22 lutego Telewizyjne reportaże z
Bośni pchnęły mnie do oglądania wieczorem Los Desastros de la
Guerra Goi. Wir okrucieństwa wojennego w Hiszpanii jest przez
malarza pomyślany (czy rozkręcany) tak, by z ludzi wycisnąć
człowieczeństwo do ostatniej kropli, zostawiając im same umęczone,
sponiewierane, torturowane ciała, bez nikłych bodaj prześwitów
duszy. W tym odczłowieczeniu, zezwierzęceniu Goya pokazał całe
swoje mistrzostwo, jak gdyby rękami miesił bezkształtną już
materię, gorącą wojenną lawę, która pochłania wszystko, co po
drodze napotka.
Najsłynniejszy jest sztych
przedstawiający trupa, który ze zgniłymi już nogami wywleka się
z grobu i, odwróciwszy głowę, pisze na arkuszu papieru słowo
nada, nic. W tle tłok przekrzywionych odrażająco twarzy, na lewo
kobieta z wagą sprawiedliwości. Podpis malarza: Nic, mówi.
Ponieważ wydawał się bezbożnym twierdzeniem, że po tamtej
stronie życia rozpościera się „nic”, zmieniono go na: nic,
powie, co miało być (ale czy było?) aluzją do okrutnej,
bezużytecznej, bezpłodnej wojny. Pewna jest w sztychu waga
sprawiedliwości, przysłonięta - wyjaśnia uczony autor komentarzy
- „larwami obskurantyzmu i przemocy”. Śmiem wątpić, czy o to
chodziło Goi. Dla mnie to nada jest strasznym krzykiem wojennego
nihilizmu. Cykl zamyka sztych nazwany przez malarza Fiero monstruo,
okrutny potwór; bestia wojny wymiotuje swoje
ofiary. Może jesteśmy w tym stadium jatki bośniackiej...
Herling-Grudziński
Dziennik pisany nocą 1993-1996
s. 112
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.