sobota, 23 kwietnia 2016

Pasożyty są wśród nas ...


Pasożyty nie są skłonne do nadmiernej mitręgi, zwłaszcza jeśli potrafią zmusić kogoś innego, by ich w tej czynności zastąpił.

Ewolucyjny „wyścig zbrojeń” pomiędzy kukułkami a gatunkami gospodarzy charakteryzuje się rodzajem przyrodzonej niesprawiedliwości, wynikającej z nierównych kosztów ewentualnego błędu. Wszystkie pisklęta kukułki są potomkami długiego rodowodu przodków, z których każdy musiał odnieść sukces w manipulowaniu swoimi przybranymi rodzicami. Pisklę, które straciło nad nimi kontrolę, choćby na chwilę, niechybnie ginęło.

Natomiast wielu spośród długiego łańcucha przodków przybranego rodzica nigdy w życiu nie zetknęło się z kukułką. A te, którym zdarzyło się mieć kukułkę w swoim gnieździe, jakoś zniosły ten koszmar i zachowały zdolność do wychowania w następnym sezonie własnego przychówku. Rzecz w tym, że pod względem kosztów pomyłki istnieje tu asymetria. Geny na niezdolność do przeciwstawienia się kukułczemu zniewoleniu mogą być przekazywane bez przeszkód następnym pokoleniom rudzików czy pokrzywnic, zaś geny na nieumiejętność zniewalania przybranych rodziców kolejnym pokoleniom kukułek przekazane nie będą. To właśnie rozumiem pod pojęciem „przyrodzonej niesprawiedliwości” i „asymetrii pod względem kosztów pomyłki”. Istotę tej asymetrii lapidarnie ujął Ezop w jednej ze swych bajek: „Królik biegnie szybciej od lisa, ponieważ królikowi chodzi o życie, a lisowi tylko o obiad”. Regule tej nadaliśmy wraz z kolegą Johnem Krebsem miano zasady „życie kontra obiad”. 

Działanie powyższej zasady sprawia, że zwierzęta, ulegające manipulacji innych zwierząt, zdają się czasami zachowywać w sposób niezgodny z własnym, najlepiej pojętym interesem. W rzeczywistości w pewnym sensie działają jednak dla swojego dobra: cała istota zasady „życie kontra obiad” leży w tym, że choć teoretycznie mogłyby oprzeć się manipulacji, kosztowałoby je to zbyt wiele. Być może, dla przeciwstawienia się kukułczej manipulacji trzeba mieć bystrzejsze oczy lub większy mózg, co podnosiłoby koszty w sposób nieopłacalny. Sukcesy w przekazywaniu genów odnoszone przez rywali przejawiających genetycznie uwarunkowaną zdolność do przeciwstawiania się manipulacji mogły w rzeczywistości być mniejsze z powodu nadmiernych kosztów tego oporu.

Lecz oto znów niepostrzeżenie powróciliśmy do spojrzenia na życie z perspektywy całego organizmu, a nie jego genów. Omawiając motylice i ślimaki oswoiliśmy się z myślą, że geny pasożyta mogą zaznaczać swoje wpływy fenotypowe w ciele gospodarza w dokładnie taki sam sposób, w jaki dowolne zwierzęce geny wywierają wpływ na „własne” ciało. Wykazaliśmy, że samo pojęcie „własności” ciała kryje w sobie założenie narzucające nam stronniczy punkt widzenia. W jakimś sensie „pasożytnicze” są wszystkie geny organizmu, obojętne czy nazwiemy je „własnymi” genami ciała, czy też nie. Kukułki wprowadzone zostały do rozważań jako przykład pasożytów nie mieszkających w ciałach swoich gospodarzy. Sterują gospodarzami w gruncie rzeczy w taki sam sposób, jak pasożyty wewnętrzne, i manipulacja ta, jak się przekonaliśmy, może być równie potężna i zniewalająca, jak działanie hormonu czy zaaplikowanego narkotyku. Podobnie jak to uczyniliśmy w przypadku pasożytów wewnętrznych, powinniśmy teraz sformułować nasz problem od nowa, posługując się pojęciami genów i rozszerzonych fenotypów.

