniał. Posłużmy się przykładem: jest piątek i planujemy na jutro wycieczkę za miasto. Obiektem naszych probabilistycznych przewidywań staje się, oczywiście, jutrzejsza pogoda. Zbierające się chmury nie wróżą wiele dobrego, choć prognozy meteorologiczne są bardziej optymistyczne. Ostatecznie oceniamy prawdopodobieństwo sprzyjającej pogody na 0,60. Budząc się rano i słysząc monotonny plusk deszczu na szybie, wykrzykujemy: „A nie mówiłem? Już wczoraj wam to prorokowałem!" Ta nadmierna „pewność wsteczna" bierze się, według Fischhoffa, stąd, iż ludzie uważają, że jeżeli jakaś przyczyna w danym przypadku zadziałała, to widocznie zadziałać ona musiała, tzn. inne możliwe przyczyny już wtedy nie odgrywały żadnej roli. Prowadzi to, oczywiście, do swoiście fatalistycznej interpretacji ludzkich dziejów: i tych w perspektywie historycznej, i w perspektywie naszej własnej historii osobistej (świetnym przykładem tej ostatniej jest filozofia życiowa Kubusia Fatalisty, dla którego - jak pamiętamy - wszystko, co się stało, stać się musiało). Tendencja ta okazuje się przy tym istotnie silniejsza w odniesieniu do zdarzeń silnie nas emocjonalnie angażujących oraz występuje częściej u osób o dogmatycznej strukturze umysłu (por. Campbell i Tesser, 1983).

Omówione dotąd błędy miały jeden wspólny mechanizm: wszystkie wynikały z niedoceniania faktu, że jedno i to samo następstwo może mieć więcej niż jedną rację jego wystąpienia. Nie są to jednak jedyne błędy wnioskowania probabilistycznego, zarejestrowane przez psychologów. Do innych, równie spektakularnych, należy zaliczyć: „złudzenie koniunkcji" (Tversky i Kahneman, 1983), polegające na przecenianiu prawdopodobieństwa równoczesnego zajścia dwóch zdarzeń w stosunku do prawdopodobieństwa zajścia każdego z nich oddzielnie; „złudzenie gracza", wynikające z nieprawidłowego rozumienia „losowości" zdarzeń jako „braku regularności"; „błąd małych liczb", wynikający z niedoceniania faktu, że prawa obowiązujące w dużej próbie zdarzeń losowych nie muszą znajdować dokładnego odzwierciedlenia w próbach małych itp. Opisy niektórych z tych błędów znaleźć może Czytelnik w pracach polskich psychologów decyzji (Kozielecki, 1974; Tyszka, 1998), a także w monografii autorki obecnego opracowania (Lewicka, 1993). W tym miejscu należy tylko wspomnieć, że wszystkie owe błędy mają pewien wspólny mechanizm: jest nim tendencja do wpisywania przyczynowości w skądinąd losowy charakter zdarzeń. Naturalna skłonność ludzkiego umysłu do interpretacji deterministycznych oraz - jak widzieliśmy poprzednio – interpretacji monokauzalnych wyjaśnia, jak można sądzić, większość obserwowanych odchyleń od racjonalności probabilistycznych wnioskowań indukcyjnych u ludzi.

s. 46-49
Złudzenia które pozwalają żyć
(z: Maria Lewicka, Czy jesteśmy racjonalni?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.