Dotarłem do pokrytej kurzem równiny
Amboseli i teraz, po raz pierwszy, mogłem zobaczyć w oddali potężną
górę Kilimandżaro. Jej stoki były szaroniebieskie, a pokryty
śniegiem wierzchołek tonął w chmurach. Szedłem na południe w
jej kierunku. Największy słoń odbywał pielgrzymkę do największej
góry. Jeżeli Bóg ludzi zamieszkiwał na górze Kenya, może bóg
słoni zamieszkiwał Kilimandżaro.
Nie zostało mi wiele czasu. Nie czułem
strachu ani żalu, ponieważ śmierć jest końcem wszystkich żywych
istot i wydawało się, że lepiej będzie, jeżeli teraz odnajdę
swojego boga, niż gdyby on odnalazł mnie, słabego i wygłodniałego,
nie mogącego wstać w jego obecności lub oszalałego z bólu
wywołanego przez mrówki wyżerające wnętrze mojej trąby.
Chciałem zapytać go, dlaczego uczynił mnie innym niż resztę
słoni, dlaczego wyznaczył mi życie w samotności, dlaczego udało
mi się przeżyć rany od kul, dzid i strzał, których nie
przeżyłoby żadne inne zwierzę. Chciałem dowiedzieć się,
dlaczego mnie stworzył i czy otrzymane zadanie wypełniłem dobrze i
honorowo.
Zatrzymując się tylko przy wodopojach
i żeby posypać piaskiem moją spękaną i podrażnioną skórę,
zwróciłem się ku Kilimandżaro i kontynuowałem moją wędrówkę.
Mice Resnick, Kły
tłumaczenie: Marek Rudowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.