W ewolucyjnym wyścigu zbrojeń między kukułkami a gospodarzami postęp po obu stronach dokonywał się dzięki mutacjom genetycznym, które pojawiały się i były faworyzowane przez dobór naturalny. Obojętne jaka cecha gardzieli kukułki powoduje, że na układ nerwowy gospodarza działa ona jak narkotyk, powstać musiała jako mutacja genetyczna. Mutacja ta polegała, dajmy na to, na modyfikacji koloru i kształtu gardzieli młodej kukułki. Lecz nawet to nie było jej najbardziej bezpośrednim efektem. Ten bowiem polegał na modyfikacji niewidocznych procesów chemicznych zachodzących we wnętrzu komórek. Wpływ genów na kolor i kształt gardzieli jest już pośredni. I w tym właśnie rzecz. Wpływ tych samych genów na zachowanie się otumanionego gospodarza jest tylko jeszcze trochę bardziej pośredni. Jeśli mamy prawo mówić o genach kukułki wywierających (fenotypowe) wpływy na kolor i kształt jej gardzieli, równie dobrze możemy mówić o genach kukułki wywierających (rozszerzone fenotypowe) wpływy na zachowanie gospodarza. Geny pasożytów mogą wpływać na ciała gospodarzy nie tylko wtedy, gdy pasożyt mieszka wewnątrz gospodarza, skąd może nim sterować bezpośrednio na drodze chemicznej, ale również wtedy, gdy pasożyt jest całkowicie od gospodarza odrębny i steruje nim na odległość. Co prawda, jak się za chwilę dowiemy, nawet wpływy chemiczne mogą wykraczać poza ciało.

Kukułki są stworzeniami godnymi uwagi, a ich przykład jest pouczający. Lecz niezwykłości obserwowane wśród owadów przewyższają wszystko, co możemy spotkać u kręgowców. Ich przewagą jest po prostu olbrzymia liczba gatunków. Mój kolega Robert May trafnie zauważył, że: „z dobrym przybliżeniem, wszystkie istniejące gatunki są gatunkami owadów”. Owadzie „kukułki” są bardzo liczne, a ich charakterystyczne zwyczaje pojawiały się w wielu grupach owadów niezależnie. Niektóre z nich wybiegły daleko poza znajome nam kukułcze zwyczaje i realizują najniezwyklejsze fantazje, do jakich tylko mogłaby je zainspirować lektura The Extended Phenotype. Kukułka-ptak składa jajo i ulatnia się. W przypadku pewnych gatunków mrówczych kukułek obecność samicy zaznacza się w sposób znacznie bardziej dramatyczny. Rzadko podaję nazwy łacińskie, ale Bothriomyrmex regicidus i B. Decapitans mówią same za siebie. Oba pasożytują na innych gatunkach mrówek. Rzecz jasna, u wszystkich mrówek młode są przeważnie karmione nie przez rodziców, ale przez robotnice, a więc potencjalna kukułka właśnie je musi omamić, czyli poddać swojej kontroli. Pożytecznym wstępnym krokiem jest pozbycie się rodzonej matki robotnic, a wraz z nią źródła konkurencyjnego potomstwa. U tych dwóch gatunków pasożytnicza królowa wślizguje się samotnie do mrowiska innego gatunku mrówek. Odnajduje jego królową i usadowiwszy się na jej grzbiecie, nie niepokojona wykonuje (że przytoczę rzeczowy, acz makabryczny opis Edwarda Wilsona) „jedyną czynność, w której jest wysoce wyspecjalizowana - powolne odcinanie głowy swojej ofierze”. Morderczyni jest następnie adoptowana przez osierocone robotnice, które niczego nie podejrzewając opiekują się jej jajami i larwami. Niektóre z larw przekształcają się w robotnice, które stopniowo zastępują gatunek pierwotnie zamieszkujący gniazdo. Inne zaś stają się królowymi, które wylatują w poszukiwaniu nowych, jeszcze nie odciętych królewskich głów.

Lecz odrzynanie głów jest zajęciem męczącym. Pasożyty nie są skłonne do nadmiernej mitręgi, zwłaszcza jeśli potrafią zmusić kogoś innego, by ich w tej czynności zastąpił. Ulubionym przeze mnie bohaterem książki Wilsona The Insect Societies [ Społeczeństwa owadów Edwarda O. Wilsona w tłumaczeniu Danuty Hanny Tymarskiej wydało PWN w 1979 r. (przyp. red.).] jest Monomorium santschil. W przebiegu ewolucji gatunek ten utracił kastę robotnic całkowicie. Robotnice gospodarza wykonują na rzecz swoich pasożytów wszystkie, nawet najbardziej odrażające czynności. Po zaatakowaniu mrowiska przez pasożytniczą królową, dokonują na jej rozkaz ni mniej, ni więcej tylko morderstwa własnej matki. Uzurpator nie musi nawet nadwerężać swoich żuwaczek.

