Nagle odrywam się od mojego
anonimowego życia, doświadczając jasnej wizji mojej egzystencji,
jakby jakiś lekarz przeznaczenia wybawił mnie w jednej chwili z
wieloletniej ślepoty. I widzę, że wszystko co robiłem, wszystko o
czym myślałem, było rodzajem szaleństwa i mistyfikacji (...).
(...), że wszystkie moje najbardziej klarowne myśli i najbardziej
logiczne zamiary nie były w istocie niczym więcej niż wrodzonym
zamroczeniem alkoholowym, naturalnym obłędem, wielką
nieświadomością. Nawet niczego nie odgrywałem. To mnie odgrywano.
Nie byłem aktorem, byłem gestami aktora.
Wszystko co robiłem, o czym myślałem,
czym byłem, to suma podporządkowań - albo pewnemu fałszywemu
bytowi, który uważałem za swój, ponieważ go uzewnętrzniałem
moimi działaniami, albo pewnemu zespołowi okoliczności, branych
przeze mnie za powietrze którym oddycham. W tym momencie mojej wizji
jestem człowiekiem, który nagle został osamotniony, który pojął,
że jest banitą tam, gdzie zawsze był obywatelem. W najgłębszej
intymności moich myśli nie byłem sobą.
Księga niepokoju s 41-42
Michał Lipszyc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.