Chassard, który odwołuje się często do książki Lévinasa A l`heure des nations,
(nie wiedzieć czemu, nie została wydana po polsku) uważa, że jego
koncepcja Inności, równoznaczna z obsesyjną allofilią, jest sprzeczna z
europejską tradycją, w której centralną pozycję zajmuje Ja a Inny zawsze
odnosi się do Ja (autofilia). Natomiast u Lévinasa to Inny określa Ja;
stoi on zawsze wyżej niż Ja, to po stronie Innego jest zawsze wyższy
stopień godności. Inny zawsze znaczy coś więcej niż Ja. Inny nie jest
tym, kim Ja, nie dlatego, że ma inną fizjonomię, charakter, inne cechy
fizyczne i intelektualne, ale z powodu swojej najwyższej Inności;
wyniesienie i godność Innego nie są żadnymi obiektywnymi danymi, które
można stwierdzić, są mu przyznane po prostu dlatego, że Inny bytuje
zawsze wyżej w swojej nieosiągalnej Inności. Twarz Innego to nie twarz
konkretna, empiryczna, z której odczytać można różnice fizyczne,
kulturowe, rasowe, lecz abstrakcyjna, bezcielesna, otwierająca nam
nieskończoność ( nie znaczy to – dodajmy– że abstrakcyjna twarz nie
ukonkretnia się w danym, europejskim kontekście kulturowym, etnicznym,
rasowym).
Inny jest w swojej radykalnej Inności
Mistrzem, Ja – Sługą, jednakże nie rozwija się tutaj dynamiczna
heglowska dialektyka Pana i Sługi. Relacja i pozycja są nieodwracalne:
Inny jest szlachetnym Panem na zawsze, Ja – na zawsze podłym Sługą,
pogodzonym ze swoją służebną pozycją, nie znającym wrogości wobec Pana,
rozkoszującym się swoją niższością i poniżeniem i nigdy nie myślącym o
wyzwoleniu, które mnie uszlachetni.
Gloryfikacja Inności jest ukrytym
wezwaniem do posłuszeństwa wykluczającego odmowę i opór. Ja uprzedzam
życzenia i rozkazy Innego, korzę się przed Innym, troszczę się o Innego
bardziej niż o siebie samego, moja troska o Innego jest bezwarunkowa,
nie zależy od tego, czy Inny troszczy się o mnie. Staję się zakładnikiem
Innego, jestem zdany na niego, wydany na jego łaskę. Europejczyk jest
wszystkiemu winny, jest winny przed Innym, ma odczuwać permanentną winą
wobec Innego, winę ma zawsze przypisywać sobie, nigdy Innemu.
Jeśli bliżej i krytyczniej przyjrzeć się
filozofii Lévinasa, w której – jak osądza Chassard – więcej jest
dysputującego racjonalizmu, egzegetycznej racjonalności, więcej
rezonerstwa niż rozumu i mądrości, to okazuje się, że jest ona filozofią
poddaństwa, samoobwiniania, samoponiżenia, samonienawiści i samonegacji
(Europejczyka). Przed epifanią Twarzy Innego Europejczyk „pada na
twarz” (Chassard mógłby w tym kontekście przywołać opinię Jeana
Raspaila, że dzisiaj w Europie rządzi Big Other). Miłość i
szacunek wobec tego, co Własne ma Europejczyk zamienić w miłość i
szacunek wobec tego, co Inne. Filozofia Lévinasa oparta jest na wzorze
wiecznej wędrówki, jest topofobiczna i nomadyczna, permanentna
diasporyczność ma być formą bytowania i myślenia. Stoi to w zasadniczej
sprzeczności z umysłowością i formą życia Europejczyka. Dlatego zamula
mu umysł, zamąca jego moralny osąd, niszczy jego samoistność, odwodzi od
jego jestestwa, pozbawia duchowego jądra, czyni duchowo niezdolnym do
oporu, sprawia, że w sensie psychologiczno-etycznym Europejczyk wpada w
matnię.
Europejczyk wchłaniający filozofię
Lévinasa jest urabiany w sensie psychologiczno-etycznym, aby swoją
wolność, swoje terytorium, swoją ziemię, wytworzone przez siebie
bogactwo oddać (konkretnym) Innym. Lévinas jest więc, chcąc nie chcąc,
heroldem imperializmu Innych, takich czy innych przybyszów z innych,
pozaeuropejskich światów, skrytym wyrazicielem interesów realizowanych
przez imperialistyczne, pozaeuropejskie ośrodki władzy. Filozofia
Lévinasa nie zna autentycznego uniwersalizmu, który wszystkim ludom i
narodom pozwala wyrażać ich odrębność we własnym kraju, bez
jakiegokolwiek rodzaju przymusu ani służalczości wobec Innego; jest,
zdaniem Chassarda, filozofią antyeuropejską, filozofią kapitulacji
Europejczyków, kapitulacją przed Innymi, niezależnie od tego w jakiej
konkretnej postaci się objawiają.