Przejmuje po prostu kontrolę nad umysłami robotnic. W jaki sposób tego dokonuje, pozostaje tajemnicą - prawdopodobnie za pośrednictwem jakiejś substancji chemicznej, jako że układy nerwowe mrówek są z zasady na ten rodzaj bodźca szczególnie wrażliwe. Jeśli rzeczywiście jest to substancja chemiczna, to jest ona najbardziej podstępną bronią chemiczną ze wszystkich, jakie zna nauka. Pomyśl tylko, co sprawia. Wniknąwszy do mózgu mrówki robotnicy, przejmuje kontrolę nad jej mięśniami, odwodzi ją od wypełniania jej przyrodzonych powinności i zwracają przeciwko własnej matce. Dla mrówek matkobójstwo jest aktem wyjątkowo obłąkańczym i zaiste straszliwy musi być narkotyk, który potrafi je do tego nakłonić. Lecz w świecie rozszerzonego fenotypu nie należy pytać, jaką korzyść przynosi genom dane zachowanie zwierzęcia, ale: czyim genom tę korzyść przynosi.

Wykorzystywanie mrówek przez pasożyty, i to nie tylko przez inne mrówki, ale i inne, zdumiewające swą różnorodnością gatunki wyspecjalizowane w życiu na cudzy koszt, nie dziwi zupełnie. Robotnice mrówek kierują do centralnego magazynu swojego mrowiska obfity strumień pożywienia z rozległego obszaru i zapasy te są łakomym kąskiem dla rozmaitych darmozjadów. Zastępy mrówek stanowią również skuteczny kordon obronny: są dobrze uzbrojone i liczne. Relacje między mszycami a mrówkami opisane w rozdziale 10 można rozpatrywać jako wynajęcie profesjonalnej ochrony osobistej opłacanej nektarem. Kilka gatunków motyli stadium gąsienicy spędza wewnątrz gniazd mrówek. Niektóre są zwykłymi rabusiami. Inne, w zamian za ochronę, mają mrówkom coś do zaoferowania. Oprzyrządowanie przeznaczone do manipulowania członkami swojej ochrony osobistej często wprost sterczy im na wszystkie strony. Gąsienica motyla o łacińskiej nazwie Thisbe irenea ma w głowie narząd, który wytwarza dźwięki zwabiające mrówki, w tylnej zaś części ciała - dwie wysuwane teleskopowo dysze wydzielające kuszący nektar. Ponadto na jej grzbiecie znajduje się jeszcze inna para narządów, których wydzielina rzuca na mrówki daleko bardziej wyrafinowany urok. Nie jest to, jak się okazuje, pokarm, lecz lotna substancja o bardzo silnym wpływie na zachowanie mrówek. Mrówka poddana jego działaniu dosłownie wyskakuje w powietrze. Rozwiera szeroko żuwaczki, staje się agresywna, znacznie bardziej niż zwykle chętna do ataku, kąsania i żądlenia dowolnego poruszającego się obiektu, z wyjątkiem, rzecz jasna, gąsienicy, która oszołomiła ją swoim narkotykiem. Mało tego, mrówka poddana władzy rozprowadzającej narkotyki gąsienicy popada w końcu w stan „uzależnienia”, w którym przez wiele dni nie odstępuje „swojej” gąsienicy ani na krok. Tak więc gąsienica, podobnie jak mszyca, zatrudnia mrówki jako ochronę osobistą, ale posunęła się w tej dziedzinie o krok dalej. O ile mszyce polegają na normalnym poziomie agresji mrówek wobec drapieżników, gąsienica podaje im środek wzmagający agresję, w dodatku doprawiony uzależniającym narkotykiem. Są to przykłady skrajne. Lecz przyroda roi się od zwierząt i roślin, które w skromniejszym wymiarze manipulują innymi osobnikami tego samego lub innego gatunku. We wszystkich przypadkach, w których dobór naturalny faworyzował geny na manipulację, mamy prawo twierdzić, że geny te wywierają (rozszerzone fenotypowe) wpływy na ciało manipulowanego organizmu. Nie jest przy tym istotne, w którym ciele dany gen fizycznie się znajduje. Obiektem manipulacji może być zarówno to samo ciało, jak i którekolwiek inne. Dobór naturalny faworyzuje te geny, które manipulują światem, by zapewnić swoje rozpowszechnienie.

Richard Dawkins, Samolubny gen
tłumaczenie: Marek Skoneczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.