W 1925 roku Malraux spotkał w jakimś
barze w Singapurze pewnego kolekcjonera, rosyjskiego emigranta, który
podróżując na koszt muzeum w Bostonie zakupywał dla niego stare
dzieła sztuki. Po pierwszym potoku słów w języku rosyjskim
pokazał on pisarzowi pięć małych słoni z kości słoniowej,
dopiero co kupionych od jakiegoś Hindusa, a które teraz ustawił
przed sobą na stole jakby piszczałki organów.
— Jak pan widzi, drogi przyjacielu,
kupuję takie oto małe słonie, które podczas prac wykopaliskowych
wrzucam do grobów, zanim je znowu zasypujemy. Za jakie pięćdziesiąt
lat inni ludzie, otwierając te groby, znajdą w nich małe słonie,
pięknie pokryte patyną wieków, i będą piekielnie łamać sobie
nad tym głowę... Bawi mnie to, żeby ludziom, którzy przyjdą po
mnie, zadawać tego rodzaju łamigłówki. Na jednej z wież w
Angkor-Wat, drogi przyjacielu, wyryłem wyjątkowo nieprzyzwoity
napis w sanskrycie; gdy go potem odpowiednio zamazałem, wyglądał
doprawdy bardzo staro. Z pewnością znajdzie się kiedyś jakiś
mądrala, który go odcyfruje. Trzeba w naszych poczciwych bliźnich
wywoływać trochę zgorszenia...
C.W. Ceram Bogowie, groby i uczeni
tłumaczenie; Taracha Piotr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.