Taką samą diagnozę otrzymuje drugi
„szwarccharakter” Jacques Derrida, który jednak, zdaniem Chassarda,
swoją „antyeuropejską wywrotową robotę” prowadzi o wiele mniej zręcznie
niż Lévinas. Cała filozofia Derridy streszcza się w jego niechęci do
homogenicznego języka, do integralności języka narodowego (zatem także
do narodowych języków filozoficznych). Derrida chce złamać jedność
języka, rozbić narodowy monolingwizm, zastępując go multilingwizmem (a
więc multikulturalizmem). Jego celem jest lingwistyczna niekoherencja.
Derrida chciałby, aby języki się mieszały, krzyżowały bez granic, aż
język ulegnie takiemu zniekształceniu, że stanie się nie do poznania.
Jeśli odwołamy się do Carla Schmitta, który kazał pytać przeciwko komu
wymierzone są in concreto pojęcia, teorie czy koncepcje, to zauważymy od
razu, że przedmiotem operacji Derridy polegającej na dekonstrukcji
języka, nie jest język hindi, język arabski czy język australijskich
aborygenów, ale język francuski, niemiecki, angielski, hiszpański,
polski etc. jednym słowem języki europejskie. A ponieważ jedność języka
zapewnia kulturowo-polityczną jedność narodom i jest warunkiem panowania
nad danym regionem kulturalno-językowym , to derridiańska akcja
przeciwko językom europejskim jest de facto próbą wytrącenia z ręki Europejczyków narzędzia władzy kulturowej nad własnym terytorium.
Derrida otwarcie wyznawał, że ideą
kryjącą się za filozofią dekonstrukcji jest zdekonstruowanie mechanizmów
mocnych państw narodowych, zdekonstruowanie retoryki nacjonalizmu,
polityki miejsca, metafizyki ojczyzny i rodzimego języka; dekonstrukcja
ma rozbroić „bomby tożsamości” skonstruowane przeciw Obcym przez państwa
narodowe. Dla Derridy wszelkiego rodzaju tożsamościowy sprzeciw wobec
wtargnięcia w europejski świat, tego, co Obce, jest absolutnie nie do
zaakceptowania; ksenofobia, czyli normalna i zdrowa reakcja
immunologiczna wobec tego, co zagraża jedności, integralności i
egzystencji naturalnej wspólnoty, godna jest najwyższego potępienia
(samopotępienia). Derrida, jak i kohorty derridianistów, jest zaciekłym
wrogiem wszystkiego, co autochtoniczne, wrogiem świata rodzin, narodów i
ras, stanowiących naturalne przeszkody wobec inwazji Obcych na Europę.
Europejczyk ma się otworzyć na to, co Obce, np. przyjąć miliony ludzi
wszystkich kontynentów, ras i kultur. Derrida doprowadza do absolutnego
maksimum samobójczą linię kosmopolityzmu, jego filozofia jest filozofią
globalizmu, filozoficzną formą antynarodowej bezgraniczności, gdzie
ludzkie wspólnoty rozpływają się w powszechnym niezróżnicowaniu,
metysażu i hybrydyczności.
Europejczyka obowiązuje nakaz
gościnności, nakaz bezwarunkowy niczym imperatyw kategoryczny, stojący
ponad regułami i warunkami (Lévinas i Derrida są idealnymi
przedstawicielami, opisywanej przez Arnolda Gehlena, hipertroficznej
moralności). Istnieje prawo Obcego i obowiązek Tubylca, prawo Obcego do
bycia przyjętym i obowiązek Tubylca przyjęcia Obcego; te prawa i
obowiązki arbitralnie określa absolutna ksenomania i patologiczna
proksenia Derridy.
Derrida żąda totalnego otwarcia na
Obcych, otwarcia bez warunków wstępnych, bez zastrzeżeń i ograniczeń.
Jego ideałem jest świat, w którym takie pojęcia jak emigrant, imigrant,
azylant, obcy, przybysz, ojczyzna, granica tracą sens. W ostatecznej
konsekwencji zniesiona zostaje różnica pomiędzy Nami a Nimi, przy czym
to My (Europejczycy) mamy przestać być „Nami”, bo „Oni” nie zamierzają
rezygnować ze swojego „My”, nie do „Nich” wszak Derrida adresuje swoją
filozofię, ale do „Nas” (Europejczyków). W istocie Derrida żąda, żeby
autochton zrezygnował na rzecz allochtona ze swojej ziemi, swojego
domostwa, swojej kultury, swojego języka, swoich zasobów a w końcu z
samego siebie. Stojący na progu własnego domu właściciel ma nie tylko
zapraszać Obcego do środka, nie tylko z niecierpliwością go wyglądać,
lecz powinien wręcz go nawoływać : „nie chcę, abyś tylko do mnie
przychodził, wejdź we mnie: zajmij, okupuj mnie“.
Fragment omówienia eseju belgijskiego filozofa Pierre Chassarda Samoubezwłasnowolnienie jako cnota?
Cały artykuł Tomasza Gabisia tutaj →
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.