To czy można praktykować Naukę
Jezusa bez idei Trójcy Świętej, jest sprawą dyskusyjną.
Bezdyskusyjnie jednak, bez Trójcy Świętej w Nauce Buddy nie można
się obejść. Ta Trójca to oczywiście nietrwałość, cierpienie i
nie-ja. Trójca, bo występuje razem, kto objaśnia anatta,
nie-ja, nie wspominając o nietrwałości i cierpieniu nie wie o czym
mówi. A dlaczego ta Trójca jest Święta? Otóż widzą ją tylko
święci, wchodzący w strumień, raz-powracający, nie-powracający
i arahat. Inna interpretacja: jest święta, bo gdy puthujjana ją
zobaczy, ona uświęca go czyniąc wchodzącym w strumień.
I tak, kto widzi nietrwałość jest
święty. (Ponieważ już raz ustaliliśmy, że kto widzi
nietrwałość, widzi także cierpienie i widzi nie-ja, kiedykolwiek
będziemy mówić o nietrwałości, jest jasne, że mówimy także o
cierpieniu i nie-ja).
I tu pojawia się problem, który
brzmi: "Ale w czym problem?" Jak się wydaje, kiedy
chrześcijanin widzi tutaj i teraz Ducha Świętego, no to
rzeczywiście jest coś. Ale widzenie nietrwałości? Wydaje się, że
do tego nie trzeba jednak być świętym ... Bo przecież każdy
inteligentny człowiek - inteligentny w codziennym użyciu tego
słowa, nie wspominamy tu o inteligencji ariya - zgodzi się, że
wszystkie rzeczy w czasie i przestrzeni są nietrwałe, zatem widzi
nietrwałość? Jak więc podejść do tego problemu, Budda mówi,
że jest problem a my nie widzimy żadnego problemu. Bardzo ważne
jest rozpoznanie hierarchii i uznanie się za głupszych od Buddy,
głupszych od wiedzy zawartej w Suttach. Wielu buddystów ma z tym
problem i optymistycznie zakłada, że to Sutty się mylą a oni mają
rację. Względnie mówią, że owszem, Sutta głosi to a to, ale my
przecież nie wiemy czy to prawda. Zwykle, gdy ktoś nam coś mówi i
my mu nie wierzymy, nie jesteśmy w pełni przekonani, że mówi
prawdę, to dlatego, że nie uważamy go za godnego zaufania. I
odwrotnie, przyjacielowi, który nigdy nas nie oszukał i którego
informacje zawsze okazywały się prawdziwe, wierzymy, choćby to co
mówił wydawało się nam nieprawdopodobne. I jest coś takiego jak
kamma vipaka, dojrzenie działania. W tym wypadku, nasz brak
zaufania do Sutt jest konkretnym brakiem działania; jak mówi
Stanisław Lec: "Czyny niezaistniałe wywołują często
katastrofalny brak następstw". Tylko dzięki Suttom możemy się
wyzwolić z odwiecznej samsary, i jeżeli od początku im nie ufamy,
nasze szanse są po prostu bliskie zeru.
A zatem wierzymy, że jest problem i że
jeżeli go nie widzimy, to nasz problem a nie Nauki Buddy. A w czym
leży nasz problem? Otóż, zbyt pochopnie założyliśmy, że zwykły
człowiek naprawdę widzi, że wszystkie rzeczy w czasie i
przestrzeni są nietrwałe. Są pewne rzeczy, których zwykły
człowiek - puthujjana nijak nie potrafi zobaczyć jako
nietrwałe. Jakie to rzeczy? To rzeczy, które uważa on za jego
własne: "To moja żona, mój dom, mój samochód". Oraz
rzeczy z którymi się identyfikuje, na przykład ciało: "To
moje ciało, tym jestem, to moje ja". Jeżeli na przykład w
nocy ktoś ukradnie sąsiadowi, za którym specjalnie nie przepadamy,
samochód, nie ma większego problemu byśmy się pogodzili z jego
nietrwałością. Natomiast jeżeli ukradną samochód naszemu
ulubionemu sąsiadowi, którego identyfikujemy jako "To mój
przyjaciel", będziemy tym dość poruszeni. Oczywiście to
jeszcze nic w porównaniu z tym, gdy to nam ukradną auto.
Co w tym wypadku oznacza nietrwałość,
czego nie widzimy? Z pewnością pójdziemy błędną drogą
filozoficzną, jeżeli zaczniemy udowadniać, że to auto jest tak
naprawdę nieistniejące, że nie ma własnej natury. To oczywiście
może się nam wydawać dość atrakcyjnymi rozważaniami, jednak
prawdopodobnie dzieje się to dlatego, że już ktoś nam powiedział,
że właśnie oto chodzi w Nauce Buddy, że rzeczy tak naprawdę nie
istnieją. Wziąwszy tą informację za dobrą monetę, nie jesteśmy
zbyt chętni do przyznania, że Budda jednak jak najbardziej nauczał
tego, że rzeczy są. Owszem, są nietrwałe i tak jak auto, złożone
w wielu części, nie mniej jednak rzeczy istnieją.
I ten przykład jasno pokazuje, że
problem leży na pierwszym miejscu w naszym przywiązaniu do rzeczy.
A czemu przywiązujemy się do rzeczy? Po prostu posiadanie rzeczy i
identyfikowanie się z pewnymi rzeczami jest przyjemne.
Jest naukowiec, Thomas Metzinger, który
zajmuje się sprawami ego. Jakkolwiek jego konkluzje mogą wydawać
się zbieżne z Nauką Buddy, są one osiągane zupełnie innym
metodami. Metzinger myśli, spekuluje, wysuwa hipotezy. Uczeń Buddy,
na drodze vipassany bada swe subiektywne doświadczenie, idąc
śladami przetartymi przez Buddę. A co odkrył Budda? Budda poznał,
że idee subiektywności, są nierozerwalnie związane z poczuciem
nieśmiertelności i trwałości. W naszym doświadczeniu występuje
coś takiego jak "ja" - ekstra-temporalny monolit, kiedy
idziemy spać i budzimy się rano, mamy poczucie kontynuacji,
jesteśmy cały czas tą samą osobą. Jednak samo "ja"
jest puste i jak to dobrze rozpoznał filozof Hume, gdy zaczynamy go
szukać, nie znajdujemy. Nie znajdujemy na drodze refleksji, bo jest
w najwyższym stopniu prawdopodobne, że sam Hume, który
intelektualnie wysilając nie potrafił zleźć tego "ja",
był emocjonalnie związany z ciałem i widział je tak: "To
moje, tym jestem, to moje ja".
Puthujjana widzi rzeczy właśnie w ten
sposób: "To moje, tym jestem, to moje ja". Zawłaszcza
rzeczy i identyfikuje się z nimi. Ale jest w tym pewna subtelność,
którą koniecznie musimy zrozumieć, jeżeli chcemy zrozumieć
przekaz Buddy o nietrwałości, cierpieniu i nie-ja. Jaka to
subtelność?
Nie jest możliwe by "wieczne"
ja identyfikowało się z czymś co jest nietrwałe. A jednak do
takiej identyfikacji dochodzi. Dlaczego? Z uwagi na zniekształcenia
percepcji, gdzie nietrwałość rzeczy nie jest widziana. Ignorancja
jest ślepotą na nietrwałość. Obdarzaniem nietrwałych rzeczy
złudnym poczuciem trwałości.
Dopóki to zniekształcenie percepcji
jest u nas obecne, dopóty jesteśmy puthujjaną. Dopiero wraz
z wglądem w nietrwałość, gdzie jasno i bezpośrednio widzimy, że
cokolwiek jest podmiotem powstania jest podmiotem zaniku,
stajemy się ariya. Mając wgląd w nietrwałość, widzimy,
że identyfikowanie się z rzeczami i branie ich za "ja",
jest związane z cierpieniem, gdyż jakkolwiek wiele przyjemności
dawałaby nam dana identyfikacja, wraz zanikiem danej rzeczy, musi
dojść do końca i spowodować cierpienie.
To sytuacja sekha, proces
identyfikacji został wstrzymany, nie mniej, dalej obecna jest
ignorancja w postaci wyobrażenia "jestem". Patrz Sutta z
czcigodnym Khemaką.
Jak dochodzi do tego, że puthujjana
dostrzega nietrwałość? Weźmy na przykład współzależne
powstawanie: z narodzinami jako warunek, starość i śmierć. Mamy
tu dwa ogniwa. Jak już zauważyliśmy na poziomie emocjonalnym
ludzie żyją jakby byli nieśmiertelni i jest tu olbrzymi dysonans z
poziomem refleksyjnym, gdzie śmiertelność ciała, wydaje się nie
do uniknięcia. Z tym dysonansem większość ludzi radzi sobie przez
zapominanie, wypieranie i lekceważenie danych związanych z naszą
śmiertelnością. Owszem jest święto zmarłych, ale tak poza tym
temat śmierci jest raczej unikany w rozmowach. Kto w towarzystwie
zaczyna mówić o śmierci, psuje dobry nastrój.
Możemy sobie też przypomnieć z jaką
reakcją spotkał się sam Jezus, który stwierdził, że ten kto
podąży za jego Nauką nie zazna nigdy śmierci. Został wyśmiany.
Dlaczego? Ludzie którzy go wyśmieli, nie mieli wglądu we
współzależne powstawanie.
Mający wgląd we współzależne
powstawanie, widzi jednak nietrwałość. Śmierci rzeczywiście
można uniknąć tu i teraz. Musimy tylko uzyskać wizję:
Wszystkie determinacje są nietrwałe
Wszystkie determinacje są cierpieniem
Wszystkie rzeczy są nie-ja
Determinacje to sankhara. W
relacji z narodzinami jako warunek, starość i śmierć, narodziny
to determinacja, sankhara, natomiast śmierć jest
determinowana przez narodziny, gdyby nie było takiej rzeczy jak
narodziny, nie byłoby i śmierci. A zatem śmierć jest nietrwała,
anicca, determinowana, sankhata, i powstała
współzależnie, paticcasamuppanna. Widzenie śmierci jako
nie-ja, jako nie mojej śmierci, w ten paradoksalnie prosty sposób
daje nam nieśmiertelność. Nie możemy sprawić by to co śmiertelne
stało się nieśmiertelne, ale możemy uniknąć śmierci przez nie
identyfikowanie się z tym co śmiertelne ...
Oczywiście prostota osiągania
nieśmiertelności w Dhammie jest pozorna bo jak już zaznaczyliśmy
główny problem leży w emocjonalnym przywiązaniu do rzeczy,
czerpiemy z nietrwałych rzeczy przyjemność i trudno nam z tej
przyjemności zrezygnować. Nie jesteśmy inteligentni, chwytamy się
nietrwałych rzeczy, które prędzej czy później przyniosą nam ból
a odwracamy się od Nauki Buddy i nie potrafimy nawet zrezygnować, z
takich drobiazgów jak materialne rzeczy, jak więc moglibyśmy
zrezygnować z mentalnych przyjemności tak zwanego selfingu,
procesu identyfikacji. Ot choćby: "jestem buddystą", i to
nie jakimś tam zwykłym buddystą, nie, ja jestem buddystą
theravady:)
Swego czasu Bertrand Russell popełnił
książeczkę: "Dlaczego nie jestem chrześcijaninem".
Zajęło mu to ładnych parę stron. Inteligentnemu człowiekowi
wyjaśnienie dlaczego nie jest buddystą, zajmuje znacznie mniej
czasu i miejsca. Sprawa jest prosta, nibbana jest wstrzymaniem
wyobrażenia "jestem". Nie zrealizuje się tego przez
wzmacnianie koncepcji "jestem" przez identyfikację "jestem
buddystą".
Ten kto ma wgląd w nietrwałość nie
jest już dłużej ani buddystą ani chrześcijaninem, ani
czymkolwiek innym, radość z identyfikowania się z nietrwałymi
rzeczami pozostawił przeciętniakom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.