Tocqueville był przeświadczony, że
stać go na całkowity obiektywizm w
ocenie tej demokratycznej
przyszłości świata. Zacytować z pewnością warto
fragmenty jego
listu do Reeve’a z 1837 roku: «Przypisuje mi się alternatywnie
przesądy demokratyczne lub arystokratyczne: miałbym może jedne
lub
drugie, gdybym się urodził w innym wieku i w innym kraju. Ale
okoliczności moich urodzin bardzo mi ułatwiły obronę przed
jednymi i drugimi...
Gdy zacząłem życie, arystokracja
była już martwa, demokracja zaś jeszcze
nie istniała; instynkt
mój nie mógł więc pociągać mnie ślepo ani ku jednej,
ani ku
drugiej... Należałem do starej arystokracji mego kraju i nie
żywiłem
nienawiści czy też naturalnej zazdrości wobec
arystokracji. Ale ta arystokracja była już zniszczona, więc nie
czułem też wcale do niej naturalnej miłości, bo przywiązać się
mocno można tylko do tego, co żyje. Byłem dość blisko, by ją
dobrze poznać, i dość daleko, by ją oceniać beznamiętnie...
Żaden
rodzaj wspomnień rodzinnych ani osobisty interes nie
stwarzał u mnie naturalnej i koniecznej skłonności do demokracji.
Ale nie doznałem od niej osobiście żadnej krzywdy; nie miałem
żadnych szczególnych motywów, by ją
kochać lub nienawidzić...
Nie wymagało więc ode mnie wielkiego wysiłku
rzucanie spokojnych
spojrzeń na obie strony.»
Nie należy chyba przeceniać tej
bezstronności. Pouczające będzie skonfrontowanie dwóch wypowiedzi
Tocqueville’a: z cytowanego wyżej listu do
Reeve’a i z
udostępnionego już polskiemu czytelnikowi dzieła Dawny ustrój
i
rewolucja. Cytat pierwszy: «Przypisuje mi się namiętności, a ja
mam jedynie opinie.» I drugi: «Jest się przede wszystkim
człowiekiem swojej klasy, a
dopiero potem swojej opinii.» Alexis
de Tocqueville był również «człowiekiem swojej klasy».
Widać to nie tylko w szczerości
niemal naiwnej, z jaką ujawniał niekiedy
swą pogardę dla ludu
(«Jestem z instynktu arystokratą: to znaczy, że pogardzam tłumem
i obawiam się go»; «Z ludem francuskim należy postępować
jak z
obłąkanym, któremu nie można wiązać rąk z obawy, aby nie wpadł
w
szał»). Ważniejsze jest to, że Tocqueville zwraca się do
tradycji arystokratycznej po system wartości, do którego
przymierzać będzie społeczeństwo
egalitarne.
Bo Tocqueville to nie tylko
arystokrata, który zdecydował się zaakceptować demokrację «bez
entuzjazmu i bez słabości». To także arystokrata, który ocenia
demokrację ze swej klasowej perspektywy. Obraz społeczeństwa
arystokratycznego, który można odtworzyć z rozsianych po całej
książce
refleksji autora, malowany jest ciepłymi barwami.
Arystokracja była depozytariuszem wolności i godności ludzkiej,
kultury politycznej, doświadczeń
w rządzeniu. Rozwijała
wyrafinowane formy cywilizacji: naukę, sztukę,
dobre maniery. Jej
hierarchia społeczna rekompensowała nierówności między ludźmi i
brak mobilności socjalnej poczuciem stabilizacji i bezpieczeństwa:
każdy dobrze znał swe miejsce w społeczeństwie...
Jest to obraz ujmujący; Tocqueville
sugeruje przy tym, iż takie społeczeństwo arystokratyczne było
historyczną rzeczywistością. W istocie to już nie
typ idealny
arystokracji: obraz ten zbyt jest odległy od realiów. To już, jak
pisze amerykański politolog Andrew Hacker, «utopia przebrana w
historyczny kostium».
Arystokratyczny charakter wyliczanych
wyżej wartości został bez wątpienia wyidealizowany. Ale przecież
nie wynika z tego wcale, że same wartości
były pozorne. Łatwo
kwestionować ideę, że więzi społeczne właściwe «społeczeństwu
arystokratycznemu» (rodzinne, korporacyjne, stanowe) dawały ludziom szczęście dzięki poczuciu
tożsamości i bezpieczeństwa. Jednakże
czy w nowym, burżuazyjnym
porządku nie stawało się problemem to, co
przeczuwał już
Monteskiusz a konstatował Tocqueville: izolacja ludzi w
zatomizowanym społeczeństwie? Czy nie odczuwano naprawdę ciężaru
anonimowości i zastępowania więzi społecznych — jak to
określali Marks i Engels — przez zimny rachunek pieniężny? Jeśli
zaś dostrzeżemy nawet u
Tocqueville’a arystokratyczną
nostalgię, to przecież rozumiał on dobrze — i
explicite to
stwierdzał — iż problem nie może polegać na jakimś powrocie do arystokracji, lecz na
przetransponowaniu pewnych «arystokratycznych»
wartości do
systemu demokratycznego.
Jan Baszkiewicz
Ze wstępu do Demokracji w Ameryce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.