piątek, 22 kwietnia 2016

Jugendamt czy Hitlerjugend?

Po obejrzeniu polskiego dokumentu pdt. ,,Ucieczka z piekła”, jestem już całkowicie pewien, że niemiecki urząd ds. młodzieży (Jugendamt) stał się godnym naśladowcą Hitlerjugend. Piszę to z pełną odpowiedzialnością i mam dowody na poparcie tej tezy. Nie musiałem ich nawet daleko szukać; wystarczył jeden dokument polskiej produkcji i kilka artykułów prasowych, aby rozwiać wszelkie dotychczasowe wątpliwości.

Jugendamt jest instytucją nieposiadającą centralnego środka i pozbawioną jakiegokolwiek wydziału kontrolującego pracę lokalnych oddziałów. Jeszcze od czasów nazistowskich posiada nieograniczone możliwości i żaden niemiecki polityk nie jest zainteresowany ich ograniczeniem. Skutkuje to tym, że Jugendamt pozostaje państwem w państwie i wykorzystuje ten przywilej, by zarabiać ogromne ilości pieniędzy na handlu żywym towarem.

Instytucja ta, już po bezprawnym odebraniu dzieci biologicznej rodzinie, przekazuje je do ośrodków zarządzanych przez prywatne spółki, ściśle powiązane z dyrekcją Jugendamtu. Już sam ten fakt pozwala zrozumieć, że chodzi o ogromny nepotyzm i korupcję, a w żadnym razie o dobro ludzi.

To właśnie biologiczni rodzice są zmuszani do utrzymywania dzieci w przytułkach. Rachunki opiewają niejednokrotnie na ogromne sumy pieniędzy, a Jugendamt wykorzystuje ten fakt, by przekazywać dzieci do rodzin zastępczych w biedniejszych krajach (w tym także w Polsce). Dzięki temu rodzina zastępcza może np. otrzymywać 500 euro, a 4500 euro (przypominam: wyciągnięte siłą od rodziny biologicznej) trafia w ręce urzędnika, który dziecko porwał i przekazał rodzicom zastępczym. Nie dziwi zatem fakt, że nie brakuje osób chętnych do tak zbrodniczego procederu.

W jaki sposób jednak odbiera się dzieci biologicznym rodzicom? Wystarczy, że rodzic nakrzyczy na dziecko lub da mu klapsa. Czym różni się to od procederu instytucji skandynawskich? Tym, że Jugendamt nie potrzebuje dowodów, gdyż porywa dzieci BEZ DECYZJI SĄDÓW. Byli urzędnicy przyznają niechętnie, że w związku z tym nie ma nawet potrzeby fabrykowania dowodów. Bo po co?

Jugendamt może stwierdzić, że rodzic jest alkoholikiem, narkomanem lub, że jest psychicznie chory, a to wystarczy, by odebrać mu wszystkie jego dzieci. Jakiekolwiek badania czy testy nie są tutaj potrzebne. Nie w Niemczech, nie w centrum Europy.

Dzieci po trafieniu do przytułków i rodzin zastępczych, są często traktowane okrutnie. Chodzą brudne i głodne, o czym donoszą rodzice biologiczni, gdy już cudem uda im się ich własne dzieci zobaczyć. To nie Polska, że bieda i brud może być powodem do odebrania dziecka rodzinie; w Niemczech dziecko może być czyste i zadbane, a po odebraniu go rodzicom, trafia w zupełnie nieodpowiednie ręce.

Nie tak dawno jednej z Polek udało się porwać dwie córki i wywieźć je do Polski. Pomimo tego, że żadna z nich nie miała skończonych nawet dziesięciu lat, w Polsce ustalono, że były one molestowane seksualnie w ośrodku Jugendamtu. Prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie, choć nic z tego nie będzie. Polska nie ukarze instytucji, która pozostaje bezkarna w swoim własnym kraju.

W dokumencie podano także przypadek pewnej Niemki, która postanowiła uciec do Polski wraz ze swoją matką i córką. Niestety, lecz urzędnicy Jugendamtu dopadli ją w asyście polskiej policji i trafiła do więzienia, a jej córkę oddano w łapy handlarzom dzieci.

Matka ta zapewne już nigdy nie zobaczy swojej córki. Jugendamt robi wszystko, by odcinać dzieci od ich korzeni i żeby zapomniały one, kim są ich prawdziwi rodzice. Wywozi je z daleka od rodzinnych miast i poddaje systematycznemu praniu mózgu.

Potwierdza to Polka, której historię opisałem w sporym skrócie powyżej. Jeszcze przed porwaniem, udało jej się kilkukrotnie spotkać z córkami w asyście urzędnika Jugendamtu. Jak każdemu, jej także zabroniono porozumiewać się z córkami w języku ojczystym. Ponad to jej córki były na silnych lekach psychotropowych i nie poznawały swojej własnej matki.

Jak zatem wygląda typowa historia rodziny, której odebrał dzieci Jugendamt?

1. Zacząć może się od tego, że dziecko ma problemy z nauką. W związku z tym, urzędnik nachodzi każdego dnia rodzinę i bezczelnie wysuwa propozycję dobrowolnego oddania dziecka, a nawet rozwodu rodziców, bo w jego opinii tak byłoby dla dziecka lepiej. Robi to do czasu, aż podenerwowany rodzic wyrzuca go z posesji, co kończy się dla niego tragicznie: zostaje oskarżony o bycie chorym psychicznie narkomanem. Urzędnik przekonuje też dziecko, że jeśli opowie mu, iż rodzice go biją (nawet jeśli to nieprawda), wtedy cały ten koszmar się skończy. Tak czy inaczej, Jugendamt stawia na swoim i siłą odbiera dziecko rodzicom. Nie potrzebuje do tego decyzji sądu.

2. Rodzice długo nie mają prawa widzieć się z dzieckiem, a mimo to, że rzekomo każda sprawa jest inna, to Jugendamt dziecka nie oddaje prawie nigdy. Jest to dla niego zbyt dochodowy biznes.

3. Po długich miesiącach oczekiwania, rodzice widzą się ze swoim dzieckiem. Jest ono na silnych lekach i nie ma pojęcia co się z nim dzieje. Rodzice są zmuszeni mówić do niego w języku niemieckim.

4. Rodzice płacą Jugendamtowi ogromne sumy pieniędzy na utrzymanie dziecka, które z każdą kolejną wizytą jest coraz to bardziej zaniedbane, a zarazem coraz to bardziej zgermanizowane.

5. W końcu rodzice zdesperowani postanawiają porwać dziecko, lub jeśli nie mają z nim żadnego kontaktu i nie są w stanie go odnaleźć, popełniają samobójstwo lub kończą swój los w równie tragiczny sposób.

6. Los dziecka często toczy się strasznie: jest molestowane, bite, głodzone, a często samo stara się uciec lub decyduje się zakończyć życie. Jugendamtu nie obchodzi jego los, tylko pieniądze, jakie za dziecko dostaje.

Takie rzeczy dzieją się w państwie wiodącym Unii. Do działań urzędników Jugendamtu nie umywają się nawet pracownicy opieki socjalnej Szwecji czy Norwegii, znani z odbierania dzieci rodzicom, bo te chodzą smutne. Jest to proceder, który ma miejsce naprawdę długo i z którym nikt nic nie robi.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie udziela pomocy Polakom, którym bezprawnie odbiera się dzieci poza granicami ich kraju. Nawet Niemiec szukający w Polsce azylu, zostaje w końcu przy udziale naszych służb wytropiony i wywieziony, a potem postawiony przed sądem. Za to, że przeciwstawił się instytucji iście hitlerowskiej, która porywa dzieci i zarabia na ich germanizacji, a także na oddawaniu ich do rodzin zastępczych, które często wykorzystują je np. jako towar dla pedofilów.

Podobny proceder zaczyna mieć miejsce w Polsce. Państwo woli odebrać dziecko biednej rodzinie, której potrzeba pięciuset złotych do zapewnienia godziwej egzystencji i oddaje je rodzinie zastępczej, która zarabia na tym cztery razy więcej. Podobnie jak i urzędnik odpowiedzialny za cały ten haniebny proceder.

Do centrum Europy wchodzi powoli Kosowo. Na porządku dziennym jest, by władzę reprezentowali przestępcy handlujący ludźmi, organami, bronią czy narkotykami. Wraca też stare: Polacy są na każdym kroku dyskryminowani i obdziera się ich z kultury, języka i tradycji. Ponownie za to wszystko odpowiadają Niemcy.

Zmieniają się nazwy partii, lecz nie ich metody i cele. Tym razem ustrój nazistowski i metody iście faszystowskie ukrywa się pod długim płaszczem demokracji i praw człowieka. Nikogo jednak nie obchodzi, gdy te prawa są faktycznie w Europie łamane. Europejskie dzieci mogą być bite i głodzone w ośrodkach państwowej opieki socjalnej, a przywódców zajmuje wolność prasy w Chinach i prawa kobiet w Iranie. Nikogo nie obchodzi handlowanie tysiącami dzieci w Niemczech, gdy wszystkie oczy zwrócone są na tą złą Rosję.

Historia uczy niewątpliwie jednej rzeczy: masy zawsze kierują swój wzrok w tym kierunku, w którym nie powinny. Wtedy też szukają wroga przed sobą i nie widzą ich prawdziwych przeciwników, stojących z nożem w ręce za ich plecami.


 Za: Robert Grünholz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.