czwartek, 28 kwietnia 2016

Jestem z instynktu arystokratą


Tocqueville był przeświadczony, że stać go na całkowity obiektywizm w ocenie tej demokratycznej przyszłości świata. Zacytować z pewnością warto fragmenty jego listu do Reeve’a z 1837 roku: «Przypisuje mi się alternatywnie przesądy demokratyczne lub arystokratyczne: miałbym może jedne lub drugie, gdybym się urodził w innym wieku i w innym kraju. Ale okoliczności moich urodzin bardzo mi ułatwiły obronę przed jednymi i drugimi...

Gdy zacząłem życie, arystokracja była już martwa, demokracja zaś jeszcze nie istniała; instynkt mój nie mógł więc pociągać mnie ślepo ani ku jednej, ani ku drugiej... Należałem do starej arystokracji mego kraju i nie żywiłem nienawiści czy też naturalnej zazdrości wobec arystokracji. Ale ta arystokracja była już zniszczona, więc nie czułem też wcale do niej naturalnej miłości, bo przywiązać się mocno można tylko do tego, co żyje. Byłem dość blisko, by ją dobrze poznać, i dość daleko, by ją oceniać beznamiętnie... Żaden rodzaj wspomnień rodzinnych ani osobisty interes nie stwarzał u mnie naturalnej i koniecznej skłonności do demokracji. Ale nie doznałem od niej osobiście żadnej krzywdy; nie miałem żadnych szczególnych motywów, by ją kochać lub nienawidzić... Nie wymagało więc ode mnie wielkiego wysiłku rzucanie spokojnych spojrzeń na obie strony.»

Nie należy chyba przeceniać tej bezstronności. Pouczające będzie skonfrontowanie dwóch wypowiedzi Tocqueville’a: z cytowanego wyżej listu do Reeve’a i z udostępnionego już polskiemu czytelnikowi dzieła Dawny ustrój i rewolucja. Cytat pierwszy: «Przypisuje mi się namiętności, a ja mam jedynie opinie.» I drugi: «Jest się przede wszystkim człowiekiem swojej klasy, a dopiero potem swojej opinii.» Alexis de Tocqueville był również «człowiekiem swojej klasy».

Widać to nie tylko w szczerości niemal naiwnej, z jaką ujawniał niekiedy swą pogardę dla ludu («Jestem z instynktu arystokratą: to znaczy, że pogardzam tłumem i obawiam się go»; «Z ludem francuskim należy postępować jak z obłąkanym, któremu nie można wiązać rąk z obawy, aby nie wpadł w szał»). Ważniejsze jest to, że Tocqueville zwraca się do tradycji arystokratycznej po system wartości, do którego przymierzać będzie społeczeństwo egalitarne.

Bo Tocqueville to nie tylko arystokrata, który zdecydował się zaakceptować demokrację «bez entuzjazmu i bez słabości». To także arystokrata, który ocenia demokrację ze swej klasowej perspektywy. Obraz społeczeństwa arystokratycznego, który można odtworzyć z rozsianych po całej książce refleksji autora, malowany jest ciepłymi barwami. Arystokracja była depozytariuszem wolności i godności ludzkiej, kultury politycznej, doświadczeń w rządzeniu. Rozwijała wyrafinowane formy cywilizacji: naukę, sztukę, dobre maniery. Jej hierarchia społeczna rekompensowała nierówności między ludźmi i brak mobilności socjalnej poczuciem stabilizacji i bezpieczeństwa: każdy dobrze znał swe miejsce w społeczeństwie...

Jest to obraz ujmujący; Tocqueville sugeruje przy tym, iż takie społeczeństwo arystokratyczne było historyczną rzeczywistością. W istocie to już nie typ idealny arystokracji: obraz ten zbyt jest odległy od realiów. To już, jak pisze amerykański politolog Andrew Hacker, «utopia przebrana w historyczny kostium».

Arystokratyczny charakter wyliczanych wyżej wartości został bez wątpienia wyidealizowany. Ale przecież nie wynika z tego wcale, że same wartości były pozorne. Łatwo kwestionować ideę, że więzi społeczne właściwe «społeczeństwu arystokratycznemu» (rodzinne, korporacyjne, stanowe) dawały ludziom szczęście dzięki poczuciu tożsamości i bezpieczeństwa. Jednakże czy w nowym, burżuazyjnym porządku nie stawało się problemem to, co przeczuwał już Monteskiusz a konstatował Tocqueville: izolacja ludzi w zatomizowanym społeczeństwie? Czy nie odczuwano naprawdę ciężaru anonimowości i zastępowania więzi społecznych — jak to określali Marks i Engels — przez zimny rachunek pieniężny? Jeśli zaś dostrzeżemy nawet u Tocqueville’a arystokratyczną nostalgię, to przecież rozumiał on dobrze — i explicite to stwierdzał — iż problem nie może polegać na jakimś powrocie do arystokracji, lecz na przetransponowaniu pewnych «arystokratycznych» wartości do systemu demokratycznego.

Jan Baszkiewicz
Ze wstępu do Demokracji w Ameryce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.