Istnienie = udręka. To
równanie zdaje mi się oczywistością. Ale dla jednego z moich
znajomych nie jest nią. Jak go przekonać? Nie mogę wypożyczyć mu
swych odczuć, a przecież tylko one miałyby moc przekonania go,
zaopatrzenia go w ów naddatek duchowej niewygody, jakiej doznaje się
od tak dawna.
Raczej w rynsztoku niż na
cokole.
Jedno jest tylko ważne:
nauczyć się bycia przegranym.
Św Serafin: „Milczenie
zbliża człowieka do Boga i czyni go na ziemi podobnym aniołom”.
Z chwilą gdy zaczynamy
chcieć, wchodzimy pod jurysdykcję Demona.
Móc żyć bez żadnych
ambicji to wielka siła i wielkie szczęście. Przymuszam się do
tego. Ale właśnie ten przymus również ma coś z ambicji.
Przez chwilę jakbym to
czuł, co dla żarliwego wyznawcy wedanty może oznaczać
rozpłynięcie się w brahmanie. Tak bym pragnął rozciągnięcia
owej sekundy w nieskończoność!
Każdy kto posiada ciało,
ma prawo do tytułu potępionego. Jeśli nadto dotknęła go plaga
„duszy”, nie ma anatemy, do której nie mógłby rościć sobie
praw.
Zniszczywszy wszystkie
swoje przywiązania, powinienem doświadczać uczucia swobody. W
rzeczy samej doświadczam go, i to tak intensywnego, że boję się
nim cieszyć.
Cioran, O niedogodności
narodzin
tłumaczenie:
Ireneusz Kania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.