wtorek, 26 kwietnia 2016

Zmęczenie byciem kochanym

I upokorzenia – tak, upokorzenia. Pojąłem to stosunkowo późno, bo wydawało się uczuciem zupełnie nieadekwatnym w zaistniałej sytuacji. Powinienem kochać fakt, że jestem kochany. Powinno wbijać mnie w pychę to, że ktoś, przyjrzawszy się bacznie mojej egzystencji, uznał, że jest godna miłości. Jednak poza krótkim momentem rzeczywistego wywyższenia – choć nie jestem pewien, czy nie było w nim więcej osłupienia niż samej pychy – to właśnie upokorzenie było uczuciem, które w sobie odkryłem. Czułem, że otrzymałem nagrodę przeznaczoną dla kogoś innego – nagrodę cenną, owszem, ale tylko dla kogoś, kto by na nią zasłużył w naturalny sposób.

Przeważało jednak uczucie zmęczenia – zmęczenia, które przewyższa znudzenie. Zrozumiałem wtedy zdanie Chateaubrianda, które zawsze zbijało mnie z tropu, bo nie miałem jeszcze własnego doświadczenia w tym zakresie. Chateaubriand, wcielając się w swojego René, powiada: „Męczyło go to, że jest kochany” – on le fatiguait en l’aimant. Ze zdumieniem zdałem sobie sprawę z tego, że opisuje doświadczenie identyczne z moim, i dlatego nie mam prawa negować jego prawdziwości.

Zmęczenie byciem kochanym, byciem naprawdę kochanym! Zmęczenie tym, że trzeba przyjąć na siebie cały ciężar czyichś uczuć! Że zostaje się zmienionym z kogoś, kto zawsze chciał czuć się wolny, w chłopca na posyłki, zobowiązanego do odwzajemniania się, do przyzwoitości bycia w pobliżu, tak aby nikt nie pomyślał, że jest księciem w uczuciach i że odrzuca najwspanialszą rzecz, jaką może obdarzyć ludzka dusza. Zmęczenie tym, że egzystencja staje się czymś całkowicie uzależnionym od relacji z czyimś uczuciem! Zmęczenie samym faktem, że koniecznie trzeba czuć, że trzeba koniecznie, choćby bez wzajemności, także trochę kochać!

Ten mroczny epizod przeminął, tak jak się pojawił. Dzisiaj nie ma po nim śladu ani w moim umyśle, ani w moich uczuciach. Nie dał mi żadnego doświadczenia, którego nie byłbym w stanie zdobyć poprzez badanie praw ludzkiego życia, przyswajając sobie ich znajomość instynktownie, jako człowiek. Nie dał mi ani przyjemności, którą wspominałbym ze smutkiem, ani bólu, który też bym wspominał ze smutkiem. Mam wrażenie, że było to coś, o czym gdzieś czytałem; incydent, który przytrafił się komuś innemu, nowela, którą przeczytałem do połowy, bo drugiej połowy brakowało, a mnie ten brak nie przeszkadzał, bo przecież do miejsca, do którego doczytałem, treść noweli była oczywista i chociaż nie miała sensu, to brakująca część i tak nie mogłaby już jej żadnego sensu nadać, jakkolwiek miałaby się rozwinąć intryga.


Fernando Pessoa Księga niepokoju
tłumaczenie: Michał Lipszyc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.