Nigdy nikogo nie kochałem. Maksimum miłości poświęcam swoim odczuciom – stanom świadomej wizualności, wrażeniom rozbudzonego słuchu, zapachom, za których pośrednictwem rozmawia ze mną skromność zewnętrznego świata, opowiadając o rzeczach z przeszłości (które tak łatwo rozpoznać po zapachu); to znaczy dając mi rzeczywistość i emocje, które odnoszą się do czegoś więcej niż prosty fakt, że w piekarni pieką chleb; jak tamtego odległego popołudnia, kiedy wracałem z pogrzebu swojego wuja, który tak mnie kochał, i czułem niejasno jakąś błogą ulgę, nie bardzo wiem z jakiego powodu.
Oto moja moralność, moja metafizyka, lub moje ja: być przechodniem wobec wszystkiego, nawet wobec własnej duszy, nienależącym do niczego, niepragnącym niczego, będącym niczym – abstrakcyjnym centrum bezosobowych doznań, przewróconym czującym lustrem, które odbija różnorodność świata. Nie wiem, czy jestem z tym szczęśliwy, czy nieszczęśliwy. I nie obchodzi mnie to.
Pessoa, Księga niepokoju
tłumaczenie: Michał Lipszyc